- Raczej radzę sobie sam. - Mężczyzna spojrzał z ukosa na upartą dziewczynę. - Odkręcę to... zawsze się udawało.
- Nie jestem pewna, czy zawsze ścigała cię dobrze zorganizowana mafia, wspierana przez państwową policję - zauważyła z przekąsem Camille. - Chyba nadal nie rozumiesz. Wiem, jak oni działają i wiem, jak się przed nimi ukryć. Dlaczego więc odmawiasz przyjęcia mojej pomocy?
Lorem zawahał się na chwilę. Był potrzebny. Na tej Arenie, w tej dzielnicy, w tym mieszkaniu. Jeśli teraz wyjdzie... nie będzie w stanie zatuszować tej sprawy żadnym nakładem - przyzna się do "winy". Jeśli zostanie... czy wogle była taka opcja, skoro ona WIEDZIAŁA? Bo nie przypuszczała, ona wiedziała. A takie rzeczy sprytny prawnik potrafi obrócić, wedle swojej woli.
Od samego początku czuł, że nie jest w stanie jej okłamywać, jak to robił ze wszystkimi dotychczas. I dlatego się jej obawiał. W końcu nic nie jest tym, czym się wydaje. Czasem lepiej puścić płotkę, by zobaczyć, gdzie kryje się cała ławica.
- Mniej bym się bał, gdybyś chciała mnie aresztować - mruknął, przerywając papiery z nakazem aresztowania kilkukrotnie, aż zostały z nich strzępy.
Dziewczyna parsknęła i zamaszystym krokiem podeszła do jasnowłosego.
- Dobra! Jesteś aresztowany! Wstawaj! Idziemy do mojego wozu - oznajmiła rozkazująco. - Nie nosze przy sobie kajdanek, ale...
- Możesz wziąć krawat z garderoby - zaproponował usłużnie Lorem, nieruchomo patrząc na dziewczynę.
- Dobra! - Dziewczyna odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku sypialni. Korzystając z chwili jej nieobecności, jasnowłosy przysiadł przy nieprzytomnym mężczyźnie i dobywając niebieski długopis, jego szpicem zrobił delikatne nacięcie z tyłu szyi i poczekał, aż nieco gęstego płynu spłynie do dziurki. Po czym wstał gwałtownie, chowając urządzenie do kieszonki. Czarnowłosy nie powinien nic pamiętać - co nawet lepiej dla niego, jeśli na prawdę mafia jest tak surowa, jak mówiła Camille.
- Znalazłam tylko muszkę, ale musi wystarczyć. - Jakby znikąd ponownie pojawiła się brunetka, obracając Lorema w swoją stronę. - Daj ręce.
Mężczyzna podsunął dziewczynie dłonie, a ta szybko je związała, nie bardzo patrząc na ułożenie muchy. Jasnowłosy skrzywił się i poprawił ją, by wystawała z wierzchu.
- Nie mogę cię zrozumieć - westchnęła Camille. - Nie masz nic przeciwko aresztowaniu, jednak boisz się uciekać z nieznajomą.
Mężczyzna wzruszył ramionami. Sytuacja wydawała mu się chyba bardziej swojska, gdy nie okazywano mu bezinteresownej pomocy i niespodziewanej sympatii.
(Camille? Powodzenia w użeraniu się z tym dziwakiem^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz