Camille wyjęła z piekarnika pierwszą blachę ciasteczek, które zdążyły się już ładnie przypiec, gdy usłyszała wymianę zdań:
-Ciekawe jak wygląda ludzik, który zapala i gasi światło w lodówce? - pytaniu temu towarzyszył dźwięk otwierania i zamykania drzwiczek powyższego urządzenia.
-Nie ma tam żadnego ludzika kretynie - odezwał się kobiecy, zirytowany głos. - Chociaż mogę cię tam wsadzić i się przekonamy, kosmito.
-Nie! - krzyknął dziewczęcy głosik.
-Zamknij się mała - odparowała kobieta. Belcourt usłyszała płacz i po chwili tupotu poczuła, że do jej nóg przyczepia się jakiś mały ciężarek.
-Co się stało, Ashley? - zapytała dziewczynki.
-Fennie jest dla mnie niemiła! I próbuje zamknąć w lodówce Cavie!
-Już tam idę - wtedy do kuchni wszedł czarnowłosy mężczyzna w długim płaszczu.Wyglądał trochę przerażająco. -Och, Zdrajco, świetnie, że jesteś - powitała go ciemnowłosa uśmiechem - Lorem przyjdzie za chwilę, mógłbyś wyjąć ciasteczka z piekarnika i wyłożyć na talerzyku?
-Jasne - odebrał ode niej blachę, a ona spojrzała w stronę Fennie, która wpycha Cavie do lodówki.
-Do cholery, co tu się dzieje! - krzyknęła - Lorem przychodzi za piętnaście minut, a wy tu odstawiacie jakieś cyry!
-Ale to Fenniee....
-Ale to ta kosmitka -zaczęły równocześnie się tłumaczyć.
-Zamknąć twarze i do salonu, bo was poćwiartuję. - Posłusznie ruszyły w stronę pomieszczenia, a za nimi w podskokach podążyła mała Ashley. Kobieta do lodówki to, co wywaliły te dwie wariatki, a resztę musiała wyrzucić. Zaczęła żałować decyzji o przekazaniu zadania Zdrajcy, bo po chwili usłyszała głupie tąpnięcie , a po podłodze posypały się ciastka. Blacha brzdęknęła o ziemię, a sam mężczyzna leżał plackiem na ziemi. Kobieta pomogła mu wstać, gdy zauważyła, że ten upadek przyczynił się do krwawienia z nosa Zdrajcy. Podała mu chusteczkę.
-Uważaj na siebie, dobrze? - poprosiła -Ja się tym zajmę. Idź do salonu, zaraz tam przyjdę - dodała.
-Przepraszam - wymamrotał skruszony czarnowłosy, a kobieta posłała mu pokrzepiający uśmiech.
-Spokojnie, nic się nie stało. Przypilnuj tamtych dziadów. - gdy Zdrajca wyszedł, kobieta posprzątała bałagan, który po nim został i wyjęła z otwartego piekarnika drugą blachę. Przełożyła ciastka na talerzyk i szybko nakryła stół na dwanaście miejsc, po czym poszła do salonu. Na kanapie siedział Andy wraz z Kate i Williamem, James i Evangeline zajęli podłokietniki, na oparciu położyła się Ash, fotel kłócący się Tyler i Fennie, Cavie siedziała przodem do ściany kiwając się lekko.
-Gdzie jest Zdrajca? - zapytała kobieta podejrzliwie. Zza kanapy wysunęła się niepewnie ręka a potem reszta czarnowłosego.
-Oni ciągle krzyczą - powiedział jękliwie, a Evangeline trzepnęła go ręką po głowie.
-Przesadzasz - parsknęła - Weź się w garść Zdrajco, bo oni cię tu zniszczą, a wiecznie cię chronić nie będę. - Zdrajca kiwnął głową, ale przysunął się bliżej przyjaciółki.
-Świetnie, że wszyscy tu jesteście - powiedziała Camille w końcu - Bo zamierzam wam coś ogłosić. Jak wiecie lub nie za kilka chwil przyjdzie tu Lorem. I chcę, żebyście....
-Tak, tak, tak - przerwała mi Fennie, przerywając również na chwilę swoją kłótnię z Tylerem -Bla, bla, bla. Wiemy, wiemy. Mamy zachowywać się normalnie.
-Tak - przytaknęła czarnowłosa. - Tak więc. Po kolei. Andy, Kate, Evangeline z wami zwykle nie ma problemów, James postaraj się nie bić innych laską po głowach, kiedy Lorem przyjdzie, dobrze? - niemowa skinął głową - William...
-Spokojnie, moja piękna. Zawsze będę ujmująco piękny i szarmancki, o ile nie spróbuje zabrać na ciebie ten... kmiot - to mówiąc ukląkł na kolano i pocałował Francuzkę w dłoń.
-William... Nie zachowuj się jak kretyn - mężczyzna wrócił na kanapę obrażony - Ashley... Metody średniowiecznych tortur nie są czymś, co powinno zajmować dziecko...
-Nie? - spytała smutno.
-Nie - odrzekła gospodyni twardo.
-Niech będzie. Przerzucę się na jednorożce! - krzyknęła ochoczo.
-Wspaniale - kobieta odetchnęła z ulgą - Tyler, Fennie. Jedno przekleństwo, jeden żarcik i lądujecie za drzwiami. Czy to jasne? - oboje zasalutowali z sarkastycznymi minami. - Zdrajco... Będzie dobrze - pocieszyłam go. - Cavie? - dziewczyna nie zwracała na gospodynie uwagi, wciąż patrzyła w ścianę - Postaraj się mało odzywać. Tak będzie najlepiej. - w tym momencie wszyscy usłyszeli dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć - powiedziała Camille, jednak nie brzmiało to jak normalnie wypowiedziane zdanie, a jak groźba.
-Już się boję - rzucił Tyler, a kobieta przed wyjściem rzuciła mu mordercze spojrzenie. Po chwili wróciła z niebieskowłosym mężczyzną.
-Moi drodzy - zaczęła Camille - To są... Po kolei... Andy, Kate, William, James, Evangeline, Zdrajca, Ashley, James, Fennie i Cavie. Ludzie, to jest Lorem - mężczyzna pomachał nieśmiało w przestrzeń, zastanawiając się gorączkowo kogóżto ta szalona kobieta może mieć na myśli.
-Hej! - krzyknęła Ashley - Lubisz jednorożce? Bo ja tak! Mają fajne jelita! - Belcourt wysłała jej ostrzegawcze spojrzenie. Lorem nie zwrócił zupełnie uwagi napytanie Ash. Cam zrzuciła to na karb zestresowania, ale prawda była inna. Lorem po prostu nie widział w pokoju nikogo oprócz samej czarnowłosej i zastanawiał się gorączkowo co z tym fantem zrobić. Zdecydował, że będzie udawać, że nic się nie dzieje, ale jak najszybciej opuści ten szalony dom i zerwie kontakty z jeszcze bardziej szaloną gospodynią. Po chwili zajęli miejsce w jadalni. Camille rozlała herbatę to dwunastu filiżanek.
-Robiliśmy dzisiaj ciasteczka czekoladowe, częstuj się. - Lorem wyciągnął po jedno rękę i pochwycił je szybko, jakby bał się, że ktoś je zabierze albo że odleci.
-Do cholery, Tyler, Fennie! - krzyknęła nagle Camille, powodując, że Lorem omal nie wylał herbaty - Nie plujcie na siebie moją herbatą. Zdrajco! Nie mów, że zbiłeś filiżankę. Cavie, tego talerza się NIE JE. - uśmiechnęła się przepraszająco do Lorema, a ten odpowiedział jej słabym grymasem.
-Evangeline- jęknęła Camille nagle - nie możesz tak mówić o naszym gościu! Przepraszam za nich Lorem.
-Nic się nie stało - powiedział słabo, upijając łyka herbaty - Rozumiem, że potrafią nabroić.
-A żebyś wiedział... Wszystko w porządku? Słabo wyglądasz - zaniepokoiła się Camille.
-Jak niebieski, martwy glonojad - dodała Ashley - coś z pewnością jest nie tak - dodała. Za ten tekst zarobiła kolejną naganę słowną od Camille, a Lorem stawał się coraz bardziej biały.
-Co za debil - jęknęła Evangeline.
-A ja myślę, że on może myśli, że nie istniejemy - usłyszeli nagle głoś Cavie, która postanowiła opuścić salon i stała w drzwiach.
-Co za głupoty pleciesz! - krzyknęła Cam - To jak, Lor? - znów zwróciła uwagę na gościa, który stracił z twarzy wszystkie kolory. Drgała mu lekko powieka.
-Troszkę źle się czuje - powiedział słabo. - Lepiej wrócę do domu. Nie chcę was zarazić - jęknął.
-Och - zasmuciła się Cam - No trudno. Chodź, odprowadzę cię do drzwi. - Wstali i ruszyli w stronę wyjścia z domu przyjaciółki.
-No cóż - wyjąkał w końcu Lorem - Przykro mi, że tak wyszło. Pozdrów ferajnę ode mnie.
-Ash ich pozdrowi. Prawda, Ash? - kobieta poklepała powietrze obok swojego lewego biodra.
-Tak, tak. Pozdrów. To ja idę.
-Przyjdź jeszcze kiedyś! - rzuciła jeszcze Camille. "Boże, uchroń mnie od takiej sytuacji" pomyślał Lorem, ale powiedział tylko:
-Tak, tak. Koniecznie