Shayde upadła, a pozostali instynktownie cofnęli się przed nacierającym przeciwnikiem. Nikogo nie widzieli, jasne światło ich oślepiało.
- Kij z tym! - wrzasnął nagle Korso i chwycił w zęby pierwsze-lepsze światło. - Wejemy!
Pozostali bez słowa usłuchali. Ktoś pochwycił nieprzytomną waderę i rozpoczęła się ucieczka na oślep, przez ciemny korytarz. "Dobrze, że zneutralizowaliśmy pułapki" przemknęło przez myśl Vincentowi, prowadzącemu grupę. Wkrótce wszyscy wypadli z jaskini. Dyszeli, ze strachu, podniecenia, zmęczenia.
- Co tam masz, Korso? - spytała Tenebrae.
Wszyscy spojrzeli na przedmiot trzymany przez zielarza.
- Too... nóż? - spytał Satoschi.
- Na to wygląda - mruknął Korso.
- Myślicie, że to to? - zainteresowała się Shayde.
- Innego pomysłu nie mam - przyznał Vincent, cały czas wpatrując się w broń. - Świeci. Jest dobrze. W każdym razie termin i tak się kończy, więc musimy wracać.
Wszyscy pokiwali głowami i ruszyli w drogę powrotną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz