1 września 2015

Od. Tyks cd. Bezimiennego

Erna podała mi trochę wody. Napiłam się. Byłam wyczerpana, ale złość nadal we mnie rosła.
Znowu miałam wizję. Zobaczyłam boginię spętaną w jakieś łańcuchy. To nie była Nyks... to była Hekate. Wizja się zmieniła. Zobaczyłam skrawki. Raz krew mojego ojca na moich łapach. Mnie jako demona i brata próbującego mnie powstrzymać. Zrozumiałam, czemu Lucyfer tak bardzo mnie pragnął. Zauważyłam boginię trzymającą zawiniątko. Nie! Dwa! I mojego ojca. Skapowałam już. Gdy się całkowicie ocknęłam zauważyłam, że nie ma nigdzie mojego brata.  Z niepokojem zaczęłam się kręcić po norze szamana.
- Połóż się! - rozkazała Erna - nie możesz...
Próbowałam wyjść z jaskini, ale Bezimienny zablokował mi drogę.
- Moja panno nie wypuszczę cię! Dużo przeszłaś i nie możesz...
Dalej już go nie słuchałam, bo pojawił się Lucyfer w oryginalnym wcieleniu. Wyglądało to tak jakby jego ciało na moich oczach zaczęło się rozkładać. Uśmiechną się.
- Naiwna jesteś...
- Co zrobiłeś z moim bratem?!
- Cóż... po co ukrywać? Ratuje twoją mamusię.
- Wypuść Hekate! JUŻ!
- Już wkrótce będziesz moja....!
Jego śmiech przypominał bardziej krztuszenie  się. Napalał grozą.
- Nie pragnę tej durnej boginki. Chce ciebie! Jeżeli chcesz zobaczyć ich żywych pójdź na ruiny...tam sie spotkamy.
Demon zmienił formę. Wyglądał teraz jak ja... ale miałam szare futro, ciemne włosy i  czerwone oczy.
- Widzisz... porwanie Nyks to przykrywka... chciałem, abyś zjawiła się w labiryncie, ale twój durny braciszek i ten głupi sługus zjawili się nie w porę i musiałem się deportować. I w końcu wpadłem na pomysł aby NAPRAWDĘ porwać boginię... ale nie Nyks. Hekate, a wiesz czemu?
- Wiem - odburknęłam
- No to cudownie! Jutro pod ruinami zamku...acha! Przyjdź sama!
Ocknęłam się. Bezimienny prowadził mnie do łóżka. Ale potem zrobiłam najgłupszą z rzeczy którą potem miałam żałować. Wyciągnęłam sztylet.
- Granne!
I deportowałam się do ruin wraz z jakąś waderą. WADERĄ?!
Popatrzyłam na siebie. Miałam czarne futro i... skrzydła. BYŁAM BASIOREM!!!
Spojrzałam na waderę. To byłam ja... a raczej...
- Bezimienny... tylko spokojnie... - odezwałam się głosem basiora. - tooo...tylko komplikacje!
- Tak komplikacje... komplikacje!!!! JESTEM WADERĄ!!! A raczej tobą! - odezwał się moim głosem
- Efekt uboczny... deportacji... mija po czterech dniach
- PO CZTERECH DNIACH!? - Odparł Bezimienny w mojej skórze i moim głosem.
Jedyne co było dobre to to, że nie bolało mnie serce ani łapa. Byłam pełna sił. Podobnie jak Bezimienny.
A raczej Tyks...

(Bezimienny?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz