Lorem zapadł w sen, nieco uspokojony.
A następnego ranka obudziła go dopiero paląca nieobecność tego, z czym nie rozstawał się od ostatnich ponad 24 godzin. Nie było Camille.W pierwszej chwili poczuł się zmartwiony, jednak gdy nieco się rozbudził uświadomił sobie, że Cam nie jest już kilkuletnią dziewczynką i że poradzi sobie sama, gdziekolwiek poszła.
Siedział tak na łóżku nie wiedząc, co z sobą począć. Co właściwie robią ludzie, gdy nie pracują, nie piszą i nie uciekają przed kimś, ukośnik, czymś? Tempo wpatrywał się w ścianę, nim do pokoju nie weszła ta sama pokojówka, na którą niemal wpadł poprzedniego dnia. Nuciła coś cicho pod nosem w kolejnym niezrozumiałym dla Lorema języku. Dla mężczyzny był to jednak sygnał, że należy dyskretnie opuścić pokój, by nie przyprawić dziewczyny o kolejny nieprzyjemny zawał. Może przy okazji znajdzie Camille?
Jasnowsłosy wymknął się na korytarz, kompletnie zapominając, że nadal jest w piżamie, i niepewnie szedł przestronnymi przejściami, kierując się bezwiednie w stronę recepcji. Mijający go ludzie patrzyli na niego dziwnie, jednak równie dziwnie on patrzył na nich, więc szybko zmieszani odwracali spojrzenia.
W hallu nie było czarnowłosej, więc Lorem wzruszył ramionami i wyszedł z hotelu, mijając zaskoczoną recepcjonistkę, która powiedziała coś dźwięcznie po swojemu, czego Lorem oczywiście nie zrozumiał. Wyszedł w tłoczny Paryż. To, co go zaskoczyło w tym cudacznym miejscu, a czego nie dostrzegł wcześniej, było dziwnymi, ubranymi w białe szaty duszkami o sześciu skrzydełkach, uzbrojonymi w łuki i polatującymi tu i tam. Co nowocześniejsze były ubrane w miejski strój maskujący przeciętnego przechodnia, a niektóre zamiast tradycyjnych łuków miały karabiny snajperskie.
Jasnowłosy zamrugał i złudzenie znikło. Ostatni raz coś podobnego widział u siebie, w Rzymie. Chociaż jak tak pomyśleć... Francja przecież leży całkiem blisko Imperium... a przynajmniej tego co z niego zostało...
- Lorem? - Mężcyzna usłyszał za sobą kobiecy głos.
(Camille?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz