Shailene
Akuma
Mixi
Hades
- Skupcie się trochę - powiedziałem do wader - Trzeb go wreszcie rozwalić!
Moje oczy zapłonęły mocnym złotem.
- Niby co chcesz zrobić? Słuchamy - pokręciłam bez przekonania głową
- Zabić go - mruknąłem idąc kilka kroków w przód i stając przed waderami
Pod moimi łapami zaczęły kłębić się cienie. Niecierpliwie. Nerwowo.
- No dobrze... Ale jak?
- To się wymyśli na bieżąco - uśmiechnąłem się drapieżnie
- Nie wystarczy tylko klasnąć i po kłopocie...
- Założysz się?
Cienie zaczęły rosnąć, ich czerwone ślepia płonęły żądzą krwi.
- Chyba lepiej nie...
- Wszechmocny Hadesie, Panie Podziemia, Ty, pod którym są wszyscy władcy świata, użycz mi swojej siły - zacząłem się modlić pod nosem
- No proszę, Akuma się modli, ciekawe - burknęłam złośliwie
Usłyszałem złośliwą uwagę Shailenie, ale nie zwracałem na nią uwagi. W tym momencie jedyną rzeczą, na której mi zależało była... Ona
Nie czekając na zbawienie naciągam cięciwę łuku, w ułamku sekundy strzała wbija się w serce mężczyzny z którego zaczyna płynąć obficie krew
- Coś mi się wydaje, że to mało da...
W tym samym momencie, w którym usłyszałem brzęk cięciwy, cienie pod moimi łapami rzuciły się do przodu na krwawiącą ranę mężczyzny
- Więęęęęęc... może się zmywamy? - zaproponowałam cofając się do tyłu
Słowa wadery dotarły do mnie jak przez mgłę. Cienie wciąż wypływały i wypływały. Atakowały. Poczułem ból w klatce piersiowej, zacząłem kaszleć, a z pyska popłynęła krew. Ale nie ustąpiłem. Widziałem jak skrawki zakrwawionego ubrania latają w powietrzu
- Idziemy! - wrzasnęłam ciągnąc za sobą Akumę
- Nie... - zaprotestowałem zapierając się łapami o ziemię - Jeszcze chwila.. Niech ta gnida zostanie rozszarpana na miliona kawałków!
Ponownie zacząłem kaszleć
- Idziemy!!! CZY TEGO CHCESZ CZY NIE!
- Shai ma rację...
Spojrzałem na Alphę zamglonym wzrokiem
- Jeszcze chwila... - moje łapy osłabły, upadłem na ziemię
- Idiota skończony idiota! - ponownie strzeliłam, tym razem w łapę basiora, chwyciłam go za sierść i zmieniłam się w mgłę, razem z nim
*Jestem mgełą*
Wzbiłam się w powietrzę i popatrzyłam na mgłę w dole. "Już widzę minę Akumy, kiedy znów będzie wilkiem" uśmiechnęłam się pod nosem
Akuma nadal nie dawał za wygraną, więc ostatkami sił zaczęłam się zniżać w stronę rozległej polany, tak jak podejrzewałam spadliśmy z wysokości dwudziestu metrów.
Upadłem na ziemię przybierając postać normalnego wilka. Spróbowałem się podnieść. To na nic. Łapy odmawiały mi posłuszeństwa.
Wylądowałam obok nich
- Nic wam nie jest?
- Idiota! Skończony idiota!!! - ruszyłam w stronę basiora nie zwracając uwagi na Mixi, trawa pode mną powoli zamarzała
Dalej próbowałem się podnieść, jednak poskutkowało to tylko kolejnym napadem kaszlu i kałużą krwi na trawie.
- Leć po Erne, lekarstwa... Cokolwiek!
- To na nic... - szepnąłem
- Nie kłopoczcie Erny... samo przejdzie
- Coś nie wygląda...
Z niedowierzaniem pokręciłam głową
- Idioto, udusisz się zaraz własną krwią!
Uśmiechnąłem się słabo.
- Żadne medykamenty nie pomogą... ja po prostu... umieram
- Mixi, proszę, zrób coś! - z moich oczu zaczęły płynąć łzy, które zamarzały jeszcze przed skapnięciem na trawę
Pod wyrazem beznamiętności próbowałam skryć... zaskoczenie?
- Przykro mi... Ani ja ani nawet Erna nic nie poradzimy...
Wreszcie zdołałem stanąć o własnych siłach. Uśmiechałem się lekko, choć mój pysk był cały we krwi- Nie mówcie, że będziecie płakać! - zaśmiałem się - To jeszcze nie teraz!
- Idioto nie wstawaj! Udusisz się zaraz! Boże... co ja mam robić... Tak, będę płakała do cholery jasnej!
- Kładź się! I ani się waż wstawać! - krzyknęłam na Akumę.
- Już mi przeszło - uśmiechnąłem się jeszcze promienniej zamykając wyblakłe, złote oczy - Zegar pokazuje jeszcze 2 tygodnie
Widoczna tylko pod pewnym kontem łza zalśniła w kąciku mojego oka, ale zaraz ją starłam.
-Idiota!!! - zaczęłam jeszcze bardziej płakać, wszystko dookoła powoli zamarzało
- Akuma? Czy to znaczy... Że umrzesz za tygodnie?
Skinąłem głową
Przygryzłam dolną wargę próując powstrzymać łzy
- Nie ma na to jakiegokolwiek sposobu? Błagam no...
- Wątpię. Tyle mocy dał mi mój Pan, gdy zgodziłem się zawrzeć z nim pakt. Nic tego nie może zmienić. Może jakbym wogle jej nie używał...? Ale są żeczy ważniejrze do mojego życia
-W takim razie idziemy do niego.
- Pakt został zawarty, nic go nie zerwie.
- Idziemy - zrobiłam krok w stronę basiora, moje futro było już całkowicie białe -Rozumiesz?
- Nie chcę go spotkać wcześniej niż za dwa tygodnie - odparłem zimno - W tym czasie chcę choć prze chwile cieszyć się życiem - Podszedłem do wadery i mocno przytuliłem, nie zważając na ziąb*
- W takim razie idę sama.
- Mixi... - spojrzałem błagalnie na waderę - Powiedz jej...
- Idziesz ze mną Mixi?
- Shailene... Sama dobrze wiesz, że to nic nie da, a i tak chcesz próbować?
- Tak, bo mi zależy na jego cholernym życiu!
- Przecież obie doskonale wiemy, że to twój ostatni akt desperacji... Ale zrozum...
- TO NIC NIE DA!
- Świetnie. Nie mam zamiaru stracić kolejnej ważnej osoby!
- To jest ostatnie co powiem potem już cię nie zatrzymuje... Shai... Jeśli tam pójdziesz są większe szane, ża sama zginisz, a Akumie i tak nie pomożesz... To jak? - spojrzałam na nią pytająco
- Chyba masz rację Mixi...
Odetchnęłam z ulgą
- Ale jak pewnie wiesz, nikogo nie słucham.
Odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków, po czym przypomniało mi się, że nie znam drogi
- No cóż twój wybór - powiedziałam obojętnie, ale tak naprawdę myślałam, że stracę dwie osoby, którym ufałam.
- Mixi, no błagam! Chodź ze mną! Proszę. Ja nawet nie znam drogi, jak już to on zabije tylko mnie!
- I właśnie o to chodzi - już nie próbowałam powstrzymać łez - Nie, Shai, nie pójdę...
- Uwierz, też nie chcę iść. Ale czasem trzeba się poświęcić. No to... cześć...
Szłam kilka minut aż w końcu stanęłam nad brzegiem Styksu
-Hmm... to chyba tędy...
Zrobiłam krok do przodu i wpadłam do "gęstej" wody. Po kilku sekundach znalazłam się w mrocznym korytarzu
- Sooooooooooooooł - ruszyłam prosto szłam około 300 metrów, potem skręciłam w lewo i sądząc po paskudnym wyglądzie tego miejsca znalazłam się w Tartarze... Weszłam do zamku i rozejrzałam się dookoła i ku zdumieniu nie zauważyłam nic prócz kilku szkieletów, ruszyłam trochę przestraszona przez siebie, lecz one nic nie zrobiły tylko skłoniły się lekko w moją stronę. Spojrzałam na zamyślonego Hadesa siedzącego na tronie, podeszłam bliżej)
- W sumie, nie jesteś taki straszny jak opowiadają - powiedziałam jak zawsze z nutą sarkazmu w głosie
Uniosłem głowę i przeleciałem wzrokiem po sali tronowej w poszukiwaniu jakiegoś wielkiego i zarozumiałego potwora, a zamiast tego ujrzałem maluczką waderkę u moich stóp
- Jak śmiesz do mnie w ten sposób mówić, śmiertelniczko!
-Nadal nie jesteś straszny...
Zwęziłem oczy w cienkie szparki, a szkielety poruszyły się niespokojnie
- Mów czego chcesz, śmiertelniczko, albo z miejsca zostaniesz moim sługą
Prychnęłam złośliwie
- Doprawdy? Czemu twoje szkielety nic mi nie zrobiły? Przechodziłam obok kilku, widziały mnie.
- Ponieważ nie wydałem im takiego rozkazu
-Więc karzesz mnie zabić? - uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej
- Ogólnie mówiąc tak
- Czyli nie interesuje cię to, że mam do ciebie sprawę?
- Nie
- Więc się nie dziw, że nie masz przyjaciół. Siedzisz tylko na tronie i karzesz zabijać. Ile masz lat?
Zatkało mnie. O czym ta wadera mówi?
- Nigdy nie liczyłem. Ponad kilkanaście milionów
-Więc przeżyłam więcej od ciebie. Zabito mi brata na moich oczach, próbowano mnie zabić kilkanaście razy, w tym raz chciał zrobić to mój ojciec.
- Zostałem połknięty przez ojca, uratowany przez młodszego brata, wywalony do podziemia i pozbawiony miejsca na Olimpie. - wzruszyłem ramionami - Jakoś z tym żyję
- Cóż. A ja mam królika.
Przyłożyłem dłoń do twarzy
- Jeśli jeszcze czegoś chcesz mów szybko, zaczynam powoli tracić cierpliwość
-Cierpliwość?! TY TRACISZ CIERPLIWOŚĆ?! MYŚLAŁAM, ŻE SIĘ DOGADAMY, BO MÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL ZARAZ UMRZE, ALE TY TRACISZ CIERPLIWOŚĆ! RUSZ ***E Z TEGO KRZESŁA I MI DO CHOLERY POMÓŻ! - zaczęłam tracić nad sobą panowanie, sala tronowa powoli zamarzała
Z rosnącym niedowierzaniem patrzyłam na pojawiający się na ścianach lód. Oparłem się wygodniej
- Słucham? Czego ode mnie oczekujesz?
-Że. Mu. Pomożesz. A co?! Myślałeś, że po co tutaj przyszłam, gdybym mogła, to bym tam z nim została! Idziemy!!! - podeszłam do Hadesa i chwyciłam go za łapę, po czym ruszyłam w przeciwną stronę
Warknałem cicho, a kościści strażnicy ruszyli ze swoich miejsc pod ścianami i stanęli wokół wadery, celując do niej z różnorakiej broni
- Naprawdę? - spojrzałam na pokraczne kościotrupy - Nawet jeśli mi coś zrobisz, to tylko pobrudzisz sobie podłogę
- Cienie będą zadowolone z dostawy świeżej krwi - kościotrupy się cofnęły - Po prostu odejdź. Nie pomogę twojemu przyjacielowi.
- Akuma, mówi ci to coś?
Uśmiechnąłem się połową pyska
- Owszem. Jest moim sługą przysyłającym do mnie dusze silnych wilków
skasuj ten shout
- Błagam cię pomóż mi, miej choć trochę uczuć! - zaczęłam płakać, a każda łza powodowała, że wszystko pokrywała jeszcze grubsza warstwa lodu
- Chcesz, żebym pomógł marnemu Cieniowi? - zwęziłem oczy w wąskie szpatki - Równie dobrze mogłabyś o to prosić Zeusa. Ciało akumy należy do mnie, od momentu, w którym zawarliśmy pakt. Jego dusza należy do mnie i nie oddam ci jej.
Spojrzałam ze złością na Hadesa. Moja sierść zrobiła się całkiem biała. Lód zaczął sprawiać, że ściany powoli pękały
-Nigdy się nie zakochałeś, prawda? Nie wiesz jak to jest, kiedy kolejna osoba którą kochasz umiera.
Tym razem i w moich oczach zalśnił złość. Chwyciłam waderę łapą za gardło i uniosłem w powietrze
- Jak śmiesz... Owszem, kochałem. Kochałem w życiu tylko dwie kobiety. Jedną była moja żona Persefona, a drugą Minto.
Rzuciłem waderę na posadzkę
- Więc idź do swojej miłości i pomóż mu sama. Jeśli nie zechcesz sama wyjść moje kościotrupy ci pomogą.
- Bezuczuciowa gnida. - podniosłam głowę dumnie i spojrzałam Hadesowi prosto w oczy
- Zabrać ją - mruknąłem a kościotrupy chwyciły waderę za wszystkie cztery łapy i tułów
Kręcę głową bez przekonania, zmieniam się w mgle i znowu ląduję przed hadesem
Zmrużyłem złowrogo oczy - naprawdę aż tak bardzo chcesz zostać ze mną w moim Królestwie?
- I tak nie mam po co wracać, większość odeszła.
"Muszę po nią iść... Przecież ona sama sobie nie poradzi z tym..."
- Mógłbyś mnie puścić? Już sobie idę.
- Więc droga wolna. To ty ciągle wracasz do mnie
- Więc już nie wrócę. Żegnam.
*wychodzi dumnie*
Brama zamku zatrzasnęła się z hukiem. Rozluźniłem się na fotelu
- Współczuję temu Akumie. ta kobieta...
Byłam już w pobliżu zamku, kiedy zobaczyłam Shai
Po kilku minutach wbiegam z powrotem do sali tronowej
- Oma! Oma! Jesteś tam!
- Mom do ciebie herbaty, chyba iiii... nie wiem co jeszcze!!
- Znów ta idiotka - przyłożyłem łapę do pyska
Shailene wbiegła do zamku, a ja ruszyłam za nią
- Akuma, zabierz ją stąd - skinąłem łapą, a obok mnie pojawił się czarny basior
- Tak panie
Wychodząc z podziemi zauważyłam Mixi biegnącą w moją stronę
- Shai? Nic ci nie jest?
- Nie... czemu miałoby mi się coś stać?
- Bo Hades to Hades... Gdyby był w bardzo złym nastroju mógłby nawet cię zabić...
- Nawet nie spróbował... co z tym idiotą?
- Z którym idiotą?
- Akumą...
- Akuma!?
- Mixi... boże nie mów, że go tam zostawiłaś...
Skrzywiłam się lekko
- Żartujesz...
- No, wiesz... nie miałam wyboru...
-To mogłaś go ciągnąc po trawie!!! I tak umiera!!! - zaczęłam biec w stronę polany na której był Akuma... o ile tam został
Wstałem z trawy. Shailene poszła do mojego Pana, Mixi pognała za nią. Co powinienem zrobić? Ruszyłem powoli przez las, w kierunku jaskini Hydry. Kryształy. Ona zawsze mi pomagały.
- Stój Idioto! - krzyknęłam do wstającego z trawy basiora. Zdążyłam w samą porę.
- Daj spokój - spojrzałem zimno na waderę - Muszę iść do jaskini Hydry. Kryształy uśmierzają ból. Poczuję się lepiej i będę mógł kontynuować moją pracę
- Nie! Nie po to szłam do Hadesa i kłóciłam się z nim przez ponad godzinę, żebyś teraz mógł tak po prostu odejść...
- Muszę tam iść. Jeśli na prawdę chcesz dla mnie dobrze to mi na to pozwolisz
- W takim razie pójdę z tobą..
- Jeśli tego chcesz - skinąłem głową
-Ale ty nie chcesz. Zrozum, że się martwię. Jeśli umrzesz to zostanie mi tylko Mixi.
Westchnąłem ciężko?
- Jare, jare... ty na prawdę się o mnie martwisz. Jak można sobie zawracać głowę takim demonem jak ja
- Uwierz można. Kim byli wszyscy, których znałam? Każdy próbował mnie zabić. Nawet brat.
- Więc chodźmy - powiedziałem ruszając w kierunku jaskini