Wziąłem dziewczynę... a właściwie kotkę na ręce i wyskoczyłem z okna. Tuż przed ziemią przycisnąłem do siebie mocniej Tyks tak, aby nic jej się nie stało. Przy pierwszym kontakcie z ziemią przeturlałem się przez bark, aby złagodzić upadek. Pomimo tak długiej przerwy od wojska nie było tak źle. Wstałem i rozejrzałem się czy nikt nie idzie.
- Nic ci nie jest? - spytałem, a kotka zeskoczyła z moich rąk
- Nic, następnym razem po prostu uprzedzaj, jak będziesz chciał się turlać - odparła z czym pomiędzy rozbawieniem, a gniewem
- Dobrze, przepraszam - podrapałem się po karku - Tooooo, masz jakiś plan tak? - W tym momencie zza domu wyszło kilku policjantów
- Tak. Wiej!- krzyknęła i zaczęła uciekać w przeciwnym kierunku
Biegła spory kawałek przede mną, a policja wręcz deptała mi po piętach. Przysprintowałem trochę i już byłem koło Tyks. Zostaliśmy zapędzeni w koci róg. Odwróciłem się i najszybciej jak mogłem wymyśliłem między nami i "stróżami prawa" ścianę z cegieł. Usłyszeliśmy wrzaski i odbiegające kroki. Zorganizowałem jeszcze torbę na ramie i spakowałem tam kota. Dziewczynie nie podobało się to, ale w sumie nie mieliśmy wyboru. Wskoczyłem na śmietnik i wspiąłem się na czyjś balkon. Zrobiliśmy tak jeszcze parę razy i byliśmy na dachu. Stąd było wszystko ładnie widać, miasto, przechodniów i również zmierzających po dachach w naszą stronę dziwnie ubranych ludzi z pistoletami i paralizatorami. Przełknąłem ślinę i zacząłem biec w przeciwnym kierunku. Lata szkoleń nie poszły w las!
- Tyks mam pomysł, widzę, że kończy mi się dach więc na razie wyskakuj z torby - po chwili kotka biegła zaraz koło mnie
- Co dalej? - zapytała lekko zmachanym głosem
- Zmienię się w wilka, wskoczysz mi na plecy i poleciiiimy - kotka kiwnęła głowa - Ale drobna uwaga, może tak być, że nie będę cię pamiętał i musisz powiedzieć marmolada - na znak, że cie znam i robimy coś ważnego
- Okej - zaczęła się śmiać
- To nie jest śmieszne, gotowa? - zmieniłem się w wilka i przestałem wszystko widzieć - To co ja robiłem
- Rori - powiedziała spokojnie i wskoczyła mi na kark, złapała się mocno mojej szyi i krzyknęła mi do ucha - Marmolada, a teraz leć, szybko
- Jasne - rozwinąłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze - Kieruj mnie, bo nic nie widzę
- To po prostu ściągnij tę opaskę, rany - sięgnęła łapką w stronę moich oczu
- Nie! - zasłoniłem się łapami
- Dlaczego?
- Bo... bo niewyjściowo wyglądam. Tylko mną steruj, proszę
- To teraz... Budynek! - wrzasnęła, a ja w ostatniej chwili skręciłem - Dobrze, dobrze
- A tak w ogóle to skąd się znamy? - spytałem z lekkim zakłopotaniem
- Ukradłeś papiery i przysłał mnie WKN. Potem do nas dołączyłeś, poszliśmy na miasto i... Na serio tego nie pamiętasz? - pokręciłem smutno głową, a dziewczyna westchnęła - Gadaliśmy w herbaciarni
- O czym? - wypaliłem
- O... niczym ważnym... Zabrałam cię do mojej przyjaciółki Est i tam nocowaliśmy. Rano, czyli jakieś półgodziny temu, zmuszeni byliśmy uciekać, bo przyszli zrobić badania krwi
- Wiem, że jestem idiotą i to w dodatku pokręconym, ale żebym się z kotem zaprzyjaźnił
- Nie, to nie tak. Moja towarzyszka zamieniła się ze mną ciałami żebyśmy mogli uciec. Rori tunel!
- Że co?
- Lecisz prosto w tunel, nie masz gdzie skręcić
- Zamknij oczy - kotka jeszcze mocniej wtuliła się w moją sierść i mam nadzieje zrobiła o co poprosiłem
Ściągnąłem opaskę, pod nami ujrzałem rozgrzane punkty, prawdopodobnie samochody, nad nami rury doprowadzające ciepło. Postanowiłem lecieć trochę pod tymi właśnie rurami. Gdy tunel się skończył nie wiedziałem już nic, tylko pustkę.
- Nie patrz na mnie, ale znajdź proszę jakieś miejsce do lądowania - poczułem, że dziewczyna wyprostowała się
- Na prawo widzę pociąg a... - przerwałem jej ruchem łapy
- Może być, przynajmniej nie będziemy takim łatwym celem - wyraz mojego pyska nadal się nie zmieniał, leciałem w pełnym skupieniu - Kontroluj - poradziłem
- Dobra... więc powoli się zniżaj
Przed lądowaniem "rozłożyłem podwozie" i delikatnie stanąłem na dachu. Kotka zeskoczyła, a ja wymyśliłem od razu założoną i przypiętą uprząż. Zacząłem się zniżać po boku wagonu, miałem nadzieję natrafić na drzwi. Tak się właśnie stało, więcej szczęścia niż rozumu. Wymyśliłem dziurę w której mógłbym się zmieścić razem z moją aktualną towarzyszką. Wróciłem po nią i zgarnąłem ją łapą. Wpadliśmy przez wejście do wagon, był wyższy niż mi się wydawało, ale na szczęście na samym dole było siano. Dużo siana. Wpadliśmy w nie po same uszy. Założyłem bandaż na oczy i z powrotem zmieniłem się w człowieka. Wyciągnąłem głowę z... siana?! Wstałem i rozejrzałem się. Poza sianem i ciemnością nic nie widziałem. Co się stało z Tyks? Wymyśliłem jakikolwiek żyrandol i zacząłem przeszukiwać siano. Ważne coby było światło.
- Tyks? - zapytałem z lekkim niepokojem i natrafiłem na miękkie futro, kotka wyciągnęła łepek z siana - Już się martwiłem
- Znowu jesteś sobą - wyczłapała się z pułapki i usiadła kawałek dalej
- Tak, mam nadzieję, że drugi ja nie naprzykrzał ci się zbytnio
- Nie... - odwróciła wzrok
- Gdzie jesteśmy? - spytałem i usiadłem obok niej
(Tyks?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz