- I co teraz zrobisz? Chyba nie chcesz, żeby powstała niepotrzebna panika… prawda? – zapytał się jeden z facetów, których przedtem pobiłem. Cholera! Myślałem, że ich zabiłem...! Geh.
Popatrzyłem się na moją chwilową kawową towarzyszkę.
- No więc, droga Aristanae. Myślę, że tutaj musimy się rozstać. - powiedziałem do niej cichym głosem, wręcz szeptem. Potem dodałem głośniej, tyle, że do osiłków. - Dobrze chłopcy. Pobawimy się troszkę, ale najpierw musimy wyjść z kawiarenki, bo nie chcemy przecież robić tu niepotrzebnego syfu, prawda? - zapytałem się ich takim głosem, jakbym mówił do przedszkolaków. Widać było, że mięśniakowi na środku żyłka już pulsuje, ale i tak i tak w miarę spokojnym głosem mi odpowiedział.
- Pewnie. Nawet już miejsce znaleźliśmy. Chodź za nami.
Kiwnąłem głową do Aristanae na pożegnanie, zostawiłem drobne za kawę i ciastko, którego nawet nie zdążyłem zjeść na stole i wyszedłem razem ze specyficzną grupą z kawiarni. Przez szybę zobaczyłem tylko zdziwioną twarz Ari, która nadal wzrokiem mnie odprowadzała. Uśmiechnąłem się do niej kulturalnie, żeby chociaż myślała, że nie siedziała z rasowym zabójcą. Po chwili jeden z tych pojebów mnie popchnął, żebym już dłużej nie patrzył się za siebie.
- Po co te nerwy, głąbie? - spytałem się mężczyzny. On się na mnie tylko popatrzył morderczym wzrokiem.
Po chwili doszliśmy do jakiejś starej i już nie używanej fabryki. Nie była duża, ale wystarczająco, żeby pomieścić dwa helikoptery.
- No więc? Mam was teraz wszystkich pozabijać czy będę mógł pójść sobie spokojnie do domu? Mam jeszcze trochę do roboty, więc szybko się zdecydujcie. - powiedziałem trochę już zirytowany całą tą sytuacją. Ja nie kłamałem. Naprawdę. Obierek zaraz wykończy moje konto bankowe!
- E-e! - powiedział ten, który mnie przed chwilą popchnął. - Taki problemik. Nie możesz nas zabić, już nie masz żadnych nabojów w tym swoim pistoleciku. Wszystko zeszło na naszą wcześniejszą walkę. Więc reasumując, nie masz czym teraz walczyć. Kekekeke! - zaśmiał się. Kto się śmieje „kekeke”? No kto?
Sprawdziłem, czy faktycznie gość mówił prawdę.
- …
- Kekeke!
- Cholera. - Miał rację. W myślach szybko przemyślałem wszystkie drogi co by się stało a co nie jakbym walczył za pomocą mocy, ale i tak i tak wpadłem na pomysł.
Wyciągnąłem z marynarki małe pudełko, a następnie wyciągnąłem z niego podłużny przedmiot.
- It's show time! - powiedziałem i nacisnąłem guzik znajdujący się z boku przedmiotu.
Miecz Fotonowy rozbłysnął niebieskawym światłem, a ja poczułem, że idę w tak zwany „brutal mode” oraz, że moje tęczówki zmieniły kolor. - Zabawmy się~! - powiedziałem z wręcz szalonym uśmiechem na twarzy.
Po chwili wszedłem w wir walki. Nie usłyszałem nawet delikatnych kroków ze strony wejścia do fabryki. Z mojego brutalnego tańca wyrwał mnie dopiero zduszony okrzyk. Szybko obróciłem się za siebie.
Stała tam blada jak ściana Ari, która trzymała się za usta tak jakby miała zamiar zwymiotować. Rozumiem jej odrazę, gdybym nie był przyzwyczajony do widoku rozczłonkowanych ludzi na tle wielkiej kałuży krwi, też bym tak zareagował.
Po chwili dziewczyna opadła na podłogę. Zemdlała...?
Szybko podbiegłem do różowowłosej i pochyliłem się nad nią.
- Ari! Hej, Ari! Wiem, że ten widok był straszny, ale to nie powód żeby mdleć! - Ari nie odzyskiwała przytomności. - Ari?
Wstałem i zacząłem się zastanawiać nad tym co zrobić. Moje ubranie było strasznie zmasakrowane oraz całe we krwi, będzie źle, jeśli wyjdę w takim stroju na miasto. Wziąłem delikatnie dziewczynę na ramiona i teleportowałem się do mojego domu.
Kiedy już byliśmy u mnie, położyłem ją na łóżku, wygoniłem Obierka do ładowania i sam poszedłem się umyć.
(Aristanae? Czyż nie jesteś ze mnie dumna? W końcu wysłałem rozdział~!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz