31 sierpnia 2015

"Dark sky is haven't rain"

Imię i Nazwisko: Keto Uroko
Pseudonim: Ket, Krwawa, Keto Urok
Płeć: Kobieta
Orientacja: biseksualna
Wiek: 35 lat (nieśmiertelna)
Żywioł: Śmierć, magia
Cechy charakteru: Keto jest trudna z charakteru. Z pozoru surowa i stanowcza, a tak naprawdę w towarzystwie wesoła, miła, zabawna, rozrywkowa. Z wrogami często bawi się w kotka i myszkę. Lojalna i wierna przyjaciółka. Nie wie co to strach. Zna się świetnie na walce. Pierwsze wrażenie? Zależy w jakich okolicznościach ją spotkasz. Jeżeli spotkasz ją jako wroga...będzie się z tobą dręczyć, bawić i na pewno cię zdezorientuję. Jeżeli spotkasz ją przechadzającą się samotnie będzie miała surowy wygląd i masz małe szanse, że do ciebie zagada. Jeżeli ofiaruje ci pomoc, będzie szlachetna, dobra, miła i uczynna. Niby ma taki charakter, ale w środku kryje się małe bezbronne szczenię które po tajemnie płacze każdej nocy. Marzy aby wypłakać się komuś. Komuś bliskiemu...
Aparycja: Ket jest wysoka i szczupła. Wysportowana, idealna wojowniczka. Lubi chodzić w dresach i butach nike. Ma białe włosy, i czerwone oczy jako człowiek. Jako wilk jest zaś również wysoka, wysportowana i silna. Na plecach ma liczne blizny. Ma niebieskie jak niebo oczy. Jej sierść ma kolor krwi. Mówią że to krew jej wrogów. Ma liczne niebieskie tatuaże, i jako człowiek (na plecach i nadgarstku) i jako wilk. 
Praca: Keto nie ma stałej pracy, planuje się zatrudnić jako nauczycielka, kiedy będzie miała dosyć pieniędzy założy cukiernię 
Stanowisko: Zabójca
Historia: Urodziła się w zoo. Miała szczęśliwe dzieciństwo, ale pewnego razu kupił ją pewien człowiek. Człowiek ten okazał się prowadzić nielegalne walki zwierząt. Szkolił Keto do walki na ringu. Z początku jej nie szło, ale odkryła w sobie dar. Na ringu była najlepsza. Jednak, gdy policja dowiedziała się o walkach trafiła do leśniczówki, a jej pan za kratki. W leśniczówce była rok. W końcu wyszła na wolność i przez przypadek weszła do jaskini alfy. Ta przyjęła ją z otwartymi ramionami
Moce:
  • Generał - Przywołuje armię umarłych
  • Śpiew - Hipnotyzuje śpiewem
  • Magia - rzucanie zaklęć 

Umiejętności i zainteresowania: Uwielbia walczyć, świetnie posługuje się każdym rodzajem broni, ale najlepiej walczy ze sztyletami i pięściami (łapami), o dziwo dobrze gotuje. Ładnie śpiewa, zna wiele języków, wysoko skacze dobrze się wspina i pływa. Znakomita w eliksirach
Partner/ka: Szuka
Zauroczona w: Damon
Rodzina: Nie żyje
Przedmioty: Dwa sztylety, nieskończony schowek, chlebak w którym jest pokój czasoprzestrzenny
Talizman: Zeker - Zatruty miecz, płonie Hadesowym ogniem. Niezwykle mocno tnie, 
Miejsce zamieszkania: Arena 1
Ciekawostki: 
  • Keto zgodnie z przyzwyczajeniem, gdy kogoś zabije pije mu krew
  • Jest uzależniona od słodyczy, a nie tyje

Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia: 1, 2, 3, 4, 5
Kontakt: Fragonia

Charlie

Kontakt:  SariAndN
Imię: Charlie
Pseudonim: Chirli (czytaj Czyrli).
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata
Żywioł: Powietrze jasne i przeźroczyste jak futro Charlie, Natura jak mama, Woda jak Ojciec
Patron: Gaja, czuję do niej wielkie przywiązanie dzięki mamie.
Cechy charakteru: Charlie jest tajemniczą oraz skrytą waderą, które pragnie niesamowitych przygód. Potrafi naprawdę się wkurzyć i wtedy nie da się z nią porozmawiać. Natomiast na ogół jest strasznie sympatyczną osóbką. Jej szczerość, ma w sobie dużo pod słówek. Charli bardzo przywiązuję się do innych wilków, a wrogów ma nie mała względu na to, że potrafi ośmieszyć każdego.
Cechy charakterystyczne: Szare łatki na łapkach.
Stanowiska: Obrońcy pary Alpha
Historia: Jak każdy wilk mam swoją historie, jednak ta jest niezwykła... a wręcz magiczna. Pewnego razu przyszłam na świat... Ale szczegółów wam oszczędzę, przejdźmy do tego co było dalej. Gdy miałam już 2 miesiące, byłam małym głupim szczeniaczkiem, który lubił odkrywać nowe miejsca. Pewnego razu trafiłam na norę innej watahy, była ona dosyć dziwna, gdyż raczej wiadomo każdy wilk wygania inne ze swojego terenu, tym razem tak się nie stało. Szłam i szłam głębokim tunelem, aż spadłam w przepaść, a przed oczami zrobiło mi się czarno. Obudziłam się po paru godzinach i tak właśnie trafiłam tu.
Moce: 

  • Władza nad żywiołem Powietrza
  • Leczenie,
  • Latanie dzięki motylą
  • Tworzenie fa

Umiejętności: Charlie potrafi pięknie śpiewać tak jak i pleść wianki z kwiatków i innych roślin.
Zauroczona w: Nie ma
Partner: nie ma
Rodzina: W innej watasze.
Data urodzenia: 9 Marca.
Przedmioty: Sztylet miłości
Talizman: Talizman który dostaje każdy członek jej watahy rodzinnej, dzięki niemu dostaje moc znikania.
Nora: nora
Ciekawostki:

  • Charlie budzi ranny śpiew syren, gdyż mieszka przy samym brzegu oceanu.

Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: -
Statystyki: 
Siła: 10 | Zręczność: 10 | Moc: 5 |Szybkość: 5 | Kondycja: 5 | Refleks: 5 | Zauważanie: 4 | Klasa Pancerza (KP): 0 | Wilcze drachmy (WD): 200 | Krwawe Rubiny (KR): 0 | Wykonane zadania: 0 | Wykonane Questy: 0| 
Upomnienia: 0
Pochwały: 0

30 sierpnia 2015

Karta postaci towarzysza - Draken

©nieznane
Imię: Draken
Płeć: Samiec
Rasa: Smoczy miecz - istoty tej rasy to pradawne smoki, które w wyniku klątwy zostały związane swoim żywotem z wojownikiem. Mają one moc przemiany w broń, jakiej zażyczy sobie ich pan, z którym są połączone bezwarunkową wiernością przez całe jego życie. Po śmierci pana trafiają do osoby, która była jego zabójcą. Tak przechodzą z rąk do rąk aż do momentu, w którym nie zostaną zniszczone lub ich pan nie zginie śmiercią naturalną. 
Wiek: 1036 lata
Typ: Wspierający 
Cechy charakteru: Draken stał się bardzo ponury i milczący. Jest zdecydowanie nieprzyjemny w obyciu i burkliwy praktycznie dla wszystkich. Jedynie Argonę traktuje łagodniej, podporządkowując się jej szybko i okazując skruchę. Nigdy jej nie opuszcza, bojąc się, że znów ją utraci. Stąd też zapewne bierze się jego uległość. Być może boi się też, że jeśli go zostawi, jego prawdziwy pan w końcu go odnajdzie. Niewiele w nim zostało z dawnego kpiarza, jednak nadal zdarza mu się powiedzieć coś niemiłego.  Mimo wielu lat spędzonych na tym świecie nie posiada rozległej wiedzy, jedynie znajomość broni, którymi posługiwali się jego poprzedni panowie. Nie jest ciekawy świata, nie interesuje go zbyt wiele rzeczy. Jest staroświecki i ma bardzo konserwatywne poglądy na wiele spraw. Nie lubi na przykład kobiet. Gardzi wszystkimi, które nie są jego panią i twierdzi, że powinny pracować w domu i nie wychylać się zbytnio. Potrafi ugryźć, jeśli jakaś spróbuje dotknąć go bez pytania lub za bardzo zbliży się do Argony. 
Historia: Draken jako smoczy miecz miał wielu panów. Przechodził z rąk do rąk po śmierci poprzedniego właściciela w ręce zabójcy. Był bardzo potężny, jednak nie był w stanie sprzeciwić się woli właściciela. To była jego klątwa. Gdy po śmierci swego ostatniego pana, Sefira, trafił w ręce Argony, myślał, że będzie tak samo. Jednak nie był przymuszony do wykonywania poleceń. Spodobała mu się ta wolność, więc postanowił pozostać przy Argonie. Dopiero potem zrozumiał, że jest tak ponieważ to nie ona zabiła Sefira.
Towarzyszył swojej pani podczas jej władania w Watasze Krwawej Nocy i gdy została zabita popadł w depresję. Jej zabójca nie stał się jego panem, nie był też godny, zdaniem smoka, do uzyskania władzy nad nim. Zresztą był marną kobietą. Przez długi czas więc pozostawał samotny i osowiały, aż do powrotu Argony. Od tamtego czasu nie opuszcza jej nawet na chwilę. Ścierpiał nawet nagłą zmianę, która zaszła w dziewczynie tamtego pamiętnego dnia i udaje, że nic się nie zmieniło, rozpaczliwie upewniając samego siebie, że to prawda. W głębi duszy jednak wie, że nic nie jest w porządku i że w dniu, kiedy wszystko się rypnie, jego świat upadnie z dużym hukiem.
Moce i umiejętności: Draken nie jest w stanie mówić, jednak posiada zdolności telepatyczne. Najsilniejsza więź rzecz jasna łączy go z właścicielką, jednak potrafi wytworzyć podobną linię z innymi osobami, jednak zwykle tylko wtedy, gdy mu na to pozwolą. Raczej nie potrafi nikomu włamać się do umysłu. Inaczej sprawa wygląda z osobami nieprzytomnymi lub odurzonymi, które może dokładnie przebadać, zarówno to co myślą na bieżąco, jak i ich wspomnienia. Może też zaszczepić w ich umyśle jakąś myśl, zamiar lub hasło, na które zmienią swoje zachowanie. W ten sposób mógłby o 180 stopni zmienić czyjś sposób patrzenia na świat.
Smok może również zmienić się w dowolnego rodzaju broń biała, którą miał okazję oglądać wcześniej. Charakterystyczną cechą takiego narzędzia będzie wzór w kształcie smoka. Może też przybrać formę pierścienia lub kolczyka czy wisioru.
Poziom: 1
[6 exp]

| Siła: 4 | Zręczność: 3 | Szybkość: 0 | Moc: 0 | Spostrzegawczość: 0 | Wytrzymałość: 0 | Refleks: 0 |

Właściciel: Argona Ryuketsu

Od Tyks cd. Bezimiennego

To dlatego mój brat jak był opętany mówił że znał twojego pana.-podsumowałam
Gdy miałam coś dodać ktoś zaczął śpiewać. Zza krzakach wyłoniły się piękne trzy wadery.  Każda z nich miała mocny makijaż i zadbane ułożone włosy. Były piękne.  Zamiast futra miały niebieskie, różowe i fioletowe łuski. Miały rybi ogon i błony między pazurami. Ich śpiew był niebiański i hipnotyzujący.
Oba basiory zaczęły się zbliżać niebezpiecznie do syren.
(Bezimienny? )

Od Bezimiennego cd. Tysk

- A z kim się nie zadawał? - odparłem wreszcie gorzko. - Przez jego dwór nieustannie przewijały się istoty wszelkiej maści, zabiegając o jego względy. Wielki Lalkarz wysłuchiwał wszystkich, rozmawiał z nimi. Nie wiem na ile można to nazwać "zadawaniem się", jednak zaprawdę bardzo często gościł demony.
- Rozumiem. - Arew skinął głową. Chyba nad czymś intensywnie myślał.
- Twój pan znał Lucyfera? - zapytała wprost Tyks.
  Uśmiechnąłem się gorzko.
- Myślisz, że zwykły sługa, jak ja był dopuszczany do prywatnych rozmów pana? Nie znałem imion gości, choć często pełniłem wartę przed jego komnatą. Nie mi się przedstawiali. Nie ja byłem tym, którego to obchodziło. Jak już mówiłem, przez jego dwór przewijały się przeróżne istoty.
(Tyks?)

Od Tyks cd. Bezimiennego

Brat był taki jak dawniej. Rozrywkowy, miły, zabawny. Ale wiedziałam, że to nie koniec... pozostaje kwestia uwolnienia Nyks i wykończenie Lucyfera. On ciągle krążył po labiryncie. Nie wiem czego wtedy tak się przeraził, ale wiem, że i tak będzie chciał mnie dopaść. Czemu? Nie wiem. 
Gadałam z bratem o różnych pierdółkach typu: jak się znalazłam w tym labiryncie. Od czasu do czasu zaglądał na Bezimiennego.
- Taak...
- Co?! - zapytałam - błagam... najpierw demon potem ty?!
Brat się zaśmiał
- Nie tylko chodzi o to że... hmm... Bezimienny?
Basior odparł:
- Hm?
- Po prostu... chyba... przywróciłeś mi wiarę w basiory. I czy twój pan... zadawał się z demonami? To jest bardzo ważne czy mógł mieć kontakt  z Lucyferem.
Bezimienny milczał.
(Bezimienny? Sorry za ortografię w tamtym opowiadaniu ale pisałam na telefonie)

29 sierpnia 2015

Od Bezimiennego cd. Tyks

  Przed moimi oczami rozgrywała się ckliwa i urocza scenka. Brat wreszcie wrócił do siebie i pogodził się z siostrą. W tym momencie wydało mi się, że jestem tutaj zbędny. A jednak nie miałem gdzie odejść, póki byłem w jej głowie. Musimy odnaleźć źródło tego snu. I powinniśmy to zrobić jak najszybciej. 
  Usiadłem na zimnej posadzce i czekałem, aż rodzeństwo skończy rozmawiać. Nie słuchałem nawet co do siebie mówili. Byłem nieco zakłopotany, ale... szczęśliwy. Mimo wszystko udało mi się, choć trochę, pomóc waderze. 
  Nagle chyba rozmowa zboczyła z poprzedniego toru, bo rodzeństwo mówiąc, patrzyło na mnie. Drgnąłem lekko.
(Tyks?)

Luna

Kontakt: ami21
Imię: Luna
Pseudonim: brak
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata i 6 miesięcy (Nieśmiertelność)
Żywioł: Śmierć i Cienie
Patron: Tantos i Hades
Cechy charakteru: Chłód od tej wadery jest niewyobrażalny, nikt jeszcze nie widział takiego wilka. Jest ona bezuczuciowa, no może jedynie tylko smutek i przygnębienie jest wyczuwalne. Pod tą smutną powłoką jest mały szczeniak z marzeniami o przyjacielu... prawdziwym. Jeszcze żaden wilk tak naprawdę nie poznał Luny "od kuchni", naprawdę wielu wilkom jest bardzo obca. A nikt się specjalnie nie chcę zadawać z żywą lecz oziębłą waderą. Krążą plotki, iż nikt nie widział, by dawała jakie kolwiek oznaki życia, nigdy nie jadła w towarzystwie, nie piła wody, lub się zmęczyła… zawsze w dzień urodzin jest arogancka, chamska i nie miła. To jedyne cechy wilcze.
Cechy charakterystyczne: Malunek na czole, został wykonany przez samą Boginie Nemezis mający na zadaniu hamować wybuchy agresji, oczywiście nie zrobiła tego za darmo, miało to powstrzymać przed zwaleniem jej z tronu.
Stanowisko: Zabójca
Historia: Jako szczeniak została sprzedana oddana do Tartaru (Arena śmierci) tam musiała walczyć o jedzenie i wodę. Torturowana, bez uczuć, bez litości, nauczona okrutnie zabijać została wyszkolona na płatnego zabójcę. Gdy miała zaledwie rok i dwa miesiące uciekła z piekła. Jako że jej ojciec był Szefem tych całych nielegalnych Igrzysk Śmierci dla szczeniaków, obiecała zemstę. Udała się do Bogini Nemezis, która została jej patronką, do Boga Hadesa i Tantosa wszystko to w celu zemsty. Zaciekawieni jej wolą walki, czuwali nad nią. Po zdobyciu wystarczającej mocy wróciła do ojca, by go zabić, ten wiedział co go czeka… umarł w cierpieniu i bólu. Luna po zemście, miała wyrzuty sumienia. Zamieszkała samotnie w Borze Ostatniego Oddechu i sama dokarmiała zagubione dusze. Żyłaby tam dalej, ale dzięki Bogini Selene uświadomiła sobie, że to co było kiedyś to przyszłość. "Oświecona" Luna wyruszyła w niebezpieczną podróż, by znaleźć sojuszników broni i przyjaciół… może dzięki przyjaźni odzyska utracone uczucia.
Motto: "Zbyt dużo bólu, nienawiści, znieczulicy, zbyt dużo blizn naznaczonych przez bliźnich, zbyt wielu bliskich, których tracisz w życiu szybkim."
Moce:
  • Władza nad żywiołem cienia
  • Szybkie leczenie własnych ran,
  • Odurzenie poprzez śpiew (na nawet długi czas)
  • Zadawanie cierpienia niewidzialną chmurą, może ją kontrolować tylko Luna
Umiejętności: Doskonale poluje, śpiewanie
Patrner: -
Zauroczona w: -
Rodzina: Nawet nie chce o nich pamiętać.
Data urodzenia: 02.12.2013
Przedmioty: Brak
Talizman: Księżycowy Magiczny Naszyjnik, przypomina Lunie o tym, że żyje i może jeszcze cieszyć się tym faktem, ale nie tylko, jest on magiczny - chroni Lunę od bólu fizycznego.
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia: Brak
Statystyki:
Siła: 0 | Zręczność: 0 | Moc: 0 |Szybkość: 0 | Kondycja: 0 | Refleks: 0 | Zauważanie: 0 | Klasa Pancerza (KP): 0 | Wilcze drachmy (WD): 200 | Krwawe Rubiny (KR): 0 | Wykonane zadania: 0 | Wykonane Questy: 0 |
Upomnienia: 0
Pochwały: 0

Od Tyks cd. Bezimiennego

Mój plan wydawał się szalony. Bezimienny cały czas próbował przekonać mnie żebym się nie poświęcają. Nie było innego wyjścia. Bezimienny miał zaprowadzić basiora do mnie aby ten mógł opętać mnie. Potem z Bezimiennym miał znaleźć sposób na uwolnienie mnie od Lucyfera. 
Bezimienny już zaczął. W lustrach widać było jego podobiznę. Zdawał się wołać kopnij mnie. Gdy Lucyfer dotarł do mnie zrobił przestraszoną minę i uciekł. Mój brat zmienił barwy i kolor oczu. Runy na łapiebyły niebieskie. Uśmiechnął się. Nie był sobą już odkąd pierwszy raz zaatakował Bezimienny.  W oczach miał łzy. Przytulił mnie. 
- Przepraszam... za to co zrobiłem...

(Bezimienny? )

Od Bezimiennego cd. Tyks

  Wadera ponownie zemdlała. Podczas mojego życia nie spotkałem dotychczas tak kruchej i delikatnej wadery. Może ten aspekt dodawał jej życiu wartości? Potrząsnąłem łbem, karcąc się za te myśli. Podniosłem waderę i zarzuciłem sobie na grzbiet.
- Ogłuszyłeś ją, a teraz zawleczesz w jakieś ciemne miejsce. Nieładnie. - Głos dobiegał zza moich pleców i mimo zmienionego tonu poznałem od razu, kto tam stoi.
- Przebywając ze mną jest bezpieczniejsza, jak będąc z tobą - odparłem bez wahania, spoglądając przed siebie, na wielkie lustro. Było tak, jak mówiła wadera. Na całym ciele basiora pojawiły się czerwone runy, zbiegające się w kierunku oczu - równie czerwonych.
- Jak śmiesz tak mówić, parszywa marionetko? - Z jego słów spływał jad. Basior najeżył się, runy rozbłysły jaśniej. - To ja jestem tym, który ją uratował, który całe życie poświęcił ochronie jej.
- A może poświęciłeś za dużo? - spokojnym krokiem, przekroczyłem próg niedawno otwartych drzwi. - Żeby móc kogoś ochronić, trzeba najpierw móc ochronić samego siebie przed ciemnością.
  Arew zaczął warczeć. Skoczył, ale dla zrobił to za późno. Dużo za późno. Dał się zwieść rozmowie. Zatrzasnąłem mu wrota przed nosem. Zapadłą ciemność. Tu nie było pochodni. Wyczarowałem kulę magicznego światła i poprawiłem sobie Tyks na ramionach. Drzwi za mną uderzyła jakaś potężna siła. Wolałem nie być tutaj, gdy się przedostanie. Nie mam doświadczenia w walce z demonami, a co dopiero w wypędzaniu demonów z ciała. Ruszyłem tak szybko, jak tylko pozwalała mi przewieszona wadera. Byłem w labiryncie luster - najbardziej creepy miejscu, w którym może znaleźć się wilk ścigany przez demona. Jednocześnie dawało mi to możliwość ukrycia się wśród niezliczonych odbitych obrazów.
  Nagle brązowowłosa na moich ramionach poruszyła się niespokojnie. Delikatnie położyłem ją na podłodze. Powoli otworzyła jedno oko. 
- Gdzie jesteśmy? - spytała cicho.
- Za drzwiami - odparłem. - Uciekamy przed twoim demonicznym braciszkiem.
  W jej oczach błysnęła satysfakcja, ale nie trwało to długo, bo jej miejsce zajęło przygnębienie. Cóż, kto by chciał, by jego brat został opętany?
- Gdzie on...?
- Za drzwiami... a przynajmniej był tam, gdy ostatni raz go widziałem. Chyba jest wściekły. Nie mam pojęcia, dlaczego.
(Tyks?)

Od Tyks cd. Bezimienny

  Znając życie mi nie uwierzył. Ale byłam tego pewna! Brat jest opętany przez demona. Inaczej tak by się za mną nie łasił i nie próbował odciągnąć mnie od Bezimiennego. 
  Biblioteka liczyła sobie około 800 tysięcy zwojów jak nie miliona. Przeczytanie tego zajęło by nam ogromną ilość czasu. Kończyły mi się batoniki. Przygnębiona czytałam inne zwoje. Co chwila łapałam się za serce z bólu. Bezimienny to zauważył, a ja wiedziałam co to oznacza. Musiałam znaleźć szybko boginię inaczej padnę ze zmęczenia. Okropnie bolały mnie mięśnie. Moc bogini słabła. A ja odezwałam się do Bezimiennego:
- On chce mnie.
- Kto?
- Lucyfer... ten demon.
  Gdy tylko miałam coś dodać złapałam nie ten zwój i cała półka spadła na mnie. Bezimienny szybko zaczął mnie wygrzebywać. W końcu po kilku minutach siedziałam na powierzchni. Oddychałam głęboko, a Bezimienny wziął jakąś księgę. Wtedy zrozumiałam.
Podeszłam do ściany i powiedziałam do basiora:
- Bezimienny choć tu! Musisz mi pomóc i weź księgę. 
Zrobił co kazałam.
- Połóż łapę na sztylecie. 
Wyciągnęłam sztylet i wraz z Bezimiennym wbiłam go w ścianę. Ściana się rozpadła, a my byliśmy wolni. 
Po tym wysiłku zemdlałam.

(Bezimienny?) 

28 sierpnia 2015

Od Bezimiennego cd. Tyks

  Zmarszczyłem brwi, patrząc na waderę.
- Widziałaś twojego brata, jako demona? I nie zdecydował się na mnie napaść? Jesteś pewna, że ci się nie przywidziało... - Byłem pełen wątpliwości. Nie wiedziałem, skąd nagle waderze wzięło się to stwierdzenie. - W tym nic nie ma.
  Odłożyłem zwój na miejsce i wziąłem kolejny. Zacząłem go przeglądać nieśpiesznie, jednocześnie z ukosa spoglądając na waderę. Byłem ciekaw, czy powie coś jeszcze, wytłumaczy co miała na myśli. Czekałem, jednak ona się nie odzywała. Wydawała się zdołowana. Co prawda nie wyglądała na szczęśliwą, odkąd się tu znaleźliśmy, jednak była w dość stabilnym stanie. A teraz?
(Tyks?)

Od Tyks cd. Bezimienny

- Nie chodzi mi o to że... ech nieważne.
Wzięłam się znów za czytanie zwojów.  Bezimienny co chwila się krzywił patrząc na zwój. Co go tak zainteresowało?  
- Bezimienny? Muszę ci coś powiedzieć... chodzi o to co zobaczyłam... gdy zemdlałam...
W oddali usłyszałam kroki i zza kolumny wyskoczył jakiś wilk. Miał czarne futro i krwiste oczy. Był to mój brat... opętany przez demona.

(Bezimienny?)

Od Bezimiennego cd. Tyks

- Co masz na myśli? - spojrzałem na waderę pytająco.
- No... bez wahania kazałeś tamtemu basiorowi mnie zabić, mimo że na pewno było inne wyjście. - Wadera wyglądała na przygnębioną i zranioną, co mnie zdziwiło.
- Miałem czekać, aż cię zgwałci i dopiero potem coś robić? - Uniosłem pytająco brew. 
- Nie o to chodzi! - Wadera upuściła zwój i spojrzała prosto na mnie. - Mogłeś poczekać na odpowiedniejszy moment, mogłeś go dopaść, gdy mnie prowadził, mogłeś zdać się na mojego szurniętego brata! Oh, cokolwiek!
- Nie miałem czasu na rozważanie wszystkich opcji. - Wzruszyłem ramionami. - Poza tym... czemu uważasz, że powinno mi na tobie zależeć?
  Moje ostatnie słowa zrobiły na niej duże wrażenie. Czyżby myślała, że jestem tutaj, bo coś dla mnie znaczy? Na tę myśl wybuchnąłem gromkim śmiechem, który mroził krew w żyłach.
- Co cię tak bawi? - Tyks wyglądała na oburzoną.
- Twoja naiwność - odparłem w pół tonu przerywając śmiech. - Powiem ci coś. Prawdę. Nie powinnaś wyobrażać sobie za dużo. Jestem kukiełką, lalką, marionetką, która nie posiada uczuć. Nie pomagam ci, bo coś do ciebie czuje. Pomagam ci, bo czuję się zobowiązany do pomocy tym, którzy jej potrzebują. To jedyne, co czyni ze mnie istotę żywą. Nie jem. Nie śpię. Nie piję. Nie wydalam i nie rozmnażam się. Nie starzeję się, a mimo to żyję. Przedziwne zjawisko, prawda? 
(Tyks?)

Od Tyks cd. Bezimienny - ,,Komnata wspomnień''

Od tego czasu, gdy ten basior spróbował mnie zabić przez gadkę Bezimiennego zaczęłam mieć do brata większy dystans. Szyja bolała mnie okropnie. Gdy Bezimienny wysłał mi leczniczą energię trochę lepiej się poczułam, ale nic nie mógł więcej zrobić. Nawet Arew starał się jak mógł, ale na próżno. Gardło mnie piekło, a czułam się tak jakby ktoś właśnie pozbawił mnie narządów. Chodziłam jak po wypadku. Kilka razy mdlałam, a raz zdarzyło mi się wymiotować. Bezimienny podpierał mnie bo miałam problemy z chodzeniem. Po paru nocach trafiliśmy na rozwidlenie. Odezwałam się pierwsza.
- Niech... Bezimienny... idzie... ze... mną.
Brat się zdziwił. Ot tego czasu jeszcze mniej ufał basiorom. Zwłaszcza Bezimiennemu. Jednak wiedząc, że moje siły są na wyczerpaniu nie kłócił się z basiorem tylko odparł łagodnym tonem:
- Lepiej żebym ja z tobą poszedł.
Zrobiłam błagający wzrok.
- On... zna... się... na... leczeniu.
Basior o dziwo nie zaatakował. Wziął tylko swój sztylet. Miał ich cztery. Każdy z innym kamieniem szlachetnym. Mi podarował ten z fioletowym który wzmacnia magię, a Bezimiennemu z zielonym pomagającym leczyć każdą ranę. On sam zatrzymał z niebieskim i czerwonym. Czerwony miał zatrute ostrze i mocno ciął a niebieski służył do rysowania run i pomagał w ochronie. Fukną do basiora:
- Tylko dbaj o moją siostrę i nie zgub sztyletów.
Bezimienne tylko pokiwał głową i pomógł mi dojść do rozstaju dróg. Ostatni raz widziałam mojego brata. Potem weszłam do tunelu. W głowie ciągle miałam tylko jedno słowo: Awery. Przesunęłam litery i w głowie przypomniałam sobie zdanie które powiedział Bezimienny do mojego brata:
- Awery, Arew czyż to nie zbieg okoliczności?
Wtedy przed moimi oczami ukazał się obraz. To byłam ja i mój brat. Leżałam pół przytomna na ziemi. Z jękami. Brat właśnie na łapie rysował mi runę. Powiedziałam do niego:
- Tylko... tylko to... mi...
Brat uciszył waderę.
- Dobrze. Taka jest twoja wola. Chcę tylko abyś przeżyła.
- Nie mogę żyć ze świadomością że zrobiłam coś okropnego. To jest skaza na całe życie!
Brat pokiwał głową.
- Rozumiem. Będziesz myśleć, że to moja wina. I lepiej żeby tak było.
- Zmień imię. Tak będzie lepiej!
- Arew... co powiesz na Arew?
- Podobne... domyśle się.
- I oto w tym chodzi.
W tym momencie wadera zemdlała, a ja patrzyłam na mojego brata. Odwrócił się w moją stronę. Miał tutaj jaśniejsze futro i jego runy... były... niebieskie. A nie czerwone. Oczy również miał niebieskie. Wtedy coś do mnie dotarło. Coś czego nie mogę teraz opowiedzieć. Brat nagle zamienił się w Bezimiennego, który stał nade mną.
- W porządku? - zapytał - Zemdlałaś i coś mruczałaś pod nosem.
Otrząsnęłam się. Zauważyłam nową komnatę. A na niej runy. Wejście do tunelu zniknęło. Na drzwiach widniał napis. Przeczytałam go i wstałam. Zauważyłam, że gardło przestało mnie piec, ale bolało za to serce, kilka starych ran i zwichnięta łapa. Obok było jezioro. Podeszłam do niego i zauważyłam, że włosy opadają mi na twarz. Nie były już piękne brązowe. Były wyblakłe. A piękne złote futro zmieniło się w brudno-brązowe.
- Musimy przejrzeć tą bibliotekę - odezwałam się po długim milczeniu - i znaleźć hasło otwierające drzwi. W tych zwojach jest zawarta nasza przyszłość.
Wzięłam swój zwój, ale natychmiast zmienił się na zwój Bezimiennego. Gdy zabrał się do czytania mojego zwoju zapytałam do niego lekko przestraszona.
- Czy... czy tobie na mnie nie zależy?
(Bezimienny?)

27 sierpnia 2015

Od Bezimiennego cd. Tyks

- Nie obchodzi mnie, że ją zabijesz. - Wykrzywiłem pysk w szyderczym uśmiechu i zacząłem się zbliżać do basiora. - No, dalej. Zrób to!
  W oczach Tyks ujrzałem strach. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. W oczach nieznajomego basiora zagościł strach.
- Cofnij się! - krzyknął desperacko. - Cofnij się, albo to zrobię! Zobaczysz!
  Nie zatrzymałem się. Nie odpuściłem. Gdzieś za moimi plecami usłyszałem kroki, zapewne brata mojej małej zakładniczki. Musiałem się pośpieszyć.
- To zrób, a gdy tylko to zrobisz... - tu zawiesiłem dramatycznie głos. - Zabiję cię.
  Basior z chwili na chwilę coraz bardziej się cofał. W którymś momencie jego łapa zahaczyła o kamień. Zachwiał się. Tą chwilę wykorzystałem do skoku. Coś wielkiego w powietrzu odepchnęło mnie w bok. Nóż zgrzytnął cicho i ciało uderzyło o ziemię. Szybko pozbierałem się z posadzki, spod ciała Arewa i rzuciłem na nieznajomego. To była chwila i jego ciało znieruchomiało.
- Coś ty najlepszego narobił? - spytał wściekle braciszek. - CZEMU TO ZROBIŁEŚ, DEBILU!!! - Jego wrzask był tak donośny, że chyba nie było osoby w tym labiryncie, która by go nie usłyszała. Rzucił się na mnie, ale ja zrobiłem zgrabny, spokojny unik i nie czekając na kolejny atak podszedłem do wadery.
  Podniosłem jej pysk lekko nad ziemię.
- Spójrz - rozkazałem.
- Nie żyje! Na co mam patrzeć?! - Każde jego słowo przesycone było gniewem.
- Zaprawdę powiadam ci, jesteś idiotą. - Spuściłem wzrok na waderę. - Powiedziałaś, że jesteś na to odporna dzięki Nyks, nieprawdaż? Może nie aż tak, jak sobie to wyobrażałaś, ale to prawda. Przestań się wylegiwać, zanim ten idiota mnie zabije.
  Cały czas mówiłem poważnym tonem, który tylko bardziej rozgniewał Arewa.
- Ty skur...
- Arew...? - wadera podnosiła się powoli z ziemi. Podtrzymałem ją. Była wyczerpana, czy tak powinna wyglądać obrona boga? Czy tak wygląda pozostałość więzi, która została po ich zniknięciu? Ważne, że żyła. Dużo ryzykowałem.
(Tyks?)

Od.Tyks cd. Bezimienny- Kłótnia z bratem

Noc była spokojna. Spałam jak zabita. Rankiem wstałam wypoczęta i zadowolona. Bezimienny stał na warcie, a brata nie było w komnacie. Prawdopodobnie poszedł na polowanie. Mogłam więc porozmawiać z Bezimiennym.
- Jak noc?
- Nic się nie działo. Słychać było tylko te szelesty.
- Aha
Miałam coś jeszcze dodać, ale w jaskini naszą rozmowę przerwał mi mój brat. Warknął, a ja szybko ucichłam. Bezimienny go ignorował. Odezwałam się do Arewa:
- Możesz na słówko?
Nie odzywał się co przeważnie znaczyło: "Jasne o ile ktoś nie będzie nam przeszkadzać''. Pociągnęłam więc brata na stronę tak, aby Bezimienny niczego nie słyszał.
- Jak ty się tu w ogóle dostałeś?! - wrzasnęłam
Brat uśmiechną się szyderczo.
- Już nie raz grzebałem w twojej łepetynie.
Teraz to nie mogłam opanować emocji po tym co usłyszałam.
- GRZEBAŁEŚ W MOICH MYŚLACH?! JAK MOŻESZ TY NĘDZNY MAŁY SMARKATY GNOJKU!!!
Brat zaśmiał się:
- Smarkulo. Jestem twoim opiekunem i musisz się mnie słuchać. Zdradzam ci sekret. Nie wygadujesz. I masz się trzymać z daleka od jakichkolwiek basiorów oprócz mnie.
Prychnęłam.
- To CIEBIE powinnam unikać! I pomyśleć, że cię jeszcze przed Bezimiennym bronie! TO TY ZABIŁEŚ TATE!
- Gdybyś znała prawdę miała byś do mnie więcej szacunku!
- Jaką praw..?
Brat nie wytrzymał i pociągną  mnie za ogon. I to dosyć mocno.
- CO TY ROBISZ?! - wrzasnęłam - PUSZCZAJ!
Basior zrobił tylko złośliwy uśmieszek:
- No gówniaro... sama tego chciałaś. Nie pamiętasz może, że TO JA uratowałem cię przed synem alfy który chciał cię...
- Ale to nie powód, żebyś nie ufał Bezimiennemu! On na pewno tego nie zrobi! - przerwałam bratu - ten basior jest...
W tej chwili wyskoczył Bezimienny i powiedział:
- Do siostry nawet nie masz szacunku.
Arew zawarczał:
- Nie wtrącaj się!
Wykorzystując sytuację zdzieliłam brata po pysku. Wkurzony do reszty zaczął mnie szarpać jeszcze bardziej.
- Jestem twoim BRATEM!
- A ja jestem twoją siostrą! Co w ciebie wstąpiło?! Nigdy mnie nie biłeś!
Arew jakby się ockną i mnie puścił.
Gdy dotarliśmy do pokoju spakowałam rzeczy i pomogłam Bezimiennemu. Z bratem nie rozmawiałam. Gdy wyszliśmy znowu coś się poruszyło. Zza krzaka wyskoczył basior. Miał ciemne futro i szare oczy. W jednym oku nie miał tęczówki. Chwycił mnie i zaczął szarpać. Bezimienny ruszył na basiora, ale wilk wyciągną już sztylet i przycisną mi do gardła.
- Jeżeli ktoś pójdzie za mną to poderżnę jej gardło. Ale najpierw się trochę nią pobawię. Prawda maleńka?
- Puszczaj! - wiedziałam do czego basior dąży. Nie chciałam drugi raz być wykorzystana jak robił to syn mojego dawnego alfy.
Bezimienny cofną się. Mojego brata nie było w pobliżu.
Zaczęłam się szarpać, ale i bardziej się szarpałam tym bliżej sztylet był mojego gardła. Basior zaczął mamrotać do Bezimiennego:
- Jeżeli zostawisz nas w spokoju samych. Może jeszcze zobaczysz swoją waderkę żywą. Jeżeli nie będziesz patrzył jak cierpi twoja dziewczyna!
Popatrzyła na basiora. On myślał, że Bezimienny jest moim chłopakiem?!
Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć na jakiś cud.
Albo na mojego psychiczne zazdrosnego brata.
(Bezimienny?)

26 sierpnia 2015

Od Bezimiennego cd. Tyks

  Spojrzałem na basiora z rezygnacją. "A ten debil znów tam, gdzie ja."
- Po co mu opowiadasz o naszych sekretach - warknął groźnie. - Ten dziwoląg nie zasługuje na powierzanie mu sekretów.
- Mówisz, jakbyś mnie znał, ale tak nie jest. - Spojrzałem na niego zimno, dumnie. - A ta młoda dama może mówić co jej się podoba, komu jej się podoba i ktoś taki jak ty nie powinien jej ograniczać.
- Kpisz sobie? Chcesz walczyć? - warknął basior.
- Dość! - krzyknęła Tyks zirytowana. - Znów zamierzacie się kłócić?
- Sama doprowadź swego brata do porządku, jeśli nie chcesz, bym zrobił to ja. - Zwróciłem się do wadery. - Jestem tu, żeby ci pomóc, nie żeby użerać się z tym dzieciakiem.
Arew warknął groźnie. Dobrze wiedziałem, jak bardzo mnie nienawidzi. Dobrze też wiedziałem, że nie będzie robił nic, co w jakiś sposób zagroziłoby jego siostrze. Jak na przykład walka ze mną w tak ciasnym pomieszczeniu.
- Arew! Bezimienny na prawdę zobowiązał się do pomocy. Nie chcę, żebyś go atakował, a przynajmniej powstrzymaj się od tego, dopóki tu jesteśmy - zażądała wadera.
  Wilk nie wyglądał na zadowolonego. Nadal był wściekły, jednak niechętnie zgodził się na moją obecność.
- Może ostatnia skrzynia należy do pana z problemami? - spytałem beznamiętnie, wskazując łapą trzeci pojemnik. - Awery, Arew. Czyż to nie wydaje się podejrzany zbieg okoliczności? Jakaś małostkowa sztuczka, przez którą na pewno nikt się nie domyśli, o kogo chodzi?
(Tyks?)

25 sierpnia 2015

Od. Tyks cd. Bezimienny.

Wytrąciłam mu lalkę z łapy. Lalka upadła na kamienie, a ja poczułam ból.
- To Voodoo i do tego chyba moje...
- Sorry - odparł basior.
Wzięłam ostrożnie lalkę i schowałam. Na drzewie pojawiły się jeszcze dwa Voodoo. Jedno Bezimiennego a drugie... mojego brata.
Wcisnęłam wilkowi jego Voodoo.
- Trzymaj, i nie zgub, jeżeli nasz wróg to dostanie... to amen.
- Mhm... ale czemu ta druga Voodoo jest twojego brata?
I znowu szelest. Zanim odpowiedziałam ruszyłam w jego stronę. 
- Co ty... - zaczął Bezimienny, ale ja już go nie słyszałam. Weszłam do jakiegoś pokoju... były tam łóżka... trzy... i trzy skrzynie.
Bezimienny wpadł na mnie.
- To może być pułapka...
- Wątpię - odparłam.
Otworzyłam skrzynię z napisami DLA TYKS
Ku mojemu szczęściu znalazłam tam płytę mojego ulubionego zespołu, książkę "Harry Potter i Czara ognia'', pochwę na miecz, batoniki czekoladowe, mp3 i inne jedzenie, namiot oraz śpiwór. Bezimienny otworzył swoją skrzynię. Nie widziałam co jest w środku. Gdy upewniłam się, że jest bezpiecznie spojrzałam na ostatnią skrzynię...
"Dla Awerego''
Nie znałam żadnego Awerego... wolałam nie dotykać nie swojej skrzyni. Wzięłam mp3 i zaczęłam słuchać "We be burning''. Przyszedł do mnie Bezimienny. 
- Co to jest?
Uśmiechnęłam się.
- To jest najcudowniejszy ludzki wynalazek... MP3!! Słucha się  na nim muzyki... spróbuj.
I wcisnęłam  mu słuchawkę. Uśmiechnął się. 
- Fajne to pudełko.
- Taa... to ja zabieram się za czytanie. 
Wzięłam  Harrego Pottera i otworzyłam na pierwszej stronie... czary ognia jeszcze nie czytałam.
Bezimienny zaglądnął.
- Hmm ludzkie runy... znasz ich język?
- Trochę... to dzięki magi zobacz... Ellogon!
Ludzkie litery zamieniły się  na wilcze. 
- Czytasz dużo ludzkiej literatury? - zapytał Basior
- Trochę... no dobra sporo!
Bezimienny się zaśmiał.
Odpowiedziałam mu uśmiechem
- Ludzie... mają wspaniałe frykasy. Czasem jak nikt nie patrzy zabieram trochę ich sklepów. Pokarze ci kiedyś ich miasto. Z bratem tam chodzimy.
I wcisnęłam mu Choco-baton. 
- Nie dzięki, nie muszę jeść.
- Aha - nie dopytywałam się. - A tak w ogóle przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie, ale brat zakazał mi mówić, że jest runo-magiem.
- Kim?
- Runo-mag to specjalny mag mogący rysować runy o specjalnych mocach. Np: ta runa na mojej łapie pomaga mi wyczuwać magię. Chroni mnie też przed truciznami, urokami i klątwami. To potężny mag.
- A tak w ogóle... jesteś pewna że to NYKS cię wezwała?
- Nyks traktuje mnie jak córkę podobnie jak Hekate. One mi pomagają z tą tragedią...
Nie wiadomo czemu zaczęłam śpiewać, smutną pieśń mojej starej watahy. Bezimienny zrobił minę mówiącą żebym nie przerywała. Gdy skończyłam westchnęłam;
- Kiedy byłam mała moją watahę zaatakowały demony. Opętały mego brata który... - znowu zapłakałam.
- Zabił twoich rodziców?
- Mhm... znaczy ojca i Alfę. Wygnali nas... brat mnie tu podrzucił, a sam... z jednej strony chce mnie bronić... a z drugiej stara się utrzymać dystans... żeby on tego znowu nie powtórzył... podejrzewam, że stało się z nim jak z Argoną... tylko trochę inaczej. To nie jego wina zrozum...
Znowu szelest... i niespodziewanie pojawił się mój brat z grymasem na twarzy...

(Bezimienny?)

Od Argony cd. Korso

- Masz rację. - Pokiwałam łbem, po czym uniosłam dumnie głowę. - Witajcie w moim królestwie, śmiertelnicy.
  Uśmiechnęłam się kpiąco i nie czekając na basiory ruszyłam na oględziny krainy. Nieco zdziwiło mnie, że bardzo szybko wyminęłam zniszczone fragmenty, należące jakby do odmiennych cywilizacji i dotarłam do... plaży. Zmarszczyłam brwi. Tutaj niegdyś była dalsza część lasu, nie należąca do terenów watahy. Podeszłam bliżej, pod łapami zgrzytnął miękki piasek. Czy o takie miejsce walczyłam? No i gdzie te wszystkie demony, upadłe duchy, story ciemności? Ruszyłam plażą. Nikt za mną nie szedł, czyżby basiory zaniechały zamiaru zabrania mnie na powrót do przeszłości.
  Nagle rozległ się wybuch i uderzyła we mnie fala ciepła, spychając do chłodnej wody. Szybko wstałam, by się otrzepać, ale w powietrzu pojawił się jakiś basior i na powrót wrzucił mnie do morza. Razem poturlaliśmy się głębiej, a gdy wreszcie się rozłączyliśmy i chciałam wypłynąć chwycił mnie za łapę i pokręcił przecząco pyskiem. W tej chwili pod wodą zdołałam mu się lepiej przyjrzeć. Jego futro było siwe, ale na oku i uszach zachował nieco ciemnego futra. Jego ciało było poznaczone bliznami, a prawa łapa została zastąpiona przez jakiś mechanizm. Przez szyję miał przewieszoną parę pasów z amunicją, torbę oraz nieśmiertelnik. Na pasie zauważyłam maczetę, jakiś pistolet oraz kilka granatów. Wszystko to było takie... ponure i bezbarwne. Może prócz oczu, które zachowały pogodną złotą barwę.
  Zaczynało mi brakować oddechy, więc pociągnęłam nieco mroku, by uleczyć obumierające narządy. Wreszcie basior dał mi znać, bym wynurzyła się na powierzchnie. Zaczerpnęłam chciwie powietrza i popłynęłam do brzegu. Znajdując się ponownie na plaży otrzepałam się, basior zrobił to samo.
- Miałaś szczęście - powiedział z lekkim uśmiechem. - Nie jednego trafił szlag przez te miny, porozstawiane po całej wyspie przez tą piekielną zarazę zwaną ludźmi.
- Ludzie? - Uniosłam pytająco braw. - Skąd się wzięli w watasze i co tu się stało? 
- To się zaczęło... - zaczął basior, patrząc nieobecnym wzrokiem w dal, gdy na scenie pojawił się Korso. Sam.
  Siwy wilk błyskawicznie się obrócił i przy pomocy mechanicznej łapy chwycił pistolet, celując nim w serce przybyłego. Gdy się przekonał, że to wilk wyglądał na zdziwionego. Na powrót schował broń.
- Co ich się tak namnożyło? Czy nie przypominają ci kogoś, stary, te wilki? Ehh... Chciałbyś, żeby tak było Hoinkasie, o chciałbyś. To tylko zapewne kolejne halucynacje z powodu twojego samotniczego trybu życia. - Uśmiechnął się do siebie i już na nas nie patrząc ruszył w kierunku wybuchu.
(Korso? XP)

Od Bezimiennego cd. Tyks

  Labirynt zdawał się nie kończyć. Wędrowaliśmy pustymi korytarzami. Zmyślne więzienie. Co jakiś czas spoglądałem ukradkiem na waderę. Nadal zastanawiało mnie, kto wezwał waderę. Bogini uwięziona... czy to prawda? Czy jakiś głos mamił biedną wilczycę? Jak na razie nie było jak się przekonać, więc podążałem za brunetką.
  Co jakiś czas słyszeliśmy owe dziwne szelesty, dochodzące z końca któregoś korytarza, jednak gdy się zbliżaliśmy one milkły. W pewnej chwili ze ściany coś wyskoczyło. Wadera odskoczyła, a ja wzdrygnąłem się w duchu. Przed nami sterczała z muru niewielka, tekturowa sylwetka... jakiegoś cukierkowo słodkiego, błękitnego duszka.
- Co to jest? - spytałem, jednym pociągnięciem łapy odrywając zabawkę od drutu, na którym była przymocowana. - Jakiś... straszak?
(Tyks?)

24 sierpnia 2015

Od Nico

Pędziłem sobie jako ja, szczęśliwy wilk-dziwak, łąką, a tu nagle buuuum mocny zapach... ocho wataha... znaczy spokojnie Nico nic ci nie zrobią, jesteś zbyt dziwny... chyba... kropka kropka i talala. Biegłem dalej i nagle jebut, jebut, wbiegłem ja na wilka, a ja dziwne stworzonko trafiłem na wielkiego wilka, uj ooolera mam przerąbane, bo przecież leże pod olbrzymim basiorem zaraz zostanę zniszczony mentalnie, psychicznie, fizycznie i w każdym aspekcie życia przegram. Ale wilk o dziwo stwierdził, że jestem kobitką... no tak bioderka po mamusi. Hehhehe dziękuje matko dziękuje... ale teraz gorzej, bo facecik mnie prowadzi gdzieś... ja rozumiem jestem kobiecy, ale gwałt to nie da rady chyba, że nie wiem... ughhhh nie lubię w tyłek. Ja lubię dziewczynki, jestem hetero wilkiem! A wiec spokojnie począłem tłumaczyć perwertowi kim jestem, ten okazało się zaprowadził mnie do jaskini alfy.
-Witam - szeroki uśmiech zstąpił na mój pysk kiedy alfa patrzyła na mnie nieprzychylnie.
- Kim jesteś samico ?- zadała w końcu pytanie... załamka nie mam kobiecego głosu.. tak mi mamusia mówiła.. kłamała!?
- Droga alfo wybacz nieporozumienie które zaszło, ale samcem jam jest i samcem pozostać pragnę.
- Oh, wybacz... po co tu przyszedłeś w takim razie..
- Nico
- Nico
- Ja wędrować pragnąłem, jednak koniec tego... czy przyjmiesz mnie do watahy nie poczynię złego -uśmiechem ich obdarzyłem kolejny raz i odpowiedz uzyskałem.
- Pozostać możesz, o ile nie jesteś pedałem - basior brwi pod sufit zawiesił i patrzy wyczekująco.
- Spokojnie twoje tyły niech się mnie nie obawiają - ukłonem gościa z nóg zwaliłem i opiekunem dzieci się zatrudniłem.
- A wiec niech się dzieje wola nieba
- Z nią się zawsze zgadzać trzeba- odszeptałem i poszedłem, miejsce na spoczynek odnalezione teraz trzeba trochę dokopcić. Zioła wyrosły zapalone spokój w duszy w oczku zielone .
(Wybaczcie to pierwsze opowiadanie, jednak jakoś mnie wzięło na wierszem szczekanie, wiem wiem idioto Nico, co ty gadasz rymy jakieś chyba białe, ale ci ci moje drogie duszyczki artysta się rodzi xd ale będę szybki, kończyć możne ktoś, kto by pragnął to moje przeplatanie, jeśli tak zachęcam na noc na sianie)

Nico

Imię: Nico
Pseudonim/zdrobnienie: Nico
Płeć: Basior (mężczyzna), 
Wiek: 3 lata
Żywioł: ziemia, niebo
Patroni: Ares, Afrodyta
Cechy charakteru: Nico jest spokojnym wilkiem, nigdy jakoś nie lubił wdawać się w walki albo przepychanki. Nie znaczy to, że nie umie... po prostu wykonuje to w ostateczności. Jest spokojny i raczej płochliwy, nie tyle co płochliwy co woli uciekać. niż walczyć. bo po co... można pobiec i będzie spokój. Nico jest wilkiem który lubi posiedzieć samemu, ale miewa dni kiedy kocha towarzystwo, jest uprzejmy nie przeszkadzają mu inni tak długo jak posiada swoją przestrzeń osobistą.
Cechy charakterystyczne: białe futro, ciemniejsze na grzbiecie, jedno oko zielone drugie błękitne
Stanowiska: Opiekun szczeniąt
Historia: Nico nie ma wiele do opowiadania o sobie, urodzony na ziemi syn boga i zwykłego wilka, jednak nie czuje się jakoś... boski... woli biegać za sarna albo zającem jak zwykły wilk, czasem rodzina daje w kość, ale to tyle.
Motto: "Wszystko jest okej na końcu, jeśli nie jest okej, to nie jest koniec."
Moce: 

  • ożywia naturę
  • latanie
  • śpiew

Umiejętności: no... umie ładnie śpiewać, kocha to robić i plecenie wianków... kocha pleść wianki
Partnerka: na razie brak, ale kto wie
Zauroczony/a w: :3
Rodzina: ojciec bóg, matka wilczyca
Data urodzenia: 2012
Przedmioty: wianek i już xd
Talizman: talizman natury... taki ładny zielony xd
Ciekawostki: 

  • jest... dziewczęcy ?

Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: brak
Statystyki: 
Siła: 0 | Zręczność: 0 | Moc: 0 |Szybkość: 0 | Kondycja: 0 | Refleks: 0 | Zauważanie: 0 | Klasa Pancerza (KP): 0 | Wilcze drachmy (WD): 200 | Krwawe Rubiny (KR): 0 | Wykonane zadania: 0 | Wykonane Questy: 0|

22 sierpnia 2015

Od Tyks cd. Bezimienny

Obudziłam się w jakimś dziwnym labiryncie. Znając życie Nyks mnie tu wysłała... ale po co?
Ni stąd ni zowąd pojawił się obok mnie Bezimienny. Nie było w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że to był MÓJ sen...tym bardziej, że Nyks wzywała mnie nie jego. Z nerwów szybko, acz delikatnie chwyciłam go za kart. Bezimienny zaczął się szarpać.
- OSZALAŁAŚ?! - wrzeszczał.
W końcu go puściłam, a w oczach miałam łzy. 
- Tty.. tyy nnie możżesz tuu byććć! - wykrzyknęłam przez łzy.
Bezimienny wyglądał na zdziwionego.
- Ale o co ci...
- TY ZGINIESZ JEŻELI TU ZOSTANIESZ!
Bezimienny zaśmiał się, ale ja nie miałam powodu do śmiechu.
- To jest sen. Nic złego nie może się stać! - odezwał się.
- To nie do końca  jest sen... widzisz czasem śni ci się, że ktoś chce cię zabić prawda? 
- No...
- A ty zawsze przed śmiercią się budzisz co nie?
- Mhm.
- Ale tu jest inaczej to niby jest sen... ale jednak nie...wygląda jak rzeczywistość. Tu jak giniesz... nie budzisz się... tu jak giniesz... czujesz ból...
- Ale...
- Nie to nie tak czujesz ból i myślisz, że to koniec... a ty tak mocno wierzysz, że to dzieje się naprawdę to... naprawdę... giniesz... ja jestem na to odporna dzięki Nyks, ale ty...
- Ale gdzie my jesteśmy? 
-  W labiryncie... musimy odnaleźć Nyks... wezwała mnie bo ona... została uprowadzona... i to moja misja.
Basior wpatrywał się chwilę w moją łapę... była zdrowa. Bezimienny kiwnął głową i powiedział:
- Co by się nie stało idę z tobą.
W oddali coś zaszeleściło...

(Bezimienny?)

Od Korso do Argony

Burzące się we mnie już od dłuższego czasu emocje zaczynały wyrywać mi się spod kontroli. Tylko resztka mojej silnej woli trzymała mnie w ryzach. Miałem ochotę rozerwać waderę na strzępy. A jednocześnie tak bardzo chciałem uciec gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie zostałbym sam na sam z moim bólem. 
Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech.  Musiałem się uspokoić. Zacząłem liczyć do dziesięciu. 
Jeden. Słyszę zdziwionego Doctora. 
Dwa. Krzyczy coś do Argony. 
Trzy. Nie skupiłem się na słowach. 
Cztery. To nie jest teraz ważne. 
Pięć. Cisza.
Sześć. Serce spowalnia swój rytm. 
Siedem. Oddech wraca do normy. 
Osiem. Rozluźniam zaciśniętą szczękę. 
Dziewięć. Czuję, jak mi lepiej. 
Dziesięć. Otwieram oczy. 
Spojrzałem na nich. Doctor zdawał się wyczekiwać odpowiedzi Argony, ona zaś spoglądała z ciekawością na mnie. Zebrałem w sobie myśli i powoli powiedziałem:
- Chodźmy obejrzeć to miejsce. 
Oboje popatrzyli na mnie jak na wariata. Staliśmy tak sobie chwilę w ciszy, aż w końcu wadera wymamrotała:
- Nie... nie zapytasz, dlaczego tu zostaję? 
- A czy to coś zmieni? - rzuciłem i ruszyłem przed siebie. W kierunku miejsca, które kiedyś było moim domem. 

21 sierpnia 2015

Od Bezimiennego cd. Tyks

  Nagle brązowa wadera osunęła się na ziemię. Przerywając kłótnię z basiorem podbiegłem do niej. Oddychała spokojnie, była nieprzytomna.
- Patrz, co narobiłeś, idioto - warknąłem zimno, podnosząc waderę na swój grzbiet. - Teraz już na prawdę muszę ją zanieść do Erny.
- O nie! Nie pozwolę komuś takiemu jak ty nieść mej siostry! - Chciał ją chwycić i przerzucić na swój grzbiet, jednak pstryknięciem palców stworzyłem wybuch oślepiającego światła, które na chwilę oślepiło Arewa. Ta chwila mi wystarczyła. Szybko, acz ostrożnie, ruszyłem w kierunku nory Szamanki.
  Za sobą usłyszałem kroki i wściekłe dyszenie basiora, jednak jedynie kompletnie to zignorowałem. W tej chwili ważniejsze było zdrowie wadery niż ten debil. Po kilku minutach dotarłem do celu i bez pytania wszedłem do nory. Erna ważyła właśnie w kociołku jakiś wywar ze skupieniem.
- Zemdlała - oznajmiłem, kładąc Tyks na posłaniu.
  Erna drgnęła i odwróciła się gwałtownie, prawie wylewając zawartość kociołka. Spojrzała na mnie gniewnie.
- Nie zakradaj się tak! - Przewróciła oczami, ale szybko uświadomiła sobie co znaczyły moje słowa i zapominając o mnie podeszła do przyniesionej przeze mnie wadery. Obejrzała ją dokładnie, zaglądnęła w oczy, podnosząc powieki i westchnienia z ulgą.
- Ma zwichniętą łapę, jednak omdlenie nie jest spowodowane ani chorobą, ani szokiem - oznajmiła. - Została wezwana przez bogów.
- Erna... ale bogowie zniknęli - zauważyłem nieśmiało. Oboje skamienieliśmy i spojrzeliśmy na nieprzytomną. Zapadła między nami kłopotliwa cisza, którą przerwało wejście brata Tyks. 
- Oddaj moją siostrę, sam się nią zajmę - warknął do mnie.
  Chciałem coś odpowiedzieć, jednak drogę zastąpiła mi Erna.
- Nie jesteś członkiem watahy - stwierdziła bardziej niż zapytała. - Lepiej stąd odejdź, póki jeszcze masz wszystkie nogi i zdrowe zmysły. Bez pozwolenia wkroczyłeś do jaskini Szamanki.
  Basior prychnął, ale wycofał się pod groźnym okiem Erny. Ta wadera jest miła, sympatyczna, dobra, jednak potrafi być na prawdę przekonująca.
- A jeśli chodzi o twoją koleżankę... może powinniśmy sprawdzić, z kim tak na prawdę teraz się łączy. Nie spodobałoby jej się to, co zamierzam z zrobić. Tobie też.
- Co ta... - chciałem zapytać, ale Erna już z zamkniętymi oczami odmawiała jakąś mantrę. Po chwili sypnęła na mnie jakimś proszkiem i ja również straciłem przytomność.
(Tyks?)

20 sierpnia 2015

Od Tyks cd. Bezimienny

Zauważyłam coś... dziwnego w jego dotyku... jakby był z drewna...
Skończył mi opatrywać łapę i natychmiast ją cofnęłam. Ni  stąd, ni zowąd pojawił się mój brat... leżał na basiorze. On był w magii czasu lepszy niż ja. Skoczył na basiora i oboje zaczęli się szarpać. Byłam wkurzona na brata. Kiedy w końcu ktoś z watahy odważył się do mnie odezwać (nawet w takiej krępującej sytuacji) on przychodzi i wszystko mi niszczy. Basiory zaczęły się szarpać. A ja przerażona próbowałam je rozdzielić. Wyglądało na to że obaj... mnie bronili. Brat myślał, że ten basior skręcił mi łapę, a Bezimienny (przyzwyczaiłam się do tego imienia) myślał, że basior chce mnie napaść (chyba...). Wkurzona do reszty wrzasnęłam, aż w całym lesie zaszumiało (WOW nie wiedziałam że tak mocno krzyczę!) 
- DOSYĆ! AREW, BEZIMIENNY! STOP!!!
O dziwo wilki przestały walczyć. Usiadły posłusznie. A ja ich poznałam:
- Arew, Bezimienny opatrzył mi łapę, Bezimienny, Arew mój starszy brat samotnik.
Bezimienny warczał na Arewa i z wzajemnością. 
- Brat...PHI! Raczej zabójca.
- ZAMKNIJ SIĘ! - odkrzyknął Arew.
- NO CO?! To ty zacząłeś! Nie ufam mu...
- Jak wszystkim...
Tyks patrzyła na Arewa.
- Ty go znasz?
Adrew uśmiechną się złośliwie. 
- Powiedzmy że...znałem jego pana.
- Pana?! What the...
Bezimienny wyglądał jakby zamierzał rzucić się na mojego brata.
- Nie chce o tym rozmawiać - odburknął
Gdy oboje zaczęli się wyzywać od ,,zdrajców,, machin i gorszych przezwisk ja  w głowie słyszałam szepty Nyks. 
- Już czas...choć do mnie..
Utrzymywałam dobre kontakty z Nyks i Hekate... czasem Nyks się do mnie odezwała, a ja wiedziałam co to znaczy.
W głowie poczułam ból. Potem zemdlałam
(Bezimienny?)

19 sierpnia 2015

Od Bezimiennego cd. Tyks

- Nie mam imienia - odparłem beznamiętnie. - Chyba powinniśmy pójść do Erny z twoją łapą.
- Jak to nie masz imienia? - W pierwszej chwili wadera była zdumiona, jednak potem przypomniała sobie o drugiej sprawie. - Nieee... nie trzeba. Na mnie wszystko szybko się goi.
- W takim razie pozwól, że trochę ją podleczę. - Nie bacząc na głośny sprzeciw wadery ponownie podniosłem jej łapę i wysłałem w nią leczniczą energię. Gdy tylko ją puściłem wadera wyrwała się.
- Mówiłam, że nie trzeba - mruknęła.
- Wybacz... chciałem pomóc... - powiedziałem, lekko zawstydzony.
  Ów znak, który ujrzałem, musiał wiązać się z czymś nieprzyjemnym i bolesnym dla wadery, a skoro sama nie chciała mówić, lepiej było nie naciskać. Sam wiedziałem o tym najlepiej.
(Tyks?)

Machinima

Kontakt: Bella Wolveren
Imię: Machinima
Pseudonim: Machi, Toksyna tak krzyczała jej ostania ofiara
Płeć: wadera
Wiek: Nie zna, ale jeśli weźmie się pod uwagę podłączenie to ma gdzieś około 24 lat
Żywioł: Śmierć, Elektryczność, Strach
Patroni: Hermes, Hades
Cechy Charakteru: Machinima jest złośliwa, chamska, arogancka, wulgarna, agresywna chyba najbardziej z całej watahy oraz jest bardzo pyskata. Nie lubi zawierać nowych znajomości szczególnie z waderami. Jest tajemnicza. Urodzona z niej kłamczucha. Lepiej jej nie wkurzać naprawdę. Nie lubi niespodzianek, jeśli nawet zrobisz jej najlepszą niespodziankę to i tak cię walnie w pysk! Dla niej najważniejsze jest pierwsze wrażenie, dobrze się zaprezentujesz będzie miała do ciebie szacunek. Jest bardzo nie ufna w stosunku do innych. Jeśli cię nie polubi to za każdym razem będzie miała chamski komentarz o tobie. Można powiedzieć że jest odważna czasem zgrywa się jako dziecko świata. Nie można powiedzieć o niej że jest wrażliwa, odwrotnie. Więc co ona lubi? Żąda spokoju i ciszy nic więcej. Jest mądrą waderą chociaż tego nie pokazuję. Zawsze ma plan nigdy nie działa pochopnie.
Cechy Charakterystyczne: czerwone oczy, brak futra na prawej łapie, znaki energii na ciele.
Stanowisko: zabójca
Historia: Jest długa i monotonna. Więc zacznijmy od tego że na początku swojego życia była prawdziwym wilkiem. Była szczęśliwa i wrażliwa, ale jak w większości wojen z ludźmi, porwali Machi. Robili jej jakieś testy, trwało to bardzo długo i bardzo bolało. Aż w końcu stworzyli z niej potwora. Byli na operacji wycieli kości i zamienili na szkielet androida. Zostawili jedynie kość ogonową i lewej łapy. Kiedy skończyli z szkieletem zajęli się oczami. Wyjęli je i wstawili nowe ulepszone. Kiedy cała operacja się udała te potwory "ludzie" zaprowadzili Machi do specjalnego terenu. Mieli wiedzieć jak działa szkielet androida. Lecz się zbuntowała zaczęła walić głową o ścianę, i uciekła.
Motto: "Przestajemy sprawdzać czy potwory są pod łóżkiem, gdy zrozumiemy, że są w nas."
Moce:
  • Władza nad śmiercią
  • Kula elektryczności
  • Przemiana w Kitsune (Zmienia się w pradawnego Kitsune, posiada ona broń i pancerz a dodatkowo potrafi władać cieniem)

Umiejętności: Machinima jest pół androidem więc jest o wiele silniejsza. Jest bardzo silna magicznie. Jest bardzo wytrzymała, może się bardzo dobrze przystosowywać do nowej atmosfery.
Partner: Miłość dla niej nie istnieje
Zauroczona: Nie ma i nigdy nie będzie!
Rodzina: Nic nie pamięta
Przedmiot: Katana Chikyo Kitsune bardzo potężna broń. Zabije każdą Hydrę.
Talizman: Brak
Ciekawostki: 
  • Nienawidzi swojego głosu.
  • Jej ulubionym zajęciem jest granie na mandolinie.
  • Nie chce mieć partnera!

Towarzysz: Nie potrzebny
Inne zdjęcia: Przemiana w Kitsune 
Statystyki: 
Siła: 11 | Zręczność: 7 | Moc: 7 | Szybkość: 9 | Kondycja: 6 | Refleks: 6 | Zauważenie: 6 | Klasa Pancerza: 0 | Wilcze drachmy: 200 | Krwawe Rubiny: 0 | Wykonane zadania: 0 | Wykonane Questy: 0 |
Upomnienia/Pochwały: 0/0

Od Argony cd. Ookami

- Chcę... - zaczęłam, zdecydowawszy się zdać na słowa Ookami - by było tak jak zawsze. Bym mogła używać naszej mocy, kiedy zechcę, by pył posłuszny moim rozkazom i żebyśmy mogli rozmawiać w snach częściej niż dotychczas.
  Zadecydowałam. Słowo się rzekło. Ishi wyszczerzyła się w uśmiechu i skoczyła na Okami, jednocześnie zmniejszając swój rozmiar. Przylgnęła swoim pyskiem, do mojego pyska i spojrzała głęboko w oczy.
- Jeśli pozwolisz mi wejść zaoszczędzimy wiele trudności - stwierdziła cicho. - Oczywiście nie musisz. Mnie to osobiście nie wiele obchodzi.
  Nie za bardzo mając ochotę się przekonywać o owych "trudnościach" otworzyłam umysł przed Ishi. Mimo to, to nie było najprzyjemniejsze uczucie. Przyzwyczajona do prywatności umysłu w pierwszej chwili zareagowałam agresywnie, jednak wadera z łatwością stłumiła ten drobny opór i dostała się do środka.

  To miejsce było inne, niż szklany zamek, w którym zwykliśmy spotykać się z Anthitei'em. Byłyśmy w ciemnej grocie. Patrzyłam na nie oczyma drugiej połówki Ookami. W cieniu coś się poruszyło i z mroku wyłonił się wilk o czterech parach lśniących czerwienią oczu. 
- Czego może ode mnie chcieć tak wielka i wspaniała istota - zadrwił, swoim zwyczajem.
- Mówisz tak, jakbyś nie wiedział - odparła w tym samym tonie. - Dziś skończy się twoja swobodna swawola.
- Tak? Przyprowadziłaś ze sobą kogoś, by mnie zniewolił? - Demon rozejrzał się, jakby w poszukiwaniu kogoś. - Nikogo nie widzę, czy jest niewidzialny?
  Ishi parsknęła.
- Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz, jednak zostałam już opłacona, więc zrobię co mam zrobić i już mnie więcej nie zobaczysz. - Ruszyła w kierunku basiora, jedną łapą wykonując jakieś nieznane mi ruchy.
~ Ooo, interesujące. ~ Głos rozległ się gdzieś zza pleców wadery, która na jego dźwięk natychmiast się zatrzymała. ~ Czyżby nasza mała laleczka zapragnęła pociągać za sznurki?
  Ishi obróciła się bokiem w stosunku do Anthitei'a i spojrzała za siebie. Białe futro. Krew. Para złotych oczu. Patrzyłam na tą postać jak zahipnotyzowana, jednak wadera nie dała się wyprowadzić z równowagi. 
- Nie odciągaj mojej uwagi tandetnymi sztuczkami - zażądała stanowczo. - Nic ci to nie da.
~ Czuję się urażony nazwaniem mnie "tandetną sztuczką" ~ biały basior obszedł waderę naokoło i stanął naprzeciw niej. ~ Zresztą, moglibyśmy się kłócić, kto nią tak na prawdę jest. Widzę twoje sznurki, poplątane, poprzerywane i powiązane. Lalka, nad którą kontrola wymaga wprawy, bo jest tak stara, że w każdej chwili może się posypać, tak zniszczona, że niedoświadczony lalkarz nie rozpozna, który sznurek prowadzi do ręki, a który do głowy. Taki nieporadny lalkarz mógłby uszkodzić to cudo. Całe szczęście, że ja mam doświadczenie.

  Moje ciało zaczęło się trząść, łapy odmówiły posłuszeństwa. Mój pysk wylądował w zimnej wodzie Wodospadu Łez. Obok mnie leżało nieprzytomne ciało Ookami. Byłam znacznie bardziej oszołomiona, niż kiedykolwiek w życiu. Airesu...? Co on tam robił...? Przecież... Przez moje ciało przeszły ciarki na myśl o wspomnieniu. Nie moim wspomnieniu. Wspomnieniu śmierci demona. Straszny. Zimny. Dumny. Spokojny. Naszyjnik cicho grzechocze na szyi. Złoty blask...
  Ookaminoishi odetchnęła głośniej. Drgnęłam i ze zdziwieniem spojrzałam na pomocniczkę z przymusu. Przypomniało mi się, dlaczego tu jestem i to, że powinnam wracać...
- Dziękuję, Ookami - wyszeptałam smutno, wstając. - Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia. Jak widać faktycznie mam problem z demonem. A może to nie demon? Któż to wie... jednak z tym problemem powinnam uporać się sama.
  Chciałam już wrócić do domu. Przy wodospadzie było już całkiem widno, w lesie wznosiła się poranna mgła, zwiastująca dobrą pogodę. Pod jej osłoną mogę wrócić, jednak gdy opadnie musiałabym polegać na szybkości.
(Ookami?

Od Somniatisa cd. Gizmo

  Szybko pojąłem, że plazma nade mną to skrzydła. Kto by dbał o zdrowy rozsądek? Z okrzykiem radości wzbiłem się w powietrze za Gizmo. Wadera poszybowała z wprawą, a ja nieco niezdarnie frunąłem za nią. 
  Niespodziewanie wilczyca zaczęła spadać. Złożyłem skrzydła i chcąc jej pomóc zanurkowałem za nią. Kilka metrów nad ziemią ze śmiechem rozprostowała skrzydła i wyhamowując tuż nad jeziorem, odbiła się do dalszego lotu. Ja nie zdążyłem. Wpadłem prosto do czarnej cieczy. Zacząłem się topić. Machałem łapami, jednak zaplątałem się w skrzydła.
  Jak przez mgłę usłyszałem głos.
- To się Gizmo nie podoba. - I już po chwili, ciężko dysząc leżałem na brzegu. - Choć Tiiiiiisiu! Co tak się wleczesz? 
  Ponownie wzbiła się w powietrze. Otrząsnąłem się z cieczy i wystartowałem za nią. Ona była nieprzewidywalna, jednak obiecałem sobie, że więcej nie dam się zaskoczyć. Dogoniłem ją w powietrzu, a potem pokazując język przegoniłem. 
(Gizmo xP)

Ookami i Argona

(Uwaga! Produkt może zwierać śladowe ilości Airesu!)
A: "Nie powinno mnie tu być..." to była jedyna myśl, która chodziła mi po głowie, podczas wspinaczki. Gdybym się nie obudziła i nie poszła do lasu nie miałoby miejsca to kłopotlier spotkanie. A co jeśli jakiś członek watahy będzie coś ode mnie chciał? Nie zdołałam umknąć przed tą waderą, a co dopiero jeśli będzie ich więcej. Tantos wyraził się jasno, ale... skoro bogowie zniknęli... byłam w rozsterce. Co prawda bogowie mnie nie ukażą, jednak niektórzy członkowie watahy mogą nadal żywić do mnie urazę...
Wreszcie udało mi się wdrapać na półkę, na której czekała na mnie wadera. Usiadłam na twardym kamieniu i wpatrzyłam się w Ookaminoishi. Właśnie. Ona. Czego mogła ode mnie chcieć. Czy nie powinna mnie zabić, albo uwięzić i zawołać Mixi? Niee... Mixi taka nigdy nie była, nie powinnam mierzyć jej swoją miarą.  Nieznajomych zwykle się przepędza. Ale ja nie byłam nieznajoma...
- Więc? Co cię tak bardzo interesuje?
O: Zmrużyłam oczy. Cóż… interesowało mnie wiele rzeczy. Na przykład…
- Jak udało ci się przekonać innych członków watahy, aby poszli za tobą? Czy część bogów nie powinna być po twojej stronie? No i, ostatnie – czy każdy może przejść taką „reinkarnację” jak ty? – Przekrzywiłam łeb w zaciekawieniu i wygodniej się ułożyłam. Argona była bardzo ciekawym osobnikiem, a ja zamierzałam dowiedzieć się, jak dokonała tego wszystkiego i leży teraz sobie przede mną, jak gdyby nigdy nic.
A: Westchnęłam. 
- Tamten okres był bardzo... powiedzmy dziwny. - Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się, co właściwie się stało. - Moja moc została połączona z mocą innego demona, Airesu, mojego pra przodka. Myślę, że dzięki temu zyskałam jakiś rodzaj hipnozy, albo bardziej manipulacji. Jak lalkarz pacynkami.
  Spojrzałam gdzieś w bok, usiłując sobie przypomnieć tamtą rozpacz, żądzę mordu, samotności i euforię połączenia z nim. 
- Co do bogów, niejako jestem, to znaczy byłam jako Alpha, związana z nimi czymś na kształt kontraktu. Oni mają, znaczy mieli, ochraniać watahę przed wrogami. W momencie konfliktu między mną a Bethą postanowili nie stawać po żadnej ze stron, gdyż dla nich niczym się nie różniły. Ot niewielka sprzeczka sióstr.
  Zapadło milczenie. Ookaminoishi najwyraźniej myślała nad moimi słowami.
- Pytałaś jeszcze o "reinkarnację" - Tu skrzywiłam się lekko. - Szczerze mówiąc nie maczałam w niej palców i nie wiem, dlaczego to właściwie się wydarzyło. Wiem tylko, że biała bogini poprosiła mnie, bym zaopiekowała się jej ukochanym. Myślę, że normalnie to nie byłoby możliwe. Wydaje mi się też, że maczał w tym palce mój demon, choć tego już się chyba nie dowiem, bo nie jest zbyt rozmowny.
Uśmiechnęłam się lekko kpiąco.
O: Po krótkiej chwili ciszy dałam odpowiedź.
- Sprytnie, sprytnie… choć, czy to była niewielka sprzeczka, można by kwestionować – ta rozmowa coraz bardziej mnie ciekawiła. – Więc, mam rozumieć, iż zebrałaś pół watahy, narzuciłaś na nich hipnozę, zniszczyłaś większość jej terenów i zabitych została duża ilość członków, a bogowie to wszystko olali. Zresztą, co się dziwić – bardzo do nich podobne – tutaj na chwilę przerwałam. „Może niekoniecznie do wszystkich” dokończyłam w myślach. – Wnioskując po twojej wypowiedzi, twój demon nadal żyje. Czy masz możliwość kontaktu z nim? – ogólnie rzecz biorąc, jest to rzecz stosunkowo prosta. Postanowiłam sprawdzić, jaką wiedzą i jakimi umiejętnościami dysponuje Argona. Od teorii poczynając, na praktyce kończąc.
A: - Nasze dusze są spojone ze sobą. Nie możemy rozmawiać tutaj. To tak, jakbyś próbowała wyciągnąć ze mnie osobowość Arii i z nią porozmawiać. Co prawda kiedyś rozmawialiśmy, jednek nie czyniliśmy tego w sposób zrozumiały dla innych. Spotykaliśmy się w pustce, między bytem a nicością, gdzieś wewnątrz mnie. Jak byłam mała to podróż tam przychodziła mi z łatwością, wtedy był dla mnie bardziej zmyślonym przyjacielem niż demonem. Dopiero mój mistrz pokazał mi jak go okiełznać, jednocześnie pieczętując drogę do tamtego miejsca. - Spojrzałam poważnie na waderę. - Jeśli chcesz z nim rozmawiać to obawiam się, że może to być trudne. Ostatni raz nawiązaliśmy kontakt zanim... zanim porzuciłam watahę.

Przyglądałam się uważnie waderze, czekając na jej reakcję. Nawet dla mnie moje słowa wydawały się dziwne. Wcześniej nigdy tak szczegółowo się nad tym nie zastanawiałam, dopiero ona wyciągnęła wiele rzeczy, których sama nie byłam wcześniej świadoma.
O: - Niekoniecznie… jedyną trudnością może okazać się uzyskanie zgody na to zarówno od ciebie, jak i twojego demona. Wystarczy wodospad, najlepiej magiczny. Albo jakiegoś wilka z odpowiednimi umiejętnościami – tu spojrzałam przeciągle na waderę. – Ale to jeszcze nie teraz – zakończyłam, po czym znów poprawiłam swoją pozycję. Przeanalizowałam całą naszą rozmowę. Była Alpha wyglądała na nieco przygnębioną wspomnieniami, jednak resztę emocji bardzo dobrze skrywała. – Cóż… myślę, że zdajesz sobie sprawę, że nie puszczę cię z powrotem do miejsca, z którego przybyłaś, dopóki ci nie pozwolę. Olimpijczycy chyba nie zamierzają wracać, więc równie dobrze możesz zostać tutaj – zmarszczyłam nos wyczuwając od niej nikły zapach ludzi. Tak, zdecydowanie tak będzie dla wszystkich lepiej. Spojrzałam na amulety, po czym zdjęłam je i rzuciłam gdzieś za mnie – prosto do mojej „skrytki”. Zamyśliłam się na chwilę. – Jednak, skoro umiałaś go kontrolować, dlaczego pozwoliłaś wydostać mu się na wolność? Jako Alpha powinnaś mieć w miarę nieźle ułożone życie – razem z rodziną przy boku.
A: Otworzyłam pysk, by to również logicznie wyjaśnić, ale zaraz go zamknęła. Ponownie otworzyłam i...
- Ponieważ mój pan sobie życzył, bym zlikwidowała wilki i zajęła watahę dla niego. - Na krótką chwilę w moim oku pojawił się błysk złota, jednak szybko ustąpił zwykłej czerwieni. Jakby zapomniawszy o wcześniejszych słowa zaczęłam tłumaczyć - Myślę, że to mogła być wina połączenia jaźni z Airesu poprzez kradzież oka. Przekonał mnie do swoich racji, a ja ugięłam się pod jego wolą i przyjęłam za własną. Byłam wtedy bardzo osłabiona psychicznie, moja rodzina... nie do końca była przy moim boku. Wtedy w watasze było wiele wilków, które znałam i kochałam, jednak z czasem wszystkie zniknęły. No powiedz, czy znasz Perseusza, Nikoyakę, Leona czy Maggie? Czy Moon i Matt, dalej beztrosko przemierzają tereny watahy? Sama powinnaś sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Zasępiłam się. Oni wszyscy... tak bardzo mi ich brakuje. W szczególności tej rozwydrzonej i wkurzającej wadery Nikoyaki. Ile bym dała, by znów zaczęła skakać mi po głowie, męczyć o bzdury i przeszkadzać w pracy...
O: Przekrzywiłam łeb. Wadera widocznie żałowała swoich występków z przeszłości… Czy raczej jej demona. Nieco ją rozumiałam, bo też czasem traciłam nad sobą kontrolę. Potrząsnęłam łbem odganiając od siebie te myśli. Nie pora na rozprawianie o mojej przeszłości. Wyjrzałam nieco za waderę. Księżyc nie wyglądał, żeby miał zajść przez jeszcze jakiś czas. Nawet lepiej. Swój wzrok przeniosłam z powrotem na waderę. Wtedy też przypomniała mi się pewna rzecz.
- Co to było za złote oko? Twoja unikalna moc, czy śladowe ilości demona?
A: - Złote oko? - zdziwiłam się. - Gdzie je zauważyłaś? To znaczy pamiętam, że moje oko u Airesu miało złotą barwę, a wśród niektórych manipulowanych pojawiały się złote przebłyski w tęczówce, jednak o tym przecież nie wspomniałam, więc skąd mogłaś to wiedzieć.
Nagle stałam się czujna, poderwałam się na cztery łapy i najeżyłam sierść. Tak. Ta wadera była niebezpieczna, a ja w moim obecnym stanie nie mogłabym walczyć. Powinnam uciekać, wołać o pomoc, bronić się do utraty sił. Złote oczy. Samo wspomnienie było przerażające.
Czyżby słaby punkt? Żeby się na mnie tylko nie rzuciła, ponieważ wyniku starcia nie potrafiłam przewidzieć, a chciałam jeszcze sobie trochę pobytować w tej watasze.
O: - Zluzuj, nie chcemy chyba ujawnić twojej obecności tutaj? Jeżeli chodzi o oko, to po prostu na chwilę „zamieniło się miejscami” z twoim standardowym. A teraz kładź się z powrotem – rzuciłam. Trzepnęłam ogonami o ziemię, po czym powoli się podniosłam. Zeszłam dwie półki niżej przy okazji zastępując Argonie ewentualną drogę ucieczki. Zaczęłam szukać czegoś między bujnie zwisającą roślinnością, nie mogąc znaleźć pewnego przedmiotu. Po chwili wygrzebałam stamtąd coś w rodzaju opaski na lewe oko i rzuciłam ją w stronę wadery. – Jak nie chcesz, żeby ktoś jeszcze zobaczył to oko, to lepiej ją załóż – wróciłam na swoje miejsce. – I lepiej naucz się to kontrolować jak najlepiej – tu wyciągnęłam w jej stronę jeden z ogonów. Sierść na nim wydłużyła się i poczerniała, po czym zaczęły z niego buchać małe kłębki czarnego „dymku”. Po chwili wrócił do swojego poprzedniego stanu. – Bo później może być już za późno – dokończyłam, po czym bezceremonialnie ległam się na ziemię wzbijając nieco pyłu.
A: Patrzyłam na waderę nieco oszołomiona. O czym ona mówiła. Jakie złote oko i po co mi opaska. Nie mogę jej wziąć, co by powiedzieli w laboratorium, gdybym przyszłą w czymś takim? 
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, jednak nie zamierzam tego zakładać. - Zmarszczyłam groźnie brwi. Nagły zastrzyk adrenaliny pobudził mnie i zarazem przypomniał o jutrzejszej porannej zmianie w laboratorium. - Poza tym nie mogę tutaj zostać. Jeśli nazajutrz nie stawię się w pracy moi szefowie mogą zacząć coś podejrzewać. Co prawda jak na razie nie podejmowali żadnych gwałtownych kroków względem zaprzyjaźnionych wilków, jednak ich nastawienie może się zmienić.
O: - Powiedziałam, siadaj – odrzekłam jej nieco ostrzejszym tonem ponownie podnosząc się. – Nie obchodzą mnie ci twoi ludzie, tylko to, czy nauczysz się kontrolować swojego demona. Zresztą, wystarczy parę wilków, aby nic nie zostało z tej ich wioski. Dlatego natychmiast siadaj, zakładaj opaskę i wytłumaczę ci resztę – albo stanie się to, co parę lat temu – demon znowu tobą zawładnie – zirytowana podchodziłam coraz bliżej Argony.
A: Ponownie się spięłam. 
- Mówisz o demonie, choć niczego nie rozumiesz - powiedziałam cicho, acz nadal dość spokojnie. - Anthitei jest całkowicie mi uległy od dawna, Airesu nie żyje, a ja... nie mogę walczyć ani zabijać! Zadowolona?
O: - Nie! Co niby wtedy miało znaczyć to złote oko i gwałtowna reakcja na wzmiankę o nim? Nie sądzę, że zachowywałabyś się tak, gdyby wszystko było w porządku! Albo mi o wszystkim powiesz i mnie wysłuchasz, albo możesz ponownie przyczynić się do zgłady tego, co niby „tak bardzo kochasz”! – coraz bardziej zdenerwowana podniosłam głos. Żeby tutaj jakiś wilk nie przylazł, bo by pogonili mnie i Argo widłami i pochodniami. 
A: Spojrzałam ponuro na waderę.
- Złote oko miał Airesu, jednak nie on jest tu dealerem. Nie powinnaś wiedzieć o złotych oczach, a skoro tak jest mogło to znaczyć, że masz z nim jakieś związki. I nadal nie rozumiem o jakim złotym oku ty właściwie mówisz.
O: - O tym, które miałaś niedawno dosłownie przez sekundę! – starałam opanować się buzujące we mnie emocje, jednak one nie chciały opaść. – I nawet jeżeli mam z tym coś wspólnego, to na razie o tym nie wiem! Więc jeżeli chcesz się dowiedzieć, to zostaniesz tutaj – kontynuowałam już nieco spokojniej. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. – No chyba, że chciałabyś zobaczyć się z moją drugą stroną. Zapewne będzie bardziej skora do rozmowy niż Airesu – skrzywiłam się nieco w myślach. W swojej obecności zachowujemy się nieco... nieobliczalnie. Niby jesteśmy jedną osobą, jednak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co zrobi druga z nas. Jednak powinno być to opłacalne dla każdej ze stron. Spojrzałam na Argonę doszukując się odpowiedzi.
A: - Drugą stroną? - Uniosłam pytająco brew. - Rozumiem, że z tą wilczą, bo demoniczną już widziałam - zakpiłam, wstając i przeciągając się. - Nie jestem zainteresowana. Od jakiegoś czasu czuję podświadome wezwanie wysyłane przez ciepłe łóżko w ciepłym mieszkanku. A co do złotego oka... tobie też przydałby się sen, bo zaczynasz mieć zwidy. 
Wadera może i była potężniejsza ode mnie, jednak dała mi dość czasu, by przemyśleć potencjalne drogi ucieczki. Poczułam się pewniej, świadoma mojej przewagi w nocy, gdy   na zewnątrz grasują stworzenia mroku.

O: - To co ci pokazałam, to była ta sama strona z którą chciałam cię „poznać” – zmrużyłam wściekle oczy. Czy ona mnie lekceważyła? Zrobiła się zbyt pewna siebie. Jeżeli myślała, że ucieknie mi pod osłoną nocy, to była w wielkim błędzie. Będę ją widzieć nawet lepiej niż za dnia, z wyczuciem zapachu też nie powinnam mieć problemu… - Jestem jak najbardziej poważna. Złożę ci tę propozycję jeszcze raz – porozmawiaj z moją drugą stroną na ten temat. I zapamiętaj, młoda, mnie nie uciekniesz – no co? Nie wygląda na to, żeby ona sama żyła tutaj więcej niż 100 lat, więc mam pełne prawo tak do niej mówić. Szczególnie, że wcale nie jest ode mnie wyżej rangą. – Tak między nami, nie potrzebuję zbyt wiele snu – może i od jego braku mam ogromne wory pod oczami i jestem nieco wychudzona, ale traktuję to po prostu raczej jako ewentualną rozrywkę.
A: Patrzyłam na waderę lekko kpiąco.
- Co ci tak zależy, babciu, na tym, żeby porozmawiała z twóją drugą połówką? Trzeba zacząć od tego, że twoje intęcje są dla mnie dość... niejasne. Chcesz mi pomóc? Zgnębić? W obu wypadkach mogłabyś zabrać się do tego inaczej. - Z mojego pyska ustąpił kpiący wyraz, zmieniając się w poważną minę. - Rozumiem, że jako relikt przeszłości i ktoś, kto tak bardzo namieszał w dziejach watahy mogę być ciekawym obiektem, jednak zważ na to, że już samo "ukrywanie" mnie w twojej jaskini jest niejako zdradą. Gyby Mixi się o tym dowiedziała pewnie skończyłoby się na kilku nieprzyjaznych słowach i spojrzeniach, jednak jeśli Narcyza dowie się o mojej obecności tutaj przyjmie za punkt honoru wypełnić sprawiedliwość i ukrócić moje "spiski". Możesz się znaleźć w niebezpieczeństwie, babciu.
O: Prychnęłam głośno wstrząsając łbem.
- Chcę pomóc tobie, jak i sobie jednocześnie. Nikt na ogół nie zapuszcza się w te rejony watahy, więc prawdopodobieństwo, że ktoś cię zobaczy jest niemalże zerowe. A nawet jeśli, to nie za bardzo mnie to obchodzi. Co najwyżej zginie, jeśli będzie chciał walczyć. Młoda, za coś zostałaś Alphą, więc liczę na to, że posłuchasz się mojej rady, bo będziesz miała moje wsparcie – może i wpakowałam się w niezłe bagno, ale co zrobić. Taka już natura.
A: Zamyśliłam się na chwię. Chciała pomóc? Miałam wahania nastroju. Powinnam się nieco uspokoić, być może wadera faktycznie wie jak i może mi pomóc, choć dotąd nie widziałam żadnego problemu. Pomijając wszystko inne nigdy nie odważyłabym się zadrzeć z potężnym wilkiem wiedząc, że może być moim sojusznikiem. Sojusznikiem lub pionkiem. 
  Potrząsnęłam głową i sposępniałam. To, co się wydarzyło powinno było mnie nauczyć, że żywe istoty to nie figury na szachownicy.
- Zgoda - powiedziałam tylko, patrząc Ookaminoishi prosto w oczy.
O: - Dobrze… – ponownie spojrzałam na księżyc, coraz bardziej chylący się ku zachodowi. – Chcesz to zrobić teraz – natychmiast, czy może poczekać do następnej nocy? Oczywiście, w tej chwili ryzyko jest nieco większe, ponieważ niedługo niektóre wilki zaczną się budzić. Wybór pozostawiam tobie. – Mnie tam było wszystko było jedno. Spojrzałam na ziemię pod sobą. „Kłaść się czy nie kłaść?” zadałam sobie pytanie. Jak będzie chciała iść teraz, to trzeba będzie się podnieść. Natomiast jeżeli poczeka do jutra, to będę już ułożona, aby spędzić dzień na patrzeniu się na drzewa. Wreszcie zdecydowałam się położyć – to znaczy bezceremonialnie legnąć się na ziemię.
A: - Wolałabym załatwić to jak najszybciej. W przeciwieństwie do ciebie mam pracę. - Spojrzałam z dezaprobatą na leżącą waderę. - Chyba że dasz mi dowód swojej dobrej woli i pozwolisz pójść, byśmy spotkały się nazajutrz w nocy gdzie zechcesz. - Nie miałam pewności, kiedy wadera zamierza pozwolić mi odejść, spróbowałam więc wynegocjować powrót. I sprawdzić intencje.
O: - Powiem wprost – nie mam pewności, czy jeżeli cię puszczę, stawisz się na miejscu. Tak samo nie jestem w stanie stwierdzić, ile czasu zajmie nam ta rozmowa. Ewentualnie możemy iść tam teraz, i jeżeli moja druga połowa się zgodzi, kontynuowałybyśmy jutro – zamyśliłam się chwilę. Po chwili podniosłam się ociężale przeklinając te krótkie noce. – Chodź za mną – zeskakując co parę półek ruszyłam w stronę Wodospadu Łez. Dlaczego nie użyłam skrzydeł? Bo nie chciało mi się latać. Przystanęłam na chwilę, żeby Argona mogła mnie dogonić.
A: - Dokąd idziemy? - spytałam czarną waderę. - Czy rozmowa z twoją drugą połową wymaga odpowiednich warunków?

Poczułam lekkie zaciekawienie osobowością wadery. W końcu nie każdy łaziłby po lesie w poszukiwaniu Zdrajcy. Będę musiała wrócić do wprawy w przyglądaniu się istotom wokół mnie.
O: - Nad Wodospad Łez. Jak już mówiłam wcześniej, do takiej rozmowy potrzeba jakiegoś wodospadu lub wilka z odpowiednimi umiejętnościami. Wodospady są odzwierciedleniem duszy – dodałam po chwili. – Ewentualnie można się skontaktować ze swoją drugą połową lub demonem podczas snu, wtedy jednak nie mogą tam znaleźć się osoby trzecie – w tym przypadku ty.
A: Skinęłam głową. Dalszą drogę pokonałyśmy bez słowa. Na szczęście nie spotkałyśmy żadnego z członków watahy. Widać nikomu nie chciał się wyściubiać nosa z nory o tej porze.
  Wkrótce dotarłyśmy do celu. Wodospad Łez szumił jednostajnie, spokojnie, tak jak zawsze, swojsko. Bezwiednie uśmiechnęłam się na widok tego tak dobrze znanego, a zarazem tak nowego i niezwykłego. 
  Podszyłyśmy do tafli wody. Gdy w nią spojrzałam ujrzałam tam przez ułamek sekundy uśmiechniętą, białą waderę o lśniących oczach, jak gdy mrugnęłam było tam tylko moje odbicie
O: Odetchnęłam głęboko, po czym również spojrzałam w taflę wody. Na początku ukazała mi się ta sama postać, co za pierwszym razem. Dopiero teraz ujrzałam, że nie była to Argona, tylko ja – kiedy wpadłam w szał. Zmrużyłam oczy, po czym spróbowałam spojrzeć jeszcze dalej, w głąb. Postać zafalowała, po czym na jej miejscu ukazała się moja druga strona. Jej prawa połowa wyglądała niemalże jak ja, druga natomiast przypominała bardziej szkielet obrośnięty szarym, zabrudzonym futrem. Skrzydła miała rozłożone, i mimo że były postrzępione, to świetnie sprawdzały się podczas latania. Anatomia ogółem zgadzała się z moją. Wysunęłam jeden z ogonów w stronę Argony.
- Złap go jakoś i zamknij oczy. Otwórz je dopiero wtedy, kiedy ci pozwolę – skoncentrowałam się na odbiciu w wodzie, po czym przymknęłam powieki. Jak tylko Argona zrobi to samo, powinnyśmy znaleźć się w „moim wnętrzu”.
A: Zrobiłam to, co nakazała wadera i po chwili poczułam uderzenie zimna oraz ciemność, zamykającą się wokół mnie. Sama nie wiem jak długo trwałam w tym stanie, w pustce, w której jedynym realnym tworem był koniuszek ogona Ookaminoishi w moim pysku. Wreszcie wadera kazała mi otworzyć oczy.
O: Rozejrzałam się po okolicy. O dziwo – otaczał nas spokojny, martwy las. Co jakiś czas przeleciał nad nami jakiś kruk skrzecząc przeraźliwie. Przynajmniej moja druga strona ma najwidoczniej dobry humor. Ostatnio skończyło się na wszędobylskich erupcjach wulkanów przy akompaniamencie trzęsień ziemi i olbrzymich tsunami. Wzdrygnęłam się lekko na samo wspomnienie. Wreszcie dopatrzyłam się małej ścieżynki.
- Chodź za mną i nie waż się za bardzo oddalać. Tutaj jest spokojnie i lepiej tego nie zmieniać – rzuciłam tylko i ruszyłam. A nóż widelec spadłby na Argonę jakiś lisz, martwiaczy smok albo co, a nie miałam ochoty składać do kupy jej psychiki. Moja druga strona lubiała przebywać w jaskiniach, więc po wyjściu przydałoby się poszukać jakichś gór.
A: Rozglądałam się ciekawie po miejscu, które zapewne było "wnętrzem" Ookami. Las, góry, jakiś potok, przecinający stały grunt. Gdybym była lepsza z psychologii na podstawie tego miejsca mogłabym wywnioskować bardzo wiele o charakterze i pragnieniach mojej przewodniczki. W tym wszystkim ukrywała się gdzieś jej druga połowa. A my miałyśmy ją znaleźć.
Nagle zorientowałam się, że coś mi tu nie pasuje. Cisza. Tu jest tak cicho. Żadnego szumu drzew, śpiewu ptaków, odgłosów zwierząt. Poczułam się, jakbym nagle znalazła się w jednym z korytarzy Exitu.
Ookaminoishi poprowadziła nas ścieżką w kierunku gór, a gdy już dotarłyśmy pod skaliste, strome zbocza, zaczęła się za czymś rozglądać. Czyżby spodziewała się, że jej duplikat zeskoczy na nią ze skalnej półki?
O: Rozglądałam się uważnie za jakimś wejściem do jaskiń… jest! Ruszyłam niespiesznie w tamtą stronę. Po wejściu do całego systemu grot w tej górze zapanowała niemalże całkowita ciemność. Rozświetlały ją tylko świecące się na błękitno kryształy „wyrastające” ze skały. Zaczęłam wyczuwać coraz mocniej nieco pogodniejszą od mojej aurę. Rzeczywiście jest w dobrym humorze. Kilka korytarzy, skrętów i mniejszych grot dalej znalazłyśmy się w ogromnej jaskini. Na samym jej końcu zamajaczył wielki cień. Podążyłam jego stronę. Dopiero bliżej można było zobaczyć, kim jest owy cień. A jakżeby inaczej – była to moja druga strona. Wyglądała identycznie jak postać w moim odbiciu, tylko że ta tutaj była rozmiarów XXX…XXL – jednym słowem mówiąc, byłam wielkości jej pazura. Nie lubiłam kiedy przyjmowała tę formę. Niby w tym „wymiarze” również mogłam przyjąć takie rozmiary, jednak nie chciałam przypadkiem usiąść na Argonie.
A: Postać, która na nas czekała była olbrzymia i chyba nie zauważyła nas z razu. Czej rozmiar w tym wymiarze oznaczał wielkość jej "ego"? W każdym bądź razie była tam, widziałam ją.
- Więc? - zwróciłam się ku mojej przewodniczce. - Co teraz? Krzykniesz do niej, żeby się do nas obróciła?
O: Westchnęłam cicho. Chyba jednak powiększę się do większych rozmiarów. Nie chciałam od początku na nią krzyczeć. Przymknęłam na chwilę oczy, by poczuć, jak moje ciało rozrasta się. Dobra, przyznaję się przed samą sobą – nieco tęskniłam za tą formą.
- Oi, Ishi – mruknęłam do leżącej tyłem do mnie wadery. – Mamy do ciebie parę pytań – wtedy też przypomniałam sobie o Argonie. – A ty wskakuj mi na łeb – pochyliłam go w jej stronę, aby mogła łatwiej wskoczyć. W tym czasie moja druga strona powoli obróciła się w naszą stronę.
- Czyli jednak postanowiłaś mnie odwiedzić, co Kamino? – odpowiedziała kąśliwie. Tak, mówiłyśmy do siebie skrótami naszego imienia, żeby potencjalne rozmowy wyglądały w miarę normalnie. Ishi podniosła się i usiadła przodem do mnie. Spojrzała wtedy na Argonę. – Kogo tu przyprowadziłaś? Czyżbyś aż tak upadła, że obcujesz ze zwykłymi wilkami? – Wyraźnie chciała mnie sprowokować. Aż za wyraźnie.
- Ta tutaj wadera – skierowałam spojrzenie na byłą Alphę nieco zezując i ignorując poprzednią wypowiedź mojej drugiej strony. – Ma do ciebie parę pytań odnośnie jej demona. Znasz się na tym lepiej ode mnie, więc liczę na ciebie.
- Och, wreszcie dostrzegłaś to, jaka użyteczna jestem. Niech pyta, zobaczymy, czy jej odpowiem.
A: Chwila konsternacji. Czego ta Ookami oczekiwała ode mnie. Nie miałam żadnych pytań, dotyczących Anthitei'a. Był dla mnie bytem nader jasnym i zrozumiały. Obróciłam zakłopotany łeb w kierunku "Kami".
- O co właściwie powinnam zapytać?

  Miałam chyba dużo szczęścia, że w tym momencie wadera nie walnęła facepalma, bo mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Nie wiem czy w tym świecie da się zginąć, ale też nie chciałam się o tym przekonywać na własnej skórze.
O: No ja się chyba załamię. Ignorując wewnętrzną chęć wbicia tego i owego Argonie do głowy, postanowiłam sama zacząć tę konwersację.
- Obecna tutaj wadera ma pewien problem. Mianowicie – mimo domniemanego okiełznania demona zapieczętowanego wewnątrz niej, ten nie wydaje się być uśpiony, ponieważ przez chwilę zamiast oka Argony pojawiło się jedno ze ślepi, które posiadała gdy objął nad nią kontrolę. W tym miejscu cię proszę, – z niechęcią powiedziałam słowo „proszę” – abyś zerknęła na to i pomogła jej go z powrotem opanować, czy też ewentualnie nauczyć świadomego kontrolowania jego mocy.

- Hmm… mogłabym, oczywiście… ale to będzie kosztować. I to całkiem sporo – znacząco spojrzała na mnie, po czym swój wzrok ponownie skupiła na małej waderze. Z niechęcią spojrzałam na cztery z moich ogonów, które zamieniły się w czarny dym, który „pofrunął” prosto ku Ishi. Nienawidziłam tego robić, jednak, niestety, sytuacja tego wymagała. Gdy otworzyła pysk a dym zniknął w jego otchłani, oblizała się ze smakiem. – Wiesz co lubię… w takim razie, myślę, że mogę pomóc. Potrzebuję tylko informacji, w jaki sposób ma być kontrolowany. Chcesz, żeby użyczał ci ogromnej siły na zawołanie? Czy może aby towarzyszył ci podczas podróży? Wybieraj, wybieraj, opcji jest dużo, a Anithei jest bardzo ciekawym demonem.