28 czerwca 2017

Od Camille C.D. Lorema

Kiedy usłyszałam bardzo potrzebną  radę Lorema i zaczynałam rozumieć, co się dzieje wokół, całą moją osobę wypełniła irytacja.
-Cholera jasna! - wykrzyknęłam - Hölle! Helvete! Kuzimu! Uffern[ogólnie podobne słownictwo w kilku językach] - podniosłam się szybko do pozycji stojącej, i klnąc dalej na czym świat stoi, zeszłam do kajuty, po czym otworzyłam szafkę tam się znajdującą. W rogu zobaczyłam znaczek z inicjałami: "J.S". No to pięknie. Teraz to już na serio po nas. Takie i bardzo podobne myśli przeplatane bluzgami przelatywały mi przez głowę. Wróciłam do Lorema, gdy nieco się już uspokoiłam i mogłam z chłodnym umysłem ocenić sytuację.
-Słuchaj. Mam pomysł, co możemy zrobić. Jeżeli odezwiesz się choćby jednym słowem podczas mojej rozmowy telefonicznej, osobiście wyrzucę cię za burtę. Masz ze sobą telefon?
-Tak.
-Musisz się go pozbyć.
-Co?! Ale dlaczego... Nie ma mowy.
-Powinniśmy byli zrobić to wcześniej. Kiedy zadzwonię do Stalińskiego... No. W każdym razie najpewniej spróbuje ustalić twoje położenie na podstawie karty. Zapisz sobie gdzieś numer, na który będziesz chciał zadzwonić. A potem wyślij swój telefon do abordażu podmorskich krain. - mężczyzna po chwili wahania zrobił to, o co prosiłam. 
-Świetnie - skwitowałam, po czym wybrałam numer Eliasa - Witaj, El.
-Cam? Myślałem, że wyjechałaś.
-No bo wyjechałam. Prawie - mój głos stał się odpowiednio smutny. - Wynajęłam łódź.
-Brawo?
-Nie o to mi chodzi. Napiłam się jakiegoś energetyka ze statku, a potem... Puf! Nic nie pamiętam. W szafce przy kojach znalazłam inicjały "J.S.". Wiesz do kogo należą. Musisz uważać - cisza po drugiej stronie mówiła sama za siebie.
-Dobrze. Zajmę się tym. Coś jeszcze?
-Tak? Jestem na jakimś zadupiu. Nie mam pojęcia gdzie. I jestem pewna, że i tak śledzisz moje położenie.
-Ja? Myślisz, że ci nie uf...
-Ty nie ufasz nikomu. Skoro i tak to robisz, to przynajmniej powiedz mi gdzie jestem. - wzięłam kartkę i zapisałam wszystkie uwagi Eliasa dotyczące mojego aktualnego miejsca pobytu. 
-Dziękuję ci bardzo - powiedziałam grobowym tonem - Wrócę jak tylko... - zaniosłam się płaczem, po czym rozłączyłam się. Na moją twarz wstąpił uśmiech. Spojrzałam na Lorema z triumfem.  
-Już wiem wszystko.
(Loruś? Jak coś, to Cam nie ma rozszczepienia osobowości XDDD)

Od Camille C.D. Calli

-A mogłabyś wreszcie przestać kłamać? - mój uśmiech stał się jeszcze szerszy i jeszcze bardziej szyderczy. - To i tobie i mnie zaoszczędzi czasu, słońce. A strata czasu jest w tej chwili ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy - kobieta, siedząca naprzeciwko, milczała. Westchnęłam ciężko.
-Widzę, że tak się nie dogadamy. Od teraz to to ja zadaję pytania.  Czy znasz Szafir osobiście?
-Nie do końca... - byłam nieco zdziwiona odpowiedzią, ale była prawdziwa.  Przez chwilę zamilkłam,  marszcząc brwi, aż mnie olśniło.
-To ty, prawda słońce? - zrezygnowane kiwnięcie głową tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
-Mogłabyś przestać mówić do mnie "słońce"?! - usłyszałam zirytowany głos.
-Oczywiście,  słońce.  A jak się nazywasz?
-Calia Ace.
-A mówiłaś,  że nie znasz imienia Szafira! - powiedziałam z udawanym wyrzutem i smutkiem - Jestem pewna, że to się jakoś leczy, chociaż nic nie obiecuję. -zacmokałam ostentacyjnie,  po czym spoważniałam. - Musisz dowiedzieć się wszystkiego na temat pobicia Charlotte Branwell w dzielnicy gangu Menthis.
-Ile dostanę?
-Sprytna z ciebie bestyjka -powiedziałam z aprobatą - zachowamy twoje dane w tajemnicy.  Otrzymasz również nagrodę pieniężną o wartości tysiąca.
-Czego?
-Czego chcesz. Jak dla mnie to mogą być nawet kolumbijskie pesos.
-I ja mam ci zaufać?  Nie jestem głupia.
-Och, oczywiście, że nie! I dlatego wiesz, że nie masz wyjścia.
-Ech... Niech będzie. Uwinę się najszybciej jak mogę.
-O nie nie nie! Będę ci towarzyszyć.  I masz pracować tak, żebym ciągle mogła patrzeć na twoje łapki. Ja również nie jestem głupia.
(Cal? ;3 Kct xD)

26 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

  Lorem pokręcił głową, jakby czymś bardzo zawstydzony i spojrzał w kierunku, w którym zniknęła Ainelysnart.
- Daj spokój - żachnęła się Camille. - Mamy spędzić ze sobą najbliższe... dużo, więc nie możesz co chwila się przy mnie peszyć.
- Pytałem, czy cię zmienić - powtórzył mężczyzna, nie patrząc na brunetkę.
- Nie, dam sobie radę - powiedziała dziewczyna, jednak nie był to już ten sam przekonujący głos, co przedtem. Mimo to jasnowłosy nie zamierzał się spierać.
- Więc dobranoc. - To mówiąc Lorem ułożył się wygodnie na siedzeniu i zamknął oczy. Camille patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu myśląc, że udaje, jednak po chwili z ust mężczyzny zaczął wydobywać się miarowy, cichy świst.
***
  Gdy Lorem otworzył oczy, jacht dryfował powoli, podejrzanie ostro zakręcając w prawo. Mężczyzna podniósł się powoli. Najwyraźniej nie tylko jego zmorzył sen, a może z tymi energetykami coś było nie tak? Kto wie, po co właściwie właściciel jachtu trzymał je na pokładzie.
  Jasnowłosy, nie chcąc budzić towarzyszki, przejął od niej ster i wyprostował kurs. Co będzie to będzie. Miał tylko nadzieję, że nie płyną teraz z powrotem w stronę Ainelysnart. Kompas najwyraźniej spadł do wody, bo Lorem nie mógł go nigdzie dostrzec. Teoretycznie musiało być dość wcześnie, bo przecież w przeciwnym wypadku słońce obudziłoby go już dawno, więc mężczyzna zaryzykował obranie kursu na słońce. 
  Kilka godzin, a może kilka naście lub dziesiąt minut, później... trudno było to określić na bezmiernym oceanie... brunetka się obudziła, lekko otumaniona. Czyli coś faktycznie musiało być w energetyku.
- Lepiej więcej tego nie pić - mruknął mężczyzna do, podnoszącej się do pozycji siedzącej, towarzyszki.
(Camille? Ostatecznie zostawiam tobie, gdzie ich wywiało :P)

Od Camille C.D. Lorema

Po pytaniu Lorema zapadła cisza. Co jakiś czas zerkałam na kompas i mapę, starając się upewnić, czy aby wszystko idzie tak gładko jak dotychczas.  Obraliśmy dobry kurs na jakieś... 85%. Myślę, że jak na osobę, która żeglowała tak naprawdę pierwszy raz, to ten wynik był całkiem niezły. Uniosłam wzrok na siedzącego naprzeciwko mnie mężczyznę, a następnie na jego związane muchą nadgarstki.
-Na pewno nie chcesz tego zdjąć? - spytałam w końcu, unosząc brew. Jako odpowiedź otrzymałam jedynie pokręcenie głową - Jak chcesz - wzruszyłam ramionami - jeśli zmienisz zdanie, to mów. - Szczerze mówiąc, byłam zmęczona. Słaby sen, wydarzenia tamtego dnia oraz wielokrotne korzystanie ze swojej zdolności sprawiły, że byłam na skraju wytrzymałości. Dlatego też jedną ręką sięgnęłam do swojej torby i wygrzebałam z niej energetyka, a właściwie dwa.
-Chcesz? - zapytałam Lorema.
-Czemu nie - wzruszył ramionami. Rzuciłam puszkę w jego stronę. Złapał ją i otworzył - Dzięki.
-Nie ma za co - również otworzyłam puszkę, której zawartość była w tym momencie moją ostatnią deską ratunku. Pijąc, znów zerknęłam na mapę. Na razie wszystko było w porządku.
-Mógłbyś mi sprawdzić, która jest godzina? - Impsum wyciągnął jakimś cudem telefon z kieszeni w spodniach.
-Nieco po drugiej.
-Dzięki - przemyślałam dalszy plan naszej "wycieczki". Wynajmę samochód, pojedziemy do Paryża. Wynajmiemy pokój w hotelu. I wszystko będzie dobrze. Proszęproszęproszęproszę. Niech to się uda. Usłyszałam jakieś szemranie ze strony Lorema, które wyrwało mnie z zamyślenia.
-Przepraszam, mówiłeś coś? - spytałam.
(Lorem? ;3 Tylko nie wpadnijmy w jakąś górę lodową, proszę XD,  przepraszam za tę beznadziejność)

25 czerwca 2017

Od Argony cd. Calii

  Informacje, które czarnowłosa otrzymała od dziewczyny były aż nadto wystarczające, by poczynić pewne kroki do uporania się z Silverlake'iem. Mimo to Alpha zajrzała do jeszcze kilku informatorów, nim zdecydowała się pójść za tropem, wskazanym przez tamtą. Nie znała jej, więc nie mogła jej ufać, jednak wszyscy zaufani informatorzy nie mieli do powiedzenia nic ciekawego. No i była jeszcze Chloe. Argona lubiła ją nawet i szanowała, jednak charakter szefowej mafii był... Alpha nigdy by się do tego nie przyznała, ale Chloe czasem była za bardzo podobne do niej samej i z tego powodu dochodziło do licznych tarć. Bóg jest tylko jeden, czyż nie? A teraz zmuszona była się z nią spotkać, by upewnić się, że nie wbije jej noża w plecy. Albo że nie stoi z nożem tuż za jej plecami właśnie w tej chwili.
  Fundusz watahy zostanie na pewno nieźle uszczuplony przez całą tą sytuację, jednak zamierzała potem wymusić na Leniniewskim oddanie przynajmniej części pieniędzy, które pójdą na to zadanie.
  Czarnowłosa wsiadła do pociągu, mającego ją zawieść na Arenę 9. Liczyła, że bez problemów znajdzie tam Księżyc Gangu Noctis.
***
- Skoro panienka jest taka mądra, to może powinna panienka sama uporać się ze swoim małym problemem? - spytała białowłosa, krzyżując ręce na piersi i patrząc wyzywająco na czarnowłosą. Po tym, jak Yukio wyszedł, atmosfera w pokoju ochłodziła się i dało się wyczuć spięcia elektryczne w powietrzu.
- Już ci mówiłam, Chloe, że leży to w naszym wspólnym interesie. - Argona westchnęła, zdradzając lekkie poirytowanie. - Zresztą nie wymagam od ciebie pomocy. Chce mieć pewność, że nie będziesz trzymać pod moim nosem, w jednym ze swoich składzików, broni, która ma zniszczyć jedną ze wspanialszych ras, jakie powstały na tym świecie.
- W moim interesie, niby z której strony? - Fuknęła dziewczyna.
- Gdyby, powiedzmy, Leniniewski się na ciebie wypiął, to straciłabyś klientów wśród SJEW'u, Mafii Pectis, WKNu... dodatkowo, no sama nie wiem czy istnienie gangów dalej będzie tak bezpieczne za panowania Silverlake'a. Wiesz, może zdecydować że cały ten śmietnik powinien zniknąć. - Argona mówiła spokojnym, prawie przyjacielskim tonem, jednak w jej wnętrzu wszystko się gotowało. Jednak podczas kłótni na pewno nie namówi do niczego Chloe. - Dodatkowo nie chcę przecież, żebyś przymykała oko za darmo - zakończyła.
  Na chwilę zapadła cisza, w której Chloe kalkulowała wszystko to, co właśnie zostało powiedziane.
- Powiedzmy, że przypadkiem jeden z moich informatorów zdobędzie informację, dotyczącą położenia tej... broni. Bez mojej wiedzy oczywiście. Liczę, że Wataha sowicie się za to odwdzięczy.
- Oczywiście. - Argona skinęła głową.
  Nie uścisnęły sobie rąk, nie spisały umowy. Każda z nich wiedziała, że druga jest dość dumna, by dotrzymać danego słowa. Alpha bez słowa wyszła.
***
  Czarnowłosa przeglądała dostarczoną jej przez Somniatisa mapę oraz foldery z opisami miejsc, usiłując znaleźć nową lokalizację dla głównej bazy, gdy zadzwonił telefon. Mechanicznie odebrała i rzuciła krótkie słucham, pogrążona dalej w temacie kryjówki.
- Mam informacje, które mogą cię zainteresować - powiedział dziewczęcy głos w słuchawce. Argona poczuła się, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Trochę czasu zajęło Chloe zaaranżowanie tego wszystkiego, jednak wreszcie jest.
- Gdzie i kiedy? - zapytała nieco oschle.
- Przed północą, tam gdzie ostatnio - odpowiedziała informatorka.
- Wolałabym w punkcie wymiany informacji na Arenie dziewiątej - odparła Alpha. - Będziemy miały bliżej.
(Calia?)

23 czerwca 2017

Od Calii cd. Camille

Ze zmiany zeszłam równo o pierwszej. Skierowałam się na zaplecze. Czarnowłosa siedziała na stołku przy ścianie jak gdyby nigdy nic. Spojrzała na mnie podejrzliwie, gdy ściągnęłam swoje ubrania z wieszaka.
– Spokojnie – zaśmiałam się lekko. – Tylko się przebiorę.
Weszłam do dusznej przebieralni i zasunęłam kotarę. Z ulgą zamieniłam obcisłą spódnicę na dżinsowe rurki. Napiwki z kieszonki bluzki przełożyłam do ukrytej za kurtką sakiewki. Wyszłam i rzuciłam kelnerski strój do kosza na pranie.
– Chodź ze mną – zwróciłam się do dziewczyny i nacisnęłam na klamkę.
– Pa, Richter – zwróciłam się do ochroniarza, wychodząc z budynku.
– Do jutra, Ace – odpowiedział mi, nawet nie zaszczycając spojrzeniem mojej towarzyszki. Lawirowałam między ciemnymi uliczkami, skręcając to w prawo, to w lewo. Przeprowadzałam test, jednocześnie zastanawiając się, co powiedzieć czarnowłosej. Nie wydam siebie przypadkowej osobie. Zresztą, nie sądzę, żeby uwierzyła mi na słowo.
– Dość – usłyszałam w końcu stanowczy głos i uśmiechnęłam się niezauważalnie. – Kręcimy się w kółko. Nie zwiedziesz mnie, kelnereczko.
Odwróciłam się do kobiety z obojętnym wyrazem twarzy.
– Zajęło ci to krócej niż innym – stwierdziłam tylko, i weszłam w uliczkę tak wąską i ciemną, że prawie niezauważalną. Czarnowłosa chcąc nie chcąc poszła za mną. Chwilę później stałyśmy już przed małym, opuszczonym domem, jednak zbudowanym solidnie.
– Ściany są dźwiękoszczelne – oznajmiłam, gdy weszłyśmy do środka. Siadłam przy długim stole, a moja towarzyszka zrobiła to samo po chwili milczenia.
– Szafir – powiedziała dobitnie. – Wszystko, co wiesz, i czego możesz się dowiedzieć.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Znam go – zaczęłam po chwili. – Ale nie wiem, czy chce ci coś o nim powiedzieć.
Brunetka mruknęła coś pod nosem, po czym przesunęła po blacie plik banknotów. Zabrałam go i szybko przeliczyłam, sprawdzając, czy nie są fałszywe. Czy sprzedam siebie za kilka papierków? Cóż, z reguły sprzedaję swoje umiejętności, nie informacje.
– Szafir – mruknęłam cicho, podejmując decyzję. Parę faktów mogę przecież przemilczeć. – To kobieta – oznajmiam. – Najczęściej przesiaduje w kawiarence na przedmieściach, gdzie lubi czytać książki o ludziach, osobowościach i tych innych umysłowych rzeczach – dodałam, starając się opanować drganie kącika ust. – Nie znam jej imienia ani nazwiska, nie wiem, gdzie mieszka – zakończyłam, mając nadzieję, że to wystarczy.
Brunetka siedziała chwilę cicho, a zaraz potem wyszczerzyła zęby w okrutnym uśmiechu.
– A mogłabyś tak w końcu przestać kłamać?
(Cam? default smiley :d Wybacz, że to tyle trwało)

21 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

- Z Rzymu... - odpowiedział po krótkim zawahaniu. 
- Nie wyglądasz na włocha - dziewczyna obrzuciła towarzysza krótkim spojrzeniem, by powrócić wzrokiem do drogi.
- Rodzice też się dziwili - przyznał Lorem, przenosząc się wspomnieniami do dawnego domu. Zapadła chwila milczenia, którą tym razem przerwał mężczyzna. - A ty? Byłaś tam?
- Kilka razy, ale nigdy na dłużej - odparła. - Ale na prawdę mi się podobało. 
- Ta... nie ma śladów po pożarze. - Jasnowłosy sposępniał. Gdy pierwszy raz po dwóch tysiącach lat spojrzał na miasto, w którym się urodził zrobiło na nim przygnębiające wrażenie, jakby nowoczesne budynki wyrosły, pasożytując na wspaniałej, rzymskiej kulturze..
  Nagle Camille zwolniła i dała ręką Loremowi znak, by przykucnął. Otworzyła okno, a mężczyzna kątem oka patrzył, jak rozmawia z policjantem - zapewne strażnikiem granicznym tej areny. Krótka, rutynowa rozmowa i samochód ponownie ruszyły z cichym szumem. Gdy jasnowłosy chciał się podnieść z powrotem na swoje miejsce, brunetka dała mu znak, by nie wstawał.
- Za chwilę drugie przejście - wyjaśniła cicho.
  I rzeczywiście, wkrótce dojechali do kolejnej strażnicy, a rozmowa przebiegła równie bezproblemowo, co poprzednio i wreszcie znaleźli się na Arenie 5 - arenie portowej.
- Łódź? - Lorem wygrzebał się spod fotela i usiadł z powrotem wygodnie.
- A masz lepszy pomysł? - Camille przewróciła oczyma, a jasnowłosy pokręcił głową.
- Nigdy nie żeglowałem - powiedział, wzruszając ramionami. Dziewczyna nie odpowiedziała, jednak po jej minie można było wywnioskować, że ona też nie jest najlepszym na świecie żeglarzem.
- Damy radę - powiedziała tylko, parkując samochód przy przystani. - Wysiadaj - rozkazała cicho.
  W chwilę później, obładowani walizkami, ruszyli w kierunku mariny. Camille zostawiła na chwilę swoje rzeczy i poszła budzić bosmana, pozostawiając nieruchomego Lorema na keji. Mężczyzna wpatrzył się w czarne niebo nad oceanem. W porównaniu do unoszącej się nad miastem, typowej, czerwonej łuny wyglądało na prawdę mrocznie i przerażająco. Jasnowłosy poczuł powiew zimna, wiejący z tej mrocznej pustki, przywodzący na myśl niekończącą się noc polarną.
- Pakuj do tamtej - rozkazała Camille sprawiając, że Lorem podskoczył, ale pokiwał głową i załadował bagaże do niewielkiej żaglówki. Po chwili poczuł, że łódka odbija od brzegu i wyszedł z kokpitu, by pomóc towarzyszce bezpiecznie opuścić port.
  Odpychając się od burt sąsiednich żaglówek pagajami i pomagając sobie trochę silnikiem (gdy już wreszcie udało im się go odpalić... talent do przekonywania ludzi najwyraźniej nie działał na silniki) opuścili Ainelysnart wypływając w nieznane na spokojne, mroczne wody.
- Wyjmij żagle z pokrowców - poradziła brunetka, trzymając ster i próbując w ciemności dostrzec wskazówki kompasu. Głupio byłoby przecież popłynąć w odwrotnym kierunku niż powinni. Lorem, starając się nie przewrócić na wilgotnym pokładzie wziął się do roboty i chwilę później płynęli powoli na postawionych żaglach. Ocean był zaskakująco spokojny i cichy. Ląd powoli znikał w oddali, a uciekinierzy pogrążali się w ciemności. Dopiero wtedy jasnowłosy zapalił światła. Nie wiele zmieniło to w ich sytuacji, ale przynajmniej widzieli pokład. Usiadł wygodnie na przeciwko Camille, a porządnie rozciągnięta mucha miarowo kołysała się pod jego dłońmi.
- Dobrze płyniemy? - zapytał, jednak dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mapę i leżący na niej kompas. Orientowanie się na morzu było raczej trudne, póki nie zobaczyło się jakiegoś lądu. Szczególnie dla lajków w tak przygnębiająco-ciemną noc.
(Camille? Mmm, rejs po oceanie. Jakże romantycznie XD)

18 czerwca 2017

Od Camille do Calii

-Po co mnie wezwałeś? - zapytałam, siadając na krześle w gabinecie Stalińskiego.
-Mam dla ciebie zadanie. Potrzebujemy szpiega.
-Charlotte nie wystarczy? Wydaje mi się, że jest całkiem dobra.
-Oczywiście że jest dobra. Jednak w dziwnych okolicznościach została mocno pobita. Jest w szpitalu.
-Co mam dokładnie zrobić?
-Musisz znaleźć kogoś dobrego,  kto mógłby rozwiązać tę sprawę.  A że trzeba będzie patrzeć mu lub ewentualnie jej na ręce, to ty będziesz współpracować z tą osobą.  Myślę,  że jeżeli pójdziesz do baru, to dowiesz się czegoś na temat szpiegów.  Takie miejsca to jedne z najlepszych źródeł informacji. Pytaj ich o Szafir. Powinna się nadać, a tobie z pewnością się uda - pomimo tego,  iż wiedziałam,  że mną manipuluje,  to moja próżność została mile połechtana.
-Tiaaaa. Jasne, że dam sobie radę. Będę ci na bieżąco raportować Eliasie. Powiedz mi jeszcze: gdzie to się dokładnie stało? 
-Pobicie Char? W arenie 9 w dzielnicy  Menthis - wypluł ostatnie słowo,  jakby było przekleństwem.
-Dobrze. Poradzę sobie. Do widzenia Eliasie.
-Uważaj na siebie.  Do widzenia.
***
Stałam na zapleczu jednego z barów. Zostałam wpuszczonwpuszczona przez ochroniarza,  a na razie czekałam na swoją ofiarę. Po chwili do pomieszczenia weszła jakaś blondynka mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała na dość inteligentną i w miarę ogarniętą,  więc postanowiłam ją zagadać:
-Dobry wieczór. - kobieta wyglądała na dość zaskoczoną moją obecnością,  lecz po chwili na jej twarz wstąpił profesjonalny uśmiech.
-Dobry wieczór. Nie pomyliła się pani? Tutaj jest pomieszczenie dla personelu. Aż dziw, że ochroniarz panią wpuścił...
-Jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam się znaleźć. O której pani kończy? - zapytałam, a kobieta spojrzała na mnie dziwnie.
-Nie, nie interesują mnie kobiety - dodałam- potrzebuję informacji. A więc?
-Kończę o pierwszej.
-Wspaniale,  zaczekam.
-...
(Cal? Wiesz co robić ;3)

Od Camille cd. Akiro

Musiałam się dowiedzieć kim jest ten chłopczyk i gdzie są jego rodzice.  No i najważniejsze. Czy Akiro nic mu nie zrobi. Dlatego też,  by chronić tego dzieciaka przed potencjalnym zagrożeniem,  musiałam trzymać się blisko nich. Podeszliśmy do przystanku i zakupiliśmy bilety,  czekając na nasz pociąg.
-Pójdę sprawdzić rozkład - powiedział Akiro. Kiwnęłam głową, a gdy odszedł,  zwróciłam uwagę na Baksa.
-Gdzie są twoi rodzice?  - spytałam go. Początkowo spojrzał na mnie nieufnie,  ale w końcu odpowiedział:
-Wyjechali na dwa tygodnie do Włoch. - kłamstwo.  To wszystko kłamstwa.
-Dlaczego nie wzięli cię ze sobą?  - spytałam, starając się zapędzić go w pułapkę tak, by powiedział mi prawdę.
-To był wyjazd służbowy - kłamstwo znów. Po chwili Akiro wrócił.
-Pociąg jest za dwie minuty - powiedział
-To świetnie - po chwili wsiedliśmy do pojazdu i po kilku przystankach wysiedliśmy.
-Gdzie dokładnie idziemy? - zapytałam.
(Akiro? Ja też przepraszam za to masło,  nie wiem co się ze mną dzieje. Rozkręćmy tę akcję! ;3)

Od Camille cd. Lorema

Zerknęłam na towarzyszą w chwili gdy przeczesywał swoje włosy,  po czym znów wróciłam wzrokiem do drogi.
-Jaaaaasne. Naturalne - prychnęłam - Skoro tak twierdzisz.  Jeśli już musisz wiedzieć,  to jedziemy do stolicy Francji - Paryża.
-Dlaczego?  - usłyszałam pytanie.
-Bez powodu. To ładne miasto po prostu - skłamałam.
-Mhm. Byłaś tam kiedyś? 
-Tak - "niestety" dopowiedziałam w myślach, czując gulę w gardle.
-Naprawdę myślisz, że nas wypuszczą z Akatsuki? Przypominam ci, że jestem ścigany przez policję.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Poradzę sobie. - wjechałam na autostradę i po chwili przerwałam nieco niezręczną ciszę:
-A ty?
-Co ja?
-Byłeś we Francji?
-Nie. Jakoś nigdy nie miałem okazji.
-No to teraz masz. Kto wie, może uda mi się pokazać ci kilka najciekawszych miejsc... - pomimo lat, które minęły.  Wciąż znałam Paryż jak własną kieszeń.  Podczas licznych ucieczek z sierocińca miałam okazję dogłębnie poznać to miasto. Stało się moim schronieniem i przyjacielem - niemalże jedynym.
-Jeśli oczywiście będziesz chciał  - dodałam.
-Pewnie, czemu nie - odpowiedział,  a ja pogrążyłam się w rozmyślaniach.  Bałam się tam wracać.  Bałam się jak niczego innego. Ten paniczny strach otaczał mnie zwykle gdy myślałam o sierocińcu,  w którym musiałam dorastać. Wyprzedziłam kolejny już samochód. Autostrada była stosunkowo pusta, co było mi bardzo na rękę.  Jednak najbardziej bałam się paryskiego cmentarza. Ale na razie wolałam o tym nie myśleć.
-Skąd jesteś? - spytałam.
(Lorem? Prawda czy kłamstwo? ;3)

Od Calii cd. Argony

– Spokojnie, Alpho – powiedziałam niewzruszona, choć temat i sama postać czarnowłosej delikatnie mnie przerażały. Może nawet trochę więcej niż delikatnie.
– Mów co wiesz – rozkazała wilczyca niecierpliwie. Wzdrygnęłam się lekko. Jedna niebezpieczna osoba prosiła mnie o informacje dotyczące drugiej niebezpiecznej osoby.
– Był tu niedawno – zaczęłam, nakręcając kosmyk włosów na palec. – Przyszedł, postawił wszystkim kolejkę i usiadł przy barze. Mówił coś o jakiejś nowej broni, której plany przywiózł ze Stanów. Coś, co, cytuję, "pozwoli uporać się z tutejszymi problemami szybko i bezpiecznie dla rządu". Plany trzyma w teczce, teczkę zawsze przy sobie. Z kolei prototyp czy coś, nie wiem, nie znam się na tym, znajduje się w laboratorium drugim, jeśli ci to coś mówi.
– I to wszystko wygadał ci sam Silverlake? – zapytała z niedowierzaniem Argona, unosząc brew.
– Był już nieźle wstawiony – uśmiechnęłam się na wspomnienie zalanego w trupa polityka, któremu wciąż nalewałam do kieliszka najmocniejszej wódki, jaką mieliśmy. Wilczyca pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
– Głupota was, zwykłych ludzi, zaskakuje mnie coraz bardziej – oznajmiła, a ja zastanawiałam się, czy mam czuć się urażona. – Mówił coś więcej o tej broni?
Wzruszyłam ramionami.
– Tylko to, że on ją zrobił i że to jego pomysł od początku do końca – powiedziałam obojętnie. – I że zbije na tym fortunę.
– Czyli to, co mówi każdy szary wilk, zanim łapią go w pułapkę – oznajmiła wilczyca, kiwając w zamyśleniu głową. Wróciłyśmy na główną salę. Czarnowłosa rzuciła szybkie spojrzenie na bar.
– Wiesz co? – prychnęła. – Wezmę sobie to wino, skoro już za nie zapłaciłam.
Tylko kiwnęłam głową. Nie zdziwiło mnie to ani trochę. Każdy zawsze zabiera alkohol. Gdy Argona wychodziła, usłyszałam jak mruknęła jeszcze: "Plany w teczce... Cholera, muszę skontaktować się z Chloe". Uśmiechnęłam się, tym razem szczerze. Czyżby najgroźniejsza Alpha w historii potrzebowała pomocy gangu Noctis? Podeszłam do baru, zabierając tacę z pełnymi szklankami.
– Stolik piąty – oznajmił Steven, patrząc na rozpiskę. Zaraz potem wskazał głową na drzwi, w których chwilę wcześniej zniknęła Argona. – Czego chciała?
– Tego, czego chcą zwykle – odparłam wymijająco.
– W każdym razie jeszcze się spotkacie – powiedział Steven poważnie.
– Dlaczego tak sądzisz? – zapytałam, marszcząc brwi.
– Zostawiła ci numer telefonu.

(Argo? :D)

16 czerwca 2017

Od Akiro do Camille

- Hej Baks! Jestem Camille.
Dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń, a chłopak spojrzał na mnie.
- Śmiało.
Chłopak spojrzał na dziewczynę i po chwili podał jej rękę.
- Dzień dobry.
Przywitał się, trzymając drugą ręką mojej bluzy.
- Co tu robicie?
- Parę rzeczy trzeba było kupić, a ciebie, co tu sprowadzą.
- Interesy.
- Jak każdego. - Zaśmiałem się.
- Co cię tak bawi?
- Nic zupełnie nic.
Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo.
- Aktualnie idziemy do lodziarni, idziesz z nami?
- No dobra.
Ruszyliśmy w stronę lodziarni, wraz z Baksem poszliśmy po lody, a Camille została przy stoliku. Wróciliśmy z lodami, jeden podałem dziewczynie, następnie usiadłem, a Baks poszedł się bawić na małym placyku.
- Miło ciebie, znów widzieć.
Dziewczyna krzywo na mnie spojrzała, ja tylko się uśmiechnąłem i lizłem gałkę o smaku czekoladowym.
- Więc pracujesz dla SJEW'u, tak?
- Nie mogę o tym rozmawiać, ale tak.
Dziewczyna widocznie zadowolona z odpowiedzi zaczęła zajadać się swoją porcją. Gdy zjedliśmy lody, zawołałem Baksa, a ten od razu przybiegł.
- Przepraszam cię, ale musimy zanieść rzeczy do domu i pozałatwiać jeszcze parę spraw.
- Ja mam czas, wiec z przyjemnością do was dołączę.
- Nie trzeba.
- To nie była propozycja.
- Jasne, jasne.
Pomachałem ręką.
- To jak chcesz to, choć z nami.
Zanieśliśmy zakupy i ruszyliśmy na pociąg, by dostać się do ósmej areny.
- Gdzie zmierzamy?
Spytał chłopczyk.
- Jedziemy do sąsiedniej areny, tam się pobawimy. 
(Camille, przepraszam za to masło maślane)

15 czerwca 2017

Od Argony cd. Calii

Klientka nie była zbyt wysoka, a dodatkowo wyglądała dość... specyficznie. Jeśli można powiedzieć, że ktokolwiek w takim miejscu jak to wygląda normalnie. Pod tym względem nie odbiegała od normy. Ubrana była w wojskowe spodnie w zielone ciapy moro, obcisłą, czarną koszulkę i arafatkę, szczelnie otulającą szyję. Czarne włosy, tam gdzie nie zostały rygorystycznie przycięte, opadały luźno na ubranie.
- Tak? - spytała jasnowłosa dziewczyna zza lady. - Co podać?
- Najdroższe wino, jakie macie - oznajmiła Argona, kładąc zwitek banknotów na ladę.
  Dziewczyna bez słowa wzięła pieniądze i schowała do kasy. Albo udawała, że tam je chowa. Trudno było stwierdzić, nie wychylając się za ladę. Barmanka odeszła na chwilę, by wrócić z elegancko wyglądającą butelką czerwonego trunku. Starannie nalała jeden kieliszek i postawiła na ladzie przed klientką. Czarnowłosa przysunęła ją nieco do siebie i, jakby nie śpiesząc się z zadaniem pytania, zakręciła płyn w pojemniczku.
- John Silverlake - powiedziała powoli, jakby ważąc każde słowo. - Wszystko, co uda ci się o nim wygrzebać.
  Oczy informatorki błysnęły żywiej, jakby niepokojem albo wręcz obawą. No cóż, temat niedawno przybyłego polityka był nieco drażliwy, zważywszy na pozycję, jaką Leniniewski zajmował w państwie. Już samo to, że taka osoba mogła zaistnieć świadczyło tym, że posiada niesamowite zaplecze techniczne. USA. To musi być potężne państwo, skoro tak trzęsie całym światem.
- Porozmawiajmy na zapleczu - zaproponowała dziewczyna, dając Argonie znak, by skierowała się do pobliskich drzwi. Czarnowłosa  Sama najwyraźniej nie mogła jeszcze zejść ze stanowiska, bo do czekającej dziewczyny dołączyła dopiero po chwili. 
  Argona zaczynała się już niecierpliwić. Było jeszcze kilka miejsc, do których zamierzała zajrzeć, by zdobyć nieco informacji. Nie mogła przecież zmarnować całego wieczoru na jedną knajpę.
- Więc? - zapytała, zaplatając ręce na piersi, gdy jasnowłosa wreszcie przyszła na zaplecze. Nadal wyglądała na zaniepokojoną tematem, który został poruszony.
(Calia? Wybacz, że to tyle trwało, ale chciałam dać szansę innym na odpis ^^)

14 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

  Jasnowłosy wyszedł z sypialni i spojrzał beznamiętnie na dziewczynę. Potem przeniósł wzrok na kanapę i uśmiechnął się lekko. Sam nie był pewien czy dlatego, że zniknięcie agenta potwierdzało jego podejrzenia, czy dlatego że odprawienie go, przez dziewczynę, mu imponowało.
- Nie szczerz się głupio, idziemy! - rozkazała Camille, mimo że uśmiechowi Lorema raczej daleko było do "szczerzenia się". - Walizka - zwróciła uwagę, gdy mężczyzna posłusznie ruszył za nią, pozostawiając ubrania w mieszkaniu.
  Lorem wykonał zwrot w miejscu i chwycił rączkę walizki i szurając nią po gładkiej podłodze ponownie odwrócił się do dziewczyny. Ta tylko przewróciła oczyma i ruszyła w stronę wyjścia. Mężczyzna - za nią.
  Transportowanie walizki po schodach nie było niczym przyjemnym, szczególnie że musiał być ostrożny, by nie porozbijać cennych flakoników z tuszem do długopisów. W gruncie rzeczy nie chciał, by dostały się w niepowołane ręce.
  Wkrótce zapakowali się do sportowego wozu Camille i wyruszyli w drogę. Nie mówili nic, bo najwyraźniej nie było nic do powiedzenia. A może było, ale żadne z nich wa tamtej chwili nie miało ochoty wyrażać tego głośno?
  Samochód buczał cicho, ulice były puste i mroczne. Lorem, patrząc w okno, zastanawiał się, jak długo uda im się jechać samochodem, nim zatrzymają ich agenci SJEWu. 
  Jednak najwyraźniej mieli dużo szczęścia, bo nie natrafili na żaden z oddziałów tajnej policji. Dziwne. Może szykują coś większego? Mężczyzna pomyślał, że powinien zawiadomić swojego pana o tej podejrzanej ciszy przed burzą, jednak wtedy przypomniał sobie, że w tym momencie nie jest to do końca możliwe.
- Dokąd właściwie jedziemy? - przerwał wreszcie ciszę, odwracając leniwie głowę w kierunku towarzyszki w zbrodni.
- Gdzieś, gdzie twoje dziwacznie ufarbowane włosy nie będą rzucać się w oczy - oznajmiła, niezbyt zwięźle, na co Lorem miał nadzieję. 
- Są naturalne - mruknął, podnosząc rękę do grzywki i przeczesując ją delikatnie.
(Camille? Dokąd mnie wywozisz? :3)

12 czerwca 2017

Od Camille C.D. Lorema

Prychnęłam, gdy wzruszył ramionami. Dość dziwny z niego człowiek.
-Gdzie mogę u ciebie znaleźć jakąś walizkę? - zapytałam.
-Powinna być na dnie szafy...
-Świetnie - rzuciłam się w tamtą stronę.
-Czekaj! Cyba nie zamierzasz...
-Jak widać zamierzam - odparowałam, po czym zaczęłam wrzucać "randomowe" ubrania mężczyzny do walizki. - Bieliznę to już chyba sam sobie spakujesz, prawda aresztowany człowieczku?
-Tak. Z pewnością.
-Wspaniale. Widzimy się za trzy minuty. Idę do twojej kuchni. Rosół nie może się przecież zmarnować - zaśmiałam się z własnego żarty i przeszłam do ww. pomieszczenia. Zaczęłam grzebać w zapasach Lorema, szukając żywności, która była w stanie przetrwać dużo, po czym spakowałam ją do siatki (coby się prowiant nie zmarnował). Po chwili Lorem wyszedł z sypialni z walizką i wciąż związanymi muchą dłońmi. Zrobiłam szybką rundkę, by odnieść spakowane rzeczy i szybko wróciłam.
-Mógłbyś przejść się do sypialni i sprawdzić, czy cię tam nie ma?
-Ale dla...- przerwałam mu i po prostu wepchnęłam go z powrotem do tego pokoju. Sama zaś podeszłam do kanapy, na której leżał Alex. Po kilku próbach udało mi się go wybudzić.
-Ccco... Gdzie?! Jak...
-Ciiii... - przytrzymałam go, gdy chciał się gdzieś zerwać - Spokojnie. Cześć Alex. Jesteś już bezpieczny - musiałam skorzystać ze swojej zdolności - Wróć do domu. Wyśpij się. Nie widziałeś tutaj niczego, o czym chciałbyś powiedzieć komukolwiek, prawda?
-Tttak...
-I nie powiesz Eliasowi ani nikomu innemu o tym, co się tu zdarzyło, tak? Przyszedłeś i drzwi były zamknięte? To właśnie Staliński chce usłyszeć. Spraw mu przyjemność.
-Ttak jest.... Ale nie próbujesz mnie oszukać ani jego też nie?
-Ja? Skądże... Tak będzie lepiej. Uwierz mi słońce.
-Dobrze Bell - mężczyzna powoli wstał i wyszedł z domu Impsuma.
-Lorem? - zawołałam.
(Loruś? W drogę!)

11 czerwca 2017

Od Camille do Akiro

Byłam bardzo zadowolona, że mogłam wrócić do domu. Czyjekolwiek towarzystwo bardzo rzadko sprawiało mi przyjemność, a wizyta w domu nowo poznanej osoby, była dla mnie katorgą. Sprawnie wróciłam do swojego domu, po czym przez cały wieczór pracowałam. Sprawa była taka jak naprawdę bardzo wiele innych, jednak trzeba było nad nią poświęcić czas, tak zresztą jak nad każdą inną. Tuż przed północą zamknęłam swój zeszyt z notatkami i zaczęłam zbierać się do snu. Padłam na łóżko wykończona, mając nadzieję, że chociaż tym razem uda mi się porządnie wyspać.
***
Byłam zawieszona. Na sznurze. Na pętli z grubego sznura. Dusiłam się. Ktoś jak widać źle zawiesił mój stryczek, bo to nie na duszeniu ma polegać taka śmierć. Dlaczego akurat teraz się nad tym zastanawiam?! Wokół mnie było pełno ludzi. Żywi mieszali się z martwymi, mordercy ze swymi ofiarami. W moich płucach było coraz mniej tlenu. Starałam się gorączkowo uwolnić, ale się nie udało... Wtedy zobaczyłam przed sobą coś przerażającego...
***
... i obudziłam się z krzykiem. Po kilku oddechach zerknęłam na zegarek. W pół do piątej. I z mojego dobrego spania nici. Zlitujcie się nade mną niebiosa! Przez niemalże półtorej godziny po prostu dalej pracowałam. Po tym czasie postanowiłam zejść na dół i zjeść śniadanie. Następnie ubrałam się, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i podjęłam decyzję o pójściu do sklepu. Zobaczyłam tam znajomą postać. Ruszyłam w jej kierunku.
-Kogóż to moje oczęta widzą? - przywdziałam na twarz firmowy wręcz uśmiech. - Cześć, Akiro.
-Cześć - ujrzałam koło mężczyzny drobnego chłopczyka, który chował się za Akiro.
-A to kto? - zapytałam.
-Mój daleki krewniak. Jego rodzice wyjechali, więc zgodziłem się nim zaopiekować - poklepał chłopczyka po główce, a ja ledwie zauważalnie zmarszczyłam nos, wyczuwając kłamstwo. - Nazywa się Baks. - postanowiłam czekać na rozwój wydarzeń.
-Hej Baks! Jestem Camille - wyciągnęłam do niego dłoń.
(Akiro?)

10 czerwca 2017

Od Calii

– Centrum Zachodnie – oznajmił głos syntezatora. Mój przystanek. Schowałam książkę o działaniu ludzkiego umysłu do torebki i wysiadłam z autobusu. Skierowałam się w stronę jednej z ciemnych bocznych uliczek. Skręciłam w prawo i zaraz znalazłam się przed obskurnymi drewnianymi drzwiami. Nad nimi wisiał napis "tylko dla pracowników", który w założeniu miał świecić, a w rzeczywistości żarówki mrugały tylko w niektórych literach, tworząc napis "ko pa". Podeszłam do ubranego na czarno ochroniarza.
– Nazwisko? – zapytał bez najmniejszego ruchu, ale z mocnym niemieckiem akcentem.
– Ace – odpowiedziałam obojętnie. Taki rytuał powtarzał się codziennie, ale dobrze wiedziałam, że mężczyzna musi wykonać swoją pracę, choćby nie wiem jak dobrze mnie znał.
– Broń?
– Dwa sztylety.
Ochroniarz parsknął śmiechem.
– Jesteś strasznie przewidywalna, Ace – oświadczył, otwierając mi drzwi.
– Następnym razem przyniosę karabin maszynowy, Richter – zaśmiałam się i weszłam na zaplecze. Zdjęłam z wieszaka obowiązujący mnie strój i założyłam go, stając za kotarą. Rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze. Wpuściłam białą bluzkę z małą kieszonką na napiwki w obcisłą czarną spódnicę i spięłam wsuwkami opadające na oczy włosy. Następnie przeszłam do głównej sali. Od razu uderzył we mnie odór alkoholu. Było dopiero po godzinie osiemnastej, a niektórzy już przyszli spędzić wieczór w towarzystwie ulubionej wódki czy innej niszczycielki wątroby. Ale dla mnie to nawet lepiej. Ludzie po alkoholu mówią głośniej i więcej. A ja słucham. To największy dochód w tej pracy. Mam informacje. A informacje są bardzo cenne. Wszyscy wiedzą, że aby znaleźć na kogoś przysłowiowego haka, należy przyjść do jego ulubionego baru i podpytać kelnerów o to i owo. Ale nie ma nic za darmo. W tym miejscu wie to nawet dziecko. A ja jestem najlepsza w zbieraniu informacji. Przynajmniej tutaj.
– Hej Steven – przywitałam się z barmanem, biorąc od niego wypchaną alkoholem tacę.
– Siema Cal – odpowiedział. – Stolik numer cztery – poinformował mnie. – Zrobić ci mojito?
– A poproszę – uśmiechnęłam się i odeszłam w stronę rozmawiających głośno mężczyzn. Wyłożyłam alkohol z tacy, nie odzywając się ani słowem. Oni również zdawali się mnie nie zauważać. "Czyli z napiwków nici" – pomyślałam, zabierając puste szklanki i wracając do baru.
– Zastąpisz mnie chwilę? – poprosił Steven, podając mi ulubione mojito. – Muszę porozmawiać z Mel – wyjaśnił, wskazując głową na swoją siostrę, siedzącą w rogu. – Dosłownie minutka.
– Nie ma problemu – powiedziałam, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Stanęłam za ladą, a szatyn odszedł w stronę dziewczyny. Zamyśliłam się, patrząc na kartkę z zamówieniami. Już chciałam zacząć przygotowywać napoje i pośpieszyć kucharza, gdy ktoś podszedł do baru.
– Dobry wieczór – usłyszałam. – Potrzebuję informacji.
(KTOKOLWIEK?)

9 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

- Raczej radzę sobie sam. - Mężczyzna spojrzał z ukosa na upartą dziewczynę. - Odkręcę to... zawsze się udawało.
- Nie jestem pewna, czy zawsze ścigała cię dobrze zorganizowana mafia, wspierana przez państwową policję - zauważyła z przekąsem Camille. - Chyba nadal nie rozumiesz. Wiem, jak oni działają i wiem, jak się przed nimi ukryć. Dlaczego więc odmawiasz przyjęcia mojej pomocy?
  Lorem zawahał się na chwilę. Był potrzebny. Na tej Arenie, w tej dzielnicy, w tym mieszkaniu. Jeśli teraz wyjdzie... nie będzie w stanie zatuszować tej sprawy żadnym nakładem - przyzna się do "winy". Jeśli zostanie... czy wogle była taka opcja, skoro ona WIEDZIAŁA? Bo nie przypuszczała, ona wiedziała. A takie rzeczy sprytny prawnik potrafi obrócić, wedle swojej woli.
  Od samego początku czuł, że nie jest w stanie jej okłamywać, jak to robił ze wszystkimi dotychczas. I dlatego się jej obawiał. W końcu nic nie jest tym, czym się wydaje. Czasem lepiej puścić płotkę, by zobaczyć, gdzie kryje się cała ławica.
- Mniej bym się bał, gdybyś chciała mnie aresztować - mruknął, przerywając papiery z nakazem aresztowania kilkukrotnie, aż zostały z nich strzępy.
  Dziewczyna parsknęła i zamaszystym krokiem podeszła do jasnowłosego.
- Dobra! Jesteś aresztowany! Wstawaj! Idziemy do mojego wozu - oznajmiła rozkazująco. - Nie nosze przy sobie kajdanek, ale...
- Możesz wziąć krawat z garderoby - zaproponował usłużnie Lorem, nieruchomo patrząc na dziewczynę.
- Dobra! - Dziewczyna odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku sypialni. Korzystając z chwili jej nieobecności, jasnowłosy przysiadł przy nieprzytomnym mężczyźnie i dobywając niebieski długopis, jego szpicem zrobił delikatne nacięcie z tyłu szyi i poczekał, aż nieco gęstego płynu spłynie do dziurki. Po czym wstał gwałtownie, chowając urządzenie do kieszonki. Czarnowłosy nie powinien nic pamiętać - co nawet lepiej dla niego, jeśli na prawdę mafia jest tak surowa, jak mówiła Camille.
- Znalazłam tylko muszkę, ale musi wystarczyć. - Jakby znikąd ponownie pojawiła się brunetka, obracając Lorema w swoją stronę. - Daj ręce.
  Mężczyzna podsunął dziewczynie dłonie, a ta szybko je związała, nie bardzo patrząc na ułożenie muchy. Jasnowłosy skrzywił się i poprawił ją, by wystawała z wierzchu.
- Nie mogę cię zrozumieć - westchnęła Camille. - Nie masz nic przeciwko aresztowaniu, jednak boisz się uciekać z nieznajomą. 
  Mężczyzna wzruszył ramionami. Sytuacja wydawała mu się chyba bardziej swojska, gdy nie okazywano mu bezinteresownej pomocy i niespodziewanej sympatii. 
(Camille? Powodzenia w użeraniu się z tym dziwakiem^^)

6 czerwca 2017

Karta postaci towarzysza - Lizzy

©CITES
Imię: Lizzy
Płeć: Samica
Rasa: Jaszczurka zielona
Wiek: 2 lata
Typ: -- 
Cechy charakteru: Z reguły robi wszystko to, co mówi jej pani, jednak ma w sobie żyłkę niezależności. Choć z pozoru jest zwykłą, rozumie dużo więcej i jest inteligentniejsza. Nie przepada za innymi ludźmi, raczej się przed nimi chowa, choć często pomaga Cal w drobnych kradzieżach, a gdy akurat nie musi, spędza czas w swoim starym terrarium lub w rękawie właścicielki. Za to jeśli chodzi o zwierzęta, jest bardzo towarzyska i czasem aż ciężko ją opanować.
Historia: Calia kupiła Lizzy od pewnego Afrykańskiego zaklinacza niemalże za grosze. Stanowczy mężczyzna przybył do Anglii, by dać pokaz ze swoimi "ulepszonymi" zwierzakami w roli głównej, nie dostrzegał małych rzeczy i umiejętności, więc uznawał jaszczurkę za nieprzydatną. Dziewczyna natomiast od razu dostrzegła w niej potencjał i uratowała od śmierci w londyńskich kanałach. Zajęła się odwodnionym i zmaltretowanym zwierzęciem, za jedne z ostatnich pieniędzy kupiła jej małe terrarium, by gad mógł spokojnie wyzdrowieć. Lizzy przywiązała się do swojej właścicielki i zaczęła darzyć ją sympatią, a po wielu miesiącach ćwiczeń Cal zaczęła wyręczać się nią podczas niewielkich kradzieży.
Moce i umiejętności: Na polecenie zabiera ludziom pierścionki, lekkie naszyjniki itp. Jak osoby okradzione nie orientują się, że rabuje je gad - nie wie nikt.
Właściciel: Calia Ace

Karta postaci - Calia Ace

Dane osobowe

Imię i Nazwisko: Calia Ace
Pseudonim: Cal, Lia, Szafir
Płeć: Kobieta
Pochodzenie: Wielka Brytania
Data urodzenia: 05.08.2010 [22 lat]
Przynależność: Gang Noctis
Stanowisko: Członek
Klasa: Nadnaturalny
Praca: Kelnerka (mniej oficjalnie - złodziej)
Orientacja: Heteroseksualna
Partner/ka: Szuka
Rodzina: Starszy brat nie żyje, matka zaginiona, uznana za martwą
Miejsce zamieszkania: Przestronny salon, duża jasna kuchnia i zwykle zanieczyszczona sypialnia w odcieniach szarości. Niedaleko centrum Areny 1, to raj dla cenionego złodzieja. A przecież nikt się nie domyśli, że ciężko utrzymać takie mieszkanie z pensji kelnerki...

Charakter

Calia jest osobą dosyć rozważną, najpierw myśli, potem działa. W życiu niby stawia na siebie, ale jeśli ktoś potrzebuje jej pomocy (i nie posiada etykietki "wróg") zawsze ją dostanie. Ceni sobie swoją prywatność i stara się nie mieszać jej z pracą, dlatego też, gdy dostaje zlecenia, posługuje się pseudonimem 'Szafir'. Potrafi być wredna i sarkastyczna, jeśli ktoś jej nadepnie na odcisk to lubi się mścić w wyrachowany, acz subtelny, sposób. Ma duży dystans do siebie i jest bardzo towarzyska, jednak wyznaje zasadę, że prawdziwych przyjaciół ma się tylko kilku i dba się o nich jak o największy skarb, co też stara się robić. Jest również bardzo spostrzegawcza i zwróci uwagę na coś, co inny człowiek potrafi przeoczyć. Mimo swojego lenistwa, w pracy daje z siebie sto procent i łatwo dostosowuje się do okoliczności.

Aparycja

©evehartman
Calia jest blondynką przeciętnego wzrostu (166 cm), naturalnie ma szary kolor oczu, ale ciągle zmienia go za pomocą soczewek, których tak naprawdę nie potrzebuje. Jej ręce oplatają czarne tatuaże od dłoni aż po barki, które zrobiła, gdy dołączyła do Gangu. Preferuje delikatny makijaż, często podkreśla oczy eyelinerem, natomiast na usta nakłada naturalną pomadkę nawilżającą. Na jej twarzy widać delikatne piegi, na które Cal właściwie nie zwraca już uwagi. Włosy zwykle zaplata w 'kucyka' z dwóch pasm związanych z tyłu lub zostawia rozpuszczone. Ma lekką niedowagę i czasem sama się śmieje, że potrafi wyglądać jak kościotrup. Mimo to często zakłada obcisłe ubrania, szczególnie lubi chodzić w czarnych skórzanych kurtkach i glanach. W uchu nosi mały, srebrny kolczyk z szafirem, które dostała od matki i od których wziął się jej pseudonim, oraz nausznicę. Nosi również łańcuszek na czole z zawieszką w kształcie księżyca, który jest jednocześnie jej talizmanem. Ma długie, zręczne palce, co tylko ułatwia jej pracę (tę oficjalną i tę mniej). Sama w sobie najbardziej lubi swoje nogi i lekko wystające obojczyki.

Historia

Lia urodziła się piątego sierpnia w Londynie i tam też została wychowana. Jej matka, z którą była bardzo zżyta, prowadziła bardzo dobrze prosperującą restaurację w centrum miasta, gdzie dziewczyna zdobyła swoje pierwsze kelnerskie doświadczenie. Niestety ich rodzinnym biznesem zainteresował się pewien londyński gang, ściągający haracz z wysoko cenionych lokali. Gdy w pewnym momencie Ace'owie nie mieli z czego zapłacić, bandyci porwali jej starszego brata i zabili go. Cal była wtedy beztroską siedemnastolatką, więc matka, bojąc się o jej bezpieczeństwo, wysłała ją do Ainelysnartu. Sama jednak została w Londynie, obiecując córce, że przyjedzie do niej jak tylko będzie mogła. Niestety nigdy tam nie dotarła. Lia próbowała szukać matki, ale nie znalazła jej. Na początku była pogrążona w żałobie, prawie nie dało się z nią skontaktować, płakała dniami i nocami, a gdy skończyły jej się łzy, całymi dniami siedziała i patrzyła się tępo w ścianę obskurnego, wynajętego pokoiku. Z czasem oswoiła się z myślą, że została na tym świecie bez nikogo. Wtedy pozbierała się i zdecydowała się wykorzystać nabyte umiejętności i zacząć przyjmować zlecenia kradzieży, pod przykrywką kelnerki.

Moce, umiejętności i zainteresowania


  • Potrafi wyczuwać aurę innych ludzi, więc może oceniać w jakim są humorze, czego ostatnio doświadczyli, jakie emocje przeważają u nich w tym momencie etc.

Wysoko cenione umiejętności kradzieży - nawet nie zorientujesz się gdzie ani kiedy cię obrabowała, nie ma sobie równych także w kamuflażu, w którym pomaga jej też talizman, duża znajomość psychologii i reakcji człowieka na różne sytuacje, nie odróżnisz u niej prawdy od kłamstwa

Przedmioty 

  • Sztylety
  • nausznica
  • naszyjnik na czoło z zawieszką w kształcie księżyca - gdy tylko Cal dotknie jakiejś powierzchni i pomyśli o jej wzorze, fakturze, kolorze etc., talizman "wtapia" ją w tę powierzchnię

Ciekawostki

  • lekko uzależniona od gumy do żucia i kawy
  • brzydzi się narkotykami - nigdy ich nie próbowała i próbować nie zamierza
  • w wolnych chwilach lubi tańczyć i śpiewać
  • uwielbia gotować, nienawidzi sprzątać
  • kocha deszcz i zawsze jak pada można spotkać ją na dworze
  • woli pracować w nocy niż w dzień, a na pewno nie jest rannym ptaszkiem
  • jest typowym umysłem humanistycznym; biegle mówi po angielsku, polsku, hiszpańsku,  francusku i grecku, dodatkowo w wolnych chwilach uczy się łaciny. Za to z liczeniem u niej ciężko ;)
  • Towarzysz: Jaszczurka zielona Lizzy

Achievementy


Kontakt: Howrse - Cal538

Od Camille do Lorema

Wyszłam z sypialni Lorema i rozejrzałam się.  Oprócz mężczyzny leżącego na kanapie, zobaczyłam jeszcze Lorema,  który stał obok z jakimiś papierami w dłoniach. Podeszłam do niego i zauważyłam,  że owe papiery to dokumenty z nakazem "aresztowania" opatrzone nazwiskiem Impsum oraz podpisem Eliasa Stalińskiego.
-Przykro mi - powiedziałam cicho. Było możliwym,  że to przeze mnie odkryto, że Lorem należy do ZUPA'y. Dlatego też musiałam go stąd zabrać,  z jego pozwoleniem czy bez.  A ja musiałam zniknąć z nim. Przynajmniej na jakiś czas.
-Niedługo przybędą tu inni, tak? - zapytał Impsum,  chociaż najpewniej znał odpowiedź.
-Przecież wiesz, że tak. Niedługo zjawi się tu co najmniej kilka osób. Dlatego też musimy się stąd zmywać.
-My? Niby co ty masz z tym wspólnego? - westchnęłam ciężko.
-Jeżeli cię złapią, na pewno będą cię torturować.  Wtedy z pewnością wyznasz wszystko jak na świętej spowiedzi.  Także znajomość ze mną.  I wtedy z pewnością mnie zabiją - nie był to co prawda jedyny i główny powód,  jednak z pewnością działał na moją korzyść. -Proszę.  Musimy jechać.  Zabiorę cię stąd tak czy inaczej więc przestań się wygłupiać.  Chyba ze masz jakiś lepszy pomysł,  w takim razie zmieniam się w słuch. - spojrzałam na niego z determinacją i irytacją równocześnie.
(Lorem? Pomysłowy Dobromir się znalazł. Pfffff xD)

5 czerwca 2017

Od Akiro do Camille

Obudziło mnie poranne słońce, podciągnąłem się do pozycji siedzącej, by następnie wstać na równe nogi. Po tym wszystkim się przeciągałem, sprawdziłem co u tego „szczeniaka".
-Gorączką spadła.
Poszedłem do kuchni, by zejść śniadanie, a następnie się przybrać. Po przebraniu się w cichy usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor, na stole przede mną leżały wcześniej przygotowane kanapki. Po niecałych dwóch godzinach usłyszałem dźwięk dochodzący ze sypialni, dźwignąłem się na nogi i ruszyłem w strony sypialni. Stanąłem w drzwiach i widziałem, jak chłopka się budzi.
-Wyspaliśmy się?
Chłopak na dźwięk tego pytania, omal nie spadł z łóżka.
-Gdzie ja jestem?
Spytał zdezorientowany, ja tylko wzdychnąłem, po czym mu odpowiedziałem.
-Jesteś u mnie w domu, znalazłem cię na ulicy całego brudnego i bliskiemu śmierci.
Chłopak spojrzał na mnie swoimi wielkimi dziecięcymi oczami.
- Wstawaj, mam dla ciebie kanapki.
Dzieciak wstał niepewnie z ziemi, a następnie podszedł do mnie, był cały spięty.
- Nie bój się mnie, przecież nic ci nie zrobię.
Poszliśmy do salonu, gdzie usadowiłem go na kanapie i podałem kanapki i sok w szklance, a sam usiadłem nieopodal niego, by następnie przełączyć kanał na jakieś bajki, by poczuł się bezpieczniej. Bajka, która teraz leciała, jest akurat jedną z moich ulubionych, o tytule „Hero 108 ” leciał akurat pierwszy odcinek, który uważam za jeden ze słabszych odcinków, w całym sezonie. Gdy chłopak zjadł, wziąłem od niego talerz i zaniosłem do kuchni, by przynieść, po chwili przyniosłem półmisek z ciastkami i innymi cukierkami.
- Częstuj się.
Chłopczyk, po chwili wyciągną swoją małą rączkę, po cukierki.
- Jak ma pan na imię.
- Mów mi Akio, a ty jak się zwiesz?
- Nie pamiętam.
Odpowiedział, po dość długim czasie myślenia.
- Hm ...? To może..... Baks podoba ci się.
Chłopczyk pokiwał głową.
- A czyje to są ciuchy?
Spytał mój przyszły obiekt badań.
- Należały kiedyś do mnie, ale z nich wyrosłem.
Podniosłem się z kanapy, a następnie podszedłem do szafy i wyjąłem z niej inny karton z napisem zabawki. Położyłem go na dywanie i otworzyłem.
- Skoro u mnie zostajesz, bo nie masz dachu nad głową, to masz tu parę zabawek.
Baks podszedł do pudełka, a jego oczy rozbłysły jak lampka w ciemności.
- A jeszcze jedno, jakby ktoś pytał, jesteś dalekim członkiem mojej rodziny. Oki?
- Oki.
Chłopak zaczął rozpakowywać zabawki, by następnie się nimi pobawić, a ja na spokojnie oglądałem kreskówki w telewizorze. Po paru godzinach wziąłem „szczeniaka” do sklepu, by kupić mu parę rzeczy i wtedy zauważyłem wojowniczkę, idącą w naszym kierunku.
(CAMILLE)

4 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

- Mówiłaś, że mnie nie aresztujesz? - Lorem uniósł brwi, patrząc nieruchomo na dziewczynę.
- Idiota z ciebie. - Brunetka była wyraźnie zdenerwowana. - Polują na ciebie. Nie ma czasu wyjaśniać, już.
  Przez chwilę stali tak, wpatrzeni w siebie w drzwiach kawalerki. Jasnowłosy pokiwał głową, jakby potakując swoim myślom.
- Wracaj do domu - rozkazał zwięźle, już chcąc zamykać drzwi przed nosem dziewczyny.
- Czekaj. Nie rozumiesz. Oni chcą cię zniszczyć i zaraz tu będą. - Cam wyglądała na zaskoczoną, a cała determinacja, którą przejawiała po otwarciu drzwi, powoli gdzieś wyparowywała.
- Więc może wejdziesz? Napijemy się rosołu - zaproponował ze stoickim spokojem Lorem.
  Dziewczyna patrzyła na mężczyznę, nic nie rozumiejąc. Otworzyła usta, jednak od razu je zamknęła. Z dołu rozległ się odgłos otwieranych drzwi, na co brunetka gwałtownie obejrzała się za siebie, jakby z przestrachem. Mężczyzna, nie czekając aż uściśli, czym właściwie się martwi, wciągnął ją do mieszkania i zamknął drzwi.
- Sypialnia - zaproponował, robiąc ruch dłonią w kierunku sypialni. Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie, jednak gdy kroki rozległy się na klatce schodowej przed drzwiami mieszkania, pośpiesznie wykonała polecenie.
  Od strony drzwi rozległo się dzwonienie. Jasnowłosy ruszył w tamtym kierunku nieśpiesznym krokiem. Przekręcił zamek i stanął twarzą w twarz z młodym, może 20-letnim mężczyzną o czarnych, elegancko przylizanych włosach i ciemnych oczach. Ubrany był dość elegancki, choć Lorem zauważył, że krój stroju zdaje się bardziej sportowy, a materiał na pewno nie jest tak sztywny, jak się wydaje.
- Pomylił pan adresy - powiedział zdecydowanie, patrząc w oczy nieznajomemu i delikatnie kiwając głową, nim ten zdążył wykonać jakikolwiek ruch. Przez chwilę przybysz stał skonfundowany, nie mogąc dojść do prawdy. - Żaden Lorem Impsum tu nie mieszka.
  Zagrywka była zdecydowana i nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do tego, co mężczyzna chciał powiedzieć. Przybysz odchrząknął i podniósł aktówkę, którą trzymał w dłoni wyżej. Wyjął z niej jakieś papiery i zaczął przeglądać, jakby szukając stosownych dokumentów.
  Jasnowłosy zorientował się, że wobec faktu jego namowy staną się niewiarygodne. Westchnął i nim przybysz zdążył znaleźć stosowny dokument z całej siły uderzył go pięścią w skroń. Nieznajomy upadł, a Lorem podtrzymał go, by nie zrobił zbytniego hałasu, po czym wniósł do mieszkania, zamykając nogą drzwi.
  Ułożył czarnowłosego na kanapie, a jego aktówkę położył na stole i otworzył. Na ten moment Camille wyłoniła się nieśmiało z sypialni. Jasnowłosy rzucił jej przelotne spojrzenie, gdy przerzucał dokumenty w teczce. Uśmiechnął się ponuro, widząc wreszcie swoje imię.
(Camille? Szkoda mi porzucać tak dobre mieszkanko :3)

Od Akiro do Camille

Wiedziałem, że dziewczyna nie chce u mnie długo siedzieć, ale co zrobić. Wiem jedno, gdyby jej tu nie było, to mógł prowadzić dalej swoje badania.
-A ty skąd znasz Eliosa?
Spytała dziewczyna, wpatrując się we mnie.
-Znamy się dobre parę lat, wiec nawet nie pamiętam, jak się zaprzyjaźniliśmy.
Po tych słowach spojrzałem za okno, deszcz się uspakajał.
-Widze, że już czas na Ciebie.
-Czemu?
Powiedziała zaskoczona dziewczyna.
-Deszcz przestaje padać, więc pewnie będziesz wracać do swojej pracy.
-Prawda.
Dziewczyna podniosła swój zacny zad z kanapy i ruszyła ku drzwiom, ja e tym czasie wziąłem jej kubek i zaniosłem do kuchni. Gdy z niej wychodziłem, usłyszałem tylko dźwięk zamykanych drzwi, podszedłem do drzwi i zamknąłem je na zamek, po czym wziąłem się do roboty. Po parunastu godzinach udało mi się związać ze sobą wszystkie składniki chemicznie, teraz potrzebny był „królik” na doświadczenie. Na szczęście miałem dzisiaj wolny nocny dyżur, więc mogłem go poszukać. Gdy zapadł zmrok, wyszedłem na miasto, by poszukać tego jakże potrzebnego obiektu.
-Jest już druga w nocy. Chyba dziś nikogo tu nie znajdę.
Powiedziałem zrezygnowany i skierowałem swoje kroki do domu, gdy z nieba zaczął, podać deszcz. Po pięciu krokach stanąłem przed jednaną z ciemnych uliczek, z której wydobył się dźwięk kichania. Powoli skierowałem swoje kroki w kierunku, z którego dochodził ten dźwięk. Rozglądałem się po zakamarkach, aż w końcu ujrzałem małego chłopca, nie miał więcej niż 5 lat, a może miał nawet mniej. Chłopak najwyraźniej spał, nie wyglądał dobrze, sprawdziłem jego stan, miał gorączkę. Wziąłem go na ręce i zabrałem do siebie do domu i tak mój dyżur dobiegał już końca. Gdy wszedłem do domu, położyłem chłopaka na kanapie, sam się pierw przebrałem i wyjąłem z szafy karton z moimi starymi ciuchami. Wyciągnąłem z niego parę ciuchów, a następnie przebrałem chłopaka w suche ubrania, a jego ciuchy wywaliłem do kosza, bo się do niczego nie nadawały, następnie zaniosłem go do sypialni i przykryłem kocem, a na czoło położyłem mu parę ręcznik. Poszedłem do kuchni, po maść rozgrzewająca i syrop, gdy chłopak, był w pół przytomny, podałem mu leki, po czym szybko zasnął. Zamknąłem dom i sam postanowiłem się przespać.
(Camille, jak nie musisz odpisywać)

Od Camille cd. Lorema

-Aresztuję? - zapytałam, nie jestem pewna czy bardziej siebie czy Lorema. Musiałam to zrobić, taki był mój obowiązek. Spojrzałam badawczo na mężczyznę, próbując ocenić, czy zamierza mnie zaatakować. Wyglądał jednak jakby cały jego los spoczywał w moich rękach. - Powinnam to zrobić, rzeczywiście. - podeszłam do mężczyzny. Nie cofnął się, wciąż patrzył na mnie z lekkim niepokojem. Uniosłam wolną dłoń i przejechałam nią po miejscu, gdzie na skórze mężczyzny wiły się niczym węże ciernie róży. Chciało mi się płakać, jednak nie mogłam sobie na to pozwolić.
-Powinnam, jednak jestem na to za słaba - powiedziałam w końcu. Lorem wyglądał na bardzo zdziwionego całą tą sytuacją.
-Nie? - zapytał.
-Raczej nie. - odchrząknęłam, po czym ciągnęłam dalej - Chyba lepiej będzie dla nas obojga, jeśli już sobie pójdę. -  powiedziałam, po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję mężczyzny, wyszłam do holu, gdzie założyłam buty, a następnie z mieszkania Lorema, chowając jego książkę do torby Wracałam do domu jak najszybciej mogłam, by nie musieć narażać się na spojrzenia zupełnie nieznajomych ludzi. Czułam, że patrząc na którekolwiek z nich widziałabym wściekłość, żal lub, co gorsza, szczęście. Weszłam do swojego domu z myślą, że nigdy więcej z niego nie wyjdę. Po czym usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam urządzenie z torby i spojrzałam na wyświetlacz. Elias Staliński.
-Tak, słucham? - zapytałam po naciśnięciu zielonej słuchawki i przyłożeniu telefonu do ucha.
-Witaj Camille - usłyszałam głos szefa.
-Witaj Eliasie - odrzekłam - Czy coś się stało?
-Można tak powiedzieć - radość w jego głosie zdecydowanie mnie martwiła - Charlotte przekazała nam dzisiaj wspaniałe wieści. Znaleźliśmy kolejnego członka ZUPA'y. - zaklęłam w myślach.
-Jak się nazywa? - zapytałam, starając się panować nad głosem.
-Lorem Impsum. Mieszka w Arenie 1. Dzisiaj w nocy wyślemy po niego Alexa. Już nam się nie wymknie. Mogłabyś pójść tam jutro i sprawdzić jego mieszkanie?
-Ja... - zaczęłam, układając sobie w myślach pewien plan, za który najpewniej pójdę do piekła. Po czym zaniosłam się płaczem.
-Cam? - głos mężczyzny złagodniał - Co się stało?
-Eh... Bo ja - mówiłam, między napadami szlochu, lecz w głębi duszy już wiedziałam, że mi się uda. - To nic... Po prostu wczoraj otrzymałam telefon, dotyczący mojej rodziny - kłamstwo przeszło mi gładko przez gardło - Dowiedziałam się, że nie żyją...
-Oh, tak mi przykro.
-Miałam Cię prosić, czy mogę pojechać tam. Odnaleźć ich grób. Nie mogę się skupić na niczym. Przepłakałam prawie całą noc.
-Rozumiem. Oczywiście, że możesz pojechać.
-Dziękuję, Eliasie - powiedziałam, mając nadzieję, że mój głos jest wystarczająco smutny. - Dziękuję - po czym mężczyzna rozłączył się. Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i zaczęłam się błyskawicznie pakować. Wzięłam torbę podróżną, do której schowałam ubrania, kosmetyczkę, pieniądze, kilka fałszywych dowodów, trochę jedzenia, wszystko co najpotrzebniejsze. To torebki schowałam jeszcze dodatkowo mój pistolet i naboje do niego (kto wie, co może się zdarzyć). Zeszłam do garażu i i schowałam rzeczy do samochodu. Pomruk silnika mojej czarnej BMki działał na mnie dość uspokajająco. Zamknęłam swój dom i wyjechałam z terenu posesji. Było tuż po zmierzchu, dlatego też miałam nadzieję, że uda mi się przemknąć niezauważoną. Zaparkowałam tuż przed domem Lorema. Wbiegłam po schodach i zadzwoniłam. Otworzył mi sam pan domu.
-Ubieraj się, jedziemy - rzuciłam do niego.
(Lorem? Jedziesz ze mną czy nie jedziesz? ;3)

Od Lorema cd. Camille

- Nie, to tamta z wcześniej - powiedział mężczyzna, patrząc na felerną powieść w ręku dziewczyny. Spuścił wzrok ponuro, jak dziecko przyłapane na złym uczynku. - Ja... nie mogłem jej zniszczyć. Lubię powieści. Czytać.
- Przykro mi to mówić, jednak wiem, że kłamiesz - oznajmiła smutno Camille, mrożąc Loremowi krew w żyłach. - Ona jest twoja, prawda? Oh, nie zaprzeczaj. Jest.
  Mężczyzna uniósł wzrok i uniósł dumnie podbródek, wyzywająco patrząc na dziewczynę.
- Co teraz? - zapytał, a jego dłoń powoli powędrowała do kieszeni koszuli, by powoli wyjąć z niej zielony długopis.
  Gdy szedł z książką w torbie wydawało mu się, że wykrycie będzie końcem świata, jednak teraz, gdy to nastąpiło, gwałtownie się uspokoił. Patrzył badawczo na dziewczynę oceniając jej silne i słabe strony, oczywiście na tyle, na ile był w stanie je zobaczyć.
- To... luźna, nie powiązana z niczym twórczość czy też... - badała dalej brunetka, a Lorem westchnął. Nie było sensu ukrywać prawdy, skoro i tak była w stanie przeniknąć jego kłamstwo.
  Mężczyzna pociągnął lekko za kołnierzyk lewą, wolną dłonią, odsłaniając czarne ciernie róży, pnące się po szyi.
- Jak sądzisz? - zapytał cicho pozwalając, by materiał wrócił na swoje miejsce, zakrywając zakazane dzieło.
- Nie chcę tego, jednak... - zaczęła dziewczyna, patrząc smutno na chłopaka. - Ale rozumiesz, jestem prawnikiem.
- Pracujesz dla rządku. - Lorem pokiwał głową i zaczął przekładać długopis między palcami w roztargnieniu. Wreszcie jednym, szybkim ruchem odłożył długopis do kieszeni i znów jakby zapadł się w sobie. Odwrócił od dziewczyny wzrok. Członek ZUPA'y nie powinien walczyć zbrojnie. Szczególnie teraz, w tym gorącym okresie. - To co, aresztujesz mnie?  - zapytał cicho, stojąc na przeciwko dziewczyny, jak skazaniec przed katem.
(Camille? To co, może urządzimy sobie zabawę w sąd? XD)

3 czerwca 2017

Od Camille cd. Lorema

Gdy usłyszałam pytanie mężczyzny, nieco się zdziwiłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc przez chwilę szliśmy w ciszy. Przypatrywałam się mężczyźnie szukając w jego twarzy jakichkolwiek oznak tego, że jednak nie myślał tego co mówi. Niestety patrzył w zupełnie drugą stronę, więc miałam utrudnione zadanie.
-Lubię rosół - stwierdziłam po chwili, a mężczyzna spojrzał na mnie ze zdziwieniem - Więc... Jeśli nie masz nic przeciwko, to...
-Nie, nie, nie! Byłoby miło.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego. Byliśmy w  dzielnicy Quidos, gdy doszliśmy do celu. Po chwili weszliśmy do kawalerki, w której mieszkał mężczyzna. Była urządzona w minimalistycznym stylu, królowały tam raczej biel i czerń.
-Bardzo ładne masz to mieszkanko - powiedziałam do mężczyzny, ściągając buty i stając bosymi stopami na chłodnej podłodze. - Powiedziałabym wręcz, że w moim stylu - uśmiechnęłam się.
-Dziękuję - wydawało mi się, że Lorem jest nieco speszony całą tą sytuacją. Zaprowadził mnie do kuchni, gdzie usiadłam na krześle i obserwowałam jego poczynania w przygrzewaniu zupy. Cisza, która między nami zapadła nie była niezręczna i obojgu nam bardzo odpowiadała.  Po chwili mężczyzna postawił przede mną talerz z jeszcze parującą zupą.
-Dziękuję bardzo - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia. Ta część twarzy mężczyzny, która nie była zasłonięta włosami przybrała odcień czerwieni, nie wiem czy za sprawą zupy, czy przeze mnie, jednak bardzo mnie bawiła.
-Ten rosół był naprawdę przepyszny - powiedziałam, gdy skończyłam - Będę musiała wpadać tu częściej - powiedziałam żartobliwie, po czym zobaczyłam czyste przerażenie w oczach Lorema.
-Spokojnie, spokojnie. Tylko żartowałam - zachichotałam, widząc jego kolejną gwałtowną reakcję. Żeby zaprzeczyć moim słowom zamachał gwałtownie rękami. Niefortunnie strącił ze stołka swoją torbę, z której wysypały się rzeczy. To, co zobaczyłam, sprawiło, że całe moje rozbawienie wyparowało. Wstałam i podniosłam z ziemi książkę. Tę książkę. Tę samą, którą widziałam w bibliotece. Musiałam zadać to pytanie. Musiałam się dowiedzieć prawdy.
-Czy to jest TWOJA książka, Loremie? - spojrzałam na niego ze smutkiem, oczekując odpowiedzi.
-...
(Loruś? Jak się teraz zachowasz, cwaniaczku? ;3)

Od Lorema cd. Camille

- Lorem Impsum - odparł mężczyzna, ściskając dłoń Camille dość nieśmiało. Brunetka spojrzała na niego z rozbawieniem, jakby myśląc, że żartuje. - U mnie było dość popularne - mruknął, speszony.
- Oh, wybacz. Skojarzyło mi się z tym łacińskim tekstem. Poczekaj... - na chwilę zamilkła, nim zaczęła recytować: - Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit...
- Proin nibh augue, suscipit a, scelerisque sed, lacinia in, mi. Cras vel lorem. Etiam pellentesque aliquet tellus. Phasellus pharetra nulla ac diam.- dokończył płynnie Lorem, nagle uspokajając się nieco. Słysząc rodzinny język po raz pierwszy od wielu, wielu lat zrobiło mu się jakby cieplej na sercu. Uśmiechnął się. - Quis non cogitare possit aliud in promptu latine. (Nie sądziłem, że ktoś jeszcze potrafi płynnie posługiwać się łaciną.)
- Et docebit illum in iure scholam (Nauczają jej na studiach prawniczych) - odparła Camille i przeszła z powrotem na polski. - Na bibliotekarskich najwyraźniej też, co?
  Skryba pokiwał głową, jednak bez przekonania. Nie miał pojęcia, czego uczą na studiach bibliotekarskich i czy wogle takie studia istnieją.
- Interesuję się trochę Rzymem - przyznał, wracając do swojego zwykłego, niepewnego tonu. - Nauka na własną rękę, wiesz...
- Pewnie pracując w bibliotece masz dostęp do wszystkich niezbędnych materiałów, co? - dopytywała się dziewczyna, a jasnowłosy pokiwał głową. Jako źródło wiedzy, biblioteka była nieoceniona, choć tak na prawdę nie posiadała wielu informacji, które miał sam Lorem - jako świadek historii.
- Pan Pluton również ma spore zbiory - przyznał, myśląc o człowieku, który go przygarnął. Gwałtownie się zmieszał jeszcze bardziej uświadamiając sobie, że nie jest on osobą, o której powinien wspominać pierwszej napotkanej na drodze dziewczynie. - Tu zaraz będzie mój dom - zauważył gwałtownie, co nie mijało się wiele z prawdą. Najwyżej 100 metrów. - Mam rosół...
  Podrapał się nieco nerwowo po policzku, spoglądając w przeciwnym kierunku, niż szła dziewczyna. Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło, że dodał to ostatnie. Niby dom był czysty... jednak zapraszanie nieznajomej na rosół chyba nie było powszechnie przyjętym zachowaniem.
(Camille?)

2 czerwca 2017

Od Camille do Lorema

- Oczywiście - odrzekłam -Jednak chyba pan nie zaprzeczy, że oprócz wiedzy którą nam daje, póki co jest to jedna z najciekawszych pozycji w bibliotekach?  Czy może zna pan coś ciekawszego? - spojrzałam na niego badawczo, wciąż się uśmiechając.
- Nie. Mitologia jak na razie jest najciekawszą rzeczą,  którą udało mi się przeczytać - znowu wyczułam kłamstwo. To dość smutne,  bo jest to już drugi raz.  Zaczęłam przeprowadzać intensywne myślenie.  Czyżby ten mężczyzna był z ZUPA'y? To dość mało prawdopodobne.  A nawet jeśli,  to... musiałabym go zgłosić. A tego robić nie chciałam. Dlatego też postanowiłam prowadzić tę konwersację jak gdyby nigdy nic. Jakby coś,  to ja nic nie wiem.
- A pan? Długo już pan pracuje w bibliotece?
- Hmmm... Od jakiegoś czasu. Ciężko mi stwierdzić od kiedy dokładnie.  Ale lubię tę pracę.
- To musi być szalenie interesujące, prawda?
- No cóż... - mężczyzna wyraźnie się speszył - Trudno powiedzieć. No ale niech pani mi powie co pani robi na co dzień?
- Po pierwsze. Jestem prawnikiem.  Podobno nie takim złym - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - A po drugie. Dajmy już spokój tym formalnościom,  bo aż mi głupio,  jak pan mówi do mnie per "pani". Jestem Camille Belcourt - wyciągnęłam dłoń w jego stronę, zastanawiając się,  czy ją uściśnie,  czy też nie.
(Loruś? ;D)

Od Camille do Akiro

Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie pokazywałam tego, mój gospodarz również nie dawał mi żadnych znaków,  że zamierza mi coś zrobić,  jednak nie czułam się tutaj komfortowo. Miałam szczerą nadzieję,  że ten cholerny deszcz przestanie padać jak najszybciej i będę mogła się stamtąd wyrwać.  Nie ufałam Akiro ani trochę, a sytuacja nie była dla mnie zbyt korzystna. Dlatego też,  gdy zadał mi pytanie,  przez chwilę siedziałam w ciszy i dopiero po chwili się odezwałam.
-Tak jakoś. Po prostu, gdy przytyłam na tę wyspę,  zostałam o to poproszona - tyle. Krótka,  zwięzła i prawie nic nie mówiąca odpowiedź choć na chwilę zamknęła mężczyźnie usta, z czego bardzo się cieszyłam. I tak cała się spięłam,  a przewiercający wzrok Akiro niezbyt mnie rozluźnił.  Jednak odwzajemniłam jego spojrzenie tak twardo,  jak tylko się dało.  Nie zamierzałam mu pokazywać czegokolwiek, czego miał nigdy nie zobaczyć.
- Przyjechałaś z...? - kolejne pytanie.
- Z Francji.
- Oooooo... Powiedz coś po francusku! - mężczyzna uśmiechnął się.
- Vous êtes bizarre (jesteś dziwny)
- A co to znaczy?
- Mówię,  że deszczowo się zrobiło.
- Fakt. A wcześniej było tak cieplutko!
- Tak. Myślę,  że szybko przestanie padać i wreszcie się mnie pozbędziesz - powiedziałam,  dokańczając w myślach: "Albo sama zwieję"
(Akiro?)

Od Akiro cd. Camille

Dziewczyna ma swój charakterek, ale co tam. Gdy załatwiłem wszystkie potrzebne rzeczy, wróciłem do domu, gdzie  na schodach siedziała Camille.
Wziąłem od dziewczyny list i schowałem do torby.
- Dzięki. Widzę, że ta fucha ci nie leży.
- No co ty nie powiesz.
- Może wejdziesz na chwilę?
Dziewczyna spojrzała na mnie, jakbym miał jej jakąś krzywdę wyrządzić.
- Nie dzięki, wole pójść do domu.
Nim jednak skończyła ostatnie słowo, z nieba zaczął lać bardzo obfity deszcz.
- Moja propozycja jest nadal aktywna.
- No dobra.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem wojowniczkę do środka, ta się automatycznie się rozgościła.  Po wejściu odłożyłem torbę i przyniosłem herbatę z kuchni i wraz z cukrem postawiłem na stole, następnie włączyłem telewizor. Dziewczyna piła przeze mnie zrobiony napój, a ja w tym czasie zacząłem rozpakowywać rzeczy z mojej torby.
- Zdradzisz mi, co szykujesz?
Usłyszałem głos dziewczyny, odwróciłem się na chwilę w jej stronę, po czym wróciłem do poprzedniej czynności.
-  Nie musisz wszystkiego wiedzieć, moja wojowniczko.
- Tylko nie twoja! - Wykrzyknęła, a ja się tylko cicho zaśmiałem.
- Dobrze, nie gorączkuj się tak.
Dziewczyna usiadła na fotelu, a ja na spokojnie pochowałem wszystko do szafek. Wróciłem do salonu i usiadłem na przeciwko dziewczyny, która oglądała telewizje.
- Zdradzisz mi, dla czeego pracujesz, dla Eliosa?
Spojrzałem na Camille.
(CAMILLA)

1 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

  Lorem czuł jakby subtelną sugestię w słowach dziewczyny, jednak z jakiegoś powodu nie potrafił jej uwierzyć. Zbyt jawnie prezentowała swoje poglądy, jakby panujące prawa nie do końca jej dotyczyły. Zważywszy, jak napięta sytuacja stała się ostatnimi czasy, jasnowłosy musiał być zdecydowanie bardziej ostrożny, niż normalnie.
  Ostrożność ostrożnością, a jednak... czemu by nie? Lorem nie czuł się dobrze w rozmowie, jednak z tego co widział, dziewczyna jest gotowa przejść inicjatywę.
- Niestety - powtórzył, jakby od niechcenia Skryba, drapiąc się delikatnie po policzku. - Wydaje mi się... czy pani... - zaciął się lekko, nie umiejąc się wysłowić do końca.
- Tak? - brunetka błysnęła pogodnie oczami, zachęcając rozmówcę do dalszego mówienia.
- Nie przerwałem czegoś? - dokończył, choć nie pasowało to do końca do początku zdania.
- Oh, tylko spacer - nieznajoma machnęła lekceważąco ręką. - Swoją drogą, jeśli nie ma pan nic przeciwko, może skierujemy nasze kroki do parku? Wydaje mi się, że to lepsze miejsce do rozmowy na temat książek. Szczególnie takich. - Dziewczyna zaniosła się krótkim, pogodnym śmiechem, typowym dla osób społecznych, lub społeczne udających.
- W tłumie mniej słucha - nieśmiało zauważył mężczyzna, jednak już z góry było wiadome, że pójdą do tego parku - choćby dlatego, że byli już całkiem blisko jednego, przez który Lorem często przechodził, idąc do domu.
  Jasnowłosy pokiwał potakująco głową, samemu sobie przypominając, że przecież sam też chciał ją wybadać. Jednocześnie czuł, że każde jej słowo wytrąca mu grunt spod nóg. Zakazana książka wciąż tkwiła bezpiecznie w jego torbie, jednak pytanie brzmiało - jak długo jeszcze będzie w stanie ją tam kryć?
  Już kilka minut później oboje towarzysze z przypadku znaleźli się w znacznie bardziej zacisznej, niż zatłoczone ulice, alei. Ze wszystkich stron otaczały ich drzewa, choć widać było zza nich wysokie biurowce centrum. Lorem spojrzał z ukosa na dziewczynę.
- Pani często... bibliotekuje? - zapytał, może niezbyt poprawie, ale przynajmniej zwięźle.
- Oh, co jakiś czas, gdy nie mam już nic do czytania. - Brunetka chyba w lot pojęła, co mężczyzna ma na myśli. - A mitologia to na prawdę ciekawa sprawa. Szczególnie, że nie znajduje się na liście "zakazanych tytułów".
- Ona jest... ma immunitet - odpowiedział jasnowłosy. - Źródło wiedzy. Czysto praktyczne.
(Camille? To co, pojedynek kłamców? :P Kij że Cam jest w tym lepsza XD)

Od Camille do Lorema

Po wyjściu z biblioteki i odłożeniu książek do domu, postanowiłam wybrać się na miasto, by tam cieszyć się piękną pogodą i wolnym dniem. Przez jakiś czas siedziałam w kawiarni, a potem po prostu sobie spacerowałam, gdy nagle zobaczyłam pewną osobę. Uśmiechnęłam się wesoło i klepnęłam mężczyznę w ramię. Odwrócił się w moją stronę. Przez jego twarz na chwilę przemknęło przerażenie, które potem zostało zastąpione nieco nerwowym uśmiechem.
-Dzień dobry - powiedziałam.
-Dobry.
-To pana dzisiaj spotkałam w bibliotece prawda?
-Ttak.
-Może się panu wydać, że jestem zbyt ciekawska, ale mam pytanie...
-Jjjakie? - zapytał mężczyzna, wyglądając na co najmniej przerażonego moją osobą.
-Na litość boską! - żachnęłam się - Niech się pan uspokoi. Nie zamierzam pana zjeść. W każdym razie nie aktualnie. Jestem po prostu ciekawa, czy udało się wam ustalić kto podrzucił tę książkę?
-Nie, niestety jeszcze nie - skłamał, o czym dobrze wiedziałam. Zmarszczyłam nos, ale nie zamierzałam na razie drążyć tego tematu.
-Często zdarzają się takie rzeczy?
-Nie, bardzo rzadko. Książki tego typu są przecież zakazane - ""tego typu?" mówi pan? Jaki to typ?" miałam ochotę spytać, ale się powstrzymałam.
-Dawno nie czytałam czegoś innego niż lektury naukowe, medyczne albo kodeks prawny. Trochę mnie to dobija. Jestem straszliwie ciekawa o czym była... - zasmuciłam się nieco.
-Niestety, ale nie ma takiej możliwości.
-Tak, tak, wiem, wiem. Straszna szkoda.
(Lorem? Wcale nie chciałam cię przestraszyć ;-;)