– Centrum Zachodnie – oznajmił głos syntezatora. Mój przystanek. Schowałam książkę o działaniu ludzkiego umysłu do torebki i wysiadłam z autobusu. Skierowałam się w stronę jednej z ciemnych bocznych uliczek. Skręciłam w prawo i zaraz znalazłam się przed obskurnymi drewnianymi drzwiami. Nad nimi wisiał napis "tylko dla pracowników", który w założeniu miał świecić, a w rzeczywistości żarówki mrugały tylko w niektórych literach, tworząc napis "ko pa". Podeszłam do ubranego na czarno ochroniarza.
– Nazwisko? – zapytał bez najmniejszego ruchu, ale z mocnym niemieckiem akcentem.
– Ace – odpowiedziałam obojętnie. Taki rytuał powtarzał się codziennie, ale dobrze wiedziałam, że mężczyzna musi wykonać swoją pracę, choćby nie wiem jak dobrze mnie znał.
– Broń?
– Dwa sztylety.
Ochroniarz parsknął śmiechem.
– Jesteś strasznie przewidywalna, Ace – oświadczył, otwierając mi drzwi.
– Następnym razem przyniosę karabin maszynowy, Richter – zaśmiałam się i weszłam na zaplecze. Zdjęłam z wieszaka obowiązujący mnie strój i założyłam go, stając za kotarą. Rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze. Wpuściłam białą bluzkę z małą kieszonką na napiwki w obcisłą czarną spódnicę i spięłam wsuwkami opadające na oczy włosy. Następnie przeszłam do głównej sali. Od razu uderzył we mnie odór alkoholu. Było dopiero po godzinie osiemnastej, a niektórzy już przyszli spędzić wieczór w towarzystwie ulubionej wódki czy innej niszczycielki wątroby. Ale dla mnie to nawet lepiej. Ludzie po alkoholu mówią głośniej i więcej. A ja słucham. To największy dochód w tej pracy. Mam informacje. A informacje są bardzo cenne. Wszyscy wiedzą, że aby znaleźć na kogoś przysłowiowego haka, należy przyjść do jego ulubionego baru i podpytać kelnerów o to i owo. Ale nie ma nic za darmo. W tym miejscu wie to nawet dziecko. A ja jestem najlepsza w zbieraniu informacji. Przynajmniej tutaj.
– Hej Steven – przywitałam się z barmanem, biorąc od niego wypchaną alkoholem tacę.
– Siema Cal – odpowiedział. – Stolik numer cztery – poinformował mnie. – Zrobić ci mojito?
– A poproszę – uśmiechnęłam się i odeszłam w stronę rozmawiających głośno mężczyzn. Wyłożyłam alkohol z tacy, nie odzywając się ani słowem. Oni również zdawali się mnie nie zauważać. "Czyli z napiwków nici" – pomyślałam, zabierając puste szklanki i wracając do baru.
– Zastąpisz mnie chwilę? – poprosił Steven, podając mi ulubione mojito. – Muszę porozmawiać z Mel – wyjaśnił, wskazując głową na swoją siostrę, siedzącą w rogu. – Dosłownie minutka.
– Nie ma problemu – powiedziałam, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Stanęłam za ladą, a szatyn odszedł w stronę dziewczyny. Zamyśliłam się, patrząc na kartkę z zamówieniami. Już chciałam zacząć przygotowywać napoje i pośpieszyć kucharza, gdy ktoś podszedł do baru.
– Dobry wieczór – usłyszałam. – Potrzebuję informacji.
(KTOKOLWIEK?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz