Od Calii cd. Camille
– Świetnie! – zaszczebiotałam do telefonu. – Cudownie, wyśmienicie! To będzie genialna impreza, przeżyję nawet te tancerki i piñaty, i bar, i wszystko! – podekscytowałam się na tyle, żeby przerwać na chwilę malowanie paznokcia, by móc radośnie pomachać rękami. Camille jęknęła.
– Dlaczego czuję, że skoro jesteś taka rozentuzjazmowana, to na pewno planujesz coś, przez co będę żałować, że kiedykolwiek się zgodziłam?
– Przesadzasz! – zawołałam wesoło.
– Oczywiście. Dobra, będę kończyć, mam jeszcze parę spraw do ogarnięcia.
– Jasne, jasne, leć! Buziaki, do zobaczenia niedługo!
Camille wymruczała kilka naprawdę nieładnych słów po francusku.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że znam francuski. – Bardziej oznajmiłam niż zapytałam.
– Doskonale – potwierdziła moje przypuszczenia. – Pa!
– Pa, pa – powiedziałam i usłyszałam charakterystyczne piknięcie w telefonie. Przez chwilę nic nie mówiłam, ale gdy domalowałam paznokcia, wyciągnęłam dłoń przed siebie i mruknęłam wyjątkowo zadowolona:
– Oczywiście, że ty go nie zaprosisz, ale ja nie będę miała przed tym absolutnie żadnych oporów.
Popsikałam lakier sprejem wysuszającym, wciąż uśmiechając się od ucha do ucha.
– Fionnie O'Reilly, szykuj się na imprezę, która odmieni twoje życie! – zapowiedziałam w pustą przestrzeń. Siedząca na stole Lizzy spojrzała na mnie jak na idiotkę, po czym wystawiła mi język.
– No wiesz co?! – obruszyłam się, wkładając lakiery do kosmetyczki. – Jeszcze mi za to podziękują, zobaczysz.
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Odebrałam go, nawet nie patrząc na wyświetlacz, w stu procentach przekonana o tym, że to Camille.
– Wiem, wiem, jestem cudowna! – zawołałam, zanim zdążyła się odezwać. W zamian za to usłyszałam śmiech Steve'a.
– Jesteś, jesteś, ale mogłabyś już łaskawie zejść, bo czekam na ciebie od dziesięciu minut, a żadne legalne miejsce parkingowe nadal nie jest wolne.
Spojrzałam ze zdziwieniem na zegarek.
– Jeju, nawet nie wiedziałam, że już tak późno! Schodzę! – oznajmiłam, rozłączając się i podeszłam do szafki, by wyciągnąć buty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz