Przekręciłam się z boku na bok, znowu. Noc była niespokojna, dziwnie gorąca i duszna.
Szukałam w ciemności charakterystycznych elementów wystroju mojej jaskini, żeby zabić nudę. Przyjrzałam się współlokatorce - wilczycy o jasnej sierści. Ile ona już tu leży? Miesiąc? Chyba niedługo trzeba ją będzie odnieść do Hadesu.
Wstałam i chwyciłam fiolkę z substancją, która doskonale zastępuje jedzenie. Wlałam jej zawartość waderze do pyska.
Jaskinia była zimna, nieprzyjemna. Nawet rozsypałam ziemię na podłodze i zasiałam trawę, ale nie rośnie. Nie dziwię się, też bym nie chciała rosnąć w takich warunkach. Może wstawię tu jakieś gałązki sosnowe? Przynajmniej będzie ładnie pachnieć.
Znowu położyłam się na posłaniu i bacznie przyglądałam się wilczycy. Oddychała, to było pewne, ale to było jedyne co robiła. Podniosłam się i przykryłam ją skórą jelenia. Wyszłam z jaskini i wyruszyłam na nocny spacer. Poszłam na Plażę Gwiazd. Od razu zadarłam głowę do góry i zaczęłam napawać się widokiem. A był to widok niecodzienny.
Tysiące gwiazd układających się w gwiazdozbiory, planety, księżyce. I to wszystko w zasięgu wzroku.
Usłyszałam trzask gałązki w lesie. Nic szczególnego, gdyby nie to, że dźwięk był bardzo wyraźny, co oznacza, że nie pochodził z daleka. Odwróciłam się powoli. W ciemności wypatrzyłam parę oczu. Ich właściciel bacznie mi się przyglądał. Straciłam chęć i odwagę do poruszenia choć łapą.
Z ciemności wyskoczył wilk i powalił mnie na piasek. Jak poparzona oderwałam się od gruntu i odskoczyłam kilka metrów. Atakujący zawarczał przeciągle. Miał ciemną sierść, bliznę ciągnącą się od brwi przez oko. Nie potrzebowałam dużo czasu, żeby się zorientować, że przede mną stoi ostatnia osoba, którą chciałabym dzisiaj spotkać.
- Moon? - zapytałam prawie szepcząc.
Basior wyprostował się i rozluźnił. Chyba rozpoznał mój głos.
- Co robisz sama na plaży?
- Nie mogłam zasnąć i przyszłam tutaj. A ty?
- Też.
- Aha.
Nie miałam ochoty ciągnąć tej rozmowy.
- To ja już... ja już pójdę.
Wilk jedynie skinął głową. Pozostawiłam go na plaży i wróciłam do jaskini. Tym razem zaśnięcie przyszło mi z niespodziewaną łatwością.
Obudził mnie krzyk, tym razem nie mój. Zerwałam się na nogi. Moja jedyna pacjentka najwyraźniej się przebudziła. Poczekałam, aż się uspokoi.
- Gdzie ja do ch*lery jestem?! - wydarła się na mnie.
Nie takiej reakcji się spodziewałam.
- U mnie, dobre się już czujesz?
- Czyli gdzie?
- W jaskini Szamanki. Byłaś nieprzytomna przez jakiś... miesiąc? Kilka tygodni? To cud, że żyjesz. Miałaś ogromne rany.
Wilczyca wymamrotała kilka przekleństw pod nosem i wybiegła. I tyle ją widziałam.
"A to ci zagadka...", pomyślałam. Wyszłam z jaskini jej poszukać, ale ona jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie lubię takich wędrowników. Przychodzą nie wiadomo skąd i odchodzą nie wiadomo gdzie.