-Aresztuję? - zapytałam, nie jestem pewna czy bardziej siebie czy Lorema. Musiałam to zrobić, taki był mój obowiązek. Spojrzałam badawczo na mężczyznę, próbując ocenić, czy zamierza mnie zaatakować. Wyglądał jednak jakby cały jego los spoczywał w moich rękach. - Powinnam to zrobić, rzeczywiście. - podeszłam do mężczyzny. Nie cofnął się, wciąż patrzył na mnie z lekkim niepokojem. Uniosłam wolną dłoń i przejechałam nią po miejscu, gdzie na skórze mężczyzny wiły się niczym węże ciernie róży. Chciało mi się płakać, jednak nie mogłam sobie na to pozwolić.
-Powinnam, jednak jestem na to za słaba - powiedziałam w końcu. Lorem wyglądał na bardzo zdziwionego całą tą sytuacją.
-Nie? - zapytał.
-Raczej nie. - odchrząknęłam, po czym ciągnęłam dalej - Chyba lepiej będzie dla nas obojga, jeśli już sobie pójdę. - powiedziałam, po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję mężczyzny, wyszłam do holu, gdzie założyłam buty, a następnie z mieszkania Lorema, chowając jego książkę do torby Wracałam do domu jak najszybciej mogłam, by nie musieć narażać się na spojrzenia zupełnie nieznajomych ludzi. Czułam, że patrząc na którekolwiek z nich widziałabym wściekłość, żal lub, co gorsza, szczęście. Weszłam do swojego domu z myślą, że nigdy więcej z niego nie wyjdę. Po czym usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam urządzenie z torby i spojrzałam na wyświetlacz. Elias Staliński.
-Tak, słucham? - zapytałam po naciśnięciu zielonej słuchawki i przyłożeniu telefonu do ucha.
-Witaj Camille - usłyszałam głos szefa.
-Witaj Eliasie - odrzekłam - Czy coś się stało?
-Można tak powiedzieć - radość w jego głosie zdecydowanie mnie martwiła - Charlotte przekazała nam dzisiaj wspaniałe wieści. Znaleźliśmy kolejnego członka ZUPA'y. - zaklęłam w myślach.
-Jak się nazywa? - zapytałam, starając się panować nad głosem.
-Lorem Impsum. Mieszka w Arenie 1. Dzisiaj w nocy wyślemy po niego Alexa. Już nam się nie wymknie. Mogłabyś pójść tam jutro i sprawdzić jego mieszkanie?
-Ja... - zaczęłam, układając sobie w myślach pewien plan, za który najpewniej pójdę do piekła. Po czym zaniosłam się płaczem.
-Cam? - głos mężczyzny złagodniał - Co się stało?
-Eh... Bo ja - mówiłam, między napadami szlochu, lecz w głębi duszy już wiedziałam, że mi się uda. - To nic... Po prostu wczoraj otrzymałam telefon, dotyczący mojej rodziny - kłamstwo przeszło mi gładko przez gardło - Dowiedziałam się, że nie żyją...
-Oh, tak mi przykro.
-Miałam Cię prosić, czy mogę pojechać tam. Odnaleźć ich grób. Nie mogę się skupić na niczym. Przepłakałam prawie całą noc.
-Rozumiem. Oczywiście, że możesz pojechać.
-Dziękuję, Eliasie - powiedziałam, mając nadzieję, że mój głos jest wystarczająco smutny. - Dziękuję - po czym mężczyzna rozłączył się. Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i zaczęłam się błyskawicznie pakować. Wzięłam torbę podróżną, do której schowałam ubrania, kosmetyczkę, pieniądze, kilka fałszywych dowodów, trochę jedzenia, wszystko co najpotrzebniejsze. To torebki schowałam jeszcze dodatkowo mój pistolet i naboje do niego (kto wie, co może się zdarzyć). Zeszłam do garażu i i schowałam rzeczy do samochodu. Pomruk silnika mojej czarnej BMki działał na mnie dość uspokajająco. Zamknęłam swój dom i wyjechałam z terenu posesji. Było tuż po zmierzchu, dlatego też miałam nadzieję, że uda mi się przemknąć niezauważoną. Zaparkowałam tuż przed domem Lorema. Wbiegłam po schodach i zadzwoniłam. Otworzył mi sam pan domu.
-Ubieraj się, jedziemy - rzuciłam do niego.
(Lorem? Jedziesz ze mną czy nie jedziesz? ;3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz