30 września 2014

Od Ceresa

- Spać, spać, spać, spaaaaać... - powtarzałem idąc przed siebie. Kierowałem się do mojej nory. "Tak to jest, kiedy chodzi się na spacerek. Wracasz o 4 nad ranem dwa dni później, bo się zgubiłeś w zaroślach. Gratuluję debilu..." Szedłem jak skazaniec na śmierć. "Jeszcze kilka kroków. Zaraz pójdziesz spać."
- Co ty tu robisz? - ktoś chyba stał przede mną. Uniosłem głowę do góry. To Anastasia (brzmi jak tekst z pokemonów... "Co to za pokemon? To Anastasia!")
- Chyba wracam do domu. Coś w tym dziwnego?
- Idziesz w złym kierunku. Wiesz o tym?
- Chyba nie. Nie jestem pewien co się teraz dzieje - położyłem się na ziemi. - Nic mi się nie chceee.
- Gdzie ty tak w ogóle byłeś przez dwa dni?
- Sam nie wiem. Zgubiłem się. Mam niedopracowaną orientację w terenie - obróciłem się i leżałem na plecach.
- Jesteś idiotą.
- Jestem tego w 100% świadomy - ziewnąłem.
(Anastasia?)

Ceres


kontakt: fioletowykredens@interia.pl
Imię: Ceres
Pseudonim: Surykatka
Płeć: Basior
Wiek: 3 lat
Żywioł: Grzech, ból, cierpienie
Patroni: Hades i Algos
Cechy charakteru: Bardzo pozytywnie nastawiony do życia osobnik płci męskiej(?). Lubi przebywać w towarzystwie i nie przepada za samotnością. Ma słabość do kobiet (wader). Jest romantyczny (tak przynajmniej uważa). Nie należy do grupy tych bardzo inteligentnych. jest przeciętnie mądry. Podczas walki zmienia się nie do poznania...
Stanowiska: Zabójca
Historia:
Czytając wcześniejszy opis zastanawiasz się pewnie nad jedną sprawą...
- Hmm, charakter w ogóle nie pasuje do jego żywiołów.
Opowiem ci teraz historię, która miała miejsce kilka lat temu...
- MAMO! - młody Ceres skakał wokół swojej rodzicielki - Mogę iść się przejść?
- Nie - odpowiedziała stanowczo.
- No proszę, MAMO! - nie odpuszczał.
- Nigdzie sam nie pójdziesz - położyła się i zasnęła. Szczeniak czekał, aż matka zapadnie w głęboki sen. Wydostał się spod jej łapy i pobiegł przed siebie. Po jakimś czasie znalazł się w lesie. 
- Powinienem już wracać... - odwrócił się i ujrzał przed sobą ogromnego, czarnego wilka.
- Witaj dziecko - echo niosło się po całym lesie.
- C-czego chcesz - zapytał przestraszony malec.
- Zostałeś wybrany.
- D-do czego?
- Staniesz się ziemskim symbolem bólu, cierpienia i grzechu.
- C-co?! Nie chcę!
- Nie masz wyboru.
- K-kim ty tak w ogóle jesteś?!
- Me imię to Hades. Wraz z Algos'em wybraliśmy właśnie ciebie.
- J-ja nie chcę... Nie chcę sprawiać przykrości innym.
- Od teraz twoimi żywiołami są ból, cierpienie i grzech. Staniesz się posłańcem między ziemią a podziemiami. Będziesz wykonywał rozkazy bogów. Czy zrozumiałeś?
- T-tak. A-ale będę mógł prowadzić normalne życie? 
- Tak.
- Na czym będzie polegała moja praca?
- Tego dowiesz się w przyszłości... - rozpłynął się w powietrzu. Ceres obudził się w dziwnym miejscu. Nigdy dotąd nie widział tej części lasu. 
Wędrował, wędrował, bla bla bla... aż zawędrował na tereny Watahy Krwawej Nocy i do niej dołączył. 
(Tak to się prezentuje. Wstęp jest do du*y, no ale co tam YODO. W sumie wszystko jest do du*y... nie chce mi się poprawiać <3.) Niska samoocena zawsze spoko...
Motto: "You only die once." Piękne <3
Moce:
  *Potrafi zmienić rzeczywistość (tylko w głowie przeciwnika)
  *Do wali używa kolców, które tworzy z cienia
  *Może "wejść do cudzego umysłu".
Umiejętności:
  *Jest bardzo zwinny i szybki.
Partnerka: szuka
Zauroczony/a w...: Shailene
Data urodzenia: 5.11.2011
Talizman: Kolczyki na uszach to talizmany.
Nora
Głos: Bring Me The Horizon - Can You Feel My Heart
Inne zdjęcia: 1

Od Akumy do Narcyzy

  Stanąłem za waderą.
- Udało się - powiedziałem do niej - Przeżyłaś...
- Tak, mistrzu - Narcyza odwróciła się w moim kierunku - Dzięki tobie...
- Nie prawda! - w moich oczach błysnęła iskierka gniewu - To z mojej winy to się wydarzyło. Gdybym ci powiedział, gdybym ją zniszczył lub chociaż miał dość siły, by cię ochronić... nie doszłoby do tego!
(Narcyza?)

Od Akumy do Mixi

Hidoi! Mixi, jesteś taka okrutna!

  Stałem jak wryty. Silna, odważna, mądra, zdecydowana Alpha... płacze. Co ja mam zrobić? Może powinienem wyjść? Wiedziałem, że to byłaby najsłuszniejsza decyzja, ale jednak... nie mogłem jej tego zrobić. W tym momencie potrzebowała wsparcia duchowego kogoś... bliskiego... no może nie jestem jej jakoś specjalnie bliski, ale nie ma nikogo innego w okolicy... Ruszyłem do niej, sam nie wiedząc, co robię, co powinienem zrobić.
  Stanąłem tuż przed nią i bez słowa, niezgrabnie przytuliłem ją moim pyskiem. Wadera chlipała dalej, a jej łzy wsiąkały w moją sierść.
- Aku... dlaczego? - zapytała ponownie
  Nie odpowiedziałem. Nie byłem w stanie powiedzieć nic, co by ją pocieszyło. 
- Dlaczego...
  Poczułem, jak powoli się uspokaja...
- To nie twoja wina... - zdołałem powiedzieć miękkim, głębokim głosem
(Mixi?)

Od Shontay'i do Vane

- Widzisz "prawie" mogło nie być tego "prawie" - powiedziałam uśmiechając się morderczym uśmiechem
- W sumie jak się nazywasz? - spytałam, jego imię było mi bardzo potrzebne.
(Vane?)

Od Luny

Gdy już się do niego zbliżyłam on uciekł. Uciekł w gąszcze. Zaczęłam za nim biec, ale po chwili nie wiedziałam gdzie uciekł. Zgubiłam trop.
I co teraz? - zadawałam sobie pytanie wracając do nory. Słońce już zachodziło. Byłam obolała i zmęczona. Nie wiedziałam co myśleć o tym spotkaniu. Nagle poczułam ból u prawej przedniej łapy. Zaczęłam oglądać łapę. Miałam rozciętą skórę i kapała mi krew. Wiedziałam, że to przez Nirso. Nie chciałam go już więcej widzieć, ale jednak nie mogłam przestać o nim myśleć. Czułam coś do niego. Powtarzałam sobie, że nawet gdyby mnie pokochał nie będziemy mogli być razem. On jest w innej watadze, on mnie chciał zabić, alfa się przecież nie zgodzi - te pytania sprawiały, że zapominałam o nim. Niestety tylko na chwilę. Wreszcie doszłam do mojej nory. Położyłam się wygodnie i zaczęłam lizać ranę. Nagle zobaczyłam, że ktoś zbliża się do mojej nory. Wstałam i warczałam. Nie mogłam uciec. Musiałam zostać w norze.
-Witaj ponownie.
-Nirso? Czego ty ode mnie chcesz?
-Chce Cię przeprosić i wszytko wytłumaczyć... -nie wierzyłam, że to powiedział. - Ale możemy pójść gdzie indziej?
-Yyy... Chyba... Tak....
Szłam za nim, ale nie z własnej woli. Nie mogłam powiedzieć nie. Coś kazało mi iść.
-Mogę wiedzieć dokąd się wybieramy? -spytałam. W odpowiedzi usłyszałam tylko milczenie. Co miałam robić? Nie wiedziałam. W końcu doszliśmy na polanę. Przez chwilę wydawała mi się znajoma.
-Słuchaj... -zaczął Nirso. Mówił tak łagodnie. -Ja nie chciałem... Nie poznałem Cię. Tak bardzo się zmieniłaś... Tak tęskniłem.. Bar..
-Teraz posłuchaj mnie - przerwałam mu i odsunęłam się. - Zrobiłeś błąd. Weszłeś na nie swój teren. Jeśli chcesz być wrogiem proszę Cię bardzo... -nie chciałam dalej mówić więc przerwałam.
-Nie chce być twoim wrogiem.
-To czemu to robisz? -czułam jak zbiera mi się na płacz.
-Nie płacz... Ja chciałem na dobrze a wyszło źle... -po tych słowach rozpłakałam się na całego. Nie wiedziałam co mnie opamiętało. Nagle poczułam jego oddech na mojej szyi. Zbliżał się... Był coraz bliżej, a ja nie mogłam na to nic poradzić.... To było straszne!

Od Vane`a do Shontay`i

Z trudem powstrzymałem się przed wydaniem z siebie okropnego krzyku, więc było słychać tylko ciche pisnięcie nim znalazłem się pod wodą. Zobaczyłem tam czarno-czerwoną wilczycę, którą już gdzieś widziałem. Shontaya. Przypomniało mi się jej imię. Wyrwałem się jej i wypłynąłem na powierzchnię. Zacząłem łapczywie łapać powietrze. Ona wyłoniła się kawałek dalej.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - zapytałem z wyrzutem.
- Co ty? Na żartach się nie znasz? - zapytała niemal nie pękając ze śmiechu.
- Prawie mnie utopiłaś! To mają być żarty?!
(Shontaya?)

Od Mixi do Alisona Jon

Głośne pukanie przebudziło mnie z drzemki w którą nieświadomie zapadłam nad księgą z zaklęciami.

- Nieeeee śpieeee - ziewnęłam.
Do środka wszedł Alison Jon z olbrzymim demono-turem
- Jak ci się udało go zabić? Jest wielki! Myślałam, że demono-tury już dawno wyginęły... Hmm...
- Najwyraźniej nie wyginęły, bo goniły mnie jeszcze trzy...
Spojrzałam na jego zakrwawione łapy.
- Musisz koniecznie iść do Erny... Ona ci to opatrzy... - powiedziałam roztargniona nie wiedząc na co patrzeć. Wielkiego turo-demona, Alisona Jon całego we krwi, czy jaskinię całą we krwi z winy wyżej wymienionej dwójki.
(Alison Jon?)

Od Mixi do Akumy

- Tak... Jasne... Pewnie masz rację... - zgodziłam się z Dowódcą Zabójców.

Wtedy do jaskini wpadł jakiś wilk, którego znałam tylko z widzenia. Okropnie dyszał, widać było, że ma jakieś ważne wieści. Spojrzałam na niego z wyraźnym zainteresowaniem.
- Co się stało? - zapytałam.
- Zinder, Iverno i Mortimer... Odeszli... - wydyszał z trudem.
- Coś jeszcze? - zapytałam beznamiętnym głosem, choć z trudem powstrzymywałam łzy.
- Tak... Seldy i Jack... Prawdopodobnie nie żyją...
- Dziękuję, możesz odejść - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Kiedy wilk zniknął mi z oczu, nie zważając na obecność Akumy zaczęłam płakać.
(Akuma? Jak cię wkopałam =D)

Od Anastasi - ,,Jak się tu znalazłam?"

Szłam nadal przed siebie mijałam góry lasy i kaniony... byłam wyczerpana kilku miesięczną wędrówką, byłam głodna i spragniona... powoli traciłam siły... nagle usłyszałam strumień. Od razu nabrałam siły i pobiegłam w tamtym kierunku, rzeczywiście usłyszałam rzekę. Wyszłam z krzaków i znalazłam się na polanie, przede mną widać było krystalicznie czystą wodę, czym prędzej podbiegłam do niej i zaczęłam łapczywie pić. Usłyszałam jakiś szelest z tyłu, ale nie obchodziło mnie to... dopiero, gdy usłyszałam trzask odwróciłam się do hałasu. Za mną stał wielki, brunatny niedźwiedź... ,,Pięknie... no pięknie..." pomyślałam i odwróciłam się gotowa do ataku...
- No dawaj... - powiedziałam z szyderczym uśmiechem, w moich oczach widać było ogień , najeżyłam się niczym jeż... Miś zrobił pierwszy ruch szarżując w moją stronę, ja zrobiłam to samo po tym jak się zapaliłam. To była zacięta walka futrzak wygrywał... ale z ostatkiem sił zadałam ostateczny cios w tętnice szyjną, zanim się obejrzałam misiek leżał martwy, a ja miałam jedzenie.
- Pysznie! - powiedziałam sama do siebie oblizując zakrwawiony pysk. Zaczęłam jeść, a tak właściwie połykać duże kawałki, aż zostały tylko kości... potem się trochę przespałam. Rano poszłam za nosem, który wyczuł woń wilka, doszłam do jakiejś nory...
- Halu??? - powiedziałam, a mój głos rozniósł się po całej jaskini, potem wyszła z niej szara wilczyca.
- Czego chcesz? - powiedziała oschle szczerząc kły...
- Szukam watahy... nie wiesz przypadkiem czy w okolicy niema jakiejś? - odpowiedziałam nie zwracając uwagi na kły...
- Owszem jest... - powiedziała już normalnie - Jestem alfą watahy Krwawej Nocy...
- Serio? Nareszcie przyszedł koniec mej wędrówki! - krzyknęłam uradowana... - Mogła bym dołączyć? - zapytałam spokojnie... wadera trochę się zastanawiała, aż odpowiedziała...
- Dobrze... zawsze przyda się kolejny wilk w watasze... choć oprowadzę cię... - powiedziała w uśmiechem i poszła w las...

To tak: zawsze przed "ale", "a", "gdy", "który" itd. stawiamy przecinek. Ponadto po i przed myślnikiem spacja - łatwiej się czyta.

27 września 2014

Od Narcyzy do Akumy

Przeciągnęłam się obolała.
Wyszłam z jaskini. Chciałam odetchnąć świeżym.
Krew z rany jeszcze się sączyła, ale nie sprawiała już takiego bólu.
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Usłyszałam czyjeś kroki.

(Akuma? Erna?)

Od Alisaona Jon - Quest

Dzisiejszej nocy księżyc był inny, odcień bordo trochę mnie intrygował, szedłem leśną ścieżką wsłuchując się w ciszę. Zacząłem sobie coś nucić, ale mój śpiew zagłuszył głośny warkot, trochę zaskoczony odwróciłem się ostrożnie. Wpatrywał się we mnie ohydny zakrwawiony demono-tur. Miałem ochotę się zwymiotować. Runął na mnie, w pysku miał więcej zębów niż rekin. Nie wiem może z trzy rzędy po nie wiem ile zębów. K*rwa i co ja mam teraz zrobić?! Demon dyszał wprost na mnie. Użyłem kriokinezy zamarzając tura, wytworzyłem Kule Czarnej Many i cisnąłem nią w niego parę razy, aż się rozbił na kawałki, w lodowatych kawałkach demona została filka a nawet naszyjnik z nią, zarzuciłem sobie go dumnie na szyje i gdy miałem iść dalej otoczyły mnie jeszcze trzy tury. K*RWA SERIO?! Rzuciły się na mnie, a ja sprytnie przebiegłem jednemu pod kopytami. Zacząłem uciekać ile sił w nogach. Tury zderzyły się, ale zaraz zaczęły mnie gonić, zbiegłem z ścieżki przedzierając się przez zarośla. Zacząłem za każdym przebytym przeze mnie metrem wypuszczać grom, aż huczało w całym lesie. Ale czego się nie robi, aby przeżyć? Tury były może trzy metry za mną? Może o metr dalej. Nie miałem już czucia w łapach, ostre kamienie raniły mnie w poduszki, ale mnie już nic nie bolało. Byłem przerażony. Nagle jeden demon wyprzedził inne i zadął mi ranę w udo. Bolało, cholernie bolało. Powoli dobiegałem do terenów watahy. Po co było się puszczać tak daleko? Po co? Ugh nawet nie mogłem się przeteleportować! Pioruny nic nie pomagały....
Bariera za 18 metrów, wytrzymasz AJ. WYTRZYMASZ. Przyśpieszyłem już dobiegałem do bariery watahy. Tak! Tury zostały za barierą! Dumnie wypiąłem pierś, muszę pokazać Mixi cóż mam za znalezisko. Oh jak to dobrze być szybkim.
____
Zapukałem w ścinę jaskini Alfy. Był już poranek, wczesny poranek zanim dowlokłem się do jej jaskini.
-Mixi? Śpisz?
<Mixi?>

Od Shontay'i do Vane

Szłam brzegiem rzeki. W oddali zobaczyłam czarnego basiora. Postanowiłam się trochę zabawic. Zanurkowałam w rzece i wyrwałam kilka wodorostów. Przykryłam się nimi by nie było mnie widac i podpłynęłam do wilka. Wypuściłam kilka bąbelków powietrza po czym złapałam basiora za łapę i wciągnęłam do wody.

(Vane?)

Ako odchodzi!


Od Ako do Mixi
- Nie ma powodu - burknęłam. Nie chciałam tego robić... może lepiej będzie jak po prostu odejdę... odsunęłam się od wadery i wzbiłam z powrotem w powietrze ostatni raz patrząc na kochaną watahę...

Anastasia


kontakt: Amelia228998 (hw)
Imię: Anastasia
Pseudonim i zdrobnienie: Evilia, Ania
Płeć: wadera
Wiek: 28 lat (nieśmiertelna)
Żywioł: Ogień, chaos, głos
Patroni: Algos i Atena
Cechy charakteru: Bardzo dobra wilczyca, ale lepiej uważać, bo okazuje się również złośliwa. Lubi pomagać; jest mądra, inteligentna i sprytna; dzięki czemu zawsze wyjdzie cało z sytuacji bez wyjścia. Jest przyjacielską i dowcipną waderą, jest też trochę romantykiem.
Cechy charakterystyczne: ciemno-brązowe futro, złote oko, 3 ogony
Stanowiska: Wojownik
Historia: Miała kochającą rodzinę, gdy dorosła postanowiła znaleźć sobie miejsce...
Motto: "Póki śmierć nas nie rozłączy..." Ha ha ha...!
Moce:
  • Zamiana w demona
  • Ogłuszający krzyk
  • Reinkarnacja (po ojcu)
  • Władza nad żywiołem ognia
Umiejętności:
  • Piękny śpiew
  • Czytanie i pisanie
  • Bardzo zwinna i wygimnastykowana
  • Wyczulone zmysły
Partner: BRAK
Data urodzenia: 28.09.1986
Przedmioty: Zdjęcie Rodziców
Rodzina: Matka - Irys †, Ojciec - Tantos, Brat - Deff
Talizman: Kieł - To kieł jej ojca, Tantosa. Chroni przed śmiercią i złymi mocami, świeci kiedy w pobliżu znajduje się bóg śmierci. Nie da się go zerwać ani zniszczyć.
Nora: Magiczna Grota, znajduje się na terenie Plaży Gwiazd
Głos: The Cranberries - Zombie
Ciekawostka:
  • Jest córką boga śmierci
Towarzysz: -
Statystyki: 53 pkt
Siła: 8 | Zręczność: 10 | Moc: 4 |Szybkość: 12 | Kondycja: 5 | Refleks: 10 | Zauważanie: 4 | Klasa Pancerza (KP): 0 | Wilcze drachmy: 150 | Krwawe Rubiny: 0 | Wykonane zadania: 0 | Wykonane Questy: 1 |
Upomnienia: 0
Pochwały: 0

Seldy odchodzi w stronę światła

Od Seldy - Niebiański spokój...
Obudziłam się na jakiejś polanie przede mną pojawił się ognik... i następny, i następny, pokazując ścieżkę... poszłam nią i doszłam do świątyni... Weszłam do niej nic nie podejrzewając. Światła zapaliły się od razu po wejściu... przede mną ukazał się portal, niebiański portal... potem ukazał się Jack, Sally i Ben... byłam wniebowzięta, że stara drużyna znów jest razem... ale coś nie grało... wszyscy byli... tacy weseli... 
- Seldy... czekaliśmy na ciebie - odpowiedziała brązowa wilczyca.
- Choć z nami, będziemy znów razem! - odparł Jack...
- Ale co się stało?
- Zginęliśmy... na ciebie też przyjdzie czas... ale nie będzie on przyjemny... więc choć z nami teraz do nieba... 
Zgodziłam się po kolei wszyscy weszli do portalu na końcu weszłam ja... spokojnie weszłam przez portal do raju na ziemi z którego już nigdy nie wrócę....

Angel



kontakt: e-mail dominina203@o2.pl
Imię: Angel
Zdrobnienie: An
Płeć: Wadera
Wiek: 8 lat (nieśmiertelna)
Żywioł: Magia, Mrok
Patron: Nemezis
Cechy charakteru: Tajemnicza, skryta. Gdy się ją pozna przyjacielska i miła.
Cechy charakterystyczne: Pióra na grzbiecie, blizna na oku.
Stanowiska: Szpieg
Historia: Angel urodziła się w słabej watasze. Kiedy miała zaledwie rok inna wataha napadła jej. Zamordowano jej całe stado zamordowano oprócz jej i jej siostry która znała się na magii i zamieniła się w ducha. Od tamtej pory jej siostra towarzyszyła jej, chociaż jej nie widać i nie słychać. Choć czasami słychać jej głos. Po roku znalazła tą watahę i do niej dołączyłą.
Motto: "Oczy w miłości są posłańcem serca"
Moce:
  *Umie teleportować się i hipnotyzować
Umiejętności:
   *Umie szybko biegać.
Partner: szuka
Data urodzenia: 19.03.2006
Talizman
Nora wybrana nora należy już do jednego z wików
Głos Shakira - Empire
Inne zdjęcia: jako człowiek

Od Flory - Jak dołączyłam do watahy

Cześć, nazywam się Flora. Teraz opowiem jak dołączyłam do watahy.
Nie pamiętam swojej rodziny ani przyjaciół, a szczególnie miejsca gdzie się wychowałam.
Obudziła mnie postać, która rzekła te słowa.
- Wstań moja córko, czas na śniadanie.
Po czym znikła.
Nie wiedziałam o co chodzi, ale to było strasznie dziwne.
- No cóż... czas na śniadanko.
Nie zastanawiałam się dlaczego tu jestem, zaczęłam polowanie.
Nic nie złapałam, smutna usiadłam na trawie i opalałam się na słońcu.
- Ej ty! - powiedział nieznajomy mi głos. 
Odwróciłam się i zobaczyłam drozda.
- Tak ty! Potrzebujesz pomocy! 
Zerwałam się z przerażenia,ptak mówi.
- Jak... co... mówisz. - odparłam
- Nie ja nie mówię tylko ćwierkam, Bogini Demeter kazała mi się tobą zaopiekować. - odpowiedział
- Kto to jest Demeter? - zapytałam choć wiedziałam, że to Boginka. 
- To twoja zastępcza matka. Choć za mną, opowiem ci wszystko po drodze.
Jak powiedział, tak zrobił. Szłam za nim kilka godzin, aż dotarliśmy do grupy wilków.
- Co my tu robimy!
- To twój nowy dom. Nie boj się nic ci nie zrobią. - odparł.
- O cześć Flora, czekaliśmy na ciebie. 
Odpowiedział męski głos z tłumu.
- Bogini Demeter ostrzegła, że do nas przybędziesz.
Odpowiedziała przywódczyni watahy Mixi
- Witaj Flora w naszej Watasze Krwawej Nocy.

Jack umiera

Od Jacka - Portal śmierci...
Szedłem powoli do końca terytorium watahy gdy już miałem postawić krok poza tereny... ale tylko się cofnąłem, nie wiedziałem o co chodzi... nie mogłem zrobić kroku do przodu. Odwróciłem się, za mną stał czarny wilk... przyjrzałem się mu dokładnie, wyglądał dziwnie... tak jak ja... próbowałem od niego uciec, ale złapał mnie za tylne łapy, próbowałem się uwolnić, ale tylko zaczął mnie ciągnąć... znowu spojrzałem do tyłu, za mną pojawił się portal. Przestraszyłem się nie na żarty, zacząłem się wić żeby tylko mnie puścił, ale to tylko pogorszyło sprawę... byłem już w portalu... zanim mnie wciągnął zawyłem z bólu na całą watahę zanim znikłem w ciemności którą... sam stworzyłem... już na zawsze....

Magda

kontakt: magdalenek.m@wp.pl (z emailu)
Imię: Magda
Zdrobnienie: Madzia
Płeć: Wadera
Wiek: 2,5 roku
Żywioł: natura
Patroni: Gaja i Demeter
Cechy charakteru: miła, towarzyska, lekkie ADHD, pomocna
Cechy charakterystyczne:  Rany biegnące przez obie oczy
Stanowiska: Zielarz
Historia: Niewiele pamięta. Obudziła ją bogini Demeter słowami "Wstań, moja córko, czas na śniadanie", po czym zniknęła. Flora trafiła do naszej watahy idąc za drozdem
Motto: "Wsłuchaj się w naturę, a powie ci jak masz żyć"
Moce:
  *uzdrawianie umierających
Umiejętności:
  *znajomość ziół
  *rozmowa ze zwierzętami
Partner: szuka
Data urodzenia: 8.04.2011
Talizman
Nora
Głos: Anastasia - Once Upon A December
Inne zdjęcia: 1

Od Zorrie

I znowu samotna.
Siedziałam samotnie pod niewielką sosną. Zinder odszedł parę dni temu, a ja znowu byłam sama.
Nikt mnie nie lubi, jeśli już, to nienawidzi. Z takimi myślami poszłam spać.
Obudziłam się, gdy słońce już zaszło. Nademną stał jakiś wilk.
<Wilku?>

26 września 2014

Od Mixi do Ako

- Ako? - zapytałam zdezorientowana patrząc na młodą wilczycę przyciskającą mi nóż do gardła. Wiedziałam, że mogłabym jej bez problemu uciec, ale chciałam się dowiedzieć co ją do tego pchnęło.

- Ako, czemu to robisz? - zapytałam. Nie odpowiedziała, więc zapytałam ponownie.
(Ako? Sorry, że tak długo... Pisałam opko na konkurs, które mój kochany blogger skasował...)

25 września 2014

Coś się kończy... i tak dalej...

Ogłaszam koniec terminu przysyłania prac na konkurs horrorowy! Co prawda mam opowiadania tylko od czterech osób, ale to lepiej niż na walentynki ;) Proszę głosować w ankiecie na najlepszą pracę!
Przy okazji zamykam konkurs walentynkowy! Zwycięża Erna i otrzymuje: 300 WD, 2 KR, Tytuł Hart Breaker oraz eliksir Miłości do dowolnego użytku!
Drugie miejsce, Shailene, otrzymuje... jeszcze miesiąc czasu na napisanie opowiadania, a potem pomyślę.
Zaś trzecie miejsce, czyli Akuma, nie dostaje nic, bo jest kretynem.
Dziękuję za udział <3<3 Niech Afrodyta będzie z wami! I tak dalej...
Startują zapisy na Wyprawę! Wszystkich chętnych proszę o kontakt ze mną przez howrse (ketsurui) i zgłoszenie ochoty! 

~ Wasza Adminka

Rocznica!

Dzisiaj nasza wataha obchodzi okrągłą rocznicę istnienia! Sto lat wataho!
*Pociąga nosem* Normalnie się wzruszyłam :') tak się cieszę, że jesteście jeszcze z nami, choćby w tym zmienionym składzie! Na kolejny nadchodzący rok życzę wam wszyystkiego najlepszego, a przede wszystkim duuużo weny! 

Moje małe wilczki...
Tak bardzo się cieszę...
Naprawdę!!
~Akuma

Od Akumy - Noc koszmarów "To tylko gra"

Pierwsza: Pion
Druga: Pion
Trzecia: Skoczek
Czwarta: Wieża
Piąta: Pion
Szósta: Pion
Siódma: Goniec
Ósma: Goniec
Dziewiąta: Królowa
Dziesiąta: Pion
Jedenasta: Pion
Dwunasta: Pion
Trzynasty: Król
Czternasty: Pion
Piętnasty: Wieża
Szesnasta: Skoczek

  (...)Otworzyłem ciężkie, żeliwne wrota i ruszyłem przez spowite w mroku pomieszczenie w kierunku środka, na którym stała szachownica oświetlona czterema pochodniami ustawionymi na jej krańcach. Rozsiadłem się wygodnie na olbrzymim fotelu i spojrzałem na ponure i złowrogie, czarne piony stojące w dwóch złowrogich rzędach tuż przede mną. Uśmiechnąłem się lekko. W porównaniu do nich białe figury sprawiały wrażenie kruchych i delikatnych. To wrażenie potęgował również ich nietypowy kształt. Każda z nich miała postać wilka(...)

  Matt otworzył powoli oczy. Z mgły powoli wyłaniają się kwadratowe, szaro-białe kształty. Wkrótce może już rozpoznać w nich kafle podłogowe, bardzo stare i popękane, pokryte warstwą kurzu. Podniósł łeb do góry i rozglądał się ze zdziwieniem dookoła. Pomieszczenie, w którym się znalazł było całkiem spore. Jego ściany pokrywała obłażąca w niektórych miejscach wyblakła tapeta, a z sufitu zwisały resztki lamp. Okna były zabite deskami, podobnie jak masywne wrota za plecami basiora. Za to znacznie mniejsze drzwi przed nim nie dość, że nie były zablokowane to jeszcze kusząco się uchylały.
- Gdzie ja jestem? - wśród głębokiej ciszy głos basiora zabrzmiał niemal jak huk
  Matt słysząc echo głosu odbijającego się od ścian sali skrzywił się lekko.
- I co ja tu robię? - spróbował sobie przypomnieć co się działo wcześniej... chyba był razem z Nikoyaką na spacerze... a potem już tu.
- I co teraz? - westchnął i odwrócił się w kierunku większych wrót
 Zmierzył je badawczym spojrzeniem. Drewno. Łatwo palne. Spróbował rozniecić wokół siebie ogień... i nic!
- Niech to szlag! - zaklął i zaszarżował całym impetem ciała na nie
  Poczuł uderzenie, a przed jego oczami pojawiły się mroczki. Cofnął się o krok i gdy świat wrócił do normalności spojrzał na wrota. Były nietknięte. Westchnął ponownie i podszedł do najbliższego okna. Wyjrzał przez szparę pomiędzy deskami na zewnątrz, by ujrzeć dzieciniec, na którego środku stała sobie stara, porośnięta mchem fontanna przedstawiająca Anioła z rozłożonymi ramionami i skrzydłami. Musiała znajdować się przed frontowymi drzwiami budynku, więc Matt uznał, że jeśli będzie się kierował w jej kierunku może trafi na wyjście. Ruszył w kierunku uchylonych drzwi. Nie mógł widzieć, jak dłonie anioła poruszają się powoli w kierunku klatki piersiowej, a w oczach płonie czerwone światło...

(...)Gra się rozpoczęła, Król wykonał swój ruch. Czarne piony się nie cierpliwą. Teraz moja kolej(...)

  Mangetsu otworzyła oczy i aż podskoczyła z przerażenia. Tuż przed jej nosem, na podłodze leżała mała, blada, porcelanowa lalka o dużych, błękitnych oczach.
- Nie przejmuj się nią - powiedział jakiś głos zza pleców wadery
  Mangetsu odwróciła się, by ujrzeć czerwoną waderę z długim ogonem, bardziej przypominającą lisa niż wilka.
- Kim jesteś? - zapytała biała wadera nieznajomej
- Nazywam się Lis - uśmiechnęła się przyjaźnie, jednak zaledwie przez chwilkę - Ważniejsze jednak jest pytanie: gdzie jesteśmy i jak się stąd wydostać.
  Dopiero teraz oczy młodszej wadery potoczyły się po pomieszczeniu, którym okazał się jakiś... dziecięcy pokój. Stało tu kilka łóżek, z których pościel już dawno została zjedzona przez, na ścianach widać było pozostałości dziecięcych rysunków, a po całej podłodze walały się zniszczone zabawki. Gdzieś w cieniu przez chwilę zalśniły czerwone oczy szczura. Okna zostały zabite deskami.
- Nie wiem... - wyszeptała - Jesteśmy tu same?
- Na to wygląda. Gdy byłaś nieprzytomna zbadałam całe to pomieszczenie, jednak jedynym wyjściem jakie znalazłam są tamte drzwi.
  Ruda wadera wskazała drewniane wrota, których klamka przystawiona była krzesłem.
- Czemu są zablokowane? Ty to zrobiłaś? - biała wadera zmarszczyła brwi
- Nie. Były takie, gdy się obudziłam  - Lis spojrzała niespokojnie w kierunku obiektu - Obawiam się, że ktokolwiek to zrobił miał ku temu jakiś powód...
  Jakby na potwierdzenie jej słów coś załomotało do drzwi. Wadery cofnęły się o krok z przerażeniem. Jedna z nich zaczęła łkać. 
- Och, przestań beczeć! Płacz w niczym nie pomoże! - warknęła na równi przerażona jak i zdenerwowana Lis
- Ale... to nie ja... - szepnęła piskliwym głosikiem Mangetsu
  Obie zamarły w bezruchu i powoli obróciły głowy w kierunku, z którego dobiegał szloch. Dobiegał on od strony porcelanowej lalki, a konkretnie od małej, jaśniejącej bladym światłem postaci przytulającej z całych sił upiorną zabawkę. Wadery jak na komendę błyskawicznie odsunęły się od niej w najdalszy kąt, tak że zasłaniało je jedno z łóżek.
  Ponownie rozległo się łomotanie do drzwi, tym razem znacznie mocniejsze i bardziej natarczywe. Dziecko zaczęło głośniej szlochać. Zawiasy poszczękiwały i groziły zerwaniem.
- Co to jest? - zapytała roztrzęsionym szeptem biała wilczyca
- To musi być jakiegoś rodzaju zjawa... czy coś w ten deseń... ale nie mam kompletnie pomysłu co może dobijać się aktualnie do drzwi...
  Kolejne uderzenie sprawiło, że pierwszy zawias nie wytrzymał i drzwi przekrzywiły się pod lekkim kątem ukazując mrok za nimi i czyjeś płonące oko.
- To zaraz tu wejdzie! - pisnęła Mangetsu, przytulając się mocno do towarzyszki
  Wreszcie puścił drugi zawias. Drzwi z hukiem upadły na ziemię. Obie wadery zacisnęły z przerażeniem oczy. W tym momencie były małymi, bezbronnymi szczeniakami, czekającymi na to co przyniesie los. Ziemia zadrżała im pod łapami, gdy to zaczęło maszerować przez pokój. Szloch przerodził się w "wysokie C" wystraszonego na śmierć pisku dziecka, po czum...
  Wszystko ucichło.
  Jako pierwsza oczy otworzyła Lis i rozejrzała się po pustym pokoju. Jedyną różnicą były wyważone drzwi i brak lalki...
- Nie ma go - powiedziała jednocześnie ze zdziwieniem i ulgą
- Co? - Mangetsu otworzyła oczy i również przyjrzała się pokojowi - Ale... dlaczego? Jak?
- Nie mam pojęcia, ale może tu jeszcze wrócić, więc proponuję się stąd wynosić.
  Biała wilczyca skinęła głową i ruszyła pośpiesznie w kierunku wyjścia. Chciała jak najszybciej wydostać się z tego dziwnego miejsca. Postawiła pierwsze kroki na zalanym mętną wodą koryażu.
- Fuj... - mruknęła do siebie z obrzydzeniem - Lis, idziesz?
  Nie było odpowiedzi.
- Lis?
  Wadera odwróciła głowę w poszukiwaniu towarzyszki, jednak pokój był pusty. Na podłodze za nią leżała mała, porcelanowa lalka...

(...)Cóż to, Królu, straciłeś pierwszą figurę. Co za szkoda, ten Goniec mógł się okazać tak cenny! Teraz twój ruch, co zrobisz mały władco?(...)

  Już od kwadransa czarny basior maszerował spokojnie długim korytarzem, na którego ścianach wisiały ocalałe rysunku dzieci na starym, pożółkłym papierze. Raz po raz sprawdzał widok zza okna, by się upewnić, że dobrze idzie. Niespodziewanie zza załomu korytarza przed nim wyłoniły się dwie wilcze postacie. Widząc Matta zatrzymały się na kilka sekund wymieniając się propozycjami. Potem jakby doszli do zgody, bo ruszyli biegiem w kierunku basiora . A ten dopiero po chwili zorientował się, że jak tak dalej pójdzie to go stratują, więc obrócił się zaczął przed nimi uciekać. Jednak one z łatwością go dogoniły, a gdy się z nim zrównały rozpoznał Moona i Cornelię!
- Moon! - krzyknął do basiora, a ten spojrzała na niego zdziwiony
- Matt? To ty?
- Tak! Co się stało? Czemu biegniecie?!
- Obudziliśmy się w jakimś hallu głównym, całym zarośniętym jakąś czarną mazią, a gdy próbowaliśmy się wydostać to coś zaczęło się poruszać!
- Tędy! - wykrzyknęła kremowo-fioletowa wadera, raptownie skręcając i wpadając przez drzwi do jakiegoś gabinetu
  Zatrzasnęli je za sobą i spojrzeli kolejno na szafę, biurko i łóżko.
- Biorę szafę! - krzyknęła wadera pakując się do masywnego mebla
  Moon bez słowa wpakował się za biurko. Mattowi pozostało łóżko, co niezbyt mu się podobało, bo materac był przejedzony przez mole, a przez szparę od spodu było widać jego błyszczące, białe oczy. Ale nie wybrzydzał, tylko szybko dał nura pod spód. Z tej pozycji miał idealny widok na szparę w drzwiach, z której powoli zaczęła wypływać ciemna, oleista maź. Zaczęła się rozlewać po całym pomieszczeniu. Czarny basior zastygł w bezruchu i wstrzymałem oddech. Pozostali musieli uczynić to samo, bo w pomieszczeniu zaległa głucha cisza, którą przerwał dopiero huk wystrzeliwujących w górę mebli i krzyk przerażonej wadery, gdy nagle znalazła się w powietrzu i głuchy chrupot łamanego karku. Czarny basior usłyszał jęk Moona i ujrzał jak przez jego serce przebija się drewniany kołek. Wybiegł z kryjówki, by zobaczyć, czy coś da się zrobić, jednak jego ciało rozgryzło się po całym pomieszczeniu, ochlapując go krwią. Stał jak wryty wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą było ciało jego przyjaciela.
  Raptem poczuł, jak coś lepkiego owija się wokół jego łap. Spojrzał na tę maź, spróbował uciec, ale nie mógł! Zaczął się szarpać rozpaczliwie, co spowodowało, że był wciągany coraz głębiej! Poczuł jak nad jego głową zamyka się mętna ciecz...

(...)I kolejne stracone Piony. Kolejne ofiary twojej głupoty. Zapamiętaj dobrze, mały Królu, każdy czyn ma swoje konsekwencje, za wszystko trzeba kiedyś zapłacić. Na ciebie również to czeka(...)

  Lamana szła korytarzem razem z Salomonem i Dailee. Jak dotąd nie udało im się ustalić gdzie, anie dlaczego są, jednak podejrzewała, że to musi być jakiś sierociniec czy coś w tym stylu, bo już wielokrotnie zaglądali do pokoi z dziecięcymi zabawkami w środku.
- Nie wydaje wam się, że to trochę dziwne, że jesteśmy tu razem? - odezwał się niespodziewanie Salomon
- Dlaczego tak sądzisz? - Lamana zmarszczyła brwi - Czy myślisz o...?
- Tak - basior skinął głową - Myślisz, że to może mieć jakiś związek?
  Zamilkli. Spuścili wzrok ku podłodze. Każde z nich bało się to powiedzieć. To jedno zdanie, całą prawdę. Dotarli do końca korytarza, do drzwi. Dailee otworzyła je niemal bezwiednie i weszła jako pierwsza do ciemnego pomieszczenia. Za nią pozostali. Od progu usłyszeli ciche mlaskanie, a gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności ujrzeli skuloną postać szarego wilka z pochylonym ku ziemi łbem, gryzącego jakieś mięso.
- Co to jest? - szepnęła Dailee wpatrując się w kreaturę
- M-Mixi? - zapytał Salomon, a mlaskanie ustało
  Stwór powoli podniósł łeb i obrócił go w ich kierunku o 180 stopni. Cały pysk oraz włosy były w krwi, a w oczach tliło się szaleństwo. Wadera wyszczerzyła się w psychopatycznym uśmiechu obnażając wszystkie zęby i stercząca spomiędzy nich kawałki czerwonego futra.
- Salomon - powiedziała nie przestając się uśmiechać - Choć do mnie chłopcze!
  Całej jej ciało wyginając się pod dziwnymi kątami obróciło się w kierunku przerażonych wilków. Ruszyła do nich, powłócząc i wyginając łapy. Laurel pierwsza otrząsnęła się z szoku i chwytając pomarańczową waderę za ogon zębami wyciągnęła ją z pokoju. Jednocześnie nieznana siła zatrzasnęła za nim drzwi.
- A co z Salomonem? - zapytała nadal oszołomiona wadera - A co z Mixi? Trzeba ich uratować!
  Chciała podskoczyć do drzwi i je otworzyć, jednak czarna wadera ją powstrzymała
- Musimy uciekać! Nie zaspokoi się nim na długo! Chodź! - i pociągnęła przerażoną koleżankę za ogon
  Chwile później drzwi się otworzyły, a w nich stanęła upiorna Mixi, której przednie łapy zatopione były w ciele szaro-czerwonego basiora...

(...)Im dłużej gramy, tym bardziej mi się wydaje, że dawno nie ćwiczyłeś, chłopcze. Kolejna ważna figura, Wieża, zniszczona przez mojego Gońca. Taki prostu ruch... nie zapobiegłeś mu. Lepiej się bardziej postaraj inaczej ta partia będzie nudna(...)

Od razu po przebudzeniu czarna wadera z różową czaszką na boku zauważyła otaczające ją lalki. Prawdę mówić nie przestraszyły jej za bardzo jednak było tam coś gorszego. W cieniu, na skraju widoczności siedziało Coś. Siedziało i wpatrywało się czerwonymi oczami w Martynę. Nic nie robiło, nie mówiło. Siedziało i patrzyło. Wadera cofnęła się o krok, jednak wcale nie oddaliła się od Czegoś. Wręcz przeciwnie. Zdawała się być bliżej niego niż poprzednio. To Coś nadal się nie poruszyło, dalej wpatrywało się w Martynę.
- Nie chcę! - wykrzyknęła wadera - Nie! Zostaw mnie! Nie patrz się tak!
  Jednak Coś milczało i patrzyło, i nie poruszało się. I jeszcze tak cisz... tak ciężka, że aż namacalna. Lalki... Martyna stała na łóżku, a Coś było na szafie. Siedziało i patrzyło. Kiedy...? Cały czas patrzyło. Martyna skoczyła w kierunku drzwi, jednak wylądowała miękko na materacu łóżka. Spróbowała odwrócić wzrok, jednak gdy tylko to uczyniła poczuła spojrzenie Czegoś znacznie bliżej. Było koło łóżka. Cofnęła się ja tylko mogła na skraj posłania, byle dale! W kierunku ona, z którego zwisała podarta zasłona... Odwróciła się w jej kierunki i szybko zawiązała węzeł. Znów spojrzała na Coś. Teraz siedziało dokładnie przed nią i wpatrywało się prosto w jej oczy. Wadera sięgnęła za siebie i założyła węzeł z zasłony na szyję. Zrobiła krok za siebie i zwisła kilka centymetrów nad ziemię.
  Obserwator patrzył na nią dalej, w bez ruchu, jednak jego szpetną twarz wykrzywił grymas uśmiechu.

(...)Samotny pion nigdy nie da sobie rady ze swoją wyobraźnią(...)

  Shayde i Anivia w jednym z pokoi znalazły skuloną w kącie Tempus, a wokół niej latające duchy. To były tylko lśniące widma, niemniej wadera była skrajnie przerażona i trudno było doprowadzić ją do stanu względnej poczytalności.
- Na pewno już wszystko okej? - zapytała po raz kolejny Shayde biało-czarnej wadery
- Tak - skinęła głową już spokojnie - Po prostu... boję się... ich.
- Rozumiemy cię... - powiedziała cicho Anivia - My też się bałyśmy, jednak zdołałyśmy zwyciężyć strach, by ci pomóc.
- D-dziękuję - wyjąkała Tempus
  Pozostałe wadery uśmiechnęły się pocieszająco. Niespodziewanie na korytarzu rozległ się odgłos kroków i w oddali ujrzały pędzącą, czarną waderę, a za nią... nic. Dosłownie. Coś pożerało rzeczywistość za plecami postaci.
- Potem porozmawiamy! Teraz trzeba biec! - wykrzyknęła Shayde
  Wszystkie trzy wadery rzuciły się do panicznej ucieczki.

(...)Błąd(...)

  Ale wadery już tego nie widziały. Biegły w popłochu przez korytarz, na którego podłodze znajdowała się woda. Na początku było jej niewiele, jednak z chwili na chwilę zanurzały się coraz głębiej co zaczynało niepokoić Lamanę. Musiały zwolnić, bo woda sięgała im do połowy łap. Praktycznie brodziły w mętnej cieczy.
- Ochyda - mruknęła Dailee, ale zaraz tego pożałowała
  Za ich plecami coś chlupnęło i spod wody wyłonił się wykrzywiony pysk Mixi. Obie wadery pisnęły i dały nurka w mętną ciecz przed sobą. Będąc pod wodo Lamanie wydawało się, że przez ułamek sekundy widziała jakiś kształt przemykający bokiem. Wynurzyła się nad wodę i szybko wyskoczyła na najbliższą szafkę wystającą ponad wodę. Rozejrzała się dokoła, ale nigdzie nie mogła zauważyć pomarańczowej sierści koleżanki.
- Dailee! - krzyknęła, a echo poniosło jej głos po całym korytarzu
  Cisza. Czarna wadera była sama na wyspie otoczonej zamieszkaną przez coś wodą i płynącą Mixi
- Niech ktoś mi pomoże... - szepnęła przerażona

(...)Skoczku, skoczu, skocz do wody, czeka tam na ciebie, nieco ochłody(...)

  Uciekając przed kołyszącymi się na boki i powłóczącymi nogami dziećmi Jasper zdała sobie sprawę z komizmu sytuacji. W normalnych warunkach to zapewne ona by je goniła, a teraz... Poczuła niespodziewanie uderzenie w głowę. Dopiero po chwili zorientowała się, że to skrzydło drzwi otwartych właśnie przez Lunę.
- Na co czekasz?! Właź! - krzyknęła Altaria przystając na chwilę przed drzwiami
  "Łatwo jej mówić, nie nabiła sobie przed chwilą guza" pomyślała czarna wadera. Skoczyła w prawo by wyminąć drzwi, jednocześnie o jej bok otarła się miękka, zimna rączka dziecka i zacisnęła się na skrawku czarnej sierści. Chcąc się uwolnić od uchwytu wilczyca odwróciła łeb i odgryzła rączkę. Wszędzie na około bryzgnęła krew i jakaś zielona posoka. Jednak była wolna i mogła dostać się do pokoiku, jednocześnie zatrzaskując za sobą drzwi. Pozostałe wadery zablokowały je przesuwając szafę i opierając się o nią.
- Uff... - mruknęła zmęczona Luna - Mało brakowało...
- To nic nie zmienia. Teraz jesteśmy tu uwięzione - stwierdziła ponuro biała wadera - To zapora długo nie wytrzyma, wkrótce przebiją się do nas i...
  Zapadła cisza, w której słychać było tylko tępe łupanie do drzwi. 
- Więc co teraz? Będziemy tu tak czekać? - zapytała Jasper patrząc na swoje towarzyszki - Czy przygotujemy się jakoś do...
- Nie, nie ma sposobu, by się stąd wydostać - stwierdziła nadal ponuro Altaria - Okna: zabite, drzwi: zablokowane, inne przejścia: brak. Nie możemy nawet użyć naszych mocy! Co powinnyśmy zrobić?!
- Wyjść i poddać się waszemu losowi - powiedział ktoś siedzący w głębi pokoju przy niewielkiej świeczce
  Cała trójka spojrzała w tamtym kierunku.
- Kim jesteś? - zapytała Luna
  W krąg światłą rzucany przez świeczkę wsunęła się biała, pusta twarz. Wadery wstrzymały oddech.
- Ty...
- Nie masz twarzy? Taak. Nie posiadam jej, jednak nie przeszkadza mi to - jego długie, białe palce przejechały się po gładkiej głowie - Tutaj zazwyczaj nazywano mnie Slendarmanem i straszono mną dzieci, ale to zwykła bajka. Ja tylko czasem przychodzę tutaj, do miejsca, w którym mieszkałem tak długo...
- Mieszałeś? Czy to znaczy, że byłeś sierotą? - zapytała Altaria
- Tak, byłem. Tak jak i one - spojrzał w kierunku drzwi - Zostaliśmy przygarnięci przez sierociniec, tak jak wy przez watahę. Z jedną tylko różnicą.
  Mężczyzna wstał, pokazując jaki jest wysoki i chudy. 
- Jaką? - zapytała nieśmiało Jasper, gdy nikt inny się nie odzywał
- My nigdy nie opuściliśmy naszego Domu
  W tym momencie przez szafę przebiła się małą rączka dziecięca, potem następna. Wadery z przerażeniem cofnęły się od wejścia, jednak przytrzymały je ręce Slendarmana. Próbowały się wyrwać. Na próżno.
- Puść nas!
  Szafa upadła na ziemię, a do pokoju przepychając się nawzajem zaczęły się wdzierać dzieci, zombie.
- Puść...!
  Zęby najbliższych maluchów zaczęły się zagłębiać w żywe ciało Altari. Wadera zawyła z bólu, a po chwili wyły wszystkie trzy...

(...)Cóż powiedzieć? Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić na jakiej zasadzie działaliście wcześniej, skoro teraz nie jesteście w stanie zrobić nic. I wy chcialiście władać watahą? Niedorzeczność(...)

  Ciemność ogarniała coraz dalsze fragmenty korytarza, jednak to, w czego kierunku biegły wadery okazało się o wiele gorsze. Była to postać z ustami zamiast twarzy, bez rąk czy nóg. Całą trójka prowadząca ucieczkę przystanęła i spojrzała z niepokojem na stwora. Nie poruszał się, nie miałby jak. Po chwili wpadła na nich tamta wadera, która okazała się Laurel i pognała w kierunku najbliższego obrazka na ścianie.
- Co ty robisz?! - krzyknęła za nią Tempus, ale ruszyła w jej kierunku
  Wadera nie odpowiedziała tylko skoczyła w kierunku obrazka i... zniknęła. Oczy biało-czarnej wadery rozszerzyło zdziwienie, ale postąpiła tak jak przyjaciółka i już po chwili balansowała całym ciężarem ciała na jakiejś pływającej do góry tylną ścianą szafie. Niedaleko niej na krześle próbowała się utrzymać Laurel, a jeszcze dalej ujrzała... Lamanę!
- Lamana! - krzyknęła do znajomej wadery i już chciał do niej podpłynąć, gdy zobaczyła jakiś ruch w wodzie i gwałtownie cofnęła się on jej powierzchni.
  Niespodziewanie tuż obok niej na szafie wylądowała Shayde. od razu upadła z krwawiącym kikutem łapy.
- Shay! - krzyknęła wilczyca i spojrzała na krwawiącą łapę - Co się stało?
- Ta... ciemność... zabrała Anivię... i moją łapę - zaczęła szlochać z bólu i strachu - Mało by brakowała, a mnie też...
- Nie mamy czasu! - krzyknęła Lamana - Musimy się wydostać z bagien! W tamtą stronę jest bawialnia, tam się udamy! - wskazała kierunek, w którym był całkowicie zlany wodą korytarz
- Ale jak? - zapytała Laurel, patrząc z przerażeniem na wodę - Tam coś jest... coś i Mixi...
- Mixi? - Lamana zmarszczyła brwi
- Zła Mixi! Morderca Mixi! Kanibal Mixi! Musimy przed nią uciekać! Zabiła Salomona...
- Dobrze, rozumiem - czarna wadera skinęła głową - W takim razie będziemy zmuszeni pójść po tamtych rurkach
  To mówić wskazała łapą na cienkie rurkę biegnącą wzdłuż sufitu i niknącą w oddali. Tempus spojrzała na zardzewiały i zniszczony przewód.
- To nie jest dobry... - ale nie zdążyła dokończyć, bo Lamana już trzymając się kurczowo rurki czterema łapami przesuwała się po niej nad zalanym korytarzem
  Laurel mimochodem zauważyła, że pod czarną waderą widać jakieś oślizgłe cielsko przemykające tuż pod powierzchnią wody. Starając się o tym nie myśleć ruszyła w ślad za czarną waderą. Tuż po niej ruszyła Shaydem, jednak ledwo była w stanie się poruszać, z powodu braku łapy. Dyszała ciężko na kark Laurel.
- Wszystko w porządku? - zapytała w pewnym momencie ranną wadera przed nią
- Jakoś daję radę - szepnęła - Ale nie wytrzymam długo...
  Woda pod nimi zafalowała, jakby ciesząc się z bliskiego posiłku. Laurel zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała.
- Wiedzę suchy ląd! - oznajmiła niespodziewanie Lamana - Jeszcze tylko trochę!
  Przyśpieszyła, a Laurel za nią. Wkrótce były już na lądzie.
- Uff... mało brakowało - powiedziała przewodniczka - Chwila... gdzie Shayde?
  Obróciły się w kierunku zalanego korytarza. Na powierzchni mętnej wody unosiły się strzępki ciała szarej wadery...

(...)Partia dobiega końca, na szachownicy cztery białe piony. Czy dacie radę w tej sytuacji zwyciężyć?(...)

  Mangetsu była przerażona nagłym zniknięciem towarzyszki, a przed sobą widziała podtopiony korytarz. Na powierzchni wody co prawda unosiły się różne przedmioty, ale nie za bardzo jej się uśmiechało skakanie po nich. Nie mniej lepsze to niż niezidentyfikowana woda. Wadera dała susa na najbliższy obiekt. Kątem oka ujrzała jakiś ruch z boku, jednak gdy spojrzała w tamtą stronę nic tam nie było. Wzruszyła ramionami i pokicała dalej, jednak ponownie ujrzała coś, tym razem z drugiej strony.
- Co do...? - zapytała siebie marszcząc brwi
  Niespodziewanie woda pod skrzynią na której stała zabulgotała i zaczęła parować. Wkrótce znikła pozostawiając suchą posadzkę i wijącego się na niej stwora. Oczy Mangetsu rozszerzyły się ze zdziwieniem

(...)Szachownica się sypie, czas w stoperze kończy. Czy tą partię zakończy dogrywka?(...)

Matt otworzył oczy. Leżał w niewielkim pokoiku w ciszy. Czarna maź znikła, jednak szczątki Moona i Cornelii walały się po całym pomieszczeniu. Spojrzał na nie zimno, z pogardą. Widocznie zasłużyli sobie na taki los. Ja żyję, nie mogę przecież umrzeć w takim miejscu! Pewnym krokiem ruszył przez puste korytarze sierocińca. Nie było w nich nic wartego uwagi, choć w pewnym momencie musiał zrobić krok nad ciałem jakiegoś wilka, zupełnie niewartego uwagi. Jego cel był dalej. Zajęło mu dobry kwadrans nim do niego dotarł. Było to spore pomieszczenie o kształcie prostokąta. Był w nim sam, jednak to się miało za chwilę zmienić. Przez jedne z wrót do pomieszczenia wpadła biała wadera. Ujrzawszy go w jej oczach pojawiły się łzy. Podbiegła do niego radośnie.
- Matt! Znalazłam cię – stanęła tuż przed nim i spojrzała głęboko w jego zimne, białe oczy – Oh, Matt…
I przytuliła go z całej siły. Trwała tak do momentu, w którym basior nie odsunął jej delikatnie od siebie.
- Cieszę się, że tu jesteś – powiedział łagodnie – Jednak nie możesz się tak zachowywać
- Dlaczego? – zdziwiła się patrząc na niego smutno
- Ktoś mógł ocaleć, mógł by się dowiedzieć o naszym palnie, a tego byśmy nie chcieli, prawda? – zapytał delikatnie gładząc policzek Mangetsu
- Prawda… więc co mam zrobić? 
- Zabij ocalałych, a wtedy pozostanę cały twój…
- Do…
W tym momencie do pomieszczenia wpadły dysząc ciężko Laurel i Lamana. Zatrzasnęły za sobą z hukiem drzwi. Pierwszą, która zauważyła parę była Laurel. Szturchnęła towarzyszkę i razem podbiegły do znajomych.
- Uff… co za ulga… - stwierdziła Lamana – już się bałyśmy, że zostałyśmy osta…
Przerwała w pół słowa i spojrzała na swoją pierś. Głęboko, aż po sam łokieć, tkwiła w niej łapa Mangetsu.
- Co ty…? – zdążyła tylko powiedzieć, gdy biała wadera z diabolicznym uśmiechem przekręciła łapę
  Lamana upadła bez życia, zaś Laurel cofnęła się z przerażeniem.
- Dlaczego? – zapytała wpatrując się w dawną przyjaciółkę – Dlaczego to zrobiłaś? Mieliśmy przecież rządzić… razem! Całą szesnastką, niczym dwór szachowy!
- Ale w szachach czasem trzeba poświęcić Piony dla króla – Mangetsu ponownie uśmiechnęła się zabójczo i skoczyła w kierunku czarnej wadery. Rozpoczęła się walka między tymi dwoma, jednak Matt nie zwracał na nią uwagi. Zauważył za to, ze powoli ściany przestają istnieć, a na środku pomieszczenia pojawia się szachownica z tylko trzema białymi pionkami, Królem, Damą i Skoczkiem oraz jednym czarnym Królem… Podszedł do niej marszcząc brwi. W momencie, w którym usłyszał jęk konającej Lamany biały Konik rozsypał się w proch.
- A więc tak to działa – uśmiechnął się
 Usłyszał kroki Mangetsu zmierzające w jego kierunku. Sięgnął po Damę.
- Zrobiłam, co było trzeba – zakrwawiona wadera stanęła naprzeciw Matta z słodkim uśmiechem – Teraz będziemy razem na zawsze!
- Raczej w to wątpię – Matt uśmiechnął się okrutnie i obrócił w kierunku towarzyszki, w łapie trzymał Damę
- Dlaczego…? Przecież obiecałeś… - w oczach Mangetsu pojawiła się rozpacz – Chcesz…?
  Matt powoli zaczął zaciskać łapę na Damie.
- Nie! – wadera zaczęła biec w kierunku ukochanego, jednak przed samym jego pyskiem rozpłynęła się w pył. Biały proszek posypał się na ziemię.
- Wygrałem – szepnął Matt – Zostałem sam!

(...)Szach mat!(...)

  Świat się rozpadł, a ja stałem pośród cieni. W miejscu szachownicy czerniała postać basiora, nieudolnego Białego Króla w tej partii.
- Wygrałem - oznajmił patrząc na mnie tymi okrutnymi białymi oczami - Szach...
- Szach mat - powiedziałem uśmiechając się złowieszczo - Nie miałeś szans na zwycięstwo, jesteś nikim. Zdrdziłeś tych, którzy za tobą poszli, którzy ci ufali. Oszukałeś, zwiodłeś gładkimi słówkami o władzy w watasze, a na koniec zabiłeś, gdy zaczęli być zbędni. Zabawiłeś się uczuciami tej wadery. Nie... nie zasługujesz na tak delikatną śmierć jaką umarli pozostali. Twoja dusza należy do mnie.
  W mroku moje czerwone oczy zapłonęły niczym krwawe rubiny. Jeszcze tylko przerażenie, cudowne przerażenie! w oczach Matta...
Szach mat...
Gra skończona...
Bo to była...
...Tylko gra...

23 września 2014

Od Korso - Noc koszmarów

Biegnę przez las. Widzę twarze wpatrujące się we mnie z pogardą i nienawiścią. Słyszę ich głosy. Są w mojej głowie.
- To twoja wina!
- Zgiń!
- Zabij się!
- Zrób to!
- Tnij!
- Ty ich zgubiłeś!
- Nie, nie, nie! - krzyczę po raz kolejny zmieniając kierunek biegu.
To nie moja wina. Ja ich ratowałem. Próbowałem.
Ale one nie ustają.
- Zawiodłeś ich.
- Wybrałeś honor, a i tak go straciłeś!
- Powinieneś skończyć ze sobą!
- Jeden ruch nożem, a znajdziesz ulgę!
- Dalej, tchórzu!
- ZOSTAWCIE MNIE!!! - wrzeszczę najgłośniej jak umiem.
Wtem przez wrogie klątwy przebijają się znajome słowa:
- Do twarzy ci ze stryczkiem… 
Nie. To nie możliwe. To nie może być ona. Nie tutaj. Nie teraz.
Odwracam się w kierunku, skąd dobiegł głos. Nie ma jej tam.
- Korso… 
Jest przede mną. Spoglądam znów przed siebie i uderzam głową w drzewo.
Świat dookoła zaczyna zanikać. Jeszcze tylko blask czerwieni nade mną i nastaje ciemność…

***

Nie jestem już wilkiem. Jestem człowiekiem. Siedzę przy stole, z głową i rękoma na blacie. Koło mnie leżą kartki, a na nich pióro. Musiałem zasnąć pisząc coś. Sięgam po jakieś naczynie, wypełnione dymiącymi ziołami. Zaciągam się głęboko dymem, wzdychając po cichu. Odkładam naczynie na miejsce, a moja głowa delikatnie upada w dół, by ponownie utonąć w burzy czarnych włosów…

***

Budzę się w lesie. Chcę do domu.
Staję na równe nogi i otrzepuję się z liści.
Skąd się tutaj wziąłem? Jak długo tak leżałem?
Zbliża się wieczór. Muszę się spieszyć, jeśli nie chcę znowu poleżeć na ziemi. Widzę ścieżkę. Czy to tędy to przyszedłem? Bez zastanowienia ruszam nią.
Szybo wychodzę na polanę. Przede mną maluje się stary dom. Stary, ale nie rozpadający się.
Nie byłoby dobrym pomysłem wchodzić do takiego budynku, ale już niedługo zacznie się ściemniać, a ja nie mam pojęcia, jak głęboko w lesie znajduję się owa polana.
Do drzwi prowadzi ścieżka, cudem odsłaniająca jeszcze niegdyś wydeptaną ziemię.
Wchodzę na ganek. Chwytam za klamkę. Otwarte. Przekraczam próg i czuję przyjemny chłód. Hall wita mnie zakurzonymi obrazami i niedopalonymi świecznikami.
Wchodzę schodami na górę, potem zaś ruszam korytarzem. Po drodze oglądam meble i kolejne obrazy. Musi tu mieszkać ktoś bogaty. Pewnie jakiś szlachcic postawił sobie tu letnią rezydencję i albo mu się znudziła, albo już stąd wyjechał.
Nagle słyszę chrzęst pod butem. Podnoszę nogę i widzę roztrzaskane szkło. Chwytam za większy kawałek z ziemi. To chyba fragment rozbitej butelki. Przyglądam mu się dokładniej i klnę, gdy pozostawia na moim kciuku czerwoną kreskę. Upuszczam go na ziemię i ssę palec. Ranka szybko się zasklepia i ruszam dalej.
Jest jeszcze jasno, więc mogę się trochę rozejrzeć.
Skręcam korytarzem w prawo i zaczynam po kolei przeglądać pomieszczenia. Pierwszym okazuje się… schowek na miotły. Miło. Zaglądam do następnego. Tym razem sypialnia. Idealnie. Duże, podwójne łóżko z baldachimem. Przyzwyczaiłem się już do sypiania na podłodze lub twardych derkach, ale to też ujdzie od biedy.
Wychodząc z pokoju zostawiam otwarte drzwi, by nie musieć go znowu szukać.
Idąc dalej zaczynam odczuwać lekki głód. Miło by było znaleźć coś do jedzenia, ale na to mam małe szanse… Chociaż… Na dole powinna być spiżarnia… To jest myśl. Zrobię kółko i jej poszukam.
Tak jak się spodziewałem, korytarz znowu zakręca w prawo. Na moje szczęście ktoś inteligentny zamontował tu okna, dzięki czemu mogę stwierdzić, ile mi jeszcze zostało czasu przed zmrokiem. Patrzę przez jedno z okien. Słońce chyli się w dół, ale jeszcze nie zachodzi.
Wtem coś miga mi przed oczami. To gawron usiadł na parapecie. Uśmiecham się i stukam palcem w szybę. Ptak przekrzywia główkę i odlatuje, by usiąść naprzeciw na oknie tej części budynku, gdzie jeszcze przed chwilą byłem. Odwracam się by odejść, gdy nagle słyszę głośne krakanie i trzepot skrzydeł. Spoglądam jeszcze raz, żeby zobaczyć, czy wrócił. Ale jego nie ma.
Jest za to coś innego. Zimny dreszcz przechodzi mi po plecach.
W oknie ktoś stoi.
Białowłosa dziewczynka w ciemnej sukience. Patrzy na mnie. Unosi dłoń trzymającą coś tak, bym to widział. To kawałek szkła. Przykłada go do ust i oblizuje. Po chwili uśmiecha się i zaczyna biec w kierunku, w którym ja się wcześniej udałem.
Cholera jasna!
Zrywam się i ile sił w nogach pędzę naprzód. Nie chcę wiedzieć co się stanie, gdy mnie dogoni. Dobiegam do podwójnych drzwi na końcu korytarza i pcham je z całej siły. Ani drgną.
Nagle słyszę jakieś dźwięki. To… śpiew. Ona śpiewa.
- Ding dong, stoję już przed drzwiami
Proszę otwórz mi
I tak przede mną się nie schowasz~! 
Słyszę jak biegnie. Cofam się o krok i kopię w drzwi. Coś trzasło. Powtarzam ruch.
- Ding dong, pospiesz się i otwórz
Właśnie przybyłam
I tak za późno na ucieczkę~! 
Klnę siarczyście i kolejny raz uderzam w drzwi. Poszło. Zatrzaskuję je za sobą i przystaję. To ją nie zatrzyma. Kredens! Obiegam go i przepycham pod drzwi.
Co teraz?
Do wyjścia! Skaczę po schodach i podbiegam do drzwi, którym wszedłem do budynku. Zamknięte. Kopniak nic tu nie da. To silne drzwi frontowe, nie takie jak te wyżej.
- Wyglądasz przez okno
Nasze oczy się spotkały
Przerażony wzrok twój
Pragnę przyjrzeć mu się z bliska~...  
Nie. Nie mogła tak szybko zawrócić. To niemożliwe.
Odwracam się przebiegam koło schodów. W dalszej części budynku muszą być inne drzwi. Mijam kolejne pomieszczenia. Wpadam do jadalni. Pięknie rzeźbiony kominek i obrazy leśnych krajobrazów dodają temu miejscu uroku. Ale teraz to się nie liczy. Przelatuję koło stołu i wbiegam do kolejnego korytarza. Zakręt i… Hall! Jest wyjście!
Szarpię drzwiami… Znów zamknięte.
- Aby was posrało! - szepczę w gniewie. Kolejny raz zdaję się na kopniak… Ani drgnie. To nic nie da. Prędzej odpadnie mi podeszwa, niż zamek puści.
 - Ding dong, jestem coraz bliżej
Zacznij uciekać
Proszę cię w berka się zabawmy~!
Ding dong, jestem coraz bliżej
Musisz się ukryć
Proszę w chowanego pograjmy~!
Rozglądam się dookoła. Schody. Nie mam innego wyjścia, muszę znowu biec na górę. Mijam pierwsze piętro i wchodzę na drugie. Nie, to będzie łatwe do przewidzenia. Jak najciszej umiem wdrapuję się na trzeci poziom budynku i skrywam się za rogiem.
- Słyszę twoje korki
Coraz szybciej mi uciekasz
Niespokojny oddech
Szybkie bicie twego serca~...
Jasna choroba, nigdy jej nie zgubię!
Pędzę korytarzem. Spoglądam przez ramię i nie widząc drogi uderzam w szafę. Szybko się ogarniam i przewracam ją, by tarasowała drogę. Biegnę dalej, otwierając po drodze drzwi pokojów, by spowolniły dziewczynę.
- Biegnij! 
Widzę twoje włosy w oddali~!
Powtarza to samo parę razy. I bez tej zachęty pędzę co tchu.
Kolejne schody. Ostatnie piętro. Ostatnie pokoje. Ostatnia szansa. Wbiegam do jednego z pokojów na końcu korytarza i zamykam za sobą delikatnie drzwi.
Biurko i krzesło. Nic więcej. Jestem w pułapce.
Okno! Wyjdę oknem. Podbiegam do niego i szarpię z całej siły. Również zamknięte, a jakże.
Słyszę pukanie do drzwi.
- Puk, puk
Stoję przed pokojem
Niepotrzebna mi 
Twoja zgoda i tak tam wejdę~!
Mógłbym wybić szybę, ale jest już za późno. Słyszę kiknięcię klamki i odwracam się w kierunku drzwi.
To koniec.
Wchodzi do pokoju. Uśmiecha się szerzej, gdy mnie widzi.
- Tutaj jesteś! Znalazłam cię, wygrałam~!
Wtedy opada na mnie całe wyczerpanie ucieczką. Cofam się pod ścianę.
Podchodzi do mnie i łapie za gardło.
Nie mam siły walczyć, a nawet gdybym mógł, nic by to nie dało.
Wyjmuje zza pleców długi odłamek szkła i wbija mi go w pierś. Ból przeszywa moje ciało na wskroś. Słaby krzyk jednak nie przebija się przez ściśnięte gardło.
Dziewczynka udaje zdziwioną minę
- Coś cię boli? 
Patrzy mi głęboko w oczy, po czym znowu się uśmiecha.
- Gra skończona, skarbie…
Zbliża swoją twarz do mojej i całuje mnie.
Powoli zaczynam tracić przytomność. Krew sączy się z rany, a przez ściśnietę gardło nie mogę oddychać.
Świat ogarnia ciemność…
***

Budzę się w lesie. Chcę do domu.
Podnoszę się z ziemi i otrzepuję. Zbliża się wieczór. Muszę się szybko wydostać z tego lasu. Widzę wydeptaną ścieżkę. Bez zastanowienia ruszam nią…

***

- Korso! Korso, obudź się! Proszę, nie rób mi tego!
Podnoszę powieki. Moje nie przyzwyczajone jeszcze do jasności źrenice razi niebieskie światło.
- Nie po oczach! - mamroczę zbierając się na równe łapy. Przede mną stoi Doctor z przerażoną miną.
- O co chodzi? Co się stało? - pytam lekko zaniepokojony.
- To ja powinienem o to zapytać. Wybiegłeś w nocy z nory, krzycząc coś, a teraz znajduję cię tutaj, pod tym drzewem z pokaźnym skrzepem nad okiem.
Odruchowo sięgam łapą we wspomniane miejsce. Rzeczywiście, czuję twarde wybrzuszenie na brwi.
- Ja… Nie wiem…
- Pokaż się - rozkazuje Doctor. Jeszcze raz świeci mi w oko sonicznym śrubokrętem. Ogląda go i wzdycha - Oczywiście. Ćpałeś.
- O czym ty mówisz? - pytam zdziwiony.
- O tych ziołach, które palisz. Myślałem, że to jałowiec, ale on nie wywołuje halucynacji. Wiesz do czego może doprowadzić twoje “hobby”?
- Nie mam pojęcia o co… A zresztą, dokończymy tą rozmowę później. Jestem wyczerpany i obolały.
- Dobrze, ale i tak sobie potem porozmawiamy - ostrzega mnie Doctor i mierzy ponownie wzrokiem - Lepiej odprowadzę cię do twojej nory, bo jeszcze znowu w coś uderzysz.
Kilka chwil później jestem już u siebie. Żegnam Doctora, a gdy on odchodzi, układam się wygodnie na ściółce.
Niepokoi mnie to, co się zdarzyło.
Zwidy były strasznie realistyczne, ale znam siłę halucynacji, dlatego nie o nie mi chodzi. Ten sen… On był bardzo prawdziwy. Do tego nie byłem sobą.
Kim więc byłem? Czy śniłem jakąś prawdziwą historię?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Opowiadanie inspirowane dwoma piosenkami: https://www.youtube.com/watch?v=ScUmhECP9NI (dziękuję osobie, która to zapostowała ^^)
https://www.youtube.com/watch?v=ZaBuOgNZYxk

22 września 2014

Od Alisona Jon

Był mglisty poranek,leniwie podnosiłem się z legowiska i ruszyłem do najbliższego źródełka, ptaki rozpoczynały swoją pieśń dopiero, aż dziwne bo zawsze zaczynały godzinę lub pół przed wschodem. Kiedy doszedłem do rzeczki na pobudzenie parę razy ochlapałem sobie pysk i zacząłem pić, nagle wyczułem kogoś i przestałem, łba nie podnosiłem, czekałem.
-No no oto AJ! Kobieciarz z ciebie kochaniutki!-powiedział głośno jakiś basior i powoli ruszał w moją stronę. Powoli się odkręciłem.
-Coś nie tak?
-Wszystko okej...TYLKO ZOSTAW MAGGIE!-wykrzyczał mi w pysk biały wilk.
Zacząłem się śmiać, aż mnie brzuch rozbolał.

(Leon?)

21 września 2014

Od Doctora do Korso

- Niedaleko skały Alphy - wskazałem łapą urwisko, z którego Korso tak spektakularnie się sturlał - Oraz nory Maggie i Leona. Jak się pośpieszymy to powinniśmy ich zastać w domu. Idziemy!
  Korso ruszyła za mną, jednak zauważyłem, że gdy stawiał na ziemie lewą łapę krzywił się lekko.
- Na pewno nic ci się nie stało? - zapytałem lekko zaniepokojony - Może i nie mam dyplomu, jednak znam się nieco na leczeniu...
- Dyplomu? - zdziwił się szary basior - Mniejsza... jest  w porządku. Zaraz mi przejdzie. Daleko do tej jaskini?
- Niezbyt. Skoro wszystko okej to będziemy tam raz dwa! - uśmiechnąłem się radośnie i nieco przyśpieszyłem tempa
  Już po chwili faktycznie byliśmy pod norą zamieszkiwaną przez jedyną parę w watasze.
- Puk, puk, puk, puk! - krzyknąłem w przestrzeń, po czym słuchałem głuchego echa
- Musisz tak wrzeszczeć? - zapytał Korso, kładąc po sobie uszy - Dwa razy by wystarczyło...
- Dziwne... ich chyba też nie ma... - zmarszczyłem brwi
- Leona faktycznie nie ma - zza naszych pleców rozległ się głos młodej wadery - Ale ja jestem.
- Maggie! - krzyknąłem z euforią podbiegając do niej i przytulając ją mocno - Jak ja się cieszę, że cię widzę. To jest Korso, mój nowy przyjaciel. Postanowił dołączyć do watahy, więc zaoferowałem się, że oprowadzę go po terenach.
- Miło cię poznać - powiedziała z uśmiechem Maggie - Jestem Maggie, jak już Doctor zdążył wspomnieć.
- Mi też miło cię poznać - Korso uśmiechnął się lekko
- Co się właściwie stało z Leonem? - zapytałem, wchodząc pomiędzy tę dwójkę
- Nie wiem - odparła wadera - Nie wrócił do nory od jakiegoś czasu... obawiam się, że mogło mu się coś stać...
- Rozumiem... w takim razie pomożemy ci w poszukiwaniach! - wykrzyknąłem klaszcząc w łapy
(Maggie? Korso?)