- Weźmiesz mnie ze sobą do Kisasi - zaczęła Cam poważnie, patrząc na więźnia kamiennym wzrokiem. Ten tylko sapnął w odpowiedzi, jakby nie do końca wiedział, co ma ze sobą zrobić.
- To się nie uda - oznajmiłam optymistycznie. Brunetka spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Zamknij się - powiedziała.
- Ma jakieś szanse - stwierdził Joshua. Cam obrzuciła go tym samym spojrzeniem.
- A ty się nie podlizuj - warknęła. Parsknęłam śmiechem.
- Weźmiesz mnie ze sobą... - zaczęła ponownie.
- Nie zadziała - szepnęłam do Karpaia. Brunetka wypuściła powietrze ze złością.
- Idźcie już sobie stąd - poprosiła, starając się udawać opanowanie. - Rozpraszasz mnie.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Nie ma sprawy, złotko. Spotkamy się na miejscu - oznajmiłam, ruszając w stronę drzwi. Joshua poszedł zaraz za mną. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, od razu ruszyłam w stronę umówionego miejsca. Dopiero kilka metrów od domu Takamoty odezwałam się do Karpaia.
- Możesz już wracać do dziewczyny - powiedziałam z uśmiechem. - Dzięki za przysługę.
- Wisisz mi za to kolejną - oznajmił poważnie.
- Wiem - wyciągnęłam do niego rękę i dobiliśmy targu. Chłopak chciał już odejść, ale coś jeszcze wpadło mi do głowy.
- A, Joshua - zatrzymałam go. Uniósł brew i spojrzał na mnie pytająco. - Jak to coś poważnego, to powiedz jej, że jednak nie pracujesz w biurze - poradziłam, starając się ukryć rozbawienie. - Na dłuższą metę to nie przejdzie, kłamstwo ma krótkie nogi. Zapytaj Cam - zaśmiałam się. Karpai spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, ale skinął głową.
- Dzięki, Cal - uśmiechnął się i ruszył w przeciwną stronę. A ja zarzuciłam na głowę kaptur bluzy i poszłam w kierunku umówionego miejsca.
(CAM? :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz