31 lipca 2014

Od Ketsurui'ego do Sombry

  Przyciskałem szyję wadery do ziemi. Czułem wyraźny zapach krwi zarówno mojej jak i jej. Był tak cudowny! Tak dawno już miałem okazję...! Pochyliłam pysk i nie zważając na głuche skomlenie wadery polizałem ją po zakrwawionym policzku. Schowałem czerwony od krwi język do pyska i poczekałem, aż delikatny smak rozpłynie się po mojej paszczy.
- Słodka - stwierdziłem z delikatnym uśmiechem - Już prawie zapomniałem tego smaku.
  Przez moją przyćmioną świeżą krwią świadomość przedostał się głośny krzyk:
- ...tchórz!!
  Spojrzałem na wykrzywioną gniewem twarz wadery i wykrzywiłem się paskudnie.
- Szkoda, że nie skorzystałaś z mojej pierwszej propozycji. Na pewno polubiłabyś Mixi, jest całkiem sympatyczna, ale skoro postanowiłaś do niej nie iść to pójdziemy do mnie.
  Uniosłem łeb i zawyłem donośnie. Głuchy dźwięk przetoczył się przez las jak huk pioruna. Przez chwilę po tym zapadła cisza, potem zaś  szelest miękkich łap oznajmił przybycie wsparcia. Z ciemności wyłoniło się ośmioro czerwonych oczu.
- Widzę, że poczułeś krew, bracie - uśmiechnąłem się krzywo do Alucarda - Cóż, jak tylko wrócimy do bazy odwdzięczę się za pomoc.
- Najpierw musisz ją związać, a potem pomyślimy o przenoszeniu jej gdziekolwiek
  Skinąłem głową. Krew na ciele wadery poruszyła się niespodziewanie i tworząc szerokie strugi owinęła wokół jej łap ciasno i zastygła. Wiedziałem, że nie puści, moja krew jest bardzo wytrzymała.
- Gotowe - zszedłem z wadery
- Co wy chcecie ze mną zrobić? - warknęła wadera
  Nie przestawałem się uśmiechać, jak zawsze, choć teraz to nie był bynajmniej przyjemny uśmiech kronikarza. Wreszcie mogłem być sobą.
  Nie odpowiedziałem. Podrzuciłem sobie waderę na grzbiet, a Alucard zrobił to samo z drugiej strony. Ruszyliśmy równym krokiem w kierunku bazy. Już pięć minut później byliśmy na miejscu. Otworzyłem przejście w skale i znaleźliśmy się w naszym domu: jaskini pełnej niedobitków po wojnie, pełnej potworów...
(Sombra?)

Od Sobry do Ketsurui'ego

  Zaczął rozwiązywać sobie bandaż. Czy to miało oznaczać wojnę? Jednak zaatakowałby waderę? Gdy stanął naprzeciw mnie, zaczął mnie okrążać.
  Zareagowałam błyskawicznie. Najeżyłam się wystawiając kły. Moje rude futro zaczęło odstawać od kościstych barków, a niewinnie wyglądające oczy zmieniły barwę na czarny. Wtedy on pierwszy zaatakował. Skoczył na mnie przewracając mnie na prawy bok. Z mojej łydki zaczęła lecieć stożka krwi. Czując swój posmak krwi na moim języku spojrzałam na niego z wściekłością. Bawił się w najlepsze. Nie robiłam nic. Gapiłam się na niego.
  Jego śmiech odbijał się echem w lesie. Ptaki ucichły, sarny człapały nasłuchując szorstkiego głosu.
Skorzystałam z okazji, kiedy odwrócił się do mnie tyłem. Skoczyłam na niego i zaczęłam rozszarpywać jego ciało w kierunku głowy. Z pozytywnym skutkiem. Kiedy wręcz zwalił mnie na ziemię, o mało mnie przy tym nie zabijając. Patrząc na niego widać było rozszarpaną skórę. Mięśnie wyłaziły mu w żywe oczy, a krew spływała jak wodospad. Obejrzawszy swoje rany rzucił się na mnie. Jednak zrobiłam unik. Przez moją własną nieuwagę dostałam jego zębiskami w brzuch, z którego teraz ciekła potężna stożka krwi. Zajęta swoją raną nie zauważyłam, kiedy wskoczył na mnie. Cisnął mnie do ziemi mocno przy tym mnie trzymając. Jego paszcza była dokładnie przed moją głową. Mogłam dokładnie policzyć wszystkie jego zęby. Przycisnął mi łapę do gardła tak dokładnie, aby czuł wszystkie moje żyły.
- No zabij mnie. - powiedziałam twardym głosem, lecz lekko zniekształconym przez cholerną łapę na moim gardle. On popatrzył na mnie z pełną nienawiścią. Już wiem co się święci.
- Nie potrafisz. Nie umiesz. Tchórzu... Nie potrafisz zabić wadery. To dla ciebie zbyt trudne.
Chciałam, by przebrała się miarka. Ale, czy mi się to udało?
(Ketsurui?)

Uwaga!!


Od Kisasi

Już od kilku stuleci błąkałam się po świecie. Fakt, odpowiadało mi to. Gdziekolwiek nie byłam, zostawiałam za sobą ten rozkoszny zapach śmierci i bólu. A napadanie na watahy było nudne. Chciałam prawdziwej konkurencji, z którą walka będzie wyzwaniem. I choć zniszczyłam wiele istnień i stoczyłam miliardy walk, to nie byłam usatysfakcjonowana. Dreszcz emocji, podniecenia na zbliżającą się walkę. Mmm... To było dla mnie jak ambrozja. A widok bólu w oczach mych ofiar był cudowny. Taaa... Jestem popaprana i to mocno, ale nie wiele osób ma odwagę to przyznać. A jeśli ktokolwiek się odważył, już nie żył. Taka byłam i uwielbiałam to. Co z tego, że na widok szczeniąt mam odruch wymiotny, a słodki jest dla mnie widok krwi i pożogi? Żyłam według własnych porąbanych zasad, które były tylko mi znane. Jasne, zawsze byłam odszczepieńcem, aspołecznym wyrzutkiem, nawet jako szczeniak, ale wszyscy bali się mnie. Ten strach przyprawiał mnie o dreszcz radości. A odkąd stałam się samotną zabójczynią, moje cechy i odosobnienie się wyostrzyły. Już dawno znikła we mnie empatia, czy jakieś emocje poza nienawiścią, gniewem, czy chłodną obojętnością. Nie przeszkadzało mi to, że jestem sama. Nigdy nie pragnęłam niczego innego, poza możliwością trenowania i zabijania. Zawsze zdawałam się na instynkt. A ten jakby oszalał i zmuszał mnie do dołączenia do watahy. Wiedziona impulsem to zrobiłam. Długo szukałam watahy, która była silna. Jasne, mój instynkt kazał mi przystać do stada, ale i logika. Wiele, wiele wilków od pokoleń pragnęło zemsty i mojej śmierci. Zawsze ich pokonywałam, wzbudzając w nich coraz to większą nienawiść, ale teraz podsłuchałam, że mają zamiar się zjednoczyć. A ja, choć cały swój czas poświęcałam treningowi, wiedziałam, że nie dam rady hordzie kilkuset rozsierdzonych wilków, łaknących mojej krwi. Do czasu, aż stanę się jeszcze silniejsza, uznałam, że muszę trochę się ustatkować, by nie znaleźli mnie. Nienawidziłam faktu, że musiałam być ofiarą, ale rozumiałam ich upór - sama też bym się mściła. Nie miałam im tego za złe, zawsze stawiałam się w sytuacji wroga, ale obiecałam sobie, że czeka ich długa i powolna śmierć. Kto wie? Może bóstwo bólu mi doradzi i wpadnę na nowy pomysł na tortury? Było ich tak wiele, ale większość i tak przetestowałam. Teraz jednak musiałam skupić się na treningu. Wybrałam tą watahę, bo byli tu silni wojownicy i liczyłam, że trafię na godnego przeciwnika, od którego mogłabym się czegoś nauczyć. Na razie nie poznałam wilków ze stada, ale oswoiłam się już z ich zapachami. Dziwnie było dzielić teren z innymi, ale żyłam samotnie ponad kilka wieków, jedyny kontakt z innymi mając tylko wtedy, gdy zabijałam ich, bądź torturowałam. Ale teraz musiałam skupić się na treningu.
Potrząsnęłam czarnym łbem, usianym bliznami i przyśpieszyłam. Pędziłam tak szybko, że czułam palenie w płucach. Byłam wytrzymała i szybka, owszem, ale dziś chciałam przekroczyć swoje granice. Jeśli miałam być lepsza, to nie mogłam trwać w miejscu. Rozmyślanie o tym, jak przeżyję w towarzystwie sfory, odwracało moją uwagę od biegu. Choć należałam do watahy, nie miałam zamiaru być miła. Będę sobą, a w najlepszym wypadku uznają mnie za krwiożerczą psychopatkę, niezrównoważoną i niebezpieczną dla otoczenia. A to była najlepsza opcja...
Ponownie machnęłam łbem pozbywając się wszelkich myśli. Pędziłam tak szybko, że dla ludzkich oczu byłabym tylko czarną smugą futra, która pojawia się i znika w ciągu sekundy. Wilki o dobrym wzroku były w stanie mnie dojrzeć wyraźnie, ale te o trochę słabszym zmyśle widziałyby mnie niewyraźnie, rozmazanie. Zarejestrowałyby tylko moją obecność. Biegłam szybciej z każdą chwilą, nie mogłam oddychać, przekraczałam swoje granice, burzyłam je i budowałam nowe, poszerzając horyzonty o nowe możliwości. Nie mogłam już biec, byłam blisko zemdlenia, ale mój triumf nad sobą, siłą umysłu nad ciałem, utrzymywał mnie w stanie przytomności. W końcu się zatrzymałam. Zwycięstwo sprawiło, że znów miałam masę energii, ale wiedziałam, że jeśli chce równie duży sukces odnieść w innych dziedzinach niż szybkość, to muszę oszczędzać energię. Od kilku dni nic nie jadłam. Nie dlatego, że nie mogłam nic złapać. To była dodatkowa zaprawa. Osłabiona potrafiłam osiągnąć coś takiego. Nie wytrzymałam i uwolniłam swój zew. Uniosłam łeb i zawyłam doniośle do księżyca. Mój śpiew przesączony był triumfem, nadzieją i determinacją. To był zew zwycięstwa, którego nie mogłam powstrzymać, bo wypełniał mnie całą i próbował się wydostać. Zawyłam jeszcze raz i zastanowiłam się. Może i stawałam na szczycie wytrzymałości fizycznej, ale musiałam poprawić samokontrolę. Zdecydowanie tak. Ale dzisiejsza noc poświęcona była biegom. Czułam zew, pragnienie, palącą potrzebę poczucia wiatru w sierści, pędu powietrza uderzającego we mnie ogromną siłą. Ale noc była bezwietrzna... Do diabła z samokontrolą! Prychnęłam i przywołałam ogromny wiatr. Napierająca na mnie siła powietrza była jak balsam dla mnie i mojej nienasyconej natury. Tej samej, która dawała mi zapał do ćwiczeń. Tej samej, która sprawiała, że byłam głodna krwi moich wrogów. Tej samej, która mnie stworzyła i ukształtowała. To dzięki niej byłam jaka byłam. Zawyłam znowu, wyrzucając z siebie pragnienia, pozwalając, by wiatr rozniósł mój śpiew po całej dolinie. I choć nie spałam od dwóch tygodni i głodowałam prawie tydzień, z werwą rzuciłam się do dalszego biegu... który nie potrwał długo. Szybko wyczułam zwierzynę. Nie zastanawiając się, zmieniłam kierunek, zataczając koła, węsząc, bezszelestnie idąc, pilnując, by najdrobniejszy ruch, najcichszy dźwięk, czy najlżejszy zapach mnie nie wydał. Po chwili jestem na miejscu. Nieopodal stado jeleni. Tutaj jedna sarna, odłączona od stada. Rozum mówi sarna, serce się nie zgadza. I robię to co zawsze - słucham instynktu, pierwotnego i zakorzenionego we mnie głęboko, na dnie mojego jestestwa. Rzucam się w kierunku samca alfa stada, wielkiego jelenia z imponującym porożem. Kilka sekund i leży martwy. Stado rozbiega się w popłochu, a ja ucztuję nad zdobyczą, wybierając najgorsze i najohydniejsze ochłapy. Moja zaprawa bojowa na tym polegała. Nie grymasiłam, uodparniałam się na ból, głód, czy zmęczenie. Ten trening wypracowałam lata temu. Po chwili wiem, że zjadłam maksymalną ilość mięsa, by uśmierzyć głód i być na siłach. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się najadłam. Wstaje, przeciągam się, bardziej jak kot, a nie wilk i mówię:
- Wiem, że obserwujesz mnie od początku treningu, samcu. Wychodź, wychodź... - nucę melodyjnym głosem - Kiiciii, kiiciii...
Po chwili z krzaków wydostaje się jakiś basior. Jest niewiele wyższy ode mnie, zaledwie o cal lub półtora, ale ja jestem wysoka.
- Co we mnie tak ciekawego? - pytam oschle, wiedząc, że samiec jest z watahy. Kojarzę ten zapach i po nim to poznaje. Wnioskuję, że jest silny, bo ma pewną siebie postawę i wiem, że nie udaje
Czyżbym miała tyle szczęścia i już znalazłam kogoś z kim mogę walczyć? Postanawiam to sprawdzić. Instynkt decyduje za mnie - skaczę z niesamowitą prędkością, jeszcze większą niż wcześniej, dzięki skromnemu posiłkowi. Postanawiam nie ujawniać moich zdolności i nie daję z siebie wszystkiego. A wręcz przeciwnie - robię niewiele, chcąc sprawdzić jego umiejętności. Lecę ku niemu, dystans pokonuję w sekundę. Basior zamiast uciekać, szarżuje i kłapie szczękami o milimetry od mojego barku. Robię błyskawiczny unik i rzucam się ponownie. Tym razem dosięgam celu. Kotłujemy się, walczymy, aż odskakuję od niego. Żadne z nas nie ma ani jednej rany. Nie starałam się, a wręcz odpuszczałam, ale wiem, że on też nie dał z siebie wiele.
- Jeśli jesteś tu najsłabszy - i mówię tu o twojej prawdziwej sile - to nie mogę się doczekać walki z najlepszym - deklaruję pełna zapału i pragnienia walki
Chce walczyć tak bardzo, że to mnie pali od środka. Zduszam ból w zarodku i biorę głęboki wdech. Nie było nawet pierwszej krwi i powietrze nadal pachnie lekko mroźne, żywicą i piżmem, a nie zapachem życiodajnej substancji, którą tak często wydzieram z łap innych.
- Jak się nazywasz? - pyta w końcu basior, analizuje mnie, ocenia i tworzy listę słabych punktów. Ja robię dokładnie tak samo.
- Mogę też o to zapytać - prycham, ale czuję, że jest potężny, więc nie mieszam go z błotem
Patrzymy sobie w oczy, ale nie ma w tym nic romantycznego. Toczymy walkę na spojrzenia, czekamy aż drugie opuści wzrok. Czuję jego palące spojrzenie i nie jestem mu dłużna - świdruję go przenikliwym wzrokiem, zachowując kamienną twarz. Nie drgam nawet o milimetr.
-Tak to możemy stać do rana - rezygnuje w końcu samiec, ale nie odwraca wzroku
- Zawszę mogę zagrać nie fair play i po prostu cię zepchnąć z klifu. Myślę, że wtedy przestaniesz się tak gapić - podsuwam mu rozwiązanie
Nadal wbija we mnie wzrok, ale powoli przymyka oczy i delikatnie się uśmiecha, jakby szydząc ze mnie.
- Myślisz, że dałabyś radę? - pyta
- Spróbować zawsze można - odpowiadam przekornie, jednocześnie jeżąc sierść. Przez chwilę się zastanawiam. Jego postawa, siła, ukrywanie zdolności - jeśli był wysoko postawiony, a na to wszystko wskazywało, to długo nie zostanę w watasze - Jednak poza próbami samobójczymi i nie tylko tymi dotyczącymi mojej śmierci, możemy się przedstawić. - nawet jeśli jest wysoko postawiony, to mnie to nie obchodzi. Ale jakoś zyskał mój szacunek, co zdarza się rzadko. Pocieszam się tym, że pewnie się to niedługo zmieni. - Jestem Kisasi

(Dokończy jakiś samiec, który nie usnął przy czytaniu mojego opa?)

Nasari

Oliwcia06 (howrse)
Imię: Nasari
Pseudonim/zdrobnienie: Nassi
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Żywioł: ogień
Patroni: Afrodyta, Hefajstos
Cechy charakteru: romantyczna, przyjacielska, chamska, bezczelna
Cechy charakterystyczne: niebieskie oczy
Stanowiska: Szpieg
Historia: Gdy była mała jej wataha zginęła. Wychowywała się sama. Potem jakimś cudem trafiła do tej watahy
Motto: "Idź za głosem serca, a nie zbłądzisz wśród krętych, życiowych dróg"
Moce:
  *Władza nad ogniem (wszystko związane z jej żywiołem)
Umiejętności:
  *odporność na trucizny
  *czytanie w myślach
  *przemiana w wilka ognia
Partner/ka: szuka
Zauroczony/a w...: nie zdradzi..
Data urodzenia: 5.06.2011
Głos: - 

Od Mixi do Iverna

Siedziałam w jaskini przeglądając magiczne księgi, kiedy wszedł jakiś szary basior, a za nim Iverno.

- Cześć Iverno! - przywitałam się. - Kogo przyprowadziłeś?
Iverno skinął mi lekko głową na powitanie.
- Jestem Vane - przedstawił się szary wilk.
- I jak zgaduję chcesz dołączyć do watahy - uśmiechnęłam się.
Skinął głową.
- Jestem Mixi, Alpha Watahy Krwawej Nocy, co pewnie już wiesz od Iverna...
Rozejrzałam się wokoło i dodałam:
- Iv?
- Mam go oprowadzić, tak? - zapytał niechętnie.
- Tak! Ale wiecie co? Pójdę z wami - powiedziałam.
- To nie mogłabyś go sama oprowadzić? - marudził Iverno.
- No oczywiście, że nie, bo nie z Vane`m, ale z tobą muszę porozmawiać.
(Iverno? Vane?)

30 lipca 2014

Od Mixi do Ako

Po chwili odwróciłam się i powiedziałam:

- Nie, przykro mi.
Już chciałam odejść kiedy usłyszałam głos tego wilka.
- Hej! Zaczekaj!
- Co? - odwróciłam się przez ramię.
- Jak się nazywasz? Bo ja jestem Ako...
- Mixi.
Po krótkim wahaniu Ako zadała kolejne pytanie:
- Dlaczego nie chcesz stworzyć ze mną zespołu?
Chwilę pomyślałam po czym odparłam:
- Są dwa powody. Po pierwsze, jesteś za młoda, a po drugie... Wszyscy z którymi tworzyłam dobry zespół nie żyją.
Ako wyglądała na niezdecydowaną, więc ja po prostu odwróciłam się i odeszłam.
(Ako? Będziesz mnie gonić? xD)

Od Mixi do Alisona Jona

Kiedy już skończyłam go oprowadzać, oznajmiłam:

- Myślę, że powinieneś odpocząć. W końcu miesiąc ucieczki to nie byle co.
- No, dobra... - mruknął pod nosem. - To gdzie mam "odpoczywać"?
- Dlatego właśnie trzeba ci znaleźć norę - uśmiechnęłam się.
Zmarszczył brwi.
- Ja przecież nawet nie wiem jak ty masz na imię...
- No, tak... Jestem Mixi Alpha Watahy Krwawej Nocy - przedstawiłam się.
- Alison Jon.
- Skoro już znamy swoje imiona to chodźmy szukać tej nory!

(Alison Jon? Sry, że tak krótko, ale mam mało czasu i jeszcze 4 opowka do napisania...)

Od Akiko

Przechadzałam się bezcelowo terenami watahy. Nagle zobaczyłam plamę krwi. Najpierw nieźle się przestraszyłam, ale chwilę później odzyskałam zimną krew i ruszyłam dalej w poszukiwaniu dalszych śladach. Na początku szłam powoli, ale kiedy pomyślałam, że kawałek dalej może leżeć ktoś ranny przyśpieszyłam kroku. Po chwili zobaczyłam kolejne ślady. Podążając za śladami dotarłam na Plażę Gwiazd. Tam ślady gwałtownie się urywały. Zaczęłam się nerwowo rozglądać, ale kiedy spojrzałam za siebie krwi już tam nie było. Krzyknęłam przerażona. Ja chyba zaczynam chorować psychicznie, pomyślałam. Wtedy poczułam czyjąś łapę na ramieniu i film mi się urwał.
(Ktoś mi odpisze?:D)

Uwaga!!


Od Ako - Przyjaciel...

Włóczyłam się po lesie szukając zwierzyny do upolowania. Niestety nie miałam szczęścia. Zobaczyłam jednak w krzakach skrzyło, pomyślałam że jest to ptak. Postanowiłam spróbować szczęścia, które dotychczas mi nie dopisywało. Od razu bez namysłu rzuciłam się na zwierze. Okazało się że znowu nie miałam szczęścia to był wilk. Zaczęłam uciekać. Nie wiem kiedy, ale podczas biegu skaleczyłam się o coś ostrego. Zaczęłam kuleć, ale nie dawałam za wygraną wzniosłam się w powietrze niestety one też miała skrzydła lecz gdy chciałam przyspieszyć ogłuszył mnie krzyk dochodzący za mnie to pewnie byłą ona. Spadłam, na szczęście na krzaki, ale straciłam przytomność. Kiedy się obudziłam leżałam w czyjejś grocie nie wiedziałam co się dzieje, co robić, gdzie uciekać. Podeszła i dała mi trochę wcześniej upolowanego królika.
- Nie chc ę- powiedziałam cicho, lecz na tyle głośno, żeby zauważyć w moim głosie nie pewność i lekki ledwo rozpoznawalny strach.
- Jak tam chcesz, ale ledwo tak nie pociągniesz - westchnęła i spojrzała na moją łapę dopiero teraz spojrzałam, że jest cała we krwi, rana była głęboka i zakażona. Mówiła prawdę.
wtedy znów straciłam przytomność. Ocknęłam się dopiero na wieczór rana była opatrzona. Spojrzałam na nieznanego wilka i zaczęłam rozmowę.
- Dziękuje
- Niema za co - odpowiedziała
- Jak chcesz możemy stworzyć drużynę - Powiedziałam i nastała długa cisza...

(Mixi?)

Od Alisona Jona "No i spadłem"

Biegłem wielkimi susami ciesząc pysk, gdyż zgubiłem straże. Spojrzałem na ukradzione kolczyki Hermesa mojego ojca i jego bransoletkę z Piorunem Zeusa. Nie patrzyłem gdzie biegnę i jak biegnę, ważne aby być jak najdalej mojej watahy. Miałem dosyć tych wilków, zero w nich wigoru. Naglę podetknąłem się o wystający korzeń i stoczyłem się z wzgórza, przy okazji wpadając na jakąś waderę. Kiedy się zatrzymaliśmy zepchnęła mnie z siebie.
- Co ty robisz?! - wrzasnęła.
- Przepraszam, potknąłem się - powiedziałem ze skruchą.
Westchnęła w odpowiedzi. Patrzyłem na nią jak w malowany obrazek. Minęła tak spora chwila.
- Co cię sprowadzą w te tereny? - spytała zainteresowana.
- Hm... Ciekawość - uśmiechnąłem się.
- Ile już tak wędrujesz? - chciała wiedzieć więcej.
- Miesiąc? - skłamałem.
- Um długo - stwierdziła.
- Może odpoczniesz w watasze? - zaproponowała.
Hm... Mogę się zatrzymać przynajmniej będę miał schron na jakiś czas. 
- Ymm, dobrze - wyszczerzyłem zęby.
- To chodź oprowadzę cię  -również się uśmiechnęła.
To miło z jej strony. Nigdy nie poznałem tak uprzejmego wilka.

(Mixi?)

Od Nicole

Chodziłam po lesie. Byłam strasznie głodna. Od kilku dni nie jadłam ani nie piłam... Zobaczyłam rzeczkę. Ja najszybciej podeszłam do niej. Schyliłam głowę i zaczęłam pić. W wodzi dojrzałam ryby. Znużyłam całą głowę i zaczęłam łapać zwierzęta. Po kilku chwilach miałam w pysku dorodnego Karpia. Podniosłam się i odeszłam od brzegu rzeki. Zaczęłam jeść.
- Kim jesteś? - nagle usłyszałam
Najeżyłam sierść. Odwróciłam się. Zobaczyła jakiegoś basiora.
- Co cię to?-zapytałam

(Ktoś?)

Kisasi

kontakt: Horse39
Imię: Kisasi
Pseudonim/zdrobnienie: Sita
Płeć: Wadera
Wiek: 94 lata
Żywioł: Śmierć, Pogoda, Ból
Patroni: Selene i Fonos
Cechy charakteru: Kisasi jest arogancka i wredna. Chociaż jest doświadczona, często reaguje gwałtownie i porywczo. Inteligenta i bystra wilczyca wykorzystuje każdy swój atut, do osiągnięcia celu. Jest tajemnicza i oschła wobec innych. Jest też niezwykle zacięta i zdeterminowana, co w połączeniu z faktem, że jest mściwa i pamiętliwa, tworzy z niej kogoś, kto jest w stanie poświęcić wszystko, by się zemścić. Jest przebiegła i sprytna. Najbardziej ceni sobie niezależność, hart ducha, odwagę i brak litości. Może cię nienawidzić, ale jeśli zasłużysz na jej szacunek to będzie cię tolerować. Jest okrutna, bezlitosna i twarda, a ból nie robi na niej wrażenia. Świetnie kłamie i manipuluje, a sama jest żywym wykrywaczem kłamstw. Wyrachowana i obojętna na krzywdę innych wilczyca  to nie ktoś, z kim można zadzierać, jeśli nie jest się od niej silniejszym.
Cechy charakterystyczne:  Liczne blizny na całym ciele
Stanowiska: Zabójca
Historia: Urodziła się w najzimniejszej części świata. Jej ojciec już nie żył. Była najstarsza z rodzeństwa i najwytrwalsza. Jedyna przeżyła ciężką zimę. Jej matka była okrutna i oskarżała ją o wszystko. Torturowała ją, znęcała się nad nią, jednocześnie trenując. Chciała, by Kisasi zabiła wszystkich jej wrogów i od urodzenia ją do tego szykowała. Kisasi mając dość, zabiła matkę mając niewiele ponad rok. Zrobiła to z zaskoczenia i tylko dlatego się jej udało, bo jej matka była świetną wojowniczką, wiecznie czujną. Po raz pierwszy zaufała córce i usnęła przy niej, osłabiona po walce. A ta ją zamordowała. Kisasi porzuciła swoje imię - Unisitusa, oznaczające ,,mrok'' i przyjęła imię Kisasi, czyli ,,Zemsta''. Od tej pory jako szczeniak błąkała się po świecie, ale ciężki trening, ciągła głodówka i trudny klimat, w którym się wychowała sprawił, że była zahartowana. Uparcie trenowała i jako półtora roczne szczenie wymordowała kilka rodzin wilków. Ich stado chciało się zemścić i dopadło ją w jej drugie urodziny, ale było niewielkie, więc Kisasi część zabiła, a resztę złapała i ćwiczyła torturowanie i różne metody odbierania życia. Po tym zaczęła podróżować i wszędzie, gdzie była znajdywała sobie wrogów i ich zabijała. Całe swoje życie poświęciła treningom i walkom. Po latach koczowniczego i dość krwawego trybu życia trafiła tu i - choć nie chce - to zamierza tu zostać na jakiś czas.
Motto: ,,Każda bliska Ci osoba staje się Twoim słabym punktem''
Moce:
  *Zmiana w cień
  *Panowanie nad pogodą
Umiejętności:
  *Szybkość
  *zwinność
Partner: nie szuka
Zauroczony/a w...: Nie wierzy, że istnieje takie coś jak miłość
Data urodzenia: 13.11.1920
Talizman: Zgubiła go... Był to kieł jej matki
Nora: Nie posiada, codziennie się przenosi

29 lipca 2014

Wyprawa

*najodważniejsi: tu ci, którzy zdobędą najwyższe miejsca w konkursie na horror
*najbardziej wytrwali: tu ci, którzy napisali bardzo dużo opowiadań w ostatnim czasie lub piszą regularnie
*najmądrzejsi: tu ci, którzy rozwiążą zadanie kwalifikacyjne
*najsilniejsi: tu ci, którzy... no cóż... każdy wie co oznacza "mieć silnego ducha"...?
Oczywiście po wytypowaniu przez nas kandydatów będzie można zrezygnować, ja was do niczego nie zmuszam, ale uważam, że to może być fajny event i że warto wziąć w nim udział.

Od Akumy do Narcyzy - Wprowadzenie do wyprawy

  Skinąłem potakująco głową. Znałem tę drogę, ale przez chwile uleciała mi z pamięci.
- W drogę - oznajmiłem i ruszyliśmy wąską ścieżką
  Nie rozmawialiśmy wiele, tylko co jakiś czas zwracaliśmy uwagę na drobne elementy, które można by wykorzystać podczas obrony tych terenów lub akcji skrytobójczej czy szpiegowskiej. Wreszcie dotarliśmy do płyty śmierci. Nie była dla nas zbytnim zagrożeniem, przez wiele lat współpracy nauczyliśmy się działać synchronicznie... choć to nie była ta sama synchronizacja jaką osiągnąłem z Argoną.
  Zeskoczyliśmy z płyty po drugiej stronie. Dalej do nory Mixi była już prosta droga. Byliśmy tam w kwadrans. Nasza Alpha siedziała przed jaskinią nad jakąś mapą.
- Przybyłem na wezwanie, pani - powiedziałem poważnie kłaniając się lekko - Cień powiedział mi o Krysztale
- Zgadza się - Mixi skinęła głową znad papieru - Będziemy musieli go odzyskać... ale nie za bardzo wiem gdzie go szukać ani nawet kto go ukradł...
- W takim razie musimy udać się do wyroczni. Ona będzie wiedziała...
- Zgoda... ale nie zrobimy tego sami. Do tego potrzeba kilku osób... najlepiej... 7...
- Więc 7 najodważniejszych...
- Ale jak zamierzacie ich wybrać? - zapytała niespodziewanie Narcyza
- To proste - ucięła Mixi, a ja uśmiechnąłem się paskudnie - Sprawdzimy kogo dręczą najgorsze koszmary...

Od Ketsurui'ego do Sombry

  Wyszedłem zza krzaków. Dyszałem lekko po niedawnym biegu. Może przez to mnie usłyszała?
- Cóż, masz mnie - uśmiechnąłem się lekko kpiąco - Co teraz? Pójdziesz ze mną do Alphy?
- Do Alphy? - zdziwiła się - Jakiej Alphy?
  Spojrzałem na jej zdziwiony pysk i roześmiałem się radośni. Roześmiałem się radośnie. Znów grałem. Póki przedstawienie trwa, muszę grać. A ono jeszcze się nie skończyło, muszę czekać. 
- Nie wiesz? Znajdujesz się na terenach Watahy Krwawej Nocy i szczerze mówiąc skoro nie należysz do watahy to chyba ja powinienem zaprowadzić cię do Alphy.
- A może dasz mi spokój i pójdziesz swoją drogą? - wadera błysnęła zębami
- Owszem, jeśli tylko ty pójdziesz swoją i odejdziesz z watahy - odpowiedziałem z szerokim uśmiechem - Być może nawet nie umieszczę cię w kronice, kto wie?
- Nie mam zamiaru zawracać, a wszystkie pozostałe drogi prowadzą przez tą twoją watahę
- W takim razie możemy walczyć, choć wolałem uniknąć "Rozlewy Krwi" - zacząłem delikatnie rozwijać bandaż na łapie
(Sombra?)

28 lipca 2014

Od Shailene do Mordimera

(c.d. tego )

Chwilę obserwowałam jak szczeniak układa się w trawie, po kilku minutach odeszłam i również położyłam się na trawie kątem oka obserwując, jak jego oddech staje się miarowy.
Kiedy upewniłam się, że Mordimer już śpi ruszyłam do głównej części jaskini, gdzie przysiadłam pod ścianą i z wielką uwagą obserwowałam skalną szczelinę.
-Tofisia?- wyszeptałam cicho, nic mi nie odpowiedziało, w sumie nie dziwiłam się, że nie ma jej w jaskini, ale jednak coś mi mówiło, że jej nieobecność nie wróży nic dobrego.
Wyszłam na dwór dopatrując się księżyca, wskazywał, że jest około trzeciej w nocy.
Pokręciłam głową i ruszyłam do środka.

O świcie obudziłam Mordimera przestępując nerwowo z nogi na nogę.
-Co się stało... - zapytał otwierając oczy.
- Idziemy szukać Tofisi, jeśli chcesz - powiedziałam odwracając głowę w jego stronę.

(Mordimer? Przepraszam, że tak długo nie pisałam, w sumie, to sama nie wiem czemu :C To chyba najkrótsze opo. jakie kiedykolwiek napisałam XDD )

Od Seldy - Duch

Była noc, Antonio mnie obudził...
- Co się stało? - powiedziałam z małymi oczkami...
"Seldy... coś słyszałem... coś dziwnego muszę ci coś powiedzieć..."
- Idzi spać, jutro pogadamy - burknęłam z zniesmaczoną miną...
"Ale..."
- SPAĆ! - jeszcze raz powtórzyłam, bo ptak nie chciał mnie słuchać...
Rano obudziłam się a przed mną leżała... czaszka...
- AAAA!!!! - krzyknęłam i odskoczyłam z przerażenia... - Antonio! - jeszcze raz krzyknęłam żeby figlarz tu przyleciał...
"Co?"zapytał się nic nie wiedzący.
- To! - pokazałam łapą czaszkę...
"Ale... to nie ja..." odpowiedział trochę przestraszony...
- Jak nie ty to kto?! - powiedziałam patrząc na niego ze złą, ale też z przestraszoną miną...
"Właśnie to chciałem ci powiedzieć... ostatnio w Puszczy działy się dziwne rzeczy... to chyba przez to że zbliża się noc świętojańska..."
- Bajki dla małych wilczków... - powiedziałam ironicznie...
"Może bajki ale chyba było by lepiej się przenieść..."
- No... nie wiem, dopiero się tu wprowadziłam... - odpowiedziałam z zmienną miną.
"Wolisz zostać w nowej norze czy żyć?"
- Pfffff.... no dobra ale jutro... dzisiaj mi się nie chce... - powiedziałam ze złą miną...
"Ale jesteś uparta!"
- A ty co? Nadopiekuńczy kurczak! - powiedziałam mu prosto w twarz bo się już trochę zdenerwowałam... - Idę się jeszcze trochę zdrzemnąć, bo jestem niewyspana....
Zasnęłam, ale zaraz się obudziłam...usłyszałam na zewnątrz jakiś szelest..
- Antonio? - powiedziałam trochę niespokojna...
Wyszłam z nory i szłam w stronę szeleszczącego lasu... gdy przeszłam przez duży krzak znalazłam się na planie ... na jej środku był Antonio odwrócony plecami...
- Antonio? Co tu się deje? - spytałam i podeszłam do ptaka, ale gdy mrugnęłam... zniknął...usiadłam i rozglądnęłam się, nie wiedziałam co się dzieje... nagle przed mną pojawił się biały wilk z zasłoniętymi oczami.... tak się przestraszyłam że podskoczyłam...
- Kim jesteś....? - zapytałam się z dreszczem...
- Jestem TeN!shi*....
"TeN!shi*? O nie czemu akurat on!" pomyślałam...
- Proszę! Nie zabijaj mnie!... - prosiłam i podwinęłam ogon...
- Nie zabije cię....
- Nie? Myślałam że zabierzesz mi oczy... - uspokoiłam się po odpowiedzi zjawy...
- Nie zabiorę ci oczu... są tak piękne i mają tak piękną właścicielkę, że mnie powstrzymują.....
Trochę się zarumieniłam i zapytałam:
- Więc po co mnie tu "przywlokłeś"?
- Chciałem popatrzeć na nie...
- Popatrzeć? - trochę się zdziwiłam bo duch miał zasłonięte oczy...
- Widzę nawet bez oczu... i chciałem ci to dać. - wilk wyciągnął łapę w której trzymał list i diamentowy pierścień.... podał mi go i zniknął a ja się obudziłam..
- Uffff.... to był tylko sen - powiedziałam z ulgą... ale zobaczyłam przed mną list i pierścień.."To nie był sen..." pomyślałam i wzięłam list:

,,Nawiedziłem cię ponieważ mieszkasz w mojej starej noże, chciałbym żebyś się z niej wyprowadziła i zakopała... bo źle mi z tym... dałem ci pierścień żebyś o mnie pamiętała i mnie odwiedzała...(czasem) spójrz w pierścień gdy będzie ci smutno albo stracisz nadzieję..."

Popatrzałam na pierścień... od razu zrobiło mi lepiej... założyłam go i zawołałam Antonia...
- Antonio!
"Co?"
- Pomożesz mi się spakować?
"Po co?"
- To długa historia...

Tego dnia zwinęłam skórę niedźwiedzia, zabrałam gniazdo, wzięłam w pysk lampę i zakopałam norę....
-No... teraz szukać nowego domu... - powiedziałam z uśmiechem i poszłam na Polane Pana .... żeby pomyśleć co dalej...

*odpowiednia pisownia tego imienia jest ważna, bo jak na ironie ten zły i okrutny duch ongiś nazywany był "Tenshi" co z języka japońskiego oznacza "Anioł"

Od Sombry

Szłam laskiem. Bo co niby miałam robić? Uciekałam dniami i nocami walcząc z moim nałogiem. Na próżno? Cóż, może nie, ale na pewno jest lepiej niż przedtem. Przynajmniej umiem się częściowo powstrzymać od krwi. Urocze.
Jeżeli ktoś, kto mnie śledził uważał, że go nie słyszę, to się mylił. I to bardzo. Od ponad pół godziny słyszałam za sobą uciążliwe szelesty. Nie mówię, że ten ktoś nie umiał się skradać. Po prostu miałam wyostrzony słuch. 
- Zlituj się. Słyszę ciebie. 
W tej chwili skradanie ucichło. 
- Jestem najlepszy w tych sprawach.
- Nie widać.

(Jakiś basioreg? ;d)

27 lipca 2014

Od Erny do Mordimera

  Wraz z tajemniczym wilkiem i Mordimerem przyszła nowa nadzieja. Patrzyłam jak basior zamienia się w smoka i zaczyna atakować. Z początku demona za bardzo to nie interesowało. Na szczęście w chwili, kiedy Iverno stał już jedną nogą w grobie, demon odwrócił się i podniósł łapę. Jak najszybciej podbiegłam do basiora i przeciągnęłam go dalej od walki. Smok dalej walczył z demonem, choć ten nie wydawał się szczególnie poruszony walką. Tak jakby to wszystko było tylko żmudnym obowiązkiem którego się podjął. 
  W podskokach podbiegłam bliżej demona. Mam naprawdę mało mocy i jedyna przydatna w walce to wywoływanie trzęsień ziemi. To też robiłam, na okrągło, bo chciałam się jakoś przyczynić do walki. Jedyne co tym osiągnęłam, to dezorientacja oprawcy. Niestety tylko częściowa. 
  I tak stałam, skupiając energię na trzęsieniu ziemią. Przyglądałam się demonowi. Cały płonął. Zaprzestałam używać mej jedynej przydatnej mocy i skupiłam się na próbie wywołania deszczu. Strach tak mnie omamił, że zaczęłam śmiać się w twarz sytuacji. Kiedy poczułam pierwsze krople na skórze, moje szczęście niemal mnie rozsadzało. Ogień na ciele demona trochę przygasł, co w sumie nie przysłużyło się kompletnie niczemu.
- Puff... - szepnęłam.
Błyskawica rozdarła zachmurzone niebo i trafiła w demona. Grzmot zbił mnie z nóg. Podniosłam się i otrzepałam. 

(Zinder? Mordimer? Może półżywy Iverno?)

Alison Jon

Kontakt: I'm Directioner . (Howrse)
Imię: Alison Jon
Pseudonim/zdrobnienie: AJ, Two Face
Płeć: Basior
Wiek: 5 lat (nieśmiertelny)
Żywioł: Magia, Kineza,
Patron/i: Zeus, Hermes
Cechy charakteru: Orientalny, zwinny, agresywny,zaskakujący, nieprzewidywalny
Cechy charakterystyczne: Lewa część pyska w panterkę prawa biała, lewe ucho złamane, obroża z ogromnymi ćwiekami, krótki ogon, ma pręgowany grzbiet i lewą przedną łape, przeróżne kolczyki na prawym uchu i frędzle na tylnych łapach.
Stanowiska: Łowca
Historia: Od małego uwielbiał uciekać, teraz uciekł na stałe. Miał dosyć nudnych wilków ze swojej starej watahy.
Motto: Jeżeli masz wybór, wybierz najciekaszą drogę.
Moce: Panowanie nad żywiołami, telepatia, ektoplazma
Umiejętności: mistrz kradzenia, świetnie kłamie, pięknie śpiewa
Partner/ka: szuka
Zauroczony/a w...:
Data urodzenia: Wrzesień 19 2009
Talizman: kolczyki hermesa

Sombra

The ink fox - Commission by ShadeDreams
kontakt: I.D. Silus
Imię: Sombra
Pseudonim/zdrobnienie: Jak powiesz Som, zginiesz marnie. Nie mów tak. Bo będziesz wisielce. BUAHAHAHA
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata
Żywioł: Śmierć, umysł.
Patron: Poganinka c:
Cechy charakteru: złośliwa, wredna, skryta. irytująca, wybredna i wrażliwa.
Stanowiska: Mag
Historia: Urodziłam się w małym miasteczku. Nazywano je miastem Voodoo - nie wiedziałam dlaczego. Nie wiedziałam jednak, że przekonam się co znaczy ta nazwa na własnej skórze. Gdy byłam mała miałam dogodne życie - jedzenie, mamę i rodzeństwo w rezerwacie przyrodniczym. Gdy miałam zaledwie pół roku, ludzie wzięli mnie do małego pomieszczenia. Nalali mi czerwonej substancji i zostawili. Byłam tam rzez 3 dni i 3 noce. Nikt po mnie nie przyszedł. Miałam wtedy wstręd do barwy czerwonej. Jednakże umierałam z pragnienia. Wtedy wszystko się zaczęło. To co piłam, to był krew. Krew wilka. Gdy wrócili ludzie, miałam cały czerwony pysk. Oni zaśmiali się z szyderczym uśmiechem i od tamtego czasu dawali mi tylko świeże mięso i krew do picia. Gdy skończyłam okrągły rok, zaczęli mi podstawiać szczenięta pod nos. Nie dawali mi wtedy nic do picia, tylko szczenięta. Pragnęłam ich krwi. Wszystkie pozabijałam. Gdy ludzie wrócili włożyli mnie do klatki i zaczęli mi podkładać patyk do klatki. Targałam się jak szalona. W końcu byłam na moich pierwszych walkach psów. Nie obchodziło ich, że jestem wilkiem. Byłam tego samego wzrostu. Wygrywałam. Cały czas. Nadszedł jednak dzień, kiedy przegrałam z wilkiem. Ludzie mnie odstawili do rezerwatu. Już nie byłam im potrzebna. Żądza krwi byłą tak duża, że najpierw pozabijałam wszystkich braci i siostry. Na sam koniec zostawiłam rodziców. Trzymałam ich najdłużej jak umiała, jednakże krew kierowała moim organizmem. Kiedy już to zrobiłam, uciekłam jak najdalej stąd. Nie umiałam żyć. Nie umiałam polować. Z czasem się nauczyłam robić to w brutalny sposób. Teraz zdaję sobie sprawę, że nie umiem żyć inaczej. A wszystko zniszczyli ludzie.       (pioseneczka I See Fire <3 XD)
Motto: "Myślenie to niebezpieczne zajęcie"... <3 xD Z książki *,* :D:D:D Niech zgadnę... Zwiadowcy-Halt?
Moce:
  *Zwrócenie powietrza przeciwko przeciwnikowi
  *czytanie w jego myślach
  *wchodzenie do umysłu innego wilka (może kontrolować jego ruchy itd.)
  *umie rzucać uroki, zaklinać duchy oraz czytać przyszłość i przeszłość.
Umiejętności:
  *zwinna
  *wytrzymała
  *zmiana w ducha i boga śmierci
Partner: szuka
Zauroczony/a w...: nie oglądała wilków, wzięła się za formularz xD
Data urodzenia: 4.09.2012
Talizman: no nie... Jeszcze czego.
Nora: nie
Inne zdjęcia:
Jako duch
Jako śmierć

Od Seldy - Cd. Iverno

-Nikt mi nie sprawia problemów bo po 1.Nie mam wrogów. a po 2.Nie mieliby ze mną szans... a jak chodzi o watahę, to bardzo mi się tu podoba...
-A jak tam z twoimi sprawami towarzyskimi? - odparł nie wiedząc co powiedzieć.
-No... nie za dobrze - powiedziałam smutno.
-Nie masz przyjaciół? - powiedział jeszcze bardziej psując mój chumor...
-Nie... - odpowiedziałam a Inverno zatrzymał się i popatrzał na mnie z miną: "I co zrobiłeś Inverno?". Ja też na niego zerknęłam a on widząc że na niego patrze lekko się uśmiechnął żeby poprawić mi chumor... też sie lekko uśmiechnęłam patrząc na niego ze smutną miną...
-Już jesteśmy - powiedział pokazując mi miejsce - Którędy teraz? - powiedział, rozglądnoł się po okolicy i znów spojrzał na mnie...
-Hmmm - podniosłam głowę i troche pomyślałam patrząc od ścieżki do ścieżki...- Tędy! - wskazałam łapą małą wydeptaną dróżkę prowadzącą przez gaj.
Szedliśmy gdzieś z godzinę i wkońcu dotarliśmy do mojej nory.
-Już jesteśmy - powiedziałam
-Łał jak tu ładnie i spokojnie i tak cicho...- powiedział patrząc w korony drzew. - A to musi być twoja nora - pokazał pyskiem dziurę koło dużego starego dębu...
-Tak tam mieszkam - odpowiedziałam i weszłam.
W norze nie było ciemno bo na korzeniu wystającym ze ściany była powieszona lampa z świetlikami w środku, dzięki temu można zobaczyć całą norę...
-Jak widzę jeszcze nie umeblowałaś wnętrza, tutaj tylko jest dywan ze skóry niedziwiedzia i duża dziura w kamiennej ścianie w kształcie pół okręgu w której było widać gniazno... o i zauważyłem też drwi, do czego prowadzą?
-One prowadzą do magazynku... w nim przechowuje moje znaleziska.
-Czyli jesteś kolekcjonerką? Tak? - zapytał się trochę zainteresowany drzwiami.
-No... można tak powiedzieć. - odpowiedziałam z uśmiechem - Inverno...
-Tak? - odpowiedział patrząc na mnie z miną: "Ojejku! CO teraz powie?!"
-Przyznam, że ja ciebie lubię...- powiedziałam z rumianymi polikami - i... czy pomożesz mi umeblować norę?

(Inverno co odpowiesz? I jak zareagujesz?)

Od Arii do Zindera

  Akuma spojrzał ze szczątkowym zainteresowanie.
- Las jest spalony? - zapytał beznamiętnie patrząc na Zindera
- Tak - przytaknęłam skwapliwie podskakując bliżej basiora
- Zwierzęta zginęły? - ponownie zapytał, a ja znów przytaknęłam
- Czyli nie ma pośpiechu - mruknął kładąc głowę na łapach - Jak odłamek jeb** to nikomu się nic nie stanie.
  Basior zamknął oczy, a ja wydęłam policzki.
- O nie! Nie ma tak łatwo! - i nim Zinder zdążył powiedzieć "co zamierzasz zrobić?" skoczyłam całym ciężarem na dowódcę zabójców
  Akuma gwałtownie otworzył oczy ze zdziwieniem i obrócił się na drugi bok rzucając mną o ziemię. Jęknęłam z bólu, ale szybko się podniosłam
- No wiesz co? - fuknęłam - Chciałam cię tylko dobudzić!
- Kami... nie możesz się po prostu odczepić? - westchnął teatralnie
- Tak, jak uporamy się z tym odłamkiem! - uśmiechnęłam się uroczo
  Akuma podszedł do Zindera, położył mu łapę na ramieniu i powiedział
- Możesz robić co chcesz, ale nigdy nie próbuj wygrać z kobietą... jesteś przegranym nim jeszcze rozpoczyna się walka...
  Uśmiechnęłam się radośnie. Spojrzałam na mojego piekielnego ogarka, ale on nie wyglądał bynajmniej szczęśliwie. Kulił się z opuszczonymi uszami, niepewnie patrząc na czarnego basiora.
- Co mu jest? - zapytał Zinder również przyglądając się dziwnemu zachowaniu ogara
  Akuma patrzył nieruchomo w oczy potwora.
- Skąd go wytrzasnęłaś? - zapytał powoli
  Ern skulił się jeszcze bardziej
- Skąd...?
- Spotkałam go niedługo po przebudzeniu... - szepnęłam z niepokojem - Coś z nim nie tak?
- On...
  W tym momencie Ern zaskomlał, rzucił mi przepraszające spojrzenie i skoczył w mrok. Stałam osłupiała, wciąż wpatrując się w miejsce zniknięcia ogara.
- Ale...
- On był jednym z dowódców armii Argony - oznajmił Akuma - Prawie zabił Narcyzę. Mixi mi o nim mówiła. Mówiła, że uciekł i żebym przeszukał Tartar. Teraz już wiadomo gdzie przez cały czas był... Dobra, nieważne. Potem go zabiję. To gdzie ten odłamek?
(Zinder?)

26 lipca 2014

Dark Wood Circus, czyli wielki powrót Admina

Czyli w skrócie wasza kochana Adminka wróciła i już może normalnie funkcjonować! Jednocześnie Doctor, Akuma oraz Ketsurui wznawiają pisanie opowiadań!

Od Zindera - Cd. Mixi

Czarownik podszedł z lekkim ociąganiem do klatki wilczycy. To, że podobno umiała mówić, wszystko zmieniało. Przynajmniej jeśli faktycznie potrafiła. Mógł sprzedać ją komuś interesującemu, lub wykorzystać w inny sposób. W końcu na pewno była magiczna! Rozmarzył się nieco, jednocześnie szukając na wielkim stole czegoś przydatnego. Musiał działać jednak ostrożnie. W końcu nie było wiadomo do czego mogła być zdolna. Nie mógł zacząć od zwykłych tortur. Magiczna osłona działała bowiem w dwie strony. Nie mogła wyjść, ale jednocześnie nikt nie mógł jej tknąć. Westchnął ciężko nad dylematem.
- Szkoda. Wielka szkoda, że sam nie dowiem się jakim cudem potrafisz zrobić cokolwiek innego, niż bezmyślnie wgapiać się w sufit. - zaśmiał się paskudnie. - Może, jeśli odpowiednio cię spętam zaklęciami? - myślał głośno.
Pokręcił przecząco głową, odrzucając pomysł.
- Zrobię coś lepszego. Taaak, to będzie najkorzystniejsze. - wyszedł szybko z pomieszczenia, ale zatrzymał się po chwili. - Masz jej nie opuszczać na krok i zaraz przyślę ci pomoc. - wydał rozkaz strażnikowi i zniknął im z oczu.
Zmierzał do uwięzionego Zindera. Miał zamiar popracować nieco nad nim. W końcu na pewno oba wilki mówiły, lub przynajmniej dysponowały przydatnymi umiejętnościami. Jeśli zastosuje na nim zaklęcie posłuszeństwa, będzie musiał wykonywać wszystkie rozkazy.
(Mixi? xD)

Od Iverno - Cd. Seldy

Westchnąłem zdenerwowany. Brawo! Już lepiej nie mogłem zrobić. Jak tak dalej pójdzie to każda wilczyca będzie na mnie zła. Wstałem i przeciągnąłem się z jękiem. Poszukałem jej wzrokiem. Na szczęście nie odeszła zbyt daleko. Podbiegłem, szybko ją doganiając.
- Poczekaj! W końcu mówiłaś, że się zgubiłaś, nie? - zapytałem, uśmiechając się lekko.
Seldy przytaknęłam nie patrząc na mnie.
- Właśnie. W takim wypadku chyba mogę pokazać ci drogę. - zaproponowałem.
W końcu ile można leżeć i wypoczywać? Poza tym od wody zaczynały mnie już boleć kości.
- A wiesz gdzie mieszkam? - chyba się zdziwiła.
- Em... nie, ale zaprowadzę cię w okolice wspólnych jaskiń, a stamtąd na pewno trafisz. Poza tym, chętnie nadrobię zaległości i cię odwiedzę. Może będziesz potrzebowała pomocy przy urządzaniu wnętrza? - paplałem, sam nie wiedząc kiedy stałem się tak bardzo wylewny.
Musiałem się pilnować bo jeszcze bym ją czymś uraził. Taki już mój urok. Niekiedy zbyt wiele gadam i nie zastanawiam się nad konsekwencjami.
Minęliśmy niewielką polankę na której gęsto rosły fioletowe, mocno pachnące kwiatki. Ptaki świergotały radośnie w całej okolicy, jakby coś świętując. Gdy cisza stała się dla mnie zbyt uciążliwa zapytałem.
- Jak ci się podoba w naszym stadzie? Czy ktoś sprawia ci jakieś problemy? - spojrzałem badawczo na Seldy.
(Seldy?)

Od Iverno - Cd. Vane'a

Westchnąłem wymuszenie i spojrzałem ciężkim wzrokiem na nieznanego wilka.
- W sumie... nie widzę powodu dla którego nie mógłbyś. - powiedziałem po chwili, podchodząc.
Wiem że wypadałoby się przedstawić ale absolutnie nie miałem na to ochoty. Pewnie przez ten paskudny humor który nawiedził mnie już kilka dni temu i nie chciał odpuścić. Przyjrzałem się uważnie rozmówcy. Szary wilk z wielkimi skrzydłami... ładnie. Ciekawiło mnie skąd ma bliznę przy oku, zapewne wiązało się to z jakąś ciekawą historią.
- Ech... zabiorę cię do Alfy. - powiedziałem gdy cisza zaczynała się przedłużać. - A przy okazji jestem Iverno. - dodałem, bo jednak wypadało.
Wilk chyba się uśmiechnął lekko.
- Ja jestem Vane. Daleko do Alfy? - zapytał zrównując się ze mną.
- Nie, ma nieopodal jaskinie. Tak jak inni członkowie. Myślę, że spodoba ci się u nas.
Przystanęliśmy przy wejściu do jaskini Mixi. Wskazałem ruchem głowy aby wszedł śmiało.
(Vane? Mixi?)

23 lipca 2014

Od Vane`a

Szedłem już kilka dni w poszukiwaniu jakiejś wody. Kiedy zauważyłem jakieś jezioro bez wahania do niego podbiegłem. Piłem łapczywie nie zwracając na nic uwagi.
- Ej! Ty tam! - usłyszałem głos za plecami. Postanowiłem go zignorować.
- Mówię do ciebie - osoba, która mówiła była wyraźnie zirytowana.
- Coś się stało? - zapytałem nie odwracając się.
- Owszem, stało się - wycedził ten ktoś przez zęby. - Nie należysz do watahy, a przebywasz tutaj.
- Do watahy? - zapytałem z większym zainteresowaniem. - Jakiej watahy?
- Watahy Krwawej Nocy... - westchnął mój rozmówca.
- Mogę dołączyć? - spytałem odwracając się.

(Ktoś?)

22 lipca 2014

Vane


kontakt: Iva (hw)
Imię: Vane
Pseudonim/zdrobnienie: -
Płeć: Basior
Wiek: 2 lata (nieśmiertelny)
Żywioł: śmierć, miłość
Patron/i: Tantos i Arfodyta :D
Cechy charakteru: Miły, romantyczny, podrywacz, dla niektórych złośliwy, szybko traci opanowanie, a kiedy naprawdę wkurzony nieobliczalny, potrafi świetnie kłamać, nie wyznaje swoich uczuć ponieważ boi się odrucenia
Cechy charakterystyczne: Nie ma źrenicy ani tęczówki, ale widzi. Ma bliznę pod prawym okiem.
Stanowiska: Zwiadowca
Historia: Uciekł ze swojej poprzedniej watahy z powodu złamanego serca. Oczywiście nie chce się do tego przyznać i wszystkim rozpowiada, że była wojna, kiedy był mały i rodzice kazali mu uciekać. Nikomu nigdy nie opowiedział prawdziwej wersji historii ponieważ bał się, że uznają go za beksę.
Motto:  "Życie jest jedyną grą, w której bez względu na wybraną strategię wynik jest z góry znany."~ A. Majewski
Moce: nieodkryte
Umiejętności:
*niewidzialność
*telepatia
*telekineza
Partner/ka: szuka
Zauroczony/a w...: szuka tej jedynej...
Data urodzenia: Wrzesień 18 2012
Talizman:

Nora:

Głos: Kuroshitsuji Bookof Circus opening

21 lipca 2014

Od Seldy - Cd. Iverno

-Co ty tu robisz?-powiedział zmęczony Iverno
-No.... szłam sobie do nory, zagapiłam się i źle skręciłam i się zgubiłam... no i... zobaczyłam ciebie i podeszłam...
Ale Iverno już mnie nie słuchał, tylko wygodnie się usadowił i zasnął.
-Iveno?-powiedziałam chcąc go obudzić.
-Ja nie śpię... -powiedział nagle się budząc...
-Jak widzę... nie słuchasz mnie... to ja chyba sobie już pójdę.-powiedziałam ze spuszczonym łbem i poszłam w las...

( Iverno? Co zrobisz? )

Od Mixi do Zindera

- JAK MOGŁEŚ?! - ryknął. - JAK MOGŁEŚ ZOSTAWIĆ JĄ SAMĄ W KOMNACIE!!!
Strażnik popatrzył na niego ze skruchą.
- IDŹ TAM!!! NATYCHMIAST!!!! - dalej wrzeszczał czarownik.
Strażnik wybiegł z sali, a do czarownika chyba dopiero teraz dotarł sens jego słów. W zastanowieniu zmarszczył brwi.
- Mówi...? - mruknął sam do siebie.
***
Strażnik wbiegł do mojej sali. Wyglądał na przerażonego, lecz po chwili strach zamenił się w gniew. Chyba miał z mojego powodu problem, pomyślałam z uśmiechem. Po kilku minutach znoszenia gniewnych spojrzeń rzucanych mi przez strażnika do sali wszedł czarownik.
- Witaj, moja droga - powiedział do mnie ze sztuczną uprzejmością. - Raczej sama nie zechcesz mi niczego powiedzieć, więc mam inny sposób - uśmiechnął się chytrze wyciągając zza pleców...

(Zinder? Sorry, że tak długo, ale wena mi siada...)

18 lipca 2014

Od Iverno

Iverno wypoczywał po dość paskudnej nocy pełnej koszmarów. Leżał wygrzewając się na słońcu. Wokół panowała cisza i spokój. Właśnie tego mu było teraz trzeba. Wyciągnął się na płaskim kamieniu górującym nad niewielkim jeziorkiem. Przymknął leniwie oczy, chcąc odpędzić widmo ostatnich wydarzeń. Coraz bardziej zaczynała doskwierać mu samotność. Nie wiedział czy to dlatego, że pojawił się Zinder rujnując wszystko, czy po prostu. Z tego co pamiętał, nigdy nie potrafił znaleźć miejsca dla siebie. Planował niebawem odejść, tak po cichu jak to tylko możliwe. Aby nikt nie pamiętał jak miał na imię i czy w ogóle istniał. Z przemyśleń wyrwał go nagły hałas. Nie chciało mu się jednak otwierać oczu. Był zbyt niewyspany. Ponownie pomyślał o Zorrie która zmartwychwstała i ponownie zachowywała się wobec niego dziwnie. Najpierw głupio się zakochała kompletnie go nie poznając ani nie interesując się jego przeszłością, niczym... a teraz traktowała go jak najgorszego wroga. Westchnął, układając się wygodniej. Nagle otworzył oczy przerażony. Koło niego siedziała biała wilczyca.
- Cześć. - powiedziała Seldy.
- Wybacz, chyba przysnąłem. - odparł nie zmieniając pozycji.
(Seldy?)

Od Jacka - Jak dotarłem?

Byłem załamany że Seldy nie żyje więc opuściłem "Krąg Śmierci" i poszedłem w las. Szedłem cały czas myśląc tylko o niej, usłyszałem jakiś szmer za sobą... zacząłem biec bo byłem w tej chwili za słaby psychicznie żeby walczyć. Nagle wpadłem na jakiegoś wilka. To był strażnik...
-Czego chcesz?-powiedział ostro basior.
-Ja...ja tylko szukam nowej watahy...
Powiedziałem przełykając ślinę. Basior uspokoił się i trochę myślał...
-Hmmm... możesz dojść do nas, chętnie przyjmiemy nowych członków...
-Na serio!?
-Chodź zaprowadzę cię do watahy...
Powiedział strażnik i poszedł w las. Ja oczywiście poszedłem za nim. Po dłuższej wędrówce dotarliśmy...
Tak znalazłem się w tej watasze...

Jack Eyeless


Kontakt: Amelia228998 (hw)
Imię: Jack Eyeless
Zdrobnienie: Eyes
Płeć: Basior
Wiek: 15 lat (nieśmiertelny)
Żywioł: śmierć i halucynacje
Patron: Hefajstos i Tantos
Cechy charakteru: Stanowczy, spokojny, nie lubi gdy ktoś mu przeszkadza, lubi gdy ktoś o coś go prosi, czuły ale też zimny, czasem nerwowy
Cechy charakterystyczne: czasem zakłada niebieską maskę, czarne futro, świecące oczy
Stanowiska: Zwiadowca
Historia: Gdy był mały jego wataha zginęła na wojnie. Wychowały go demony, jak dorósł postanowił pójść w świat. Założył "Krąg Śmierci". Czół się tam jak w domu. Do kręgu dołączyła też Sally , Jeff i Seldy. Jack i Seldy byli najlepszymi przyjaciółmi... ale gdy Seldy zginęła wszystko się zmieniło. Jack się załamał odszedł z "Kręgu Śmierci", znalazł tę watahę i postanowił do niej dołączyć. Może ona zapełni tę pustkę w sercu...
Motto: "Cukierek albo Śmierć?"
Moce:
* Zamiana w demona,
* hipnotyzowanie wilków,
* zamiana dowolnego wilka w małą myszkę i przywrócenie mu normalnej postaci,
* opanował podstawy czarnej magii
Umiejętności:
* w ciemności znika jakby go nigdy nie było,
* odbieranie mocy,
* może rozłupać głaz albo przelecieć górę na wylot,
* wysoki skok
Partner: szuka
Zauroczona w...:  przyznam że Mixi jest nawet ładna...
Data urodzenia: Sierpień 9 1999
Talizman
Nora:
Głos: - Z Seldy
Inne zdjęcia:
- na skale
- jako człowiek
- demon

Urodziny Maggie!

Wszystkiego najlepszego! Szczęścia, zdrowia i tak dalej... Aaa i oczywiście weny w pisaniu.

P.S. Sorry, że spóźnione, nie miałam dostępu do internetu...

16 lipca 2014

Nowa wilczyca! Myoo

kontakt: Karmen9
Imię: Myoo
Zdrobnienie: Rin
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata nieśmiertelna
Żywioł: Ogień
Patron: Boginia (mają być wybrane z tej zakładki)
Cechy charakteru: Silna, Przyjazna
Cechy charakterystyczne: Długie Pazury i Ogon
Stanowiska: Omega
Historia: Wyrzucili ją z Watahy i znalazła WŁAŚCIWĄ. Zastanawia się tylko czy będzie Idealna.
Motto: Motto – cytat poprzedzający treść utworu, umieszczony tam celowo przez autora, aby wywołać na odbiorcy określone skutki zgodne z zamysłem autora. (Chodziło o konkretny cytat a nie formułkę:) baka ) 
Moce:
* Woda
Umiejętności:
* Skakanie
* Pływanie
Partner: szuka
Zauroczona w...:  Zinder
Data urodzenia: Grudzień 18 1998
Talizman": Aga Sobel: Wilki szósty wisiorek (Również proszę o przesłanie linku) 
Nora: Wataha Bliźniaczych Wader: Tereny pierwsza nora (Jak wyżej, link ze zdjęciem)
Głos: Wycie Wilków pierwszy film (chyba nie muszę się powtarzać że proszę o kontakt w celu uzupełnienia profilu)
Inne zdjęcia: mroczny-aniol-smierci-z-mieczem.jpg pierwsze zdjęcie (Link nie działa)

14 lipca 2014

Od Seldy

Wracałam właśnie z Północnej Puszczy na tereny watahy, nagle zauważyłam jakiś cień, nie wiedziałam skąd on jest. Rozglądnełam się i zobaczyłam ptaka który jak szybko się pojawił tak zniknął, jednak zdołałam mu się przyjrzeć. Gdy już dotarłam na miejsce poszłam do biblioteki i szukałam książki o ptakach...
-Czego szukasz?-zaczepiła mnie Mixi.
-Szukam ptaka...
-Jak się nazywa?
-Nie wiem nie znam takiego ptaka...
-Hmmm... ja się dobrze znam na ptakach. Jak on wyglądał?
-Był średni, niebieski, na policzkach miał czerwone kółka, miał żółty brzuch, duży złoty czub jak u kakadu, dwa ogony z długimi błyszcząco-niebieskimi piórami i cztery ogromne skrzydła..
Mixi stanęła jak słup, patrzała się na mnie z zdziwioną miną.
-Co?-powiedziałam.
-Nie wieże! Spotkałaś "Rajskiego Ptaka"! To zagrożony gatunek!!!
-Zagrożony...?
-Ten ptak jest strasznie RZADKI!
-To w końcu zagrożony czy rzadki?
-No i to i to...Gdzie go spotkałaś?
-Nooo..... w Północnej puszczy...
Nastała krótka cisza Mixi zamyślona patrzała na mnie z zazdrosną ale też z spokojną miną..
-Hmmmzmmm... Bardzo chciałabym go zobaczyć...Ale nie mam czasu..
-Może się da go oswoić?
-Nie wiem, ale spróbuj-po tych słowach Mixi zniknęła..
na następny dzień wzięłam w pysk koszyk i poszłam na polane gdzie 2 miesiące temu posadziłam róże...
-Jak widzę wyrosły, piękne, czarne i zabójcze.
Zauważyłam w oddali ptaka który jadł moje róże...
-Co on robi przecież te róże są zabójcze!!!-Krzyknęłam i podbiegłam do ptaka zobaczyć czy nic mu nie jest. On tylko podniósł głowę, nagle zobaczyłam tego samego ptaka co wczoraj.
-To ty...
"Tak, to ja... ten ptak którego widziałaś już wcześniej..." Usłyszałam w myślach. Ptak odwrócił się do mnie przodem uśmiechnął się i ukłonił odsłaniając wszystkie, piękne, lśniące pióra...nie wiedząc co zrobić też się ukłoniłam a on zaczął śpiewać piękną piosenkę! Jak skończył usłyszałam w myślach "Przylecę jutro.. i jestem Antonio.." potem odleciał.
Nazajutrz przeczytałam w księdze o "Rajskim Ptaku" i w ZACHOWANIE było napisane: Jak "Rajski Ptak" ukłoni ci się, oznacza to że chce się zaprzyjaźnić... jak potem zaśpiewa przepiękną piosenkę znaczy to że postanowił towarzyszyć ci do śmierci. Jeśli zginiesz on też zginie...
'Do śmierci!?Ale ja jestem NIEŚMIERTELNA a ten ptak chyba nie!"-pomyślałam i szybko zamknęłam księgę ponieważ czytałam po ciemku i usłyszałam kroki za sobą...
-Seldy? Co ty tu robisz?-zapytał Iverno.
-Ja...ja... ja czytam!-powiedziałam nie chcąc nic powiedzieć o nowym towarzyszu...
-Raczej czytałaś... no idź już do nory jest późno!-powiedział i poszedł.
Rano postanowiłam że przedstawię wilkom Antonia... Więc poszłam z nim na tereny watahy i nagle zaczepiła mnie Mixi...
-Cześć Seldy!-przywitała się Mixi.
-Cześć, Mixi...
Zanim zdołałam coś powiedzieć Mixi mi przerwała i zapytała się...
-Czy to...Rajski Ptak?!
-Tak i dlatego chciałabym żebyś zawołała wszystkich żebym mogła go przedstawić...
Gdy już wszyscy przyszli byłam w samym środku kręgu wilków..
-Dzień dobry wszystkim...Chciałabym wam przedstawić Antonia-powiedziałam nerwowo i trochę nieśmiało..
-Antonio jest "Rajskim Ptakiem"...
-To "Rajski Ptak"?! Nie wieże!-Powiedziała jakaś wadera...
Jak już było po wszystkim, podszedł do mnie Inverno.
-Dlatego czytałaś po nocach.. ale czemu nic nie powiedziałaś???
-No ja.. jestem nieśmiała przy basiorach...-Powiedziałam i przeteleportowałam się z Antonim do swojej nory.. "Ty nie jesteś nieśmiała przy basiorach... tylko przy nim" usłyszałam w myślach głos Antonia.
-To.. to nie prawda!
Spojrzałam na niego ze złą miną ale szybko ją zastąpiła zawstydzona mina z rumianymi polikami...

Tak poznałam mojego towarzysza i najlepszego przyjaciela na wieczność.

12 lipca 2014

Od Iverno - Cd. Zorrie

Iverno westchnął zmęczony. Najwyraźniej utrzymywanie postaci elfa męczyło go bardziej niż myślał. Już po chwili był zmuszony ponownie być wilkiem. Zinder widząc to, zrobił to samo.
- No proszę. Zestarzałeś się. - zaśmiał się głośno.
Iv spojrzał na niego ciężkim wzrokiem.
- Co zamierzasz? Musimy pomóc innym. Nie wiadomo czy przez tornado ktoś jeszcze nie potrzebuje pomocy.
Zinder zrobił wielkie oczy.
- O rany! Faktycznie! Muszę sprawdzić co z Maggie, Arią i Mixi! - zaczął się nerwowo kręcić w kółko. - Dobra. Ty idziesz z Zorrie na północ. Zobaczcie czy nikt nie jest ranny, a ja poszukam Mordimera i pójdę z nim do... - zamyślił się na chwilę - Maggie. Najpierw ona.
Zawrócił i podszedł jeszcze do Zorrie.
- Tylko bądź grzeczna. - uśmiechnął się szeroko.
Iverno również ją dostrzegł. Był nieco zdziwiony, ale całkiem zadowolony.
- Widzę, że lepiej się czujesz. - powiedział podchodząc do niej.
Najwyraźniej nic nie wiedział o jej nagłym wypadku. Zinder również się uśmiechnął.
- Wiesz. Kiedy ją spotkałem, bawiła się w zombie. Więc tak, zdecydowanie jej lepiej. - przybrał postać błękitnego ptaka i poleciał w kierunku jaskiń.
(Zorrie? ^^)

11 lipca 2014

Seldy

kontakt: Amelia228998 (hw)
Imię: Seldy
Zdrobnienie: Slender
Płeć: Wadera
Wiek: 6578 lat (nieśmiertelna)
Żywioł: Ból, mrok i zapomnienie
Patron: Algos, Fonos
Cechy charakteru: 
NORMALNA : dobra, miła, romantyczka, czuła, spokojna, przyjacielska, mądra, trochę nerwowa, zwykle cicho.
W WŚCIEKŁOŚCI : agresywna, krwawa, nieustraszona, potworna, straszna, okropna, może zabić
Cechy charakterystyczne:  niebieskie oczy, wyblakłe futro i trzy ogony, gdy się wścieknie oczy się jej robią czerwone , powiększają jej się pazury i kły, jej futro robi się czarne, nie da się jej zabić ma w końcu pseudonim SLENDER
Stanowiska: Wojownik
Historia: Kiedyś z Jeff, Jack, Ben i Sally byli zabójcami, nazywali się "Kręgiem Śmierci". Ale raz... coś poszło nie tak i Seldy zginęła. Ożywił ją Horkos i poprosił Boginie zapomnienia o to żeby wymazała jej pamięć... żeby Seldy już nigdy nie była zabójcą. Zostawił ją tutaj i zniknął. Sama Seldy nic nie pamięta i zwykle rozmyśla nad swoją amnezją...
Motto: "Demon to droga do wszystkiego"
"Jak cie nie wzmocni to zabije"
"Jeśli demon towarzyszy ci przez cały czas, uznaj go za przyjaciela niż wmawiać mu że jest twoim najgorszym wrogiem"
Moce:
* Odbieranie duszy,
* przyzywanie złych mocy,
* przyzywanie duchów,
* ożywianie zmarłych
Umiejętności:
* teleportacja (ona ma to w genach),
* znikanie,
* bardzo zwinna, gdy się wścieknie na kogoś i będzie go goniła może nawet rozwalić głaz na wylot, * dobrze się zna na hodowaniu kwiatów śmierci i róż życia,
Partner: szuka
Zauroczona w...:  jeszcze nie znalazła...
Data urodzenia: Wrzesień 28 4564 rok p.n.e
Talizman
Nora: śpi w "Północnej Puszczy" (duchy i potwory traktują ją jak jednego z nich)
Głos: nie mówi za bardzo
Inne zdjęcia: Jako wilk demon

Statystyki:
Siła: 100
Zręczność: 103
Moc: 100
Inteligencja: 100
Szybkość: 105
Klasa Pancerza (KP): 0

Towarzysz: Rajski ptak Antonio


Meyrin odchodzi

  Biegłem przez Las Eteru, pęd wiatru owiewał mi twarz. Wyłem z radości. Życie jest piękne!
  Nagle usłyszałem czyjś cichy śpiew i ujrzałem fioletową waderę idącą powoli po miękkiej ściółce. Podbiegłem do niej radośnie i zrównałem z nią kroku.
- Cześć, nazywam się Doctor, a ty? - zapytałem, lecz ona tylko wpatrywała się w dal - Hej, co ci jest?
  Pomachałem jej łapą przed oczami. Nic. Brak reakcji. Jakby stała idąc. Wyprzedziłem ją i stanąłem na przeciw, ale ona tylko mnie wyminęła. Obejrzałem się na nią. Coś tu nie grało. Znów do niej podbiegłem.
- Zaczekaj! Coś się stało? Źle się czujesz? Mogę ci jakoś pomóc? Odpowiedz! - potrząsnąłem nią lekko
  Na chwilę jakby wybudziła się z letargu. Spojrzała na mnie.
- Ja... muszę już iść - szepnęła - Zostaw mnie...
  Stanąłem w miejscu. Jej oczy były tak... puste... Nawet nie zauważyłem, kiedy zniknęła w buszu. Po prostu stałem i cały czas widziałem tą pustkę...

Od Zindera - Cd. Mixi

- Szefie! - głośny krzyk roznosił się echem w pustych korytarzach zamku.
Czarownik przystanął i zaklął w języku mrocznych elfów.
- Jeśli ten półgłówek myśli, że jestem pieskiem który biegnie na każde zawołanie to grubo się myli! - wrzeszczał idąc dalej w kierunku sąsiedniej komnaty.
Była niemal pusta. Na samym środku ustawiono wielki, kamienny stół zastawiony dziwnymi fiolkami i innymi przyrządami o nieznanym pochodzeniu. Nieopodal umieszczono również klatkę w otoczeniu migotliwej bańki. W środku siedział bardzo nieszczęśliwy Zinder. Czarownik z zadowoloną miną podszedł do niego, biorąc uprzednio ze stołu długi, zakrzywiony nóż. Wilk wodził za nim czujnie wzrokiem.
- Proszę, proszę... zapewne też nie jesteś zwykłym, brudnym wilkiem, co? - spojrzał na dziwne ubarwienie i pokiwał głową. - Taaak, sprawdzimy zaraz czy w środku też czymś się różnisz.
Nachylił się nad nim z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Czuję twój strach. On mnie wzmacnia, napawa radością. Ale to jeszcze nic. Dopiero poznasz prawdziwe znaczenie tego słowa. - wyszeptał zaklęcie.
Bańka otaczająca klatkę zmniejszyła się znacznie tak, że teraz przylegała szczelnie do Zindera. Nie dość, że nie mógł się ruszyć, to jeszcze nie miał dostępu do czarów. Poszukał wzrokiem czegokolwiek co mogłoby pomóc. I spostrzegł niewielki, błękitny ognik ukryty w kącie pełnym pajęczyn. Jeszcze nigdy tak się nie ucieszył na jego widok. Wskazał głową okno, robiąc cierpiącą minę. Jedyną osobą która mogła w tym momencie pomóc był jego brat. Ognik może zdąży do niego dotrzeć na czas. Tymczasem czarownik wraz z pomocnikiem, ułożyli sparaliżowanego wilka na stole. Wówczas właśnie do pomieszczenia wbiegł strażnik który wcześniej pilnował Mixi.
- Mistrzu! Mistrzu! ONA MÓWI!
(Mixi? ^^)

10 lipca 2014

Od Zorrie - Cd. Iverno

Mruknęłam znudzona. Przewróciłam oczami. I on mi tu jeszcze przyłazi? Co za beszczel. Wiedziałam, że jego rozmowa z Zinderem jeszcze trochę potrwa. Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Iverno, na szczęście (lub nieszczęście) też nie. Nagle poczułam się strasznie samotna. Oni traktują mnie jak powietrze, a Iverno mnie nawet nie przeprosił, po tym, co mi zrobił. Chociaż i tak uważam, że jest idiota.
(Zinder, Iverno?)

Od Iverno - Cd. Zorrie

Iverno stał na zewnątrz. Spoglądał na uspokajającą się już burzę. On jednak nie był spokojny. Gdy dostrzegł swego "brata" najpierw chciał go zabić. Dopiero potem opamiętał się nieco.
- Iv! Brachu! Ile to już lat? - zapytał Zinder idąc w jego stronę.
Basior warknął, nakazując mu stanąć.
- Zbyt mało Zi. Co tu robisz? - zapytał oschle.
Zinder rozejrzał się wokół beztrosko. Spostrzegł, że Zorrie również wyszła z jaskini.
- Wiesz. Świat jest mały. A mi się tu zaczyna podobać.
- Pamiętasz chyba co ci obiecałem jak jeszcze raz się spotkamy? - warknął i przybrał postać mrocznego elfa.
Dobył zakrzywionego ostrza, gotowy do ataku. Zinder szybko stał się człowiekiem. Rozłożył jednak ręce w pokojowym geście.
- Zabijesz nieuzbrojonego?
Iv wahał się przez chwilę. Przez twarz przelatywały mu różne myśli. Ból, gniew, bezsilność. Zamknął oczy i opuścił broń.
- Nie, nie w ten sposób.
Zinder prychnął zdenerwowany.
- Jeszcze mi nie wybaczyłeś?
- NIE! I nigdy nie wybaczę! - warknął i dopiero teraz spostrzegł Zorrie.
Ponownie przybrał postać wilka i usiadł spokojniej.
- Wrócimy do tej rozmowy potem.
(Zorrie? nie, on tak łatwo sobie nie pójdzie)

Od Zorrie - Cd. Zindera

Ocknęłam się w zupełnie innym miejscu. Nie słyszałam już tornada, więc panika ustąpiła. Poczułam zimno, i zorientowałam się, że jestem cała mokra. Usłyszałam hałas, więc pobiegłam w jego kierunku. Zobaczyłam Iverna, który mocą przenosił gruz i kamienie.
-Dziękuje -odpowiedziałam lodowym głosem. Iverno odszedł.
-Szczerze mówiąc, wolała bym zgnić w tej jaskini, niż znowu GO spotkać, i jeszcze musieć mu dziękować.
(Zinder? -_-)

Od Zindera - Cd. Zorrie

- Brawo Zinder. Umiesz zajmować się kobietami. - warknął niewielki ognik krążąc nad nieprzytomną Zorrie.
- Co nie? Jestem najlepszy. - zaśmiałem się, ale zaraz spoważniałem.
Przybrałem postać człowieka i przeniosłem ją w bezpieczniejsze miejsce. Potem zastanowiłem się co dalej zrobić.
- No dobrze. Zobaczmy jak się stąd wydostać. - powiedziałem, podchodząc do gruzowiska.
Wyglądało paskudniej niż sądziłem. Za nic nie mógłbym poruszyć kamieni. Chyba, że pod postacią smoka, ale to i tak zajęłoby zbyt wiele czasu. Poza tym, czy mi się wydawało, czy poziom wody diametralnie się podniósł? Cudownie...
- Jest jeszcze jedna szansa. Mogę skontaktować się z bratem. Jest czarownikiem i na pewno da radę nam pomóc. - powiedziałem, patrząc niepewnie jak woda sięgnęła mi pasa.
- Czy zechce ci pomóc? Po tym wszystkim? - zapytał ognik podlatując.
Wzruszyłem ramionami.
- Możemy spróbować. - powiedziałem i skupiłem myśli na dalekiej jaźni Iverno.
Natychmiast odczułem jaki był wściekły, że ośmieliłem się go dotknąć.
- Oho... biegnie do nas.
(Zorrie? On pomoże ale potem zatłucze Zindera xD)

9 lipca 2014

Od Mixi do Zindera

Kiedy czarownik wyszedł spojrzałam smutnym wzrokiem na żołnierza. Chciałam zrobić z siebie biedne zwierzę i choć wiedziałam, że to nie podziała to miałam nadzieję, że chociaż na chwilę odwróci jego uwagę i będę mogła użyć mocy. Spojrzał na mnie z nienawiścią.

- Naprawdę? - warknął - próbujesz wziąć mnie na litość?
Wtedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
- Nie - odparłam.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam mieszaninę zdziwienia ze strachem.
- Ty... Ty umiesz mówić... - bardziej oznajmił niż zapytał.
- No... - odpowiedziałam znudzonym tonem. - Jeszcze jakieś pytania?
Powoli pokręcił głową i wycofał się tyłem w stronę drzwi nie spuszczając ze mnie wzroku. Kiedy już był na korytarzu usłyszałam jego głośne wołanie:
- Szefie! Ona umie mówić!
Uśmiechnęłam się pod nosem, pierwszy punkt planu wykonany. Spróbowałam użyć mocy, ale tak jak się spodziewałam moc bańki dalej działała. Spróbowałam łapą dotknąć bańki, ale poraziła mnie prądem.
"Myśl! Myśl! Udało się! Jesteś sama, ale nie możesz nic zrobić...Co robić? Zinder zaraz będzie miał przez ciebie kłopoty... Ciekawe co z nim... Jeśli coś mu się stanie to będzie tylko moja wina, bo się odezwałam..." Usłyszałam głośne kroki na korytarzu.
(Zinder? Będę musiała się obwiniać? ^-^)