Mako pozostał sam w jaskini demona, nie do końca wiedząc, co powinien teraz zrobić. Nagle wszyscy członkowie jego zespołu zniknęli. Teoretycznie najłatwiej powinno być znaleźć Tessę, jednak... nie mógł mieć co do tego pewności. Te jaskinie były istnym labiryntem. No i jako duch nie posiadał węchu. Ruszył więc przed siebie w poszukiwaniu któregoś z członków teamu.
Latając w tę i z powrotem, przemierzając liczne korytarze i groty trafił wreszcie do jaskini pełnej ognistoczerwonych kryształów. Jego uwagę zwrócił drobny przedmiot, leżący na jej środku, na kryształowym postumencie. Postanowił to zapamiętać i ruszył dalej.
Dopiero kilka minut później natrafił na pierwszą zgubę i bynajmniej nie była to osoba, z którą pragnął spędzać wiele czasu. Na posadzce leżały połyskujące metalicznym blaskiem części, wyglądające na model wilka.
- A gdy już myślisz, że gorzej być nie może pojawia się wkurzający duch... - mruknęła, poruszając zachowaną we właściwym miejscu szczęką.
- My się znamy...? - Mako w pierwszej chwili nie rozpoznał fragmentów, ale potem... - Kapitan...?
- Nie, święty Lucyfer - mruknęła głowa. - Możesz mi pomóc złożyć się do kupy?
W oczach ducha pojawił się niebezpieczny błysk.
- A co jeśli powiem, że nie? - spytał kpiąco. - Co mi zrobisz?
Samotna głowa Bezimiennego spojrzała ponuro na ducha.
- Mako? - z tunelu za nami rozległ się głos wadery. Magicznym sposobem odnalazła się Veela! Półprzeźroczysty basior był bardzo zadowolony z tego powodu. W ten sposób pozostała do odnalezienia tylko jedna osoba.
- Dobrze cię widzieć Vi. - Basior uśmiechnął się do przybyłej. - Skoro już jesteś chodźmy odszukać Tessy.
- Najpierw podaj mi łapę, bym mógł ci przywalić - powiedziała spokojnie metalowa głowa.
- Kapitan...? - zdziwiła się wadera. - Głowa kapitana? Co wyście tu wyprawiali? I czemu on jest z metalu.
- Długa historia. - Bezimienny przewrócił oczami. - Czas się kończy, a my sobie spokojnie tu gawędzimy. Mogłabyś mnie łaskawie złożyć?
Veela pokręciła głową z westchnieniem, ale spełniła prośbę. Już po chwili basior stał w swojej pełnej, metalowej klasie. Poruszył łapami na próbę, szczęśliwy, że znów je ma. Nie czekając, aż złożony nacieszy się swoim stanem pozostała dwójka ruszyła korytarzami. Mako przyśpieszył, by odnaleźć zgubę. Minął kilka korytarzy i wreszcie ją zobaczył! Był przy niej ten demon wcześniej. Mówił coś o jakiejś córce. Jego córce. Co mógł mieć na myśli? Basior powrócił do towarzyszy i zdał relacje z tego co widział, jak również z dziwnego przedmiotu znalezionego w jednej z jaskiń.
- Hmm... - zastanowił się kapitan. - Może powinniśmy się rozdzielić? Ja poszedłbym po tamten przedmiot, bo i tak nie mogę zbliżać się do demona, a ty z Vi pomożecie Tessie.
Wyjątkowo zgodnie i bez sprzeciwów propozycja została przyjęta i wilki się rozdzieliły. Idąc za dokładnymi wskazówkami ducha Bezimienny dotarł na wyznaczone miejsce i zaczął się przedzierać przez ostre kryształy, nic sobie nie robiąc z drobnych rys na pancerzu. Zadziwiająco szybko zdołał się dostać do celu, wszystko szło gładko. Za gładko. Gdy tylko uniósł przedmiot cała jaskinia zadrżała i z sufitu zaczęły się sypać odłamki skał. Trzymając w pysku malutką broszkę basior z pełnym impetem wypadł z groty. Pędził na złamanie karku w kierunku wyjścia, nie bacząc na nic ani na nikogo. Zdołał dostać się do wód jeziora i wypłynąć na powierzchnię. Wyszedł na brzeg i rozejrzał się w nadziei, że zobaczy kogoś z pozostałych. Jednak nikogo nie było.
Na wodzie pojawił się olbrzymi bąbel powietrza i wybuchł, uwalniając smród stęchłych jaskiń. Część z nich, jak nie wszystkie, musiały się zawalić. Basior miał nadzieję, że jego towarzyszą udało się jakoś uniknąć zgniecenia. Gdy tak stał na wodzie pojawił się kolejny bąbel, a w chwilę później para mokrych wader i całkiem suchy basior. Wgramolili się na brzeg, otrzepując. Pomachałem im bez słowa pod nosem zdobyczą.
- Wacamy - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz