Odpowiedział mi czarno-biały basior. Nawet nie znam jego imienia. A przydałoby mi się. Na wszelki wypadek wolę mieć jak najwięcej informacji o każdym z członków watahy. Bo na pewno nie wszyscy z tej watahy są moimi sojusznikami. Zaproponował mi pomoc…? Nie, za tym musiało się coś kryć… Na wszelki wypadek odrzuciłam jego propozycję, tym samym gasząc płomyk nadziei, który jakimś cudem zapalił się w moim sercu. Ostrożności nigdy nie za wiele… Podeszliśmy do jakiejś jaskini.
- Haaaalo! Jest tam kto? – zawołał basior w jej głąb. Odpowiedziała mu jakaś wadera. Weszliśmy. Jaskinia była ogromna a jej spód wypełniała woda.
- Przyprowadziłem ranną – mówiąc to basior lekko się uśmiechnął. A niech go… A, nie, nie! On zasłużył na odpoczynek, sama zajmę się tym szczerzącym pyskiem. Zza filaru wyszła szarawa wadera z bardzo bujną grzywą. Jęknęłam w myślach. Czy oni wszyscy naprawdę muszą tak bardzo przypominać moich towarzyszy? Nawet ten basior przez szalik na jego szyi… Swoim zwyczajem stanęłam nieco na uboczu. Szamanka czy też medyczka od razu spojrzała w moją stronę.
(Erna? Vincent?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz