Lucia obudziła się późno. Za późno. O tej godzinie już dawno
powinna być w pracy. Nie zdziwiła się nawet, że zasnęła na kanapie przed
telewizorem. Pamiętała, że o godzinie 4:05 miała oglądać powtórkę jakiegoś
głupiego serialu, więc jakoś wtedy musiała zasnąć. Była wykończona zarówno
psychicznie jak i fizycznie. Cała ta sytuacja z Fionnem źle na nią podziałała. Była
o tym przekonana jeszcze bardziej, gdy zobaczyła na stoliku opróżnione pudełko
po lodach kawowych. Natychmiast zerwała się z kanapy i pobiegła się ogarnąć.
Była na siebie wściekła, dodatkowo głowa bolała ją niemiłosiernie. Wystukała krótką
wiadomość do Fionna, przepraszając za spóźnienie i obiecując, że za chwilę będzie
w pracy. Najwyżej nazmyśla coś o uciekających autobusach czy o czymś równie
głupim. Bez znaczenia. Wiedziała tylko, że naprawdę nie ma ochoty teraz spotkać
się z rudowłosym Irlandczykiem, ale nie miała wyboru. Postanowiła unikać go
dziś jak ognia. Nałożyła na włosy piankę prostującą (jej wynalazku), usta
pomalowała brązową pomadką (podkreślając tym samym swój beznadziejny nastrój),
wybrała swoje ulubione, jedne z najwyższych szpilek (chcąc choć trochę poczuć
się lepiej) i niemal w biegu zamknęła za sobą drzwi. Zdecydowała, że szybciej przejdzie
na piechotę niż gdyby miała czekać na autobus, więc pewnym krokiem ruszyła
przed siebie, odpalając przy tym papierosa. Zdążyła wypalić dwa, gdy znalazła
się przed siedzibą Menthis Corp. Było właśnie chwilę po jedenastej. Pchnęła drzwi
wejściowe przeznaczone dla pracowników, zgarnęła z szatni swój fartuch i przyczepiła
do niego swój identyfikator. Ostatni raz spojrzała w lusterko. Schowała za ucho
niesforny loczek, którego nakładana w pośpiechu pianka najpewniej nie dosięgnęła
i paznokciem zgarnęła nadmiar szminki z kącika ust. Tak gotowa zabrała ze swojej
szafki papiery (podrzucone przez Fionna z wielkim podpisem „DR PARFAVRO”) i
skierowała się w stronę swojego gabinetu. Miała nadzieję, że nikt nie zauważy tego
subtelnego spóźnienia i przemknie tam niezauważona. Chociaż oficjalnie była już
w pracy od momentu wejścia do siedziby, nie czuła się z tym dobrze.
Przechodziła właśnie obok gabinetu von Alwasa, gdy drzwi otworzyły się z
rozmachem i wyszedł z nich mocno zirytowany wysoki mężczyzna… przy okazji nadeptując na
jej wyciągniętą szpilkę. Zachwiał się lekko, jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi.
Poprawił tylko płaszcz i już chciał przejść dalej, korytarzem do głównego
wyjścia, gdy zszokowana do tej pory Lucia postanowiła zawalczyć o swoje.
– Przepraszam? – rzuciła protekcjonalnie. Nie miała pojęcia,
kim jest ten człowiek i wiedziała, że mogła mieć problemy przez swoją
arogancję, ale w tej chwili miała tak podły nastrój, że naprawdę mało ją to
obchodziło. – Rodzice cię nie uczyli, żeby uważać, gdzie się stawia stopy?
Nieznajomego chyba zmroziło na chwilę, ale zaraz cofnął się
kilka kroków, pochylił lekko, by lepiej widzieć jej twarz i odpowiedział
dobitnie.
– Och, wybacz. Te szpilki chyba niewiele dały, bo nawet w
nich cię nie zauważyłem.
Lucia otworzyła usta z oburzenia.
– No ty sobie chyba kpisz! – obruszyła się jeszcze bardziej.
– Zdajesz sobie sprawę ile te buty kosztowały?
Nieznajomy zlustrował ją obojętnym spojrzeniem, wzruszył
obojętnie ramionami i odpowiedział równie obojętnym tonem:
– Nie.
Chciał już odejść, zostawiając oburzoną Lucię samą, gdy zza
rogu wyłonił się Fionn O’Reilly.
– James, świetnie, że jeszcze cię złapałem! – zawołał z
ulgą. – Zapomniałeś podpisać… O, Lucia, cześć – powiedział zbity z tropu, gdy
dobiegł do nich i zauważył jej wściekłą minę. – Coś się stało? – zapytał,
marszcząc brwi.
– Nic – odpowiedziała Włoszka wyniośle. – Właśnie szłam do
gabinetu. Do zobaczenia później, Fionn. Przyniosę ci tę teczkę, jak tylko
skończę – odpowiedziała i, zupełnie ignorując nieznajomego, ruszyła przed
siebie. Przy tym wolną ręką specjalnie odrzuciła włosy tak, by uderzyły zdezorientowanego
Jamesa. Fionn chwilę przenosił nierozumiejący wzrok z oddalającej się Lucii na
osłupiałego przyjaciela.
– Czy możesz mi wytłumaczyć – zaczął powoli, wolną ręką
masując sobie skroń – co się tu tak właściwie między wami stało?
(JAMES?)