31 grudnia 2017
Od Camille cd. Calii
- Cal? - zapytałam drżącym głosem. - Wszystko w porządku?
- Tak - powiedziała, opuszczając stan otępienia - Wiesz - na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech - Byłam mądrzejsza, dlatego cię oddała.
- To nie jest śmieszne.
- Przyznaj, że trochę jest.
- Nie jest - zmierzyłam ją morderczym spojrzeniem. Uniosła ręce w górę w geście kapitulacji. - To trochę dziwne.
- Poprawka, Cam, to jest BARDZO dziwne.
- Musimy się dowiedzieć czy to prawda...
- Przydałoby się - przerwała mi. Westchnęłam ciężko. - Musimy jakoś sprawdzić, czy to prawda.
- Tylko jak? - chwilę trwałyśmy w zawieszeniu, myśląc o możliwych sposobach na rozwiązanie tego problemu.
- Może jakieś akta? - spytałam. - Patrząc na wiek musiałybyśmy być bliźniaczkami. Wiesz, jeżeli to prawda, to urodziłabym się raczej niedaleko twojego miejsca zamieszkania. Na pewno nie we Francji. To trochę daleko.
- Mogli cię przenieść? - wtrąciła Calia.
- Tia. I co się stało. Porwała mnie mafia sycylijska? Jaaaaaasne.
- Właśnie! Mafia! - spojrzałam na nią jak na kretynkę.
- Tak. Mafia. Na przykład taka jak moja. M-A-F-I-A. Dwie sylaby, pięć liter i tak dalej.
- Ha! MAFIA!
- Calio Ace - przywołałam ją do względnego porządku - tłumacz się.
-...
(Cal? :3)
30 grudnia 2017
Od Calii cd. Camille
- Mam całe plecy rozorane pazurami, jest okej - parsknęłam, na co Cam po prostu skinęła głową. - Camille? - Pomachałam jej ręką przed twarzą. - Wracaj do mnie!
Brunetka potrząsnęła głową.
- Wybacz, zamyśliłam się - Uśmiechnęła się wymuszenie, a wzrok nadal miała pusty. - Chodź, trzeba cię opatrzyć.
Spojrzałam na nią przenikliwie.
- Dobra, podjedźmy do mnie - podjęłam decyzję. - Jest najbliżej, a chcę się już wynieść z tego okropnego miejsca.
Ze wstrętem przeszłam obok martwej pantery. Cam natomiast zatrzymała się przy niej chwilę, jakby chciała ją zmusić jeszcze do powiedzenia czegoś istotnego.
- Camille? W porządku? - zapytałam.
- Tak, tak - odpowiedziała, trochę zbyt szybko. - Po prostu... Chodźmy już stąd.
- Ała, to boli! - syknęłam, gdy na moich plecach poczułam charakterystyczne pieczenie. Trochę zbyt charakterystyczne.
- Przepraszam - usłyszałam bezbarwny głos Camille. Zagryzłam mocno wargę. Ja ją kiedyś zastrzelę.
- Cam! - syknęłam po raz kolejny, gdy nadmiar środka odkażającego wylądował na moich plecach.
- No staram się no - odpowiedziała dziewczyna w obronie.
- Czy ty to robisz specjalnie?! - krzyknęłam w końcu, gwałtownie podnosząc się z taboretu.
- Nieee... - Na ustach brunetki wymalował się lekki uśmiech. Nareszcie. - No, może trochę...
Spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Co się z tobą dzieje, Belcourt? - zapytałam ostro, siadając przodem do dziewczyny. Ta wzdrygnęła się, słysząc swoje nazwisko. - Coś ci powiedziała ta psychopatka? O co chodzi?
- O nic, jest w porządku - skłamała Camille. Spojrzałam na nią z powątpiewaniem.
- Nie potrzebuję twojego magicznego pierścionka, żeby zauważyć, że nie jest. Po pierwsze, jesteś jakaś dziwna. - Zmarszczyłam brwi i zlustrowałam ją wzrokiem. - W każdym razie dziwniejsza niż zwykle. No i odkąd zastrzeliłaś Kisasi twoje uczucia są... cóż, mieszane. Tak chaotycznie chyba jeszcze z tobą nie było. Więc co ci powiedziała?
Camille uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Chwilę milczałyśmy, po czym wzięła głęboki wdech, a oczy jej się trochę zaszkliły.
- Ja... Nie... - zaczęła się plątać, więc wzięła kolejny wdech i zacisnęła palce na bluzce. - Powiedziała mi... że nie jestem Belcourt, Calia. Powiedziała mi, że... że... - przełknęła ślinę - że jestem Ace - dodała cichutko, ledwo słyszalnie. Jednak ja usłyszałam ją bardzo wyraźnie. I to, co usłyszałam, wręcz zmroziło mnie na miejscu.
(CAM? ;3 SIBLINGS, SIBLINGS XD)
28 grudnia 2017
Od Camille cd. Lorema
- Camille? - usłyszałam słaby głos.
- Lorem? - chciałam zapytać, jednak z moich ust wydobył się bełkot. Po chwili znajoma sylwetka wyłoniła się z ciemności.
- Cam, jak się cieszę, że tu jesteś! Znaczy no - stropił się - nie cieszę się, że nas uwięzili, ale cieszę się, że nie jestem sam.
Uśmiechnęłam się na ile to było możliwe.
- Jak to? - podczołgał się do mnie - Zakneblowali cię? Dlaczego mnie nie? - wzruszyłam ramionami. - Ach no tak! - powiedział nieco głośniej - możliwe że to ze względu na twoją moc.
Pokiwałam głową, ale po chwili już musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Coś zmroziło mi krew w żyłach. Przecież nie mówiłam Loremowi o mojej mocy. Skąd. On. Wie.
(Loruś? Co tam u Ciebie, słońce? XD)
Od Camille cd. Calii
- Ja ją wykończę - powiedziałam - Dasz radę sama zająć się Kajuszem?
- Ja nie dam rady? - zapytała Calia, uśmiechając się krzywo, po czym dotknęła ściany i zniknęła z moich oczu. Pomimo tego, że była ranna, miała przewagę niewidzialności, dlatego też liczyłam na to, że uda jej się pokonać przeciwnika. Pantera odsunęła się nieco, starając się umieszczać jak najmniej ciężaru na zranionej nocy. Wyszczerzyła zęby i syknęła na mnie.
- Syczą węże, nie pantery - rzuciłam z sarkastycznym uśmiechem. - Chyba, że masz tu ze sobą całe zoo, słonko.
- Nie martw się, Camuś. Poradzę sobie - zerknęła na Kajusza - Po lewej - sarknęła zirytowana, a Kajusz teleportował się kilka metrów dalej od domniemanego miejsca aktualnego przebywania Calii.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytałam.
- Tak. Giń - rzuciła, po czym skoczyła, chcąc wbić pazury w moją twarz, szyję i klatkę piersiową. Jednak byłam na to przygotowana. Rozległy się dwa strzały, żaden z nich nie był ostrzegawczy, a czarne cielsko zsunęło się na ziemię. Z dwóch ran sączyła się krew, mocząc i zlepiając futro. To był sam schyłek życia Kisasi.
- I po co było zaczynać? - spytałam retorycznie.
- Warto było - odparł mi cichy głos przyszłej denatki. - Niedaleko pada jabłko od jabłoni, Ace.
- Zwiał mi! - usłyszałam krzyk sfrustrowanej Calii.
- Zamknij się - uciszyłam ją - Jestem Belcourt. - rzuciłam do Kisasi. - Camille Belcourt.
- Nie - odparła cichutko, po raz ostatni wyciągając łapę, by spróbować mnie zranić, jednak nie miała na to siły. Kisasi Takamoto odeszła z tego świata...
- Mam nadzieję, że będzie się smażyć w piekle - rzuciła Calia, po czym jęknęła z bólu.
-...
(Cal? Ach te dzikie akcje :> Siblings? Siblings.)
26 grudnia 2017
Od Argony cd. Calii
Od Lorema cd. Camille
25 grudnia 2017
Event - Labirynt "Otwarcie"
11.1.1 Mała statystyka to punkty zdobyte w Labiryncie, rozdzielone do trzech kategorii:
11.1.1.1 Siła - odpowiada za moc ataków fizycznych
11.1.1.2 Szybkość - odpowiada za unik
11.1.1.3 Moc - odpowiada za moc ataków magicznych
11.1.1.4 Wytrzymałość - odpowiada za ilość życia.
11.1.1.4.1 Bazowa wytrzymałość to 100. Bazowe pozostałe statystyki to 10.
11.2 Po zakończeniu Eventu punkty ze wszystkich statystyk zostaną zamienione na żetony [10pkt - 1 żeton], które będzie można wymienić na Kryształy Umiejętności w przeciągu tygodnia od zamknięcia Labiryntu.
23 grudnia 2017
Od Calii cd. Argony
- Pozwól, że tym razem to ja będę mówić - rzuciła dziewczyna zimno zimno i skierowała się w stronę stolika fanów kostiumów. Niepewnie ruszyłam za nią.
- A widziałaś te piękne cienie? - usłyszałam, gdy tylko trochę się zbliżyłam. - Z-A-B-Ó-J-C-Z-E - emocjonowała się jakaś dziewczyna w wielkim różowym kapeluszu z piórami. - Podobno kupiła na wyprzedaży, ale za nic nie chciała powiedzieć gdzie - skrzywiła się.
- Przestań, pewnie kupił jej to ktoś, kto po prostu zna się na modzie - machnęła ręką jej rozmówczyni w równie interesującym nakryciu głowy. - Ona nie ma pojęcia o looku, a wszystko, co robi jest passé.
Argona nachyliła się nad stolikiem i odchrząknęła znacząco. Obie panie spojrzały na nią najpierw z irytacją, potem ze zdziwieniem, a następnie z niechęcią.
- Czy czegoś pani potrzebuje? - zapytała ta w różowym kapeluszu.
- Szukam kogoś, kto lubi pandy - odparła brunetka poważnie. Obie panie spojrzały na nią jak na wariatkę.
- Może ja będę w stanie pomóc - odezwał się ktoś z drugiej strony stołu. Podeszłyśmy do kobiety ubranej we wszystkie kolory tęczy i obwieszonej najprzeróżniejszą biżuterią. Argona uniosła brew. Pięćdziesięciolatka wcisnęła jej w dłoń karteczkę.
- Jego szukajcie - oznajmiła z uśmiechem, po czym złapała mnie za rękę. - Och, kochanie, masz takie piękne linie... Może chcesz, żeby ci trochę powróżyć?
- Dziękuję bardzo - odparłam z uśmiechem, oswobadzając dłoń. - Trochę mi się spieszy.
- Czas to pieniądz - usłyszałam za sobą szorstki głos. Argona obnażyła kły.
- Wystawiłaś nas - warknęła w stronę kobiety.
- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana i spojrzałam na przybysza. Zaraz potem zobaczyłam przed oczami ciemność.
( ARGO? MASZ JAKICHŚ WROGÓW? XD)
Od Calii cd. Camille
- A więc się pobawmy - wymruczała pantera, majestatycznie kołysząc ogonem. - Ale najpierw... - spojrzała prosto na mnie. - Mogłabyś się pokazać, skarbie. Widzę cię. Nic się nie ukryje przed oczami drapieżnika.
Zmarszczyłam brwi, ale wciąż pozostałam w tej samej pozycji. Nie drgnął mi nawet palec. Tymczasem Kisasi-pantera mruczała dalej, coraz bardziej zbliżając się do miejsca, w którym stałam.
- Tak, tak, kotku, dobrze wiem gdzie jesteś i kim jesteś. Szafirek, nieprawdaż? A może wolisz Calia? Panna Ace? Do wyboru do koloru. - Jeżeli pantera mogłaby się okrutnie uśmiechać, to wyglądałoby to dokładnie tak. Takamoto wydawała się wręcz ostentacyjnie ignorować Cam. Rzuciłam na nią szybkie spojrzenie. Nasze oczy spotkały się dosłownie na chwilę, po czym uciekłam wzrokiem w bok. Miałam tylko nadzieję, że brunetka zwróciła uwagę na mój ruch głowy. I że go zrozumiała.
- Przewracasz tymi swoimi kolorowymi oczętami? - Z pyska pantery wydobył się warkot. - Nie wierzysz w moje możliwości? Nie wierzysz w drapieżców? Cóż, kochanie, zabójca mojego męża też nie wierzył. Jego ktoś w końcu pozbawił stołka, już nie jest taki wszechmocny. A ja cię mogę pozbawić życia, skarbie. Tylko pomyśl o moich pazurach przebijających twoją tchawicę... - rozmarzyła się Kisasi. "Jeszcze tylko troszeczkę" - pomyślałam, obserwując, jak zmniejsza się dzieląca nas odległość. Gdy pantera była już na wyciągnięcie łapy, oderwałam się od ściany i z rozpędem skoczyłam w górę.
- Cam! - wrzasnęłam, gdy poczułam, jak pazury przerywają moje ubranie i orają skórę. Poczułam na plecach ciepło krwi. Jednak by wykonać ten manewr, pantera musiała się niebezpiecznie odchylić. I właśnie wtedy rozległ się strzał.
(CAM? ZBLIŻAMY SIĘ DO KOŃCA XD)
Od Somniatisa cd. Anabeth
Od Camille cd. Lorema
- Na pewno nie jest to twoja sprawa - przerwałam mu, po czym z powrotem wzięłam do rąk sztućce i wznowiłam zaprzestaną czynność.
- Nie jest - powiedział Lorem po chwili - ale może razem udałoby nam się rozwiązać twoje problemy.
- Sama sobie poradzę - zaprzeczyłam ostro, być może trochę za ostro, patrząc na mężczyznę przymrużonymi oczami.
- Nikt nie twierdzi, że nie. Ale... Cam. Daj sobie pomóc. Będzie szybc...
- A więc o to ci chodzi, tak? - zapytałam zgryźliwie, wstając od stołu - Spokojnie, postaram się. Na pewno będzie dość... Szybko. A teraz. Dziękuję za mile spędzony posiłek - rzuciłam na odchodne, po czym wyszłam z jadalni, a potem z hotelu. Wniknęłam w tłum paryżan i turystów dość łatwo, więc nawet gdyby, a wolałam nie dopuszczać do siebie takiej możliwości, Lorem za mną wyszedł, to straciłby mnie z zasięgu wzroku w ciągu kilku do kilkunastu sekund. Było mi zimno, to fakt, nie miałam żadnej kurtki, czy nawet cieplejszej bluzy, ale to właśnie ten chłód pozwolił mi trochę ostudzić szalejące we mnie emocje i trochę "chłodniej" spojrzeć na poranną rozmowę. Przygryzłam policzek od środka, gdy po kilkunastu minutach włóczenia się po okolicy dotarło do mnie, że trochę przesadziłam. "Nie trzeba było tak go atakować" myślałam. "Chciał tylko pomóc. Poza tym, wyglądał na dość zranionego. Nie powinnam była. Matko jedyna, jaka ja jestem głupia". Jednak szłam dalej, a poczucie winy rosło we mnie z każdym krokiem. A co jeśli poszedł za mną i teraz błąka się gdzieś po Paryżu? A jeśli coś mu się stanie?! Na tę myśl ciarki przeszły mi po plecach. Odwróciłam się na pięcie, z zamiarem powrotu do hotelu i ewentualnym znalezieniem Lorema (choć w myślach błagałam, żeby był bezpieczny w hotelu), a serce biło mi jak szalone. Gdy nagle...
(Loruś? Polsat wita was w tym cudownym dniu, kilku zasad się nauczycie tu XD c;
P.S. Rób co chcesz ;>)
22 grudnia 2017
Od Anabeth CD. Somniatis
21 grudnia 2017
"Zegar wybił głośno godzinę 24:00 dnia 20.12.2032. Twoje oczy już od jakiegoś czasu kleiły się niemiłosiernie, jednak dopiero w tym momencie tak na prawdę odpłynąłeś w krainę snu."
"Sala, w której się budzisz, pełna jest odcieni błękitu. Wydaje się delikatnie falować, jakby była jedynie dobiciem w tafli laguny. Na środku każdej z jej czterech ścian zauważasz cztery framugi, umieszczone na litej skale. Umiejscowione są w ten sposób, że na przeciwko każdej z nich, w samym centrum sali znajduje się błękitna Fontannę, z której jednak nie płynie woda, a której poszczególne części unoszą się swobodnie w powietrzu. Twoją uwagę przyciąga dziwny kryształ na samym jej szczycie. Pierwszą twoją myślą jest, by go rozbić i skończyć ten dziwny sen, jednak kamień okazuje się poza twoim zasięgiem, mimo że próbujesz wspiąć się na kamienne elementy Fontanny.
Dopiero po chwili orientujesz się, że w pomieszczeniu nie jesteś sam. Jest tutaj z tobą jeszcze kilka osób, które wyglądają na równie zagubione, co ty, jakby dopiero teraz zauważyły twoją obecność. A może nie było ich tutaj od samego początku?"
19 grudnia 2017
Od Lorema cd. Camille
Akiro cd. Raphela "Kołaczący przybysz"
18 grudnia 2017
Od Camille cd. Raphela
- To Twoja wina! - krzyczały - Morderczyni! - słyszałam w kółko.
MORDERCZYNI. To słowo niosło się echem w mojej głowie, otaczało mnie, napawało przerażeniem. W końcu znalazłam w sobie dość odwagi by kopnąć napastnika w piszczel. Uścisk zelżał, a ja wyrwałam się i zaczęłam uciekać. Ciemny las otaczający moją osobę wyglądał groźnie, jednak bardziej bałam się tego, co za mną, niż tego, co przede mną. Co więcej bór wydawał się dziwnie znajomy... Zauważyłam światełko w ciemności. Ignorując ból mięśni nóg popędziłam w tamtą stronę. Gdy podbiegłam bliżej zauważyłam coś co najmniej dziwnego. Był to dom. Dom w kształcie ananasa. Poczułam na swoich ustach i nosie jakąś szmatkę. Jednak nie miałam już siły walczyć. Upadłam na ziemię.
17 grudnia 2017
Od Raphela "Pukający nieznajomy"
Od Camille cd. Lorema
Od Argony cd. Calii
"Być równym...
Las- |
Imię i Nazwisko: Raphel LighdPrzynależność: ZUPA, KLUSKA
Pseudonim: Jako członek organizacji (w tym też sekty) jest znany jako Kairos. Przez przyjaciół natomiast nazywany jest Nox. Od imienia natomiast powstały takie pseudonimy jak Raph czy Rapel. Zawsze możesz mu wymyślić swoje własne przezwisko, najwyżej nie będzie na nie reagował, jeżeli mu się nie spodoba.Płeć: Mężczyzna.Orientacja: homoromantyczny — pociąg romantyczny wobec osób tej samej płciWiek: 19 latŻywioł: Silniejszym jest Lód, a słabszym Umysł
Sevil-s |
Towarzysz: Azazel
Poziom 1
Azazel
ShadowDragon22 |
16 grudnia 2017
Karta postaci towarzysza - Baks
©Jenny |
Imię: Na początku miał Baks, ale też Akiro woła na niego Boni
Płeć: Samiec
Rasa: Pies
Wiek: Wygląda na 6 lat
Typ: --
12 grudnia 2017
Od Calii cd. Argony
- Spokojnie - powiedział mężczyzna, unosząc ręce i wpatrując się twardo w wyciągniętą w jego kierunku broń. Strzeliłam facepalma.
- Naprawdę chodzi nam o Perwoll - zapewniłam. - Tylko trochę w inny sposób niż pan myśli. I, hm, patrząc na brutalność mojej... towarzyszki naprawdę radzę panu pokazać ten kostium - uśmiechnęłam się przepraszająco. Argona rzuciła mi mordercze spojrzenie kątem oka. Mężczyzna niepewnie patrzył na pistolet.
- Strój jest na zapleczu - oznajmił w końcu.
- Prowadź - rozkazała Argona. Sprzedawca posłusznie zaprowadził nas na zaplecze. Wyjął jeden z kostiumów, ale po minie brunetki wiedziałam, że to nie jest to, czego szukamy.
- To na pewno pański kostium? - dopytałam, marszcząc brwi.
- Oczywiście.
- Hm, no dobra, dziękujemy i przepraszamy za najście - uśmiechnęłam się, łapiąc brunetkę za łokieć nieco mocniej niż było to konieczne.
- Nie dotykaj mnie, śmiertelniku - syknęła Alpha. Przewróciłam oczami i wyszłyśmy ze sklepu.
- Nie możesz grozić każdemu, kogo spotkamy - zaoponowałam natychmiast. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Mogę - odpowiedziała. - Robię to. Poza tym, to i tak nie on.
- Proszek się nie zgadzał? - zapytałam zaczepnie.
- Proszek był ten sam - sprostowała Argona z kamienną twarzą. - Ale jego zapach... po prostu mi nie pasował.
- Mówiłaś, że nie pamiętasz zapachu tego gościa - przypomniałam. Dziewczyna spojrzała na mnie z irytacją.
- Ale pamiętam mieszankę zapachów. I wiem, że to nie było to. Jak dotknął tego kostiumu, to już wiedziałam, że nie jest tym gościem, który dał mi karteczkę - wyjaśniła. - Zresztą, nie musisz wszystkiego wiedzieć - machnęła lekceważąco ręką.
- Muszę - westchnęłam.
(ARGO? :3 WYBACZ, ŻE TAK DŁUGO. SZKOŁA MNIE DOBIJA :') )
8 grudnia 2017
Od Somniatisa cd. Anabeth
Od Lorema cd. Camille
4 grudnia 2017
Od Camille cd. Lorema
- Jak widać miałam powód do zaniepokojenia - powiedziałam, a zamiast chaosu w moim głosie i moim ciele zapanowała zimna biel pustki. Jednak dlaczego po moich policzkach zaczęły spływać łzy? Dlaczego do jasnej cholery wszystko poszło nie po mojej myśli?! Gdy przypomniałam sobie o duchach, wzdrygnęłam się odruchowo. Wstałam z ziemi i nie zwracając uwagi na Lorema szybkim marszem wyszłam z budynku, czując na sobie palące spojrzenia demonów. Po moich policzkach spływało coraz więcej łez, a ja sama ruszyłam w jakieś miejsce Paryża, jakiekolwiek, byleby było w miarę bezpieczne i dawało chwilę spokoju. Jednak i to nie było mi dane, bo po chwili poczułam na ramieniu czyjąś dłoń, a po chwili owa tajemnicza osoba odwróciła mnie przodem do siebie.
- Nie możesz się tak sama włóczyć po Paryżu o tej porze - powiedział Lorem, po czym patrząc na moje zaczerwienione oczy dodał - I w takim stanie.
- A właśnie że mogę. I będę - odparłam, po czym próbowałam się wyrwać, jednak Impsum był silniejszy.
- Cam... Przepraszam, nie powinienem był za tobą iść.
- Tak, nie powinieneś był. A teraz, daj mi już iść.
- Cam...
- Dlaczego zawsze coś musi się spieprzyć?! - nie wytrzymałam w końcu, poddając się rozpaczy i łzom. Po chwili poczułam jak ramiona Lorema obejmują mnie w dość bezradnym uścisku i mogę usłyszeć bicie jego serca.
- Przykro mi, Cam - powiedział Lorem. - Naprawdę mi przykro.
- Wiem - odparłam cicho - ja też przepraszam.
- A teraz... możemy wrócić do hotelu?
- Lor.... Paryż nocą jest bardzo piękny.
- Mówisz to tak, jakby od początku celem tego spaceru było oglądanie Paryża o późnych godzinach! Camille, jest jeszcze wiele nocy w tym mieście, a tą proponuję spędzić na spaniu. Możemy wracać? - zapytał, delikatnie ciągnąc mnie w stronę miejsca, gdzie znajdował się budynek hotelu.
- Możemy.
(Lor? ;3)
3 grudnia 2017
Od Argony cd. Calii
Od Anabeth
-Przepraszam, nie ma pan ognia? - Podeszłam do jakiegoś faceta. Te uzależnienia... Chętnie bym przestała palić, ale no. Nie potrafię.
- Mam.
- A mogłabym? - zapytałam go patrząc na niego z uśmiechem.
- Pewnie, zmarnujesz sobie życie tym nałogiem. - dał mi zapalniczkę. Człowieku, może gdybyś nie dał mi tej zapalniczki to bym się może powstrzymała.
-Dziękuję ^^ (OH GOD, NO!)- zapaliłam i odeszłam. Wypaliłam peta koło biblioteki, remont rzeczywiście skończyli. Ładnie tu teraz. Weszłam do środka. Zaświeciłam kolejno światła w całej bibliotece. Nie długo czekałam na pierwszego przybysza.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc ?
( Ktoś, coś?)
1 grudnia 2017
Od Akiro do Camille
-Gdzie dokładnie idziemy? - zapytała dziewczyna, spojrzałem na nią, biorąc Baksa na plecy.
-Dowiesz się w swoim czasie, a tymczasem.
Sięgnąłem jedną ręką do czarnej torby, wyjmują dwie maski, jedną założyłem sobie, a drugą Baksowi.
-Nie ściągaj jej.
Odpowiedziałem, podnoszą chłopczyka trochę do góry, by go poprawić.
-Mamy trochę czasu, na co chcesz iść?
Spytałem małego, a ten rozejrzał się do około i wskazał na jedną z atrakcji. Gdy obeszliśmy parę kolejek, mały chciał jeszcze, ale czekała na nas praca.
-Pójdziemy później, teraz załatwimy parę rzeczy.
Powiedziałem, a następnie ruszyliśmy do centrum, gdy zabawy znikały i pojawiały się różne dziwy, chłopak złapał mnie mocniej za rękę, wiec postanowiłem wziąć go na plecy. Po paru chwilach przeszliśmy przez duże metalowe drzwi.
-Spóźniłeś się Blood Fox.
Zabrzmiał twardy głos z echowym odbiciem przechadzającym się po sali.
-Co Tobie się tak spieszy Szkieletorze?
Mężczyzna podszedł do mnie, rzucając wzrokiem na dzieciaka.
-Masz zapłatę?
Jego podwładny wręczył mi torbę z zapłatą.
-Módlcie się, by nie były fałszywe.
Po czym wręczyłem torbę z zamówieniem BOS-owi, a następnie się odwróciłem, wtedy usłyszałem lądowanie broni.
-To bardzo głupi pomysł.
Odrzekłem, powoli się odwracając i robiąc szybki ledwie widoczny gest dłonią, ów gest był gestem śmierci, gdyż wyprowadził z rękawa, małe sztylety co obezwładniły strzelców, a jednego z nich zabił i spadł na ziemię.
-Ups... Sorki.
Szkieletor się wycofał i odszedł, zostawiając nas w spokoju, a my wróciliśmy do przywódcy jednego z gangów.
(Camille? Wybacz, że tak długo ;-;)