- Z Rzymu... - odpowiedział po krótkim zawahaniu.
- Nie wyglądasz na włocha - dziewczyna obrzuciła towarzysza krótkim spojrzeniem, by powrócić wzrokiem do drogi.
- Rodzice też się dziwili - przyznał Lorem, przenosząc się wspomnieniami do dawnego domu. Zapadła chwila milczenia, którą tym razem przerwał mężczyzna. - A ty? Byłaś tam?
- Kilka razy, ale nigdy na dłużej - odparła. - Ale na prawdę mi się podobało.
- Ta... nie ma śladów po pożarze. - Jasnowłosy sposępniał. Gdy pierwszy raz po dwóch tysiącach lat spojrzał na miasto, w którym się urodził zrobiło na nim przygnębiające wrażenie, jakby nowoczesne budynki wyrosły, pasożytując na wspaniałej, rzymskiej kulturze..
Nagle Camille zwolniła i dała ręką Loremowi znak, by przykucnął. Otworzyła okno, a mężczyzna kątem oka patrzył, jak rozmawia z policjantem - zapewne strażnikiem granicznym tej areny. Krótka, rutynowa rozmowa i samochód ponownie ruszyły z cichym szumem. Gdy jasnowłosy chciał się podnieść z powrotem na swoje miejsce, brunetka dała mu znak, by nie wstawał.
- Za chwilę drugie przejście - wyjaśniła cicho.
I rzeczywiście, wkrótce dojechali do kolejnej strażnicy, a rozmowa przebiegła równie bezproblemowo, co poprzednio i wreszcie znaleźli się na Arenie 5 - arenie portowej.
- Łódź? - Lorem wygrzebał się spod fotela i usiadł z powrotem wygodnie.
- A masz lepszy pomysł? - Camille przewróciła oczyma, a jasnowłosy pokręcił głową.
- Nigdy nie żeglowałem - powiedział, wzruszając ramionami. Dziewczyna nie odpowiedziała, jednak po jej minie można było wywnioskować, że ona też nie jest najlepszym na świecie żeglarzem.
- Damy radę - powiedziała tylko, parkując samochód przy przystani. - Wysiadaj - rozkazała cicho.
W chwilę później, obładowani walizkami, ruszyli w kierunku mariny. Camille zostawiła na chwilę swoje rzeczy i poszła budzić bosmana, pozostawiając nieruchomego Lorema na keji. Mężczyzna wpatrzył się w czarne niebo nad oceanem. W porównaniu do unoszącej się nad miastem, typowej, czerwonej łuny wyglądało na prawdę mrocznie i przerażająco. Jasnowłosy poczuł powiew zimna, wiejący z tej mrocznej pustki, przywodzący na myśl niekończącą się noc polarną.
- Pakuj do tamtej - rozkazała Camille sprawiając, że Lorem podskoczył, ale pokiwał głową i załadował bagaże do niewielkiej żaglówki. Po chwili poczuł, że łódka odbija od brzegu i wyszedł z kokpitu, by pomóc towarzyszce bezpiecznie opuścić port.
Odpychając się od burt sąsiednich żaglówek pagajami i pomagając sobie trochę silnikiem (gdy już wreszcie udało im się go odpalić... talent do przekonywania ludzi najwyraźniej nie działał na silniki) opuścili Ainelysnart wypływając w nieznane na spokojne, mroczne wody.
- Wyjmij żagle z pokrowców - poradziła brunetka, trzymając ster i próbując w ciemności dostrzec wskazówki kompasu. Głupio byłoby przecież popłynąć w odwrotnym kierunku niż powinni. Lorem, starając się nie przewrócić na wilgotnym pokładzie wziął się do roboty i chwilę później płynęli powoli na postawionych żaglach. Ocean był zaskakująco spokojny i cichy. Ląd powoli znikał w oddali, a uciekinierzy pogrążali się w ciemności. Dopiero wtedy jasnowłosy zapalił światła. Nie wiele zmieniło to w ich sytuacji, ale przynajmniej widzieli pokład. Usiadł wygodnie na przeciwko Camille, a porządnie rozciągnięta mucha miarowo kołysała się pod jego dłońmi.
- Dobrze płyniemy? - zapytał, jednak dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mapę i leżący na niej kompas. Orientowanie się na morzu było raczej trudne, póki nie zobaczyło się jakiegoś lądu. Szczególnie dla lajków w tak przygnębiająco-ciemną noc.
(Camille? Mmm, rejs po oceanie. Jakże romantycznie XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz