Wstałam rano 31 grudnia. Byłam tego dnia wyjątkowo nie w
sosie. W końcu kto byłby w sosie po tak dennym roku... Serię niefortunnych
zdarzeń rozpoczął bunt Argony, który spowodował wojnę aż w końcu doprowadził do
jej śmierci. Później zdrady i masowe odejścia. A końcem tego wszystkiego była
kradzież kryształu... Gorzej chyba być nie mogło... Chociaż nie, mogło, mógł
padać deszcz.
Podszedłem do Mixi i bez słowa
postawiłem koło niej drabinę. Zaczęła się na mnie dziwnie patrzyć, ale nic nie
powiedziała. Zza pleców wyjąłem spryskiwacz do kwiatków i zacząłem rozpylać
mgiełkę wody dokładnie nad Alphą.
- Akuma! Co ty robisz?! - wrzasnęła, gdy
pierwsze krople spadły jej na nos
- Robię deszcz...
Spojrzała na mnie jakbym był
niespełna rozumu.
- Po co...?
- Skończyła mi się woda - skrzywiłem się
i zeskoczyłem z drabiny - Jakieś plany na dziś?
- Siedzenie w jaskini i rozpamiętywanie tego
roku... - mruknęłam.
- A to szkoda... Picolo się
zmarnuje...
- Picolo? - uniosłam łeb. - A będzie sok
wiśniowy...?
- Będzie...
- To co i gdzie będzie jak będzie Picolo i
sok wiśniowy? - uśmiechnęłam się szeroko.
- No nie wiem... myślałem, żeby włamać
się na Olimp i wypożyczyć sobie salę tronową Zeusa - spojrzałem w
kierunku, gdzie teoretycznie znajdowała się boska góra - Co sądzisz? Weźmiemy
go szturmem?
- Aku, naprawdę chcesz, żeby nas stąd
wygonili? - Mixi wyglądała na zrezygnowaną - Co ty dzisiaj odwalasz?
- Co ja odwalam?! Co JA odwalam?! Cieszę
się życiem! A co mam odwalać?! Jeśli teraz nie podbiję Olimpu to kto to zrobi?!
- Hmmm... Może nikt...?
- No właśnie... - spojrzałem na Alphę z
błyskiem w oku - Więc czy pozwolisz, pani, na tą śmiałą akcję?
Westchnęłam ciężko.
- Co ja z tobą mam... Gorzej niż z Argo...
Czuję, że nie dasz mi z tym spokoju dopóki się nie zgodzę...
- Nie - ^^.
- No dopsz... - pokręciłam zrezygnowana
głową.
- W takim razie lecę po granaty i olimpijski
ogień - już chciał iść, ale go powstrzymałam.
- Akuma! Tylko proszę, nie przesadź -
uśmiechnęłam się. - Ja pójdę zebrać wilki i Shai.
Pobiegłem sprintem przez las, w stronę
najbliższego wejścia do podziemia, jednak po drodze zatrzymał mnie ktoś. Ktoś
bardzo twardy. Przewróciłem się na niego i razem poturlaliśmy się do bramy
Hadesu.
- Akuma, debilu! Złaź ze mnie! –usłyszałem
znajomy głos
Powoli
zszedłem z wadery i ujrzałem… kto by się spodziewał?
- Shai…? – zapytałem, zdziwiony
- Nie, twój władca – mruknęła,
strzepując z siebie łapą pył – Gdzie się tak śpieszysz?
- Idę do Hadesa, po granaty – mruknąłem,
spoglądając w kierunku zamkniętej bramy
- Do Hadesa? – zmrużyła oczy – Po granaty?
- Długa historia, wybacz, ale nie mam
czasu… idź do Mix, ona ci wyjaśni – brama zaczęła się powoli otwierać
- Czekaj! Idę z tobą!
I nim się obejrzałem wchodziliśmy razem do królestwa umarłych.
Najpierw poszłam do Erniaka.
-
EEEEERRRRRRRRRRRRNNNNNNNNAAAAAAAAAA!!!!!!!!! – zawołałam stojąc pod jej norą.
- Coś się stało? - zapytała zaniepokojona Szamanka wychodząc z
jaskini.
- Tak, atakujemy Olimp! –
wyszczerzyłam się.
- Olimp?! Oszaleliście?! –
była wzburzona.
- Możliwe i bardzo
prawdopodobne. To jak? Pomożesz mi
zebrać wszystkich?
- No dobrze… - zgodziła się niechętnie.
„Dzisiaj chyba każdemu
udzieliła się odrobina szaleństwa” pomyślałam.
- To tak, ja zajmę się
zachodnimi i północnymi terenami watahy, a ty weźmiesz wschód i południe, oke?
- Okej…
- Poczekaj tu –
warknąłem do podążającej za mną wadery
- Nie ma mowy! Wchodzę
tam z tobą! – zaprotestowała popychając bramę
Wrota skrzypnęły głucho i naszym oczą ukazał
się Hades i… jakiś mężczyzna z niewielkim woreczkiem, wewnątrz którego
znajdował się biały proszek. Skłoniłem się przed moim panem, jednak Shai nie
zamierzała zachować powagi.
- Hades! – krzyknęła przez
całą salę – Co tam masz?! Daj trochę!
I
podbiegła do zdziwionych boga i wyrwała mu woreczek z dłoni. Otworzyła i już
chciała zaczerpnąć proszku, gdy nieznajomy wyrwał jej naczynko z dłoni.
- To nie
dla wilków – warknął – Kim ona jest?
- To
tylko mała, upierdliwa wadera od mojego sługi – wytłumaczył – Ale będziemy
musieli skończyć interesy później, Hermesie.
- No
dobrze – westchnął – Ale będzie cię to więcej kosztowa…
Nie wytrzymałem. Podszedłem do boga i tym
razem ja wyrwałem mu towar z ręki. Hades popatrzył na mnie groźnie.
- Panie,
co to za świństwo – zapytałem cicho, potrząsając woreczkiem – Nie powinieneś
ćpać, to bardzo nie zdrowe.
- I co z
tego? To i tak mi nie zaszkodzi – warknął – Jak śmiesz mnie…
Przemieniłem
się w człowieka i wziąłem proszku na dwa palce. Skosztowałem i skrzywiłem się.
-
Świństwo, powinieneś panie raczej zażywać
żywej Maryhy niż tej przestarzałej Hery…
- A ty
skąd wiesz?! – Shai spojrzała na mnie
nieufnie
-
Powiedzmy, że zarekwirowałem trochę znajomemu, Korso – ostanie
słowo wykaszlałem
- Więc
czego chcecie? – przerwał nam Hades, zanim kłótnia rozpoczęła się na dobre
- Chcemy
wziąć szturmem Olimp
Bóg
podziemia uśmiechnął się złowieszczo.
Przechadzałam
się północnymi terenami watahy o imprezie poinformowałam już Samanthę, Leah,
Scourge`a i Filliax. Właśnie zmierzałam w stronę nory Mitsuki. Zobaczyłam ślady krwi na ziemi. Westchnęłam
ciężko. Nawet w Sylwestra? Szybko
ruszyłam wzdłuż śladu. Zobaczyłam białą
waderę całą we krwi. Wbijała pazury w brzuch szarego basiora.
- Mitsuki! – krzyknęłam. – Co ty wyrabiasz?!
- Ja?
Spełniam swoje postanowienie noworoczne!
I poleciały jelita. (Sorry Shai… Argo mnie zmusiła…;c)
- Co się stało? – uśmiechnęła się puszczając martwego basiora i podchodząc do mnie.
- Bo wiesz… Taka sprawa jest…
Większość zaproszonych stała pod Olimpem. Ucieszyłam się, że nie widzę wśród nich Roswell`a.
- Oke! Czekamy teraz na Akumę i zabawę czas zacząć! – krzyknęłam do zebranych.
Wyszliśmy
z Podziemi niosąc ze sobą kiść granatów, artylerię samobieżną,
Bombki (Hoinkowe oczywiście), pistolety
na wodę i rzygające tęczą jednorożce. Wkrótce ujrzeliśmy czekających na nas
członków watahy. Shai podbiegła do Mixi i rzuciła jej się na szyję. Ja
poprawiłem okulary przeciwsłoneczne.
- Joł
ziomy, Łapaćta bazuki! – i rzuciłem w kierunku tłumu kiść granatów
- Aku,
serio – zapytała Mixi patrząc jak cała wataha biega w panice łapiąc granaty.
Tylko się uśmiechnąłem.
-
Idziecie? Shai, puszczaj jednorożce!
Szaro
niebieska wadera wypuściła jednaście kololowych jednorożców. Pognały w stronę jaśniejącego złotym blaskiem Olimpu.
- Do ataaaku! - wrzasnęłam i już mieliśmy ruszać, gdy światło reflektora padło na stojącego z boku Hoinkasa.
- Co wy odwalacie? - zapytał.
- No... Szturmujemy Olimp! - odpowiedział Akuma.
- Aha, to okej - i sobie poszedł.
Wspięliśmy się na Olimp, gdzie zobaczyliśmy Olimpijczyków w popłochu uciekających przed jednorożcami.
- Czyli imprezę czas zacząć!!!!
Wszyscy z radosnymi okrzykami wbili do sali tronowej. Zaryglowałem drzwi. Skądś na stole pojawił się Picolo i sok wiśniowy, stojący z boku sali tapczan drgnął.
- Gdzie ja jestem...?
- Cicho siedź, tapczanie! - wykrzyknęła Shai i skoczyła na mebel z wysokości kilku metrów, aż ten stęknął.
Skądś pojawił się Rosewell, targając ze sobą torbę. Postawił ją koło tapczana i poszedł się napić soku. Przy kielichu spotkał się z wyglądającą, jakby chciała go zabić, Mixi. Zaczęli o czymś rozmawiać.
- Co tu przytaszczyłeś, debilu? - warknęłam.
- Ja? Nie wiem. Jakiś gościu ze skrzydełkami na butach mi to dał i powiedział, że mam to tu przynieść...
- Czekaj... Hermes?
- No nie wiem... - wzruszył ramionami.
- A wiesz chociaż co w niej jest?
- Chyba zegar, bo tyka - odprał.
- Zegar? Hermes? Tyka? Diler? Tyka? - układałam chwilę myśli. - PADNIJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wszyscy padli na posadzkę, a całą górą wstrząsnął wybuch.
- Fajerwerki! - krzyknęła uradowana Aria.
W murze sali powstała wielka wyrwa, w której pojawiło się kilkoro pierwszych bogów, między innymi Zeus i Hera, if u know what i mean. Chwila... bogowie? Chyba nie będą szczęśliwi...
- WIAĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆ!!! - wykrzyknąłem kierują się w kierunku przeciwległej ściany i rzucając ostatnim ocalałym granatem, okulary przeciwsłoneczne gdzieś spadłym, zrobił się jeden wielki rozgardiasz.
Wszyscy krzyczeli, piszczeli, w powietrzu zmaterializowały się pioruny. Wydostałem się z pomieszczenia, zacząłem zbiegać w dół zbocza. Widziałem, że Mixi zostaje z tyłu, kopiąc po tyłkach tych, którzy zostali w tyle. Zrównałem się z nią.
Teraz biegliśmy ramię w ramię. Bogowie byli tuż za nami. Byli coraz bliżej. Coś pochwyciło nas od tyłu. Nie mogliśmy się ruszyć. Zgiełk ucichł. Czuliśmy milczącą, groźną obecność Zeusa za nami.
- Jestem Zeus - usłyszeliśmy głos
Odwróciliśmy się powoli. Bóg wyglądał na wściekłego i tęczowego (pewnie przez jednorożce)
- Wytłumaczycie mi to? - zapytał
- To... - zaczęła Mixi - To...
- To ich wina - wskazałem łapą na spacerującego opodal, z radosną miną opowiadającego nowej waderze - Ookaminoishi, Ketsuruiego
Na dźwięk swojego imienia basior zastrzygł uszami i spojrzał na nas. Usłyszałem jego głos:
- Nothing to do here! - i zaczął uciekać w stonę wschodzącego słońca
- Łapać Zdrajcę - krzyknąłem i pognałem za basiorem, zostawiając zdziwione Mixi i Ookami same z bogami.
- Emmm... Nothing to do here! - powtórzyłam słowa Ketsu i pobiegłam za nimi.
Na zboczy Olimpu pozostali już tylko bogowie i nie rozumiejące sytuacji wadera. Olbrzymie wilki zwróciły się w jej stronę.
- Cóż... skoro inni skindziolili to wina spada na ciebie - Zeus uśmiechnął się złowrogo - Pójdziesz z nami
- ALE JA NIC NIE ZROBIŁAM...
KONIEC
Reflektor oświetla zakrwawione ciało Roswella i Mixi odchodzącą w dal. Do basiora podchodzi jakiś czarny kształt i mówi.
- I co zrobisz? Nic nie zrobisz! - i znika.