1 września 2015

Argona i Ookami

O: Nie do końca zarejestrowałam, co się stało. Jeszcze przed chwilą byłam w mojej podświadomości, a teraz leżę przy Wodospadzie Łez i kręci mi się w głowie. Odetchnęłam głęboko parę razy i ostrożnie podniosłam się. To było… nieco zbyt gwałtowne.
- Poczekaj, nie idź jeszcze. Chciałabym ci coś pożyczyć, a dokładniej jeden z moich amuletów. Tak więc ja zaraz wracam, a ty tutaj czekaj. Gdybyś wyczuła jakiegoś wilka, biegnij na miejsce gdzie się spotkałyśmy albo do mojej jaskini, potem po prostu podrzucę cię do granicy – rzuciłam tylko i rozłożyłam skrzydła do lotu.
A: Spojrzałam za oddalającą się waderą i postanowiłam spełnić jej prośbę. Tak wiele dla mnie zrobiła, że czułam się winna jej przynajmniej tą uprzejmość. 
Zrobiłam kilka kroków w tył, w mgłę lasu i skuliłam na ziemi. Byłam niewidzialna jak skała. Dosłownie. Gdyby ktoś przechodził mógłby pomylić mnie z olbrzymim głazem. Miałam nadzieję, że da mi to przynajmniej kilka sekund przewagi nad potencjalnym przeciwnikiem.
Jak można się było spodziewać, Wodospad Łez jest w końcu bardzo lubianym miejscem, niedługo potem w zasięgu wzroku pojawił się jakiś wilk. Nie widziałam dokładnie kto to, jednak jego obecność powiedziała mi, że lepiej będzie udać się do nory Ookami. 
Wstałam i dyskretnie wślizgnęłam się głębiej w las. Na moje nieszczęście tamten wilk nie był sam. Ktoś mnie ujrzał, usłyszałam warkot.
Nie oglądając się za siebie skoczyłam w mleczną mgłę i najciszej jak mogłam pognałam przez las, klucząc między drzewami, raz po raz zmieniając kierunek. Wreszcie wydało mi się, że zgubiłam mojego prześladowce. Byłam już blisko nory czarnej wilczycy, więc po prostu się skryłam wewnątrz. Wspinaczka na półkę była równie monotonna co poprzednio, jednak tam czułam się bezpieczniej. Przywarowałam przy krawędzi tak, że ja widziałam wejście, jednak z wejście nie mogłam być zauważona.
O: Leciałam ponad drzewami w stronę wodospadu, gdy wyczułam mijającą mnie Argonę. Natychmiastowo zawróciłam w stronę jaskini. Po chwili wylądowałam na najwyższej półce, na której dostrzegłam skuloną Argonę. Gdy mnie zauważyła, chyba nieco się rozluźniła. Szybko zdjęłam amulet z szyi i wręczyłam go waderze.
- To jest Yin-Yang. Jeżeli naznaczysz go swoją krwią i rzucisz nim o ziemię, wytworzy pole ochronne, które powinnam wyczuć. Wtedy też natychmiastowo do ciebie przylecę, tylko, na litość bogów, używaj go tylko w krytycznych sytuacjach. Uzbieranie wystarczającej ilości energii w nim kosztowało mnie sporo pracy. Pamiętaj, ja ci go tylko pożyczam, nie oddaję – po tych słowach wzbiłam się nisko ponad ziemię, chwyciłam wszystkimi pazurami grzbiet Argony i ostrożnie wyleciałam z jaskini. Teraz niech tylko nikomu nie wpadnie do głowy lot w pobliżu nas i po kłopocie. Las jest zbyt gęsty, aby nas zauważyć. Chyba.
A: Podróżowanie w ten sposób nie było zbyt komfortowe, jednak nie marudziłam. Było to lepsze od spotkania trzeciego stopnia z którymś z członków watahy. 
Niespodziewanie pod nami ujrzałam jakiegoś przemykającego pod drzewami wilka. W pewnym momencie podniósł łęb i nieco skorygował swój bieg. Widział nas...
- Ookami, ktoś jest pod nami - powiedziałam do zajętej lotem i własnymi myślami wadery.
O: Postanowiłam zdać się na Argonę. W końcu, można powiedzieć, że wszystko zależało od naszej dwójki.
- Informuj mnie na bieżąco o tym co widzisz w dole – rzuciłam i ponownie zaczęłam myśleć, jak tu ich zgubić. Po krótkiej chwili oświeciło mnie. – Argo, trzymaj się mocno, bardzo mocno, no i nie wierć się – oh, wait, to ja ją trzymałam. Nieważne. Zebrałam się w sobie i zaczęłam coraz bardziej przyspieszać, przy okazji latając to na prawo, to na lewo. 
A: Pęd powietrza uderzał mnie mocno w twarz, a wadera wciąż przyspieszała. Nigdy wcześniej nie latałam, a teraz wiem, że nie będzie to moje ulubione zajęcie.
- Z lewej - zaraportowałam waderze, a ona nieco skorygowała kierunek lotu. - Teraz na piątej.
Przez jakiś czas trwała ta wcale nie zabawna zabawa. Wreszcie udało nam się zgubić prześladowców i wylądować niedaleko pierwszych zabudowań. Mgła już niemal całkowicie opadła, mimo to czułam się bezpieczna tak blisko domu.
- Dziękuję - oznajmiłam. - Za wszystko. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Już chciałam ruszać z powrotem do miasta, gdy przypomniało mi się coś.
- Już dawno chciałam zapytać: dlaczego jeszcze żaden wilk nie próbował atakować kolonizatorów?
O: - Mixi coś tam mówiła, żeby na nich uważać, ale nie atakować. Wojownicy i strażnicy patrolują pobliskie tereny, ewentualnie my – zwiadowcy – próbujemy zdobyć jakieś informacje, jednak żadne inne wilki nie zapuszczają się w te strony. To chyba tyle – zamyśliłam się lekko. – Teraz ja mam pytanie. Czy jest sposób, abym dostała się na tereny ludzi i nie wyglądało to podejrzanie? Z tego co udało mi się dowiedzieć, wnioskuję iż „zbieracie” nas.
A: Skinęłam głową. 
- Jakiś czas temu do laboratorium, gdzie pracuję, przybyło sporo wilków z watahy. Aktualnie są w ośrodku. Prowadzimy nad nimi badania... w sumie nie wiem co one z tego mają, jednak nie wypadało mi pytać. - Skrzywiłam się lekko. - To chyba jedyny sposób.
Zamilkłam na chwilę, po czym przypomniał mi się dokładniej tamten dzień.
- Ale żebyśmy mogły tam się dostać musiałabyś opanować przemianę w człowieka. One wszystkie z jakiegoś powodu to umiały...
O: Pokiwałam głową w zamyśleniu.
- Wiesz… kiedyś miałam taką moc, jednak… nie wiem, sama nie wiem. Bądźmy szczerzy – nienawidzę gatunku ludzi, więc nigdy mi się z taką przemianą nie spieszyło – potrząsnęłam łbem. Może mogłoby mi się to udać, jednak szanse były bardzo nikłe. Zapomniałam wielu rzeczy, zbyt wielu, żeby prezentować dawny poziom. Westchnęłam cicho. – Mogę spróbować, jednak niczego nie obiecuję. Nie ma innego sposobu?
A: Zasępiłam się. 
- Mogłabyś udawać psa i wlec się przy moich nogach. Coraz częściej widuje je na ulicach lub przy ludziach. Na smyczy. To trochę przygnębiające, jednak ludziom najwyraźniej sptawia to przyjemność. Chociaż jesteś trochę duża na coś takiego... bardziej wyglądasz jak potwór niż piesek domowy...
O: Spojrzałam na byłą Alphę krzywo.
- Stwierdzam, iż był to komplement. Niby mogłabym sprawić, że będę posiadać tylko 4 łapy i 1 ogon, gorzej ze skrzydłami i rogami. Zresztą, to jest moja duma, więc niemalże nie ma mowy – przekrzywiłam łeb. – Chyba, że założyłabyś mi tę… smycz i twierdziła, że dzikiego wilka też można oswoić. Mogę udawać przymuloną, czy jak tam się te psy zachowują, a jak to nie wyjdzie – spróbuję tej przemiany w człowieka.
A: Skinęłam głową.
- Dobry wybór. Gdybym miała zdolności telepatyczne mogłabym ci wskazać drogę. Mój mistrz mówił, że poprzez połączenie umysłów znacznie łatwiej sobie przypomnieć zapomniane umiejętności. - Westchnęłam. - Próbuj.
O: Odetchnęłam głęboko i przymknęłam oczy. Zapewne będzie przypominało to zmienianie rozmiarów w mojej podświadomości. „Taak… po prostu przypomnij sobie jak wyglądają ludzie i jak to robiłaś wcześniej… po prostu przypomnij… nic więcej…” powtarzałam w myślach jak mantrę. Zaczęłam pobierać energię z otoczenia. Po chwili wokół mnie buchnęły czarne płomienie i… nic? Zachwiałam się i upadłam na plecy. Plecy, nie grzbiet. Zbladłam lekko. Teraz najgorzej będzie z chodzeniem, w końcu przez cały czas poruszałam się na ośmiu łapach, a teraz mam do dyspozycji tylko dwie nogi.
A: Płynnie i bez problemów przeszłam w ludzką formę. Podałam leżącej na ziemi dziewczyny i wyciągnęłam do niej dłoń, by jej pomóc wstać.
- Dobra robota - Uśmiechnęłam się lekko. Podnosząc dziewczynę. - Jak na pierwszą przemianę poszło ci nieźle. Nawet wyglądasz niebrzydko. Tylko... mogłabyś pozbyć się rogów? Wśród ludzi nie są zbyt popularne. Przynajmniej tak mi się wydaje, sądząc z obserwacji.
O: Rzuciłam jej mordercze spojrzenie.
- Goń się – prychnęłam. – Wystarczająco dużo energii zmarnowałam na tę przemianę. Teraz już nauczyć się chodzić i po sprawie… tak myślę – po tych słowach puściłam się drzewa, którego kurczowo się trzymałam. Jako iż nadal stałam prosto, zrobiłam ostrożny krok w przód. Potem następny i następny. Przy czwartym nie miałam już tyle szczęścia, bo gdyby nie drzewa, przewróciłabym się prosto na twarz. – Jak wy się normalnie poruszacie, tego nie jestem w stanie pojąć. Przecież tylko dwie nogi są takie niestabilne… - mruczałam wciąż pod nosem, nawet nie oglądając się na Argonę.
A: Patrzyłam na tą groźną i silną waderę z lekkim rozbawieniem. Ludzkie ciało wybitnie jej nie przypadło do gustu.
- Jeśli chcesz , możesz na razie wspierać się na moim ramieniu. Nim na ulicach zrobi się ruch powinnyśmy dotrzeć do mojego mieszkania. Tam na spokojnie porozmawiamy, co możemy zrobić a czego nie. Zgoda?
O: Spojrzałam w dół na swoje nogi, po czym przeniosłam wzrok na Argonę.
- Zgoda – po małej chwili zastanowienia odpowiedziałam. Teraz to ona przejęła dowództwo, że tak powiem. Bardzo powoli podeszłam do byłej Alphy i oparłam się o nią. Wzięłam dwa głębokie wdechy. – Chyba możemy już ruszać… - powiedziałam tylko tyle i skoncentrowałam się na nogach, żeby szły prosto i równo… Przynajmniej w tym miejscu Argona miała rację, było dużo prościej, gdy się na niej wspierałam… Prawa, lewa, prawa, lewa… 
A: Przez dłuższy czas szliśmy po miękkiej ściółce, między drzewami. Chciałam, byśmy jak najdłużej pozostały chronione przed ludzkim wzrokiem w tym gąszczu, jednocześnie obawiając się członków watahy. Cóż... w razie konieczności mogłam porzucić Ookami i umknąć najprostrzą drogą na osiedle. 
Na nasze szczęście nie pojawił się już żaden z prześladowców. Maszerowałyśmy w ciszy. Ookami zbytnio była skupiona na nauce chodzenia, by mówić, ja cały czas nasłuchiwałam obcych kroków.
Wreszcie dotarłyśmy do pierwszych budynków. Wkroczyłyśmy na asfalt, co nieco zachwiało równowagą dziewczyny, jednak w porę udało mi się ją powstrzymać przed upadkiem. 
- Jeszcze trochę - mruknęłam, tym razem rozglądając się za jakimś z dwunogów w zasięgu wzroku. Nikogo nie było. Odetchnęłam kilka razy, by się nieco uspokoić i ruszyłyśmy dalej.
Najgorsza okazała się droga po schodach. Dla wadery wspinaczka była dodatkowo męcząca i mimo że uparła się trzymać poręczy cały czas musiałam pilnować, by nie stoczyła się na sam dół.
Po tej mozolnej wspinaczce weszłyśmy do mojego niewielkiego mieszkania. Posadziłam Ookami na podłodze i poszłam zaparzyć herbaty.
- Dobrze ci poszło - powiedziałam, włączając czajnik. - Choć myślałam, że szybciej się nauczysz.
Podkpiwałam z wadery dobrodusznie, czując się w jej towarzystwie niespodziewanie swobodnie. Szczególnie tu. 
Tak. Byłam samotna. Brakowało mi kogoś życzliwego, z kim mogłabym porozmawiać.
O:Przymknęłam oczy ciesząc się chwilą odpoczynku. Już nawet nie zwracałam uwagi na zaczepki Argony. Może kiedyś tam, uda mi się jej odgryźć. Ale nie teraz. Zsunęłam się po ścianie z pozycji siedzącej do leżącej i rozłożyłam ręce na boki. Jeszcze wygodniej. Ziewnęłam przeciągle. Ta podłoga była zadziwiająco wygodna. Łypnęłam jednym okiem na moją przewodniczkę. Ta była nadal zajęta parzeniem herbaty, więc ponownie się rozluźniłam. Niestety, mój relaks przerwało dźgnięcie pod żebro.
A: - Nie śpij jeszcze - poprosiłam, znacznie łagodniejszym tonem niż poprzednio. - Musimy jeszcze uzgodnić kilka spraw, nim pójdę do pracy. 
  Postawiłam tacę z herbatą na ziemi i pokazałam dziewczynie, by się częstowała. Sama wzięłam swoją filiżankę i wsypałam do niej kilka dodatkowych łyżeczek cukru.
- Przede wszystkim, czego chcesz się dowiedzieć, co zobaczyć na własne oczy, co mam dla ciebie znaleźć i przekazać? - zapytałam.
O: Podniosłam się do pozycji siedzącej, opierając plecami o ścianę. Sięgnęłam po filiżankę i upiłam jeden łyk gorzkiego napoju. Wtedy też zaczęłam zastanawiać się nad pytaniem wadery. Niby chciałam wiedzieć wszystko, tylko na ile mogłam sobie pozwolić?
- Chciałabym wiedzieć, gdzie trzymacie złapane wilki i dokładnie co z nimi robicie, zobaczyć wasze życie oraz ujrzeć jak żyjecie w tej wiosce. Co do ostatniego, przekazać mogłabyś mi plany jakie macie co do naszej watahy… a znaleźć… – tutaj na chwilę przerwałam. – Chciałabym, abyś odnalazła samą siebie. Widzę, że ty i demon walczycie o dominację.
A: - Hmmm... - Zamyśliłam się. - Mogłabym zabrać cię do obiektów. Każdy ma oddzielną kwaterę, więc chwilę to zajmie. No i mogą cię zdradzić. Coś w ich umysłach... sama nie wiem, czemy współpracują. Mogłabym pokazać ci gdzie są wszystkie raporty... a samych planów nie znam nawet ja sama. Podejrzewam jednak, że ludzie uważają was za drobną przeszkodę, która przy odpowiedniej modyfikacji może okazać się niezwykłą bronią. 
Zamilkłam na chwilę, spoglądając w falującą taflę herbaty. Wzięłam łyżeczkę i posłodziłam ją jeszcze trochę.
- A co do odnalezienia siebie... dam ci znać jak mi się uda...
O: Wpatrywałam się głęboko w filiżankę. Lekko odbijałam się w wypełniającym ją płynie.
- Tak… najpierw może pokażesz mi te raporty… a potem coś wykombinujemy – odpowiedziałam jej monotonnym tonem, nadal wpatrzona w swoje odbicie. Zamrugałam gwałtownie oczami. Co ja właściwie robię? Narażam się dla całej watahy, która jest dla mnie… czym? Odstawiłam filiżankę na podłogę lekko wzdychając. – Argono… dlaczego dołączyłaś do ludzi? Kim dla ciebie są? No i, co cię do tego skłoniło?
A: Spojrzałam waderze poważnie w oczy.
- A co twoim zdaniem miałam zrobić? Skryć się na jakimś małym fragmencie ziemi nie należącej do watahy i rozpaczać nad moim życiem? Nie mogłam przebywać na terenie watahy, znalazłam więc inne miejsce, nienależące do niej.
O: Ponownie westchnęłam. To wszystko… było nieco męczące, szczególnie po tym, jak nie było niemalże co robić przez wiele miesięcy…
- Dobrze… dobrze. Zaprowadź mnie więc do tych raportów – czy pokaż mi je w jakiś inny sposób. A potem od razu do wilków. A potem przejmuję tę połać drewna – przejechałam palcem wskazującym po dużym, niewidzialnym okręgu wokół mnie.
A: Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do sterty ubrań. Spojrzałam na nie z dezaprobatą i wygrzebałam biały kitel. Założyłam go, poprawiając kołnierz. Włosy spięłam gumką, po czym rzuciłam Ookami zapasowe okrycie oraz czarną czapkę, przypominającą nieco te, które nosili błaznowie, choć rozgałęzienia były tylko dwa, zakończone pomponami.
- Ubierz się w to, żeby się nie rzucać w oczy - poradziłam. - Jak mnie złapią na czymś dziwnym to będziemy, a w szczególności ja będę, mieć kłopoty.
O: Spojrzałam krytycznym wzrokiem na rzucone mi ubrania, jednak po chwili zaczęłam je zakładać. Sama tego chciałam, więc nie będę narzekać… na razie. Podniosłam się z (mojej!) podłogi i oparłam o stół. 
- Och, na pewno, ta czapka nie zwróci niczyjej uwagi – mruknęłam pod nosem. Potem dodałam już głośniej. – Prowadź. Teraz to ty przejmujesz pałeczkę. W całkowitych stu procentach.
A: Skinęłam głową i poprowadziłam koleżankę do wyjścia z mieszkania. Wyszłyśmy na ulicę i bocznymi drogami doszłyśmy do skraju lasu. Śmiało zagłębiłam między drzewa. Ookami  podążała za mną. Nagle szczęknął metal i jak spod ziemi wyrósł przed nami mężczyzna z karabinem wycelowanym w nas.
- Stać! Teren wojskowy!
- Asystentka doktora Steaphensa, Argona, a to jest Lilly, pani psycholog, która będzie pomagała w badaniach - pokazałam żołnierzowi przepustkę.
  Ten tylko skinął głową i pozwolił nam przejść.
- Służbista - wymamrotałam do siebie. - Nie musiał w nas celować tak gorliwie.
  Po chwili doszłyśmy do wejścia do bunkra, gdzie ponownie zostałam wylegitymowana. Mogłyśmy odetchnąć z ulgą dopiero w dawnym pokoju jednego z wilków, który otrzymałam na własność, jako gabinet do pracy.
  Podeszłam do komputera i włączyłam jednym ruchem. Zaszumiał cicho.
- Czy życzy sobie pani zobaczyć dokumenty dotyczące naszych niecodziennych pacjentów?
O: - Oczywiście, będzie mi łatwiej przeprowadzić odpowiednie badania – odpowiedziałam. Cała ta szopka nie za bardzo mi się podobała… niestety, nie mogłam zacząć rozglądać się po pomieszczeniu. Zapewne wyglądałoby to nieco podejrzanie. Na przykład, ciekawiło mnie to buczące i szumiące urządzenie przy którym Argona coś robiła. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Albo to coś, co trzymał strażnik w lesie. Jedyne co wiem, to to, że to coś strasznie hałasuje. Jakby coś wybuchało, jednak nic takiego się nie dzieje.
A: Dziewczyna podeszła i z źle skrywanym zaciekawieniem pochyliła się nad świecącym monitorem. Dyskretnie, by nie było słychać na kamerach pouczyłam ją krótko o zastosowaniu i obsłudze komputera, jednocześnie pokazując jej odpowiednie akta i tłumacząc co oznaczają poszczególne parametry.
- Po ataku Narcyzy przeżyło jedynie sześć wilków - szeptałam. - Jednak to wystarczyło, by określić, że każdy z nich posiada specjalny... gen, charakterystyczną cechę w swoim wnętrzu. Podejrzewam, że to właśnie ona jest odpowiedzialna za przemianę w wilka.
  Mówiąc to, otworzyłam kolejny folder i... zamrugałam zdziwiona. Nie widziałam go tu wcześniej.
 Nagłówek na górze strony głosił: "Akcja 1 SJEW: Czystka". Powoli, jakby bojąc się, że coś przegapię zaczęłam przeglądać raport.
- A to świnie... - syknęłam. - Już od miesięcy regularnie umieszczają urządzenia na terenie watahy... planowana eksterminacja za dwa dni.
 Patrzyłam ponuro na przeczytany tekst. Dla watahy oznaczało to jedno. Musiała jakoś się ewakuować, uciec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz