Od Camille cd. Calii
Było naprawdę niewiele rzeczy na tym świecie, których byłam całkowicie pewna. Mniej więcej za świadomością zbliżającej się nieuchronnie śmierci czy faktu, że któregoś dnia dosięgnie mnie kara za wszystkie moje występki klasyfikowała się wiedza o nieobliczalności mojej przyjaciółki - Calii Ace. Ścisnęłam telefon w dłoni, aż pobielały mi kłykcie. Sama nie wiedziałam czy jestem bardziej wściekła czy pełna podziwu dla jej umiejętności, jednak wolałam się trzymać pierwszej, bezpieczniejszej opcji.
— Jesteś już martwa, wybieraj sobie wieniec — dodałam jeszcze słodszym tonem, obiecując sobie, że na następnym spotkaniu ją rozszarpię. Potrząsnęłam głową, by wyrzucić tę kuszącą wizję z głowy.
— Ale o co ci chodzi, kochana? — spytała niewinnie, a ja już widziałam w myślach jej złośliwy uśmieszek. Zacisnęłam usta w cienką linię.
—A wiesz, że zupełnie nie mam pojęcia? — odparłam, czując jak cala gotuję się w środku. — Może o to, że śmiałaś nie dość że wziąć mój telefon w swoją lepką łapkę, odblokować go i bogowie wiedzą jeszcze co. I na dodatek. Napisałaś. Do. Fionna. — wycedziłam, nie mając już sił na udawanie spokoju.
— To był wyśmienity pomysł, złotko — odparł Szafir, cmokając cicho — Przecież od początku mówiłam ci że powinniście umówić się u nas w pubie i voila, cała sprawa załatwiona. — pokręciłam głową nad jej bezczelnością — Odpisał ci prawda? — warknęłam cicho w odpowiedzi. — Wiedziałam! A jeśli będzie nachalny to będziesz mieć swoją księżniczkę na białym rumaku - mnie. Ja cię uratuję, kochana.
— Te, Don Kichot. Wstrzymaj konie. To spotkanie biznesowe. Do niczego takiego nie dojdzie — niemal poczułam jak przewraca oczami. — Nie zrób mi wstydu, babo.
— Się wie — odparła wesoło. — Też cię kocham.
— Och zamknij się — żachnęłam się, po czym rozłączyłam się, wciąż lekko wytrącona z równowagi.
Calia Ace nie znała żadnych granic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz