Rue przyjęła podane przeze mnie chusteczki i schowała w nich twarz. Przez chwilę czekałem, wsparty na oparciu krzesła, aż dziewczyna się uspokoi. Gdy wreszcie przestała chlipać i zza białej zasłony wyłoniły się zaczerwienione oczy, położyłem na stoliku długopis i kartkę. Brunetka spojrzała na nie, nic nie rozumiejąc.
- Opisz ją – zachęciłem dziewczynę. – Włosy. Oczy. Wszystko. Śmiało.
Rue chwyciła powoli zaoferowany przeze mnie pisak i zaczęła powoli skrobać po kartce, a gdy mi ją oddała lista nie wyglądała imponująco. Różowe włosy, błękitne oczy, ciemny strój, strzykawka, cała we krwi. Położyłem kartonik na stoliku i odchyliłem się lekko na krześle. Różowe włosy.
- Gdzie? – spytałem.
- Arena 2… w moim dawnym domu… - Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Może nieco zbyt gwałtownie opadłem na posadzkę, dopiłem rosół i wstałem. Spojrzałem wyczekująco na towarzyszkę.
- Chcesz tam iść…? – spytała. – To nie ma sensu. Nie pozostawiła po sobie żadnych śladów.
- Równie dobrze tam możemy zacząć – oznajmiłem poważnie. Wyciągnąłem dłoń do dziewczyny. – Idziemy?
Po sekundzie wahania pokiwała głową i podała mi rękę. Pomogłem jej wstać i nie puszczając wyprowadziłem z knajpy w zimny wieczór. Dopiero tam Rue wyswobodziła swoją dłoń z mojego uścisku, nieco zmieszana. Zacisnęła wargi i uniosła pewnie głowę, choć wszystkie moje zmysły krzyczały z bólu, towarzyszącego jej rozpaczy.
- To tędy – wskazała na ulicę na prawo. – Jak się pośpieszymy i przemkniemy przez patrole na granicy to może nawet zdążymy na nocny autobus.
Skinąłem głową i ruszyliśmy razem w kierunku wskazanym przez dziewczynę. Byłem pod wrażeniem szybkości, z jaką chodziła. Zwykle mało kto jest w stanie dotrzymać mi kroku z racji mojego wzrostu, jednak jej determinacja najwyraźniej pchała ja do przodu. Gdy naszym oczom ukazało się przejście graniczne, na chwilę weszliśmy w boczną uliczkę.
- Jak zamierzasz się przedostać? – spytała dziewczyna. – Przecież o tej porze jest znacznie więcej patroli!
- Zaufaj mi – powiedziałem, uśmiechając się lekko. Rue patrzyła na mnie niepewnie, jednak gdy wyszedłem z bocznej uliczki i ruszyłem prosto na strażników, podążyła za mną.
Gdy byliśmy kilka metrów przed bramą, stojący obok strażnik zareagował, wychodząc ze swojej budki na nasze spotkanie. Na szyi miał przewieszony karabin, a za paskiem pistolet. Jego mina zdecydowanie nie była przyjazna.
- Czego tu chcecie?! Nie wolno poruszać się pomiędzy dzielnicami! – warknął.
- Jednak chcieliśmy tylko przejść – powiedziałem, a moja towarzyszka spojrzała na mnie z niepokojem. To prawda, że w tym momencie musiało to brzmieć naprawdę głupio.
- Co?! Głuchy jesteś? – ponownie warknął żołnierz, odbezpieczając karabin. – NIE MA PRZEJŚCIA.
- Przecież widzę, że jest – odparłem. – A my chcemy z niego skorzystać.
Żołnierz spuścił dłoń z broni.
- Skorzystać? Z przejścia tak? Jesteście z Komisji Rewizyjnej SJEWu? – Mężczyzna skrzywił się. – Zrozumcie. Mam rozkazy.
- My również – powiedziałem, robiąc kolejnych kilka kroków w jego kierunku. – Otworzysz nam?
Mężczyzna westchnął i podszedł do bramy. Chwilę majstrował przy zamku, po czym otworzyła się lekko.
- Dziękujemy. – Uśmiechnąłem się, przechodząc koło niego, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Dziewczynka przemknęła za mną na ulice Areny 2. Przez dobrą chwilę milczeliśmy.
- Jak to zrobiłeś? – spytała.
- Dar przekonywania – mruknąłem, nie patrząc na dziewczynę. – Gdzie teraz?
- Przystanek jest tam. – Brunetka wskazała białą wiatę kawałek od nas. Skierowaliśmy tam swoje kroki i stanęliśmy w jej cieniu. Wyjąłem telefon z kieszeni i sprawdziłem godzinę.
- Nasz autobus – oznajmiła niespodziewanie Rue, wskazując żółty kształt. Chwilę później wsiedliśmy do środka, a dziewczyna kupiła nam bilety, nie zwracając uwagi na moje protesty. Gdy już zajęliśmy miejsca na końcu pojazdu zacząłem się rozglądać.
- Nigdy nie jechałem autobusem – przyznałem po chwili.
(Rue?)