30 grudnia 2018

Od Halvarda

    Ładunek został dostarczony bez żadnych problemów, panie - Nevermo z pięknie wykończonego dzbanka nalał herbaty do filiżanki, stojącej na stoliku przed wygodnie rozpartym w fotelu mężczyzną, czytającym gazetę. W tych czasach nie wielu jeszcze czyta namacalne gazety. Większość ludzi woli obejrzeć relacje na youtube lub przejrzeć prasę wirtualną, jednak pod tym względem Halvard był dość staromodną osobą. Lubił fakturę papieru i ten subtelny zapach tuszu na kartce z odzysku.
- Znakomicie - mruknął, nie przerywając czytania. - Kiedy będziemy mogli go odebrać?
- Jutro o świcie. - Kamerdyner spojrzał z ukosa na Sorensona. Wcześniej dosypał do herbaty arszeniku i teraz czekał, aż jego pan się jej napije.
- Znakomicie, znakomicie. - Mężczyzna pokiwał głową. - Przekaż Ed'cze, by zajęła się przygotowaniami. A i nie mam już ochoty na herbatę. Może sam ją wypijesz? - zasugerował z uśmiechem.
  Nevermo rzucił mu pełne nienawiści spojrzenie i wlał zawartość filiżanki z powrotem prosto do dzbanka.
- Dziękuję panie, jednak nie przepadam za Earl Grayem - mruknął, biorąc tacę i zbierając się do wyjścia.
- I jeszcze jedno - zatrzymał go głos Halvarda. - Następnym razem, jak będziesz zamawiał arszenik zrób to przez piratsBay, nie deal.com. Ci złodzieje każą sobie płacić dwa razy tyle, ile ich towary są na prawdę warte.
  Stwór mruknął coś w odpowiedzi, czego Nils nie zrozumiał i wyszedł. Przedsiębiorca został sam w swoim ulubionym pomieszczeniu.

[...] Mężczyzna punktualnie stawił się w dokach. Jak zawsze towarzyszyli mu Melis, Inoe i Tuti, która jednak kryła się w cieniu, poza zasięgiem pola widzenia dostawców. Halvard czekał cierpliwie, jednak jego towarzysze zaczynali się denerwować. Żadne z nich co prawda nie poruszało się, jednak nie można tego powiedzieć o drugich dłoniach dziewczyny oraz ogonie lisołaka. Cisza, panująca w hangarze wydawała się zbyt uciążliwa. Dostawcy ewidentnie się spóźniali, jednak mężczyzna czekał. Nagle...
(Ktoś?)

Od Somniatisa cd. Akiro

    Miodowy napój został postawiony przed oboma mężczyznami, a szczodrze obdarzona przez naturę kelnerka uśmiechnęła się zalotnie do gości. W jej ustach mignęły nieco szczerbate, białe ząbki, psując nieco wrażenie. Akiro pociągnął łyk z kufla i spojrzał na Somniatisa.
- Na co czekasz? Mówiłeś, że pijesz.
- Po prawdzie... to będzie pierwszy raz. - Czarnowłosy uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Śmiało. - Akiro zrobił zachęcający ruch ręką, a czarnowłosy podniósł naczynie do ust i ostrożnie pociągnął łyk. - I jak?
  Atis odłożył kufel na stół i pokiwał głową, jakby nieco oszołomiony.
- Została nam do przesłuchania ostatnia osoba, prawda? - Jasnowłosy rozparł się wygodniej na siedzeniu. - Co potem?
- Jeśli Vincent nic nie będzie wiedział... cóż, pozostaje powiedzieć Argonie, że to nikt od nas... i trzeba będzie zrobić rozeznanie wśród innych frakcji. - Somniatis wziął kolejnego łyka. - A jeśli... to nic nie da... - Mężczyzna przerwał, jakby się zastanawiając. Wziął kolejnego łyka. - Jeśli... to nic nie da...
  Akiro spojrzał dziwnie na czarnowłosego. Twarz mężczyzny pokrywał czerwony rumieniec, a spojrzenie było nieco rozmyte. Atis wziął kolejny łyk piwa. Był ledwie w połowie kufla.
- Somniatis?
- Tsaak? - spojrzenie czarnowłosego skupiło się na twarzy towarzysza.
- Czy ty właśnie... upiłeś się POŁOWĄ kufla PIWA? - Chłopak był w szoku. Nie sądził nawet, że coś takiego jest możliwe.
- Moszszszliwe... - przytaknął mężczyzna i wziął jeszcze jeden łyk. Gdy odstawił kufel na stół został mu od odebrany. Czarnowłosy nie protestował nawet.
- Chyba już ci wystarczy. - Akiro pokiwał z dezaprobatą głową, a Somniatis rozłożył ręce w geście rezygnacji i zachwiał się.
- Tsso... ja oradze?
(Akiro? Najsłabsza głowa do alkoholu ever xd)

Od Somniatisa cd. Est

(Est?)

28 grudnia 2018

Od Akiro cd. Somniatisa

    Tak bardzo brakuje mi teatru... ale odkąd artyści uważają mnie za zdrajcę wolę im się nie pokazywać na oczy... Jest jednak szansa, że tutaj mnie nie rozpoznają. Co o tym sądzisz, Akiro?
- Teatr? No dobra, możemy pójść do teatru. - Odparłem lekko zaskoczone, ale czego się można, było się spodziewać po Atisie. Skierowaliśmy się do jaśniejszej i przyjemniejszej strefy areny ósmej. Po godzinie znaleźliśmy się pod kasą do teatru „Kameleona”. Zajęliśmy miejsca na Sali teatralnej, po czterech "uderzeniach w dzwon" stopniowo znikało światło, aż całkowicie zgasło. Kurtyna poszła do góry i rozbłysło światło na scenie.

[...] Spektakl minął po jakimś czasie, po występie zostałem zaproszony za kulisy. Zabrałem ze sobą Atisa.
- Jo Fox, co u ciebie?
- A jakoś leci. - Zostaliśmy zaproszeni na herbatkę, ale gdy spojrzałem na zegarek, zmuszony byłem odmówić. Po wyjściu z budynku, spojrzałem na towarzysza.
- Mam nadziej, że pijesz. - Zauważyłem, że chłopak podekscytował się tą wiadomością. Skierowałem naszą ścieżkę ku jednej z spelun. Weszliśmy przez dębowe drzwi, mijając następnie zrobioną specjalnie bordowa kurtynę. Filary pomieszczenia zostały zrobione z naturalnie ukształtowanych pni drzew, a ich korzenie utrzymywały sklepienie, dodając magi miejscu. Po środku sali znajdował się ogromny otwarty piec, na którym smażyły się soczyste kawałki mięsa. W tle grała muzyka i pijane śpiewy gości. Podeszliśmy do baru i zamówiłem piwo. 
(Atis? Szykuje się zgon?)

27 grudnia 2018

Od Somniatisa cd. Akiro

    Zgadza się - powiedział mężczyzna, nazwany właśnie P.M-em. - Chodźcie za mną.
  W ciszy zaprowadził ich do ciemnego i dusznego pomieszczenia, o stosunkowo niewielkich rozmiarach, zawierającego jedynie stolik i dwie ławy. Somniatis razem z Akiro usiedli na jednaj, jednak ta na przeciw nich pozostawała pusta.
- Już są? - usłyszeli kobiecy głos od wejścia i przytaknięcie. Do pomieszczenia weszła kolejna postać w masce i usiadła na przeciwko towarzyszy. - Czego ode mnie potrzebuje Alpha?
- Upewnić się, że nie byłaś zamieszana w zniszczenie Wieży - odparł Akiro, wyręczając w ten sposób Atisa.
- To potrwa tylko chwilę - upewnił ją czarnowłosy.
- Nie byłam... - westchnęła Dragonixa.
- Połóż dłoń na stole, musimy być pewni, że mówisz prawdę - oznajmił Aki, a dziewczyna z ociąganiem zrobiła o do prosił. Somniatis dotknął swoją dłonią jej dłoni. - Teraz możesz mówić.
- Nie byłam zamieszana w zniszczenie Wieży. - W ciemności nie było tego widać, jednak dziewczyna przewróciła oczyma.
- Może wiesz coś o tym z innych źródeł? - dopytywał dalej chłopak.
- Nie.
  To zakończyło dyskusję. Dziewczyna wyswobodziła swoją rękę i wyszła. Akiro dał znać towarzyszowi, by również stamtąd spadali.
  Już na zewnątrz powiedział:
- Wygląda na to, że została nam do odpytania ostatnia osoba, a jak na razie nic nie wskazuje na to, żeby winny był ktoś z Watahy. - Szli powoli i mówiąc nie patrzyli na siebie. Wszędzie było pełno ludzi w maskach, więc nie zwracali na siebie zbytniej uwagi.
- Na to wygląda. - Sominatis uśmiechnął się pod maską. - Prawdę mówiąc cieszę się, że do żaden z naszych. Argona też powinna być z tego powodu zadowolona. A teraz... skoro jesteśmy umówieni na spotkanie z Vincentem dopiero jutro może skorzystamy z tego, że tu jesteśmy?
- Co masz na myśli? - spytał Akiro nieufnie.
- Możemy pójść do klubu kabaretowego albo na film do kina. Albo nawet na sztukę do teatru! - Na samą myśl mężczyźnie zaświeciły się oczy. - Tak bardzo brakuje mi teatru... ale odkąd artyści uważają mnie za zdrajcę wolę im się nie pokazywać na oczy... Jest jednak szansa, że tutaj mnie nie rozpoznają. Co o tym sądzisz, Akiro?
(Akiro? Bądź w dzielnicy wszelkich rozrywek - chciej iść do teatru xD Cały Atiś.)

26 grudnia 2018

Od Lorem cd. Tiffany

    Mężczyzna wracał właśnie ze spotkania z prasą. Był wykończony. Maltretowali go cały poranek, nie dając chwili wytchnienia i jedynym, o czym teraz marzył była samotność. Bez ciągłego natłoku emocji, otaczającego go ze wszystkich stron. Na ulicy było spokojnie, o tej porze większość ludzi była w pracy, dzieci uczęszczały do szkół i tylko nieliczni pozostawali w swoich domach. Lorem ściągnął krawat, który niczym szubienica zwisał z jego szyi. Jego myśli odpłynęły do tamtego dnia, w którym nie zastał Jego w domu.
  Nagle poczuł uderzenie i zobaczył, jak niewielka postać odbija się od niego i upada na tyłek. Oprzytomniał nieco i wyciągnął dłoń do nastoletniej dziewczyny o czarnych włosach i nieco nieobecnym wyrazie twarzy. Gdy na niego spojrzała mężczyzna poczuł się dziwnie... jej uczucia były tłumione, jakby dziewczyna zamknięta była w szklanym pomieszczeniu. Loremowi się to nie podobało. Ludzie nie powinni wysyłać tego typu emocji w przestrzeń.
  Ciemnowłosa chwyciła jego dłoń i bez słowa wstała. Żadne z nich się nie odezwało i nastolatka wyminęła jasnowłosego. Chwiejnym krokiem ruszyła w dalszą drogę do sobie tylko znanego celu. Lorem odprowadzał ją wzrokiem, aż do pierwszego skrzyżowania, na którym tamta najwyraźniej zamierzała skręcić i zniknąć mu z oczu. Musiał podjąć decyzję. Szybko. Mężczyzna nie był przyzwyczajony do decydowania o własnym losie. Nie lubił sytuacji, w których tylko od niego zależało, jak potoczą się wydarzenia. Poruszył się lekko, chcąc zrezygnować i odejść, jednak nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Przypominała mu kogoś i to nie było przyjemne wspomnienie. Było jednym z tych, które za wszelką cenę chciał wypchnąć ze swojej pamięci.
  Gdy czarne włosy nieznajomej zniknęły za załomem budynku coś popchnęło Impsuma jej śladami. Szybkim krokiem doszedł do rogu ulic i przystanął, znów jakby niezdecydowany. Nastolatka szła przed siebie, dalej powoli się zataczając. Co powinienem zrobić? Lorem nagle uświadomił sobie, że nawet jeśli chciałby jej pomóc, to nie wie jak... Ile ona wogle mogła mieć lat? Czy powinien zadzwonić po... opiekę społeczną? A może zapytać ją, gdzie są jej rodzice i ją do nich odprowadzić? Zadzwonić na policję? Do SJEW-u? Nie, nie do SJEW-u, co mu wogle strzeliło do głowy? Myśli mężczyzny galopowały z zawrotną prędkością, a tymczasem czarnowłosa skręciła, otworzyła drzwi kawiarni i zniknęła wewnątrz. Kawiarnia? Jasnowłosy ruszył w jej kierunku. Czemu nie? Mężczyzna zazwyczaj miał całe popołudnia dla siebie, które zwykle poświęcał na leżenie i wpatrywanie się w sufit. Odkąd On zniknął nawet pisanie straciło dla niego sens. Postanowił więc kontynuować, co zaczął.
  Otworzył drzwi i wszedł do środka. Rozejrzał się, jednak nigdzie nie było widać dziewczyny, zajął więc stolik pod oknem i czekał.
(Tiffany?)

Od Akiro cd. Somniatisa - "Poker" cz.3

    Gdy Atis opuścił mieszkanie i Zniknął mi z oczu wypuściłam gwałtownie powietrze, ze swoich płuc, przechyliła głowę do tyłu i oparłem się całym ciężarem ciała na fotelu.
- Muszę znaleźć tras tę dziewczynę, ogarnąć typa z karty i podkręcić się na planszy, bo wszystko pójdzie na próżno. -Sięgnąłem po napój stojący przed sobą i wziąłem parę łyków napoju gazowanego. Wstałem z kanapy i opuściłem mieszkanie, musiałem udać się w parę miejsc. Po zachodzie słońca zrobiło się chłodno, więc ubrałem czarne rękawiczki. Przed sobą ujrzałem mężczyznę, którego wcześniej spotkałem w barze otoczonego gromadą kobiet, postanowiłem iść za nim. Po przejściu paru przecznic, skręcił do jednej z kamienic. Wyszedłem za nim do klatki, po czym użyłem iluzji, dzięki czemu po paru chwilach znaleźliśmy się w piwnic. Podszedłem do typa, łapiąc go za szyje i podnosząc do góry, w jego oczach pojawiła się tak bardzo pożądana iskierka strachu i niepokoju.
-Jak się zwiesz! -Popuszczałem szyje, by się białowłosy nie udusił nie udusił.
-Toshio Nidemoe
-O członek gangu Noctis. -Puściłem jego szyje, a ten wylądował na tyłku, na posadce łapiąc powietrze.
-Czego chcesz?
-Co wiesz, na temat wierzy!
-Wierzy?
-Tak jej upadku.
-Tylko tyle, co ogłosiła władza.
-Kłamiesz! -Wbiłem dość grube ostrze, tuż przy jego głowie.
-A o zaginionym Władysławie Leninieskim i jego ludziach też nic nie słyszałeś? -Mężczyzna pokiwał przecząco głową, wbiłem w jego nogę zaostrzony patyk z dango, a jego skowyczący głos rozległ się po korytarzu. -Nie kłam, mnie nie oszukasz.
-Co powinienem teraz zrobić. -Te słowa biły w jego głowie niczym dzwon. Przyłożył ostrze do jego ciała.
-Nie mam czasu na zabawę, gadaj albo giń.
-Dobrze, dobrze powiem. Podobno w to zaplątani są dawni towarzysze Władysławowa, usunęli go w cień, by mieć wolną rękę. Podobno ktoś z jego podwładnych eksperymentował na ludziach, z wierzy, ale nie jestem pewien. Mówi się, o praniu umysłów.
-Eksperymenty powiadasz.
-Tak.
-Wielkie dzięki. -Po tych słowach zdzieliłem go po pysku, by stracił przytomność. Zostawiłem go pod jakimś murem z butlą piwa, by myślał, że to jego wytwór wyobraźni. Wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem.
-Halo? -Odezwał się głos.
-Mam sprawę. Koebfs Dragonixa.
-Dobra. -Spojrzałem na kartę, którą dostałem od zamaskowanego ludzika, która zaczęła znikać z napisem Gratulacje.
[....] zadzwonił telefon. -Tak.
-Ta osoba znajduje się na arenie 8, Gang M. Powodzenia.
-Dzięki. -Ruszyłem po Atisa.

[...] Wyszliśmy na arenę 8, Atis spojrzał na mnie, gdy podałem mu maskę. – Trzymaj nie ściągaj jej ani się nie oddalaj, bo zginiesz. Po chwili, byliśm w mroczniejszej częsci areny.
-Witaj Fox.
-Miło cię widziec P.M
-Masz kogoś z kim musze pogadac
(CDN napisze go Atis xd)

Od Est cd. Somniatisa

   
(Panie S.? :D)

Od Somniatisa cd. Est

Somniatis wstał, pozostawiając nieco skonfundowaną Est klęczącą na podłodze.
- Zaraz wrócę - obiecał. Dziewczyna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak zrezygnowała. Zdeterminowany wyraz, jaki przybrała ta zwykle łagodna i delikatna twarz ciemnowłosego onieśmielał ją.
  Atis wyszedł na korytarz. Przed celą czekała na niego Halszbiet, oparta nonszalancko o ścianę korytarza.
- Widzę, że udało ci się przeżyć - zauważyła żartobliwie, jednak cały dobry humor wyparował, gdy zobaczyła minę mężczyzny. - O co ci chodzi, coś się stało?
  Ciemnowłosy wziął głęboki oddech i spróbował nieco się rozluźnić, jednak nie bardzo mu to wyszło.
- Nie zabija się posłańca - mruknął. - Chcę się zobaczyć z Leniniewskim. Zaprowadź mnie do niego.
- A co ja jestem? Jakaś pokojówka - fuknęła dziewczyna
- Nie mam nastroju na kłótnie - odparł zniecierpliwionym tonem Somniatis. - Proszę. Zaprowadź mnie do Leniniewskiego.
- Dobrze, dobrze. Skoro tak bardzo ci zależy - Halszbiet wzruszyła ramionami i dała znać Atisowi, by szedł za nią. Pustym korytarzem, jak cień, podążył za nimi strażnik. Ciemnowłosy zdawał sobie sprawę, że jeśli coś będzie się działo to zainterweniuje, jednak prawdę mówiąc w tamtej chwili miał to gdzieś. Pragnął jedynie zrobić coś z tą parszywą sytuacją i pomóc Est. Nie ważne, jak wysoki byłby koszt.
  Szli przez dobre kilka minut. Wreszcie dziewczyna zatrzymała się przed masywnymi drzwiami, wpisała kod, jednak gdy Somniatis chciał wejść za nią, został powstrzymany przez strażnika. Widać w środku znajdowało się coś, czego nie chciano pokazać mężczyźnie.
  Po chwili z pomieszczenia wyłonił się jak zawsze elegancki blondyn, z tym irytującym, uprzejmym uśmiechem na ustach.
- Chciał pan się ze mną zobaczyć, panie Tenebris - oznajmił równie uprzejmie, jak uprzejmy był wyraz jego twarzy.
- Owszem. - Atis próbował panować nad kłębiącymi się w jego sercu emocjami. - Żądam natychmiastowego przeniesienia Est do jakiejś lepszej kwatery.
- Żądasz? - zdziwił się Leniniewski. - Sądzi pan, że ma prawo czegoś żądać?
  Ciemnowłosy zamilkł na chwilę. Powoli odzyskiwał panowanie nad sobą. Nie mógł rozmawiać z tym mężczyzną przy pomocy swoich uczuć. Jeśli cokolwiek docierało do tego mężczyzny to tylko zimna logika.
- Sądzę, że mam prawo negocjować - oznajmił  ponuro.
- Znacznie lepiej. - Uśmiech Władysława stał się odrobinę szerszy. - Słucham więc.
- Ona nie jest dla was cenna sama w sobie - powiedział powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Jednak ja będę w stanie z nią porozmawiać i wydobyć dla was przydatne informacje. Nie jestem jednak w stanie nic zrobić w... takich warunkach.
- Słuszna uwaga. - Premier zastanowił się przez chwilę. - Jednak nie wystarczająca. Ostatecznie i tak z niej to wydobędziemy. Użycie ciebie miało tylko zminimalizować wysiłek.
- Dodatkowo... - myśli Somniatisa rozpoczęły szaleńczy bieg, próbując znaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji. - Dodatkowo... gdy już będziecie wiedzieć wszystko, co chcecie wypuścicie ją. - Atis zrobił pauzę, jednak Leniniewski czekał na ciąg dalszy. Tu musiał być ciąg dalszy. Nie było innej opcji. - A wtedy... zapewne was zainteresuje moja osoba. - Atis przełknął ślinę. - Ponieważ nie jestem człowiekiem.
  Władysław się uśmiechnął jeszcze szerzej i pokiwał głową.
- Niech i tak będzie. Zaraz wydam rozkaz do jej przeniesienia. Możesz przy tym towarzyszyć, jeśli chcesz... Wężu.
(Est? U mnie też trochę tekstu, ale chyba nie miałabym siły tego wszystkiego ilustrować XD A chciałam, by to się wydarzyło.)

Od Somniatisa cd. Akiro

    Somniatis westchnął. Nie dowiedzieli się niczego nowego od przesłuchiwanych. Właściwie... jedyną osobą, która wiedziała cokolwiek o upadku Wieży, był Akiro. Jeszcze zostało dużo osób do przesłuchania, jednak jak tak dalej pójdzie Argona zapewne nie będzie za bardzo zadowolona wynikami śledztwa. Z drugiej strony powinna się raczej ucieszyć, że w zniszczenie jej nie jest zamieszany żaden członek Watahy. Być może same informacje, zgromadzone przez Akiro mogą okazać się na tyle użyteczne, że ta tajemnicza sprawa zostanie pchnięta nieco na przód.
  Mężczyzna spojrzał przez okno na ulicę i ku swojemu zdziwieniu zauważył na niej powoli idącą postać w bluzie z kapturem. Widać Akiro załatwił, co miał załatwić i wracał do niego. Somniatis zastanawiał się, czy wypytać chłopaka o to, co zaszło, jednak obawiał się, że ten nie będzie chciał nic powiedzieć.
  Kilka chwil później drzwi od mieszkania zaskrzypiały i jasnowłosy wszedł do pomieszczenia, w którym czekał jego towarzysz.
- Jak przesłuchanie? - spytał, siadając na kanapie.
- Nic nie odkryłem - westchnął Atis. - Jak się okazuje Mixi, Ashura, Ookami, Erna, Narcyza, Shailene nic nie wiedzą o upadku. Zostały nam do sprawdzenia cztery osoby. Vincent, Est i Dragonixa. W tym z tą ostatnią nie mamy zbyt wiele kontaktu, więc ciężko będzie ją znaleźć. Z Vincentem umówiłem się na jutro po południu, a do Est możemy wpaść w każdej chwili.
- To może ty przesłuchasz Est, a ja spróbuję odnaleźć Dragonixę. W ten sposób przyśpieszymy sprawę.
- Dobrze - przytaknął Somniatis. - Zatem spotkajmy się jutro przed południem na roku ulicy Otison i Travolty. - Akiro pokiwał głową, a czarnowłosy wstał ze swojego miejsca. Przeciągnął się, prostując zastane mięśnie. - Jak chcesz możesz tu chwilę zostać. Narcyza zgodziła się udostępniać nam mieszkanie jak długo będziemy potrzebować. Wychodząc nie musisz zamykać. Ludzie w tej dzielnicy są dostatecznie mądrzy, by jej nie okradać.
- Chyba zostanę tu przez chwilę. Muszę przetrawić... pewne rzeczy. I dychnąć trochę - odparł Akiro, uśmiechając się kącikami ust.
- W takim razie do jutra.
- Do jutra, Atisie.

[...]- Nie podejrzewam cię o nic takiego! - próbował bronić się Somniatis. - Nie uważam, że mogłabyś... to zrobić. Ale sama rozumiesz... Argona chciała wszystkich przesłuchać. Nie strzelaj do posłańca!
  Est westchnęła. Stała w progu niewielkiego pokoiku w motelu, który wynajmowała i patrzyła ze smutkiem na próbującego się wytłumaczyć mężczyznę.
- Wejdź - poprosiła, odsuwając się i robiąc czarnowłosemu przejście.
  Atis wkroczył do skromnie urządzonego pokoiku, a gospodyni poprosiła, żeby usiadł przy małym stoliku. Sama usiadła na przeciw niego.
- Więc... pytaj - powiedziała.
- Połóż dłoń na stole - poprosił Atis, a białowłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem. Ale wykonała polecenie. Somniatis położył swoją dłoń na jej dłoni, a dziewczyna gwałtownie ją cofnęła, rumieniąc się.
- C-co ty?!? - wydukała.
- Będę w ten sposób kontrolować twoją prawdomówność - oznajmił. Est speszyła się i z powrotem położyła dłoń na stole. I tym razem nie cofnęła jej, gdy poczuła dotyk mężczyzny. - Możemy zaczynać?
- Tak

[...]Gdy już było po wszystkim oboje odetchnęli z ulgą.
- Cieszę się, że to koniec - wyznała Est, a Atis pokiwał potwierdzająco głową.
- Atisie... - zaczęła dziewczyna, ale zamilkła.
- Tak?
  Ten właśnie moment wybrał Akiro, by otworzyć drzwi i wślizgnąć się do pokoju. Obaj rozmówcy odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Wiem gdzie jest Dragonixa - oznajmił chłopak. - Ale nie spodoba ci się to.
(Akiro? To gdzie jest? XD)

8 grudnia 2018

Od Est cd. Od Somniatisa do Est

   
 Dziewczyna poczuła wielką ulgę słysząc jego słowa. Cieszyła się ponownie słysząc jego głos oraz czuć jego ciepło poprzez chusteczkę, którą ocierał jej mokrą od łez i czarnego szlamu twarz. Tęskniła za nim tak bardzo, że nie była w stanie tego opisać. Często płakała, ale z łatwością umiała się uspokoić po kilku minutach, kiedy jednak dotknął jej prawie, że martwe ciało, serce dziewczyny wybuchło emocjami. Wszystko na raz zaroiło się w jej sercu od bólu i złości do szczęścia. Jej serce kołatało jak szalone, kiedy jego dłoń okryta chusteczką powoli zjeżdżała po twarzy, ścierając odrobinę szlamu. Darzyła go tak wieloma uczuciami, że słowa nigdy nie potrafiłby tego opisać jak ona czuje się w jego obecności. Z każdym jego nowym gestem i jak bliski się jej stawał, chociaż tak naprawdę nigdy się tak dobrze nie znali, nowy naparstek uczuć wlewał się do jej serca, jak do kubka herbaty, powoli wylewając zawartość, zbyt pełny różnych mieszanek emocji, które już dłużej nie mogły zostać skryte przed światem. Wiedziała, że nie może powiedzieć mu jak się czuje. Nie znają się, nigdy prawdopodobnie nie chciałby takiej kuli u nogi jak ona, prawdopodobnie jedyne co w niej widział, to słabą małą dziewczynkę, która nie potrafi poradzić sobie ze światem i własnymi emocjami. I tym właśnie była, słabą ślamazarą, która jedyne co potrafiła to ranić ludzi dookoła siebie, sprawiać pełno problemów, nawet nie potrafiła zająć się sama sobą. Serce, jednak nie potrafiło posłuchać umysłu, wciąż przywiązując się i zakochując się. Cierpiała wiedząc, że nie może oddać trochę zawartości swojego kubka, ale tak było lepiej. Ostatniej rzeczy jakiej pragnęła w tej chwili to to, by ich relacja zakończyła się, bo nie potrafiła się powstrzymać, bo nie potrafiła przestać być egoistką i zaakceptować prawdę. Wszystko tak naprawdę działo się w jej głowie, jego delikatne gesty oraz jaki miły dla niej był. Widziała w nim ciepło oraz komfort, który poprzednio tylko potrafiła widzieć u swojej rodzonej siostry, ale darzyła go uczuciami silniejszymi niż rodzinę, martwą rodzinę, która już nie istniała. W marzeniach widziała siebie i Somniatisa, w innych czasach, w innym miejscu, spotykających się w kawiarni, spędzających razem czas, uśmiechających się razem. Potem może jak by się trochę bardziej poznali, może wspólne mieszkanie oraz nowa rodzina, którą by zbudowali razem. Marzenia, jednak powinny pozostać marzeniami. Wiedza jak silnymi uczuciami go darzyła, przerażało ją. Możliwe, że to przez to, że straciła siostrę oraz siostrzenicę oraz nigdy nie posiadała osoby, o którą mogłaby się oprzeć. Może ubzdurała sobie, że go kocha, bo brakowało jej jakiegokolwiek uczucia w jej sercu, które uprzednio było wypełnione pustką zanim go poznała. Nie było teraz też po co martwić się w owej sytuacji uczuciami, które nie miały sensu. Żyli w świecie, w którym tak naprawdę nie mieli miejsca, ludzie odrzucili ich istnienie i chcą się ich pozbyć, zabijając każdego z nich. Nie było czasu na to by się zakochać. I może tak było lepiej...
BONUSOWY SZKIC (nie działo się to w historii, ale dla śmiechu narysowałam):


(Panie S? Wybacz, że napisałam też coś do tego, ale jak rysowałam owe rysunki, miałam pomysł, by od czasu do czasu pisać uczucia jakie odczuwa postać, bo ja lubię pisać takie rzeczy XD srs)

2 grudnia 2018

Od Tiffany Calveite-Rivers

    Panieneczka Calveite-Rivers z rodu Calveite, półkrwi żywiołak i pomniejsze bóstwo, z wyglądu nastoletnia gówniara i w sumie psychika również nie przekraczała lat 20. Jej oczy świeciły się z zaciekawienia. Oglądała właśnie sztylet wykonany w stylu elfickim, przyozdobiony szlachetnymi kamieniami. Oblizała się.
    - Stop czy czysty meteor? - zapytała, dotykając go ostrożnie językiem. Pomalowane, czerwone paznokcie idealnie dopasowały się do broni. Prezent wartościowy. Od ojca. Przyłożyła go do piersi, na znak, że przyjmuje dar. Skłoniła się przed duchem szakala z uniesionym łbem. Żałowała, że nie mogła go dotknąć w tej chwili. Potrzebowała dotyku.
     - Łączenie meteoru z żelazem i tytanem. - odparł spokojnym głosem. Jak na kogoś, kto siedział obecnie zamknięty w czterech ścianach był naprawdę spokojny. Nie w mocy jego córki było uwolnienie Możana z ludzkiego lochu, chociaż bardzo chciała.
    - To co teraz zamierzasz? - dziewczę przerwało ciszę.
    - Teraz? Teraz zakończ seans, bo jeżeli ktoś cię nakryje na uprawianiu magii pewnie wezwie księdza albo jakiegoś innego, popierdolonego egzorcystę, a my oboje nie chcemy mieć potem problemów.
    Zgasiła świecę, a wizerunek boga śmierci zniknął. Została sama ze swoimi przemyśleniami i prezentem. Schowała go do szafy i zabezpieczyła, by mieć pewność, że nikt poza laską nie dotknie jej skarbu. Mogłaby go sprzedać i jeszcze trochę zarobić, jednak sumienie nie pozwalało jej oddać tego cennego dzieła pierwszemu lepszemu kupcowi. Przydałoby się więc zarobić w zupełnie inny sposób na lekarstwa. Tiffany nienawidziła pracować, jak zresztą każda nastolatka. A ona wyjątkowo nienawidziła pracować wśród ludzi, a zawód kelner polega w głównej mierze na obcowaniu z innymi osobnikami.Wzięła garść leków. Osiemnaście. Dzienna dawka wynosiła jeden, jednak nie mogła się powstrzymać. Nie miała alkoholu, aby popić.
    Wyszła z domu i zamknęła drzwi. Skierowała się w stronę pobliskiej biblioteki. Jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia jej zmiany, mogła odpocząć i poczekać. Dzień jak co dzień, poza tym, że wreszcie mogła zobaczyć się z tatą, dostała prezent i znowu zjadła za dużo leków. Za mało, aby zdechnąć, za dużo, aby poczuć się dobrze i nie zataczać się na nogach. Ludzie omijali ją szerokim łukiem od czasu do czasu rzucając nieprzyjemne spojrzenie w stronę czarnowłosej. Jakieś nastolatki śmiały się z niej i wyzywały od pijaczyn. Wystawiła im kulturalnie środkowy palec, zamiast warczeć i skakać do tych suk. Naprawdę nie miała już siły. Ani na użeranie się z ludzkim gatunkiem, ani na nic innego.
(Ktoś?)