31 grudnia 2015

Od Adrianne cd. Ryu

(cd. tego)
No i jest - właściciel psiego swądu...
*kilka zdań później*
- Czyli jednak chcesz ją zabić? - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego triumfalnie.
- Nie chcę?...
- Dobra, dobra. Nie chce mi się już tego od ciebie wyciągać. - odetchnęłam i znów spojrzałam na niego z dołu. - Masz kasę?
- Może... Po co ci?
- A chcesz informacji?
Cisza.
- To kup mi ciastko - powiedziałam i zaśmiałam się.
Facetowi aż szczęka opadła.
- Ciastko?
- A i owszem. Jestem głodna.
Westchnął.
- Ok. Tylko szybko - warknął.
Podniosłam głowę jak najwyżej i prawie na palcach przeszłam obok niego. Ryu powlókł się za mną.
Zaprowadziłam go do najbliższej cukierni. Ciężko opisać jak patrzyli się na nas przechodnie widząc drobną dziewczynę w letniej sukience w zimę idącą z jakimś gangsterem z wydziarganym smokiem i wygoloną połową łba.
- Chcę to! - zawołałam do stojącego w drzwiach chłopaka. Niechętnie podszedł i zapłacił. Usiedliśmy przy jednym z okrągłych stolików.
- A więc? - zaczął.
- Gdzie tak pędzisz, gazelo? - spytałam wkładając sobie do ust pół ciastka jagodowego na raz.
- A ty? Nie przystoi dziewczynie takie jedzenie.
- Pffff... Ty też byś tak jadł gdybyś od tygodnia nie miał w gębie nic prócz kilku bułek.
- Nieważne.
Po chwili ciszy wstałam, odniosłam tależyk i wyszłam z cukierni. Ryu popędził za mną.
- Co ty robisz?
- Idę do domu.
- Nic mi nie powiedziałaś!
- Bo nic nie wiem, idioto - przy ostatnim słowie zrobiłam dziubek i głupio się do niego uśmiechnęłam - no nie gniewaj się, wielkoludzie. Na pewno ktoś ci pomoże - poklepałam go po ramieniu - a teraz zapraszam cię na herbatę.
Doszliśmy do mojego tymczasowego domu. Otworzyłam okno i powiedziałam nowemu znajomemu, żeby wszedł pierwszy.
- To twoje mieszkanie?
- Może... Chwilowo.
- Dlaczego chwilowo?
- Niedługo się przeprowadzam.
Widać było, że Ryu nie jest zadowolony z odwiedzin.
- Nie mam czasu - wstał i już chciał wyjść kiedy postawiłam przed nim szklankę nestea.
- Wypij to chociaż. Jesteś pierwszą osobą, którą zaprosiłam na herbatę. Korzystaj. Poza tym chyba i tak nie możesz znaleźć tego kogoś, więc... Nic nie stracisz, a zyskasz sztuczną herbatę cytrynową - roześmiałam się i spojrzałam mu w oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że są zupełnie białe.
(Ryu?)

30 grudnia 2015

Mirai


Imię: Mirai
Rasa: Sowa
Wiek: Nie wiadomo
Cechy charakteru: Mirai jest oddany swojej właścicielce. Kocha ją ponad życie i darzy ogromnym szacunkiem. Jest przytulany i kochany. Jego dominującą cechą jest lojalność, dla Yasui zrobi wszystko. Nad wyraz posłuszny.
W stosunku do innych jest nieufny i przypomina swoją właścicielkę. Nie lubi nowych twarzy. Jest zazdrosny, gdy widzi kogoś w jej towarzystwie, ale nie atakuje go. Trzeba go do siebie przekonać, aby przestał „straszyć”.
Historia:
Mirai to magiczne zwierzę, o którym Yasui nie ma pojęcia. Znalazła go w lesie, gdy miała 14 lat i tak zaczęła się ich wspólna przygoda.
Saika napotkała Mirai, gdy miał złamane skrzydło i go przygarnęła, i opiekowała się nim dopóki nie wyzdrowiał. Gdy chciała zwrócić mu wolność on nie odlatywał, tylko pozostał przy niej. Okazało się, że jest wytresowany i inny… Nie jest zwykłą sową. Teraz robi za szpiega dla Yasui.
Moce i umiejętności: Nie starzeje się tak jak inne zwierzęta, od chwili poznania go przez Yasui, wciąż „ma tyle samo lat”.
Jest wytrzymały fizycznie, więc nie ulega wielu urazom.
Myśli niczym człowiek, a nawet jest obdarzony większą inteligencją niż poszczególne jednostki.
Potrafi łączyć się z umysłami i pokazywać to, co widział bądź słyszał. Właśnie tak udziela informacji Saice.
Porusza się bezszelestnie i jest niewidoczny dla ludzkiego oka w poszczególnych momentach.
Inne zdjęcia: z Yasui w formie wilka 

"Don`t worry, don`t cry, say "FUCK YOU" and smile."

Imię: Yasui
Nazwisko: Kuricha
Pseudonim: Saika
Płeć: Kobieta
Orientacja: Aseksualna
Wiek: 20 lat (nieśmiertelna)
Żywioł: Powietrze i woda
Charakter: Yasui to z pozoru sympatyczna i miła kobieta. Wydaje się być troskliwą i delikatną istotką, ale to tylko pierwsze wrażenie. Tak naprawdę jest nieprzystępną i zimną dziewczyną. Trudno zaprzyjaźnić się z nią, lub trzeba jej zaimponować by zdobyć przychylność kobiety. Jest ostrożna w tym, co robi i stara się nie rzucać w oczy. Przez całe życie wypracowała grę aktorską do perfekcji (A wcale tak długo nie żyje) Przez to, że pracuje w klubie nauczyła się sztuki manipulacji, nie tylko mężczyznami, lecz kobietami również. Jest niczym zły duch, który w mgnieniu oka może zniszczyć dotychczasową miłość bądź przyjaźń. Dla osób bliskich jej sercu jest miła, ale bez przesady. Owszem pomaga im jak tylko potrafi i troszczy się o nich… ale robi to na swój sposób. Ma problemy z wyrażaniem swoich prawdziwych emocji i chowa się za skorupą seksownej barmanki, która omami każdego faceta. W tym, co robi ma zawsze swój własny cel. Jest „lekko” egoistyczna.
Aparycja: Yasui to albinos. Ma średniej długości białe, falowane włosy, które zaplątuje w dwa warkoczyki. Przednie włosy ma krótkie, posiada również grzywkę. Jej oczy o kolorze jasnego błękitu przeszyją niejedną istotę. Jest zgrabna i wysportowana. Jej smukła sylwetka zapewnia jej szybkość i koordynację ruchów. Na jej ciele wyjątkowo mocno widać obojczyki.
Jako wilk ma białą sierść i również błękitne tęczówki. Mimo pozorom nie jest jednym z najmniejszych wilków, jest średnia. W tej postaci wygląda groźnie i nieobliczalnie, cała zasłona, jaką stworzyła, będąc człowiekiem, pryska przy tej formie. Ma dość białe kły – jeszcze nigdy nie zostały splamione ludzką krwią – i wydają się bardzo ostre. Nie wydają, takie właśnie są.
Praca: Dziewczyna pracuje, jako barmanka w jednym z casin’ów w arenie 8. Jest to duży budynek, w którym również mieszka. Pracuje nocami. Jej uniform przypomina skąpy strój pokojówki.
Stanowisko: Łucznik
Historia: Yasui miała kiedyś bardzo kochającą rodzinę, ale straciła ją. Jej ojciec, matka i dwaj starsi bracia zginęli z rąk ludzi.
Dziewczyna, jako dziecko była bardzo otwarta i radosna, również wykazywała się niezwykłą empatią. Gdy straciła rodzinę i została sama, zmieniła swoją postawę. Stała się niedostępna i zamknięta. Szczerze? Również lekceważąca i kpiarska.
Po dziś dzień chce upamiętnić swoją rodzinę. Chce udowodnić, że ich śmierć nie poszła na marne.
Moce:

  • Władza nad powietrzem
  • Władza nad ruchem istot (Chodzi o to, że panuje nad krwią, przez co może kontrolować ciało.)
  • Sokole oko (Jej niezwykłe oczy skrywają tajemnicę. Potrafi z dość dużej odległości ujrzeć najmniejszy szczegół. Wykorzystuje tą zdolność w łucznictwie, przez co nigdy nie chybia celu.)
  • Maskowanie (Zdolność zmiany swojego wyglądu. Jest to iluzja, umysł zostaje oszukany. Dziewczyna potrafi zmienić swój wygląd, zarówno jak głos… po prostu potrafi stać się kimś innym.)

Umiejętności i zainteresowania: Kuricha interesuje się ludzką psychiką. Stara się znaleźć jak najwięcej sposobów na oszukanie jej i zrobienia człowieka w bambuko. Stara się niepostrzeżenie oszukać kogoś i wyjść z tego cało… Czy nie na tym polega magia?
Jej pasją jest łucznictwo. Od zawsze kochała łuki i strzały. Jej niezwykły talent ułatwia wszystko z nimi związane, a panowanie nad emocjami sprawia, że łatwiej jest jej się opanować i skupić. Ćwiczy idealną postawę, wszystkie mięśnie, by nawet powieka jej nie drgnęła podczas przymierzania się do strzału.
Również ciekawi ją organizm i ciało człowieka, tak samo jak punkty w nim. Codziennie dziewczyna stara się czytać o punktach w ciele oraz jego słabościach. Nie jest jeszcze perfekcyjna w trafianiu w nie, ale przecież dopiero się uczy.
Sport. Yasui trenuje i biega. Chce mieć ciało sprawne jak najdłużej i przełamywać jego granice. Oczywiście zachowując przy tym swoją niepozorną sylwetkę…
Partner: Nie ma, nie szuka i nie chce mieć.
Rodzina: Nie żyje
Przedmioty: Przy sobie zawsze ma pistolet. Niektórzy by powiedzieli, że umie wyczarowywać noże
Talizman: Na szyi dziewczyna nosi srebrny dzwonek. Jest zwieszony na długim wisiorku, więc dzwonek jest skryty bezpiecznie w piersiach Yasui. Gdy słychać dźwięk, jaki wydaje uszy zaczynają krwawić. Wydaje się być on tak głośny, że jest nie do zniesienia i obezwładnia osobę, na której używa się jego właściwości.
Dziewczyna używa jego mocy na poszczególnych osobach bądź większych grupach. Nie jest on szkodliwy dla niej ani dla osób, które nie zagrażają jej.
Miejsce zamieszkania: Yasui mieszka w luksusowym apartamencie, który mieści się w casino, w którym pracuje. Znajduje się on w wieżowcu w centrum areny, na ostatnim piętrze. 1, 23
Ciekawostki:

  • Posiada łuk, który zmienia formę, kiedy ona tego zapragnie: normalnie, zmieniony
  • Lubi cmokać ustami (Taki tik nerwowy)
  • Wykorzystuje swoją pracę na gromadzeniu informacji
  • Nie lubi kotów
  • Kocha czekoladę!

Towarzysz: Sowa Mirai
Kontakt: aszja99

Od Alexandra cd. Ashury

Nastała cisza. W sumie nie miałem dobrego dowodu na to, że ona też jest w to zamieszana.
- Gdybyś już na początku nie uczepiła się mnie i worka, to nie byłabyś w to zamieszana - powiedziałem po chwili.
- Też mi wyjaśnienie - mruknęła.
Westchnąłem. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z altany.
- A ty dokąd? - zawołała lekko zdziwiona Ashura.
- Pogadać z glinami - odparłem nie zatrzymując się. - Ty otwórz portal i sobie pójdź. Ale pamiętaj, gliny tak szybko nie zapomną o nas, a sprawa sama się nie rozwiąże.
Milczenie uznałem za zgodzenie się z moim pomysłem. Przyspieszyłem. Było późno, dlatego wróciłem do domu. Wiedziałem, że nie można na niej polegać, pomyślałem ściągając płaszcz i buty. Potargałem kartkę z moimi danymi i wyrzuciłem do kosza na śmieci. Potem usiadłem na kanapie i spojrzałem na lekko uchylone drzwi do sypialni wuja. Zapewne był już w domu.
- Ashura pewnie teraz siedzi w swoim domu i ma całą sprawę gdzieś - mruknąłem. - Myślałem, że jest inna, a jednak niemal niczym nie różni się od ludzi.
Następnego dnia poszedłem na komisariat. Ledwo zdążyłem wejść do środka budynku, a już jakiś policjant podszedł do mnie z bronią.
- To ty! - warknął. - A gdzie twoja znajoma?
- Chciałbym powiedzieć, że żadne z nas nie ukradło tych rubinów - odparłem.
- Nie zmyślaj! Przynajmniej nie musimy ciebie gonić.
- Proszę pozwolić mi wyjaśnić wszystko.
Mężczyzna sięgnął do kieszeni po kajdanki. Już miał je założyć mi na ręce, jednak razem z nimi przeniknął przez moje ciało. Dobrze, że mam moce, pomyślałem. Po chwili zaczęło się do mnie zbliżać dwóch następnych gliniarzy.
- Też mi struże prawa - mruknąłem.
Nie chciałem się z nimi bić, więc wybiegłem z komisariatu i puściłem się pędem przed siebie. Za mną biegło trzech policjantów i krzyczało: ,,Stój!". Ludzie przede mną odsuwali się na bok. Jeden próbował mnie zatrzymać, jednak ominąłem go. Skręciłem w boczną uliczkę, gdzie wpadłem na kogoś. Na szczęście nikt z nas się nie przewrócił. Już miałem biec dalej, gdy osoba zapytała:
- Alex?
Spojrzałem na nią. Była to Ashura.
- Miałaś być daleko stąd - powiedziałem.
- Co tam u ciebie?
Zignorowała moje zdanie, pomyślałem, mogłem się tego spodziewać.
- A nic - odparłem po chwili. - Gram w berka.
- Z kim? - Ashura wyglądała na zaciekawioną.
Wtem zza rogu wybiegli gliniarze.
- Z nimi - odparłem .
Dziewczyna odwróciła się i spojrzała zdziwiona na policjantów.
- Znalazła się jego znajoma! - krzyknął jeden.
Obydwoje zaczęliśmy uciekać. Wybiegliśmy z ciasnej uliczki na szeroki chodnik.
- I ty to nazywasz grą?! - krzyknęła zła Ashura.
- Przynajmniej tak się szybko nie poddają - odparłem.
Po chwili wbiegliśmy do znanego mi sklepu spożywczego. Stanąłem przy ladzie.
- Witam, panie Wood. - powiedziałem szybko. Możemy wyjść tylnymi drzwiami?
- A czemu? - zapytał mężczyzna.
- To zabawa w chowanego.
- No dobrze.
Wyciągnąłem z kieszeni portfel, z którego wyjąłem trochę gotówki. Pieniądze położyłem na ladzie, po czym złapałem Ashurę za rękę i pobiegliśmy w stronę tylnego wyjścia.
- Dziękuję i niech pan milczy! - zawołałem wychodząc.
Zamknąłem za sobą drzwi. Popatrzyłem na dziewczynę i uśmiechnąłem się.
- Co to miało być? - zapytała zdziwiona Ashura.
- Ucieczka - odpowiedziałem. - Przynajmniej na jakiś czas mam spokój. Ty i tak uciekniesz. A właśnie, co tu robisz?
- A co cię to?
Nastała cisza. Po chwili przewróciłem oczami i mruknąłem:
- Dobra, nie było pytania.

(Ashura?)

Od Ryu cd. Adrianne

Odwiedziłem kolejny pub w poszukiwaniu mojego celu, jednak nie było po niej śladu. Jakby nagle rozpłynęła się powietrzu. Zostało mi już tylko kilka dni, inaczej mogłem się pożegnać z tym światem
Będąc już w szóstym zadymionym barze miałem już serdecznie dość. Wtedy poczułem ten charakterystyczny, wilczy zapach. Osoba wydzielająca go zbliżała się. Wyszedłem z baru i zobaczyłem stojącą przed nim niską, granatowowłosą dziewczynę.
- To ty? - zapytałem, starając się brzmieć najostrzej jak tylko potrafiłem.
- Co ja? - zmarszczyła brwi.
- Nie zgrywaj się, to na pewno ty... Też masz Wilczy Gen, prawda?
- Może tak, może nie... - uśmiechnęła się tajemniczo.
- I tak wiem, że to ty. Jestem Ryu, a ty? - teraz siliłem się na jaką taką uprzejmość.
- Di.
No, a więc miałem znlazłem wilka. Tylko właściwie o czym miałem z nią rozmawiać? Bo raczej nie o pogodzie... Wtedy wpadłem na pomysł, że może za to mi się na coś przydać.
- Słyszałaś kiedyś o Michi Chibie? - zapytałem.
- Nie, a właściwie po co ci coś wiedzieć o tej... Jak jej tam było?- odparła, jakby zdziwiona moim pytaniem.
- To nie powinno cię obchodzić - warknąłem.
- Skoro mnie o to pytasz to, jednak powinno. Bo gdybym wiedziała, a ty byś chociażby chciał ją zabić to byłaby pośrednio moja wina - zauważyła logicznie.
- Och, już nieważne. Nie wiesz, więc cię to nie dotyczy. A gdybyś ją znała to wiedziałabyś, że zabicie jej jest jedyną słuszną opcją.
- Czyli jednak chcesz ją zabić! - dziewczyna była wyraźnie usatysfakcjonowana.
- Czy chcę? Niekoniecznie...
(Adrianne?)

Od Ookaminoishi cd. Hikaru

Wdech i wydech Ookami, wdech i wydech. Po prostu nie spuść mu łomotu i wszystko będzie dobrze. Skup się na SJEWie, nie na nim. Ewentualnie potem się go wypatroszy. Jakim prawem śmiał żuć gumę truskawkową? Toż to totalny brak finezji i wyczucia. Może to światło i słońce które tak kocha wypaliły mu kubki smakowe. Zresztą, co go tak nagle na ironię wzięło? Wracając do sytuacji… Na standardowe wyposażenie ludzi w dzisiejszych czasach składała się… broń palna. Głośna i, moim zdaniem, bezużyteczna. Jak tym zabić kogoś po cichu? Albo się zatnie, zapomnisz przeładować… Więcej problemów niż korzyści. Jednakże dopóki jej ich nie pozbawimy, o locie nie ma mowy. Zestrzelą mnie szybciej niż uda mi się wzlecieć. Żeby tylko ta dupa wołowa obok mnie zechciała się ruszyć… Pokręciłam głową i skupiłam się na aurze członków SJEWu. Coraz bliżej i bliżej, najwidoczniej im się nie spieszy. Tym lepiej dla nas. Tylko dlaczego to słońce tak wolno zachodzi? Do tego nawet nie miałam tego głupiego amuletu ochronnego, co mi go Argona zakosiła. Argona, Argona… Tak właściwie... Usiadłam obok Hikaru i zaczęłam szukać pewnej manierki którą zawsze mam przypiętą do paska. Chyba bardziej zaniepokoił mnie jej brak, niż to, że nagle zrobiło się jakoś zimniej. Oderwałam plecy od ściany i dziwny chłód zniknął. Zrzuciłam płaszcz aby przetrząsnąć jego wewnętrzne kieszonki, przy okazji uderzając ‘uwolnionym’ skrzydłem chłopaka prosto w twarz.
- Auć. Mogłabyś nie machać tak tymi… piórami? Twardość jest raczej porównywalna do metalu – jęknął rozmasowując swe obolałe oblicze. Jakby mnie to w tej chwili obchodziło. Mruknęłam z zadowoleniem, kiedy udało mi się wygrzebać malutką flaszeczkę wypełnioną do połowy spirytusem. Może to i nie mleko, ale zawsze coś. Już nawet nie zarzucałam płaszcza żeby ukryć niepasujące do anatomii zwykłego człowieka elementy, mając wszystko gdzieś. Ponownie oparłam się o mur i przyssałam do buteleczki pijąc duszkiem jej zwartość. Żeby można było się tak łatwo upić… Jaki był mój plan? Dać się porwać (tę jakże inteligentną część wymyślił Hikaru), oczywiście nie bez walki, a nuż uda nam się wygrać i wrócić do domu. A potem wypić całą beczkę mleka. W przypadku ewentualnej przegranej wydostać się z więzienia i zdobyć jak najwięcej informacji. Starałam zignorować się ponownie rozchodzące się powoli po całych skrzydłach zimno. Pewnie to przez te cienie. Uwielbiają się czepiać (dosłownie), tylko nie wtedy, kiedy trzeba. Nagle poczułam, iż do moich ust nie spływa już zbawienna dziewięćdziesiątka szóstka (prosto z Polski!). Rzuciłam w jej stronę kilka niekoniecznie przyjemnych epitetów pamiętających czasy epoki kamienia łupanego. Potem po prostu machałam sobie pustą flaszką przed oczami i czekałam na ten nieszczęsny SJEW. Czy oni naprawdę muszą wlec się tak wolno?
(Hikaru mon bon! Jakże mogłabym się na ciebie gniewać…? Po prostu odsyłam nic nie wnoszący do fabuły zlepek około 400 liter : 3)

Od Argony cd. Roriego

  Wyjęłam ją, zaciekawiona. Było tam kilka jakichś współrzędnych geograficznych i kilka nic nie znaczących cytatów w stylu: "Szukajcie, a znajdziecie." czy "Kto ma mapę, ten nie błądzi."
- Tak. Możemy stąd iść - oznajmiłam, zadowolona nowym znaleziskiem. 
  Ostrożnie, by nie natrafić na żadne pułapki wydostaliśmy się z budynku. Na dworze panowała cisza. Nigdzie nie było dziwnego PsyChola, i chwała Zeusowi. Za to za bramą stała czarna limuzyna ze zgaszonymi światłami. Miała przyciemniane szyby, więc nie było widać, kto siedzi wewnątrz.
  Nie zdążyłam zareagować, gdy Rori pociągnął mnie z powrotem do budynku. Nie słyszeliśmy trzasku otwieranych drzwi, więc być może właściciele pojazdu jeszcze nas nie zauważyli. Albo nie było ich w środku. Albo... trzecia opcja wyglądała mniej kolorowo.
- Myślisz, że jesteśmy otoczeni? - spytałam poważnie.
- Nie widziałem żadnego helikoptera na dachu. - Chłopak wyszczerzył się. - Za to gdzieś tu były schody.
- Słusznie - przyznałam pogodnie i ruszyłam za towarzyszem.
Nie zajęło nam wiele czasu znalezienie się na dachu starego budynku. Był lekko pochyły i zniszczony, stare dachówki osuwały się przy najlżejszym dotknięciu butem, więc Rori wymyślił nam drewniany podest, na którym mogliśmy stać bez obawy, że spadniemy. 
Nasze przypuszczenia okazały się prawdą. Wokół całej posesji stały identyczne czarne samochody. Był to dość ponury widok.
- Czemu z nich nie wyjdą? – zastanawiałam się na głos.
- Może liczą, że nie widząc innego wyjścia dobrowolnie się poddamy? – chłopak wzruszył ramionami i naprędce wymyślił dwie pary wielkich, białych skrzydeł na naszych plecach.
Pojawienie się dodatkowego mięśnia było dziwnym, acz przyjemnym uczuciem. Zafascynowana przychyliłam skrzydło do przodu i pogładziłam miękkie pióra. Po chwili jednak radość z posiadania skrzydeł minęła, ustępując trosce. 
- Myślisz, że jeśli będą strzelać uda nam się uniknąć zranienia? Nie wiem jak ty, ale ja pierwszy raz mam je na sobie.
- Poczekaj… - Rori wymyślił jeszcze parę kamizelek kuloodpornych. – Teraz powinno być ok. Jakoś sobie poradzimy. Najwyżej osłonię cię własnym ciałem!
- Oczywiście – przytaknęłam ironicznie. – Prowadź.
Mój towarzysz cofnął się o kilka kroków i rozpędził się, po czym rzucił się w dół. Początkowo myślałam, że skrzydła nie zadziałały i że zaraz ujrzę połamanego chłopaka na ziemi, z wymuszonym uśmiechem mówiącego: „Nic mi nie jest”, jednak na całe szczęście już po chwili wzbił się jak proca w górę. Odetchnęłam głęboko. Skoro jemu się udało, to mi też się uda! Wzięłam lekki rozbieg i podobnie jak blondyn skoczyłam w powietrze. Spróbowałam poruszyć nowymi mięśniami, by rozłożyły się, uniemożliwiając upadek, jednak one odmówiły mi posłuszeństwa. Ziemia zbliżała się w zastraszającym tempie. W ostatniej chwili udało mi się zebrać na trawie sporą warstwę mroku, która nieco zamortyzowała upadek. Jednak niedostatecznie. Poczułam uderzenie, przed oczyma zatańczyły gwiazdki. Świat wybuchł natłokiem dźwięków. Świst, huk, szum, kroki. Ktoś pomógł mi wstać, coś mówił. Twarz blondyna zamazywała się i falowała. Skrzydła łomotały. Najwyraźniej próbował poderwać się z ziemi, jednak we dwoje byliśmy zbyt ciężcy. 
Wtem wszystko umilkło, a ja osunęłam się w mrok. Jeszcze przez myśl zdążyło mi przemknąć, że będę musiała wziąć się w garść i zacząć ćwiczyć, bo wybitnie jestem nie w formie…
(Rori? Jakieś ambitne pomysły na tą jakże ambitną fabułę? XP)

29 grudnia 2015

Od Somniatisa cd. Tiffany

- Co robisz? - spytał, marszcząc brwi. - Chyba już mówiłem, że nikogo nie będziemy krzywdzić.
  Podszedł szybkim rokiem do skrępowanego chłopaka i przyłożył mu palec do czoła. W miejscu przyłożenia pojawiła się niewielka, obracająca się powoli pieczęć. Z gardła dzieciaka wydobył się stłumiony krzyk i jego tęczówki odpłynęły w głąb głowy, pozostawiając jedynie białka. Atis jednym sprawnym ruchem przeciął więzy.
- Co mu zrobiłeś? - spytała Tiffany? - Ja...
- Jest nieprzytomny i nie będzie niczego pamiętał. Ruszamy. - I nie czekając na odpowiedź dziewczyny, chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia.
- Czekaj - zaprotestowała. - Nie damy rady pozbyć się demona. On wiedział, jak tego dokonać...
- To i tak nieistotne. Już tego nie wie - Somniatis wzruszył ramionami. - Mówiłem: "nie będzie niczego pamiętał". Miałem na myśli dosłownie niczego. Zrobiłem porządek między jego uszami. Ma teraz szanse zacząć życie jako zwykły człowiek.
  Tytania wyglądała, jakby nie była pewna czy się wyrwać opiekunowi i biec ze łzami do chłopaka, czy potraktować to obojętnie i wręcz z mściwą satysfakcją potraktować uszczerbek tamtego. W rezultacie nie zrobiła nic i czarnowłosemu udało się ją wyciągnąć z szopy. Prowadził ją przez puste pola, za pomocą pieczęci zmieniając kierunek marszu, by zdezorientować podopieczną. Martwił się o nią. A właściwie szalał z przerażenia, choć jego zachowanie wskazywało coś kompletnie innego. Jego zmysły szalały, szczególnie jeśli chodzi o wzrok. Jego złote oko każdy krzak i kamień barwiło czernią, mówiło o niebezpieczeństwie i złu. Świat Somniatisa tonął w mroku, którego jedynym światłem stawała się podopieczna. Musiał ochronić to światło za wszelką cenę.
- Zegarmistrz? - czyjś głos wyrwał mężczyznę z zadumy. 
  Dopiero wtedy zauważył, że stoją na czyimś podwórku, a zza wyglądającego niezbyt nowo traktora wygląda rudy, piegowaty chłopak w kapeluszu słomkowym. To właśnie do niego należał głos.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał.
- Tak. Muszę się dostać do próbnego warsztatu A6 - odparł, choć nie przypominał sobie, by znał tego dzieciaka. Jednak tylko członkowie ZUPY znają go jako Zegarmistrza.
- Możecie pożyczyć konia - rudzielec wzruszył ramionami. - Wydrwigroszowi przyda się nieco ruchu.
(Tiffany?)

Od Ashury cd. Vincenta

Tyk, Tyk, Tyk. Po pokoju roznosiło się głuche tykanie zegara ściennego. Staliśmy tak w ciszy wsłuchując się w ten dźwięk. Rzadko kiedy miałam gości. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. A teraz? Ani ja, ani najwyraźniej mój gość nie wiedzieliśmy co zrobić. Zamyśliłam się. Wzięłam jedną z katan i rzutem podałam ją do Vincenta. Ten złapał ją zręcznie i obejrzał dokładnie. 
- Wspominałeś, że interesujesz się białą bronią i umiesz co nieco. To co, może mały pojedynek? – zapytałam biorąc do ręki drugą z katan. Chłopak uśmiechnął się do mnie.
- Zgoda, zakładam jednak, że nie będziesz próbowała mnie zabić.
- Postaram się – odparłam z uśmiechem. 
Stanęliśmy po przeciwnych stronach pokoju. Vincent zaczął biec w moim kierunku w mig wyjmując katanę. Zdążyłam jedynie odskoczyć na kilka metrów i zasłonić się swoim mieczem. Vincent zadał kolejny, tym razem mocniejszy, cios w skutek czego zachwiałam się i zostałam odepchnięta do tyłu o mało nie upadając. Staliśmy chwile w ciszy nie spuszczając z siebie oczu. Uśmiechnęłam się do siebie. Oboje byliśmy zdeterminowani, by wygrać. Moja kolej. Teraz to ja rzuciłam się na Vincenta. Nasze katany znów się starły. Chłopak unikał moich ciosów jak tylko mógł. Na początku ze spokojem w oczach, chwilę później wydawał się powoli męczyć. Ja z resztą też. Odskoczyliśmy od siebie ciężko dysząc. Zaatakowaliśmy w tym samym momencie agresywnie rzucając się na siebie. Oboje staraliśmy się wyprowadzić cięcia z boku, przodu i wszystkich innych stron doszukując się nawzajem wad w obronie. Nadarzyła się idealna okazja. Vincent zachwiał się lekko opuszczając przy tym katanę. Podetknęłam mu mój miecz pod gardło. Wygrałam. 
Odsunęliśmy się od siebie chowając katany. Oparłam się o ścianę oddychając głośno. Staliśmy tak odpoczywając przez dłuższą chwilę, aż Vincent się podniósł i oznajmił:
- Muszę przyznać, że jesteś całkiem niezła w te klocki.
- Coś tam się umie – odparłam z uśmiechem. Wyszłam na chwilę z pokoju, by po chwili wrócić z dwiema szklankami wody. Podałam jedną Vincentowi. 
- Tego mi było trzeba – oznajmił, gdy już opróżnił swój kubek. 
- Szczerze mówiąc, dobrze jest czasem potrenować z kimś żywym, a nie tylko z kukłą. 
- Mogłabyś popracować nieco nad siłą z jaką zadajesz ciosy – poradził mi Vincent.
- A ty nad unikami, zachwiałeś się i opuściłeś katanę, to zważyło na mojej wygranej.
- Ależ ty skromna – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie mam już siły żeby się chwalić – odparłam ze zmęczeniem. 
Vincent pokiwał głową. Byłam zadowolona, on chyba zresztą też. Przynajmniej nie musieliśmy tak gorączkowo myśleć nad tym co powiemy, bo walczyliśmy. A teraz oboje byliśmy zmęczeni i nikomu nie przeszkadzało, że żadne z nas się nie odzywa. 
(Vincent? Wybaczam tą przerwę)

Od Ashury cd. Alexandra

Altana, do której zaprowadził mnie Alexander prezentowała się naprawdę pięknie. Okrągła, zbudowana z białych desek stała w zacienionej części parku. Porośnięta w niektórych miejscach zielonymi pnączami. Dookoła zasłonięta była licznymi krzaczkami oraz kwiatami. Całość została podświetlona małymi lampkami umiejscowionymi w ziemi dzięki czemu wieczorem wszystko wydawało się zmieniać barwy. Nikt nie kręcił się po okolicy. Altana okazała się być idealną kryjówką. Stanęliśmy na jej środku. Mimo zachwycającego wyglądu nie mieliśmy czasu się nią zachwycać. Były tam dwie białe ławki oraz gliniane wazony z kwiatami. Przysiadłam na jednej z ław. Odetchnęłam ciężko. 
- To się wpakowaliśmy – stwierdził wściekły Alexander.
Zapadła cisza, słychać było jedynie nasze zmęczone oddechy. Oparłam się od oparcie i głośno wypuściłam powietrze. Alex schował twarz w dłonie. 
- Zabrałaś tą kartkę? - zapytał po chwili.
- Chodzi o tą? – odparłam wyciągając z kieszeni pomięty kawałek papieru. 
- Tak. Gdyby dostali te kartkę od razu wiedzieli by kim jestem – wziął ode mnie papier – to co teraz?- dodał chwile później.
- Altanka wydaje się być bezpiecznym miejscem, ale raczej tu reszty życia nie spędzimy – powiedziałam nie ukrywając zirytowania. Nie chciałam, żeby oddawał kryształy, ale jego wybór. Uśmiechnęłam się pod nosem - wiesz, ja mam swoje sposoby, zniknę na jakiś czas dopóki sprawa nie przycichnie. Nie wiem jak ty – po trochu miałam już dość na siłę udawania takiej spokojnej i miłej. 
Chłopak rzucił mi nienawistne spojrzenie. 
- Czyli co? Od tak mnie zostawisz? Jak gdyby nigdy nic sobie pójdziesz? O nie, nie licz na to – powiedział podniesionym głosem. Na jego twarzy pojawiły się wypieki.
- Pf, otworze jeden z moich portali i już mnie tu nie będzie, nawet nie zauważysz. 
Alexander nerwowo zaczął pocierać ręce i przyglądać mi się uważnie. Atmosfera się zagęściła. Teraz to już nie były przelewki, prawdopodobnie zostaliśmy uznani za złodziei i będziemy mieć na karku policję. Chłopak spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Powoli się uspokoił.
- Uciekanie nic tu nie da. Oboje jesteśmy w to zamieszani i ty, i ja - powiedział powoli – może da się to rozwiązać jakoś pokojowo? Poza tym, uważam że to również twoja wina.
- MOJA? Odbiło ci, czym ci człowieku zawiniłam? – krzyknęłam zaskoczona. 
(Alexander?)

Od Enuki - Spotkanie po latach

Weszłam do miasta-, wszędzie czuć było zapach ludzi, przez które przebijały się zapachy wilków. Łaziłam po mieście-, gdy za rogu wybiegł jakiś mężczyzna, a za_nim jacyś goście w mundurach. Nie wiem, o co chodziło-, ale za bardzo się tym nie przejmowałam. Poszłam do sklepu i kupiłam se sobie bułkę-, po czym poszłam do parku. Usiadłam na ławce i zjadłam moją bułkę-, gdy po doszło podeszło do mnie dwóch facetów w mundurach z napisem SJEW.
- Dzień_dobry-.
- Dobry-.
- Była pani już na badaniach .?
-_Badaniach-?
- Tak.
-_Nie-, nie byłam-.
- To proszę z nami-.
Postawili mnie w kolejce-, w której stałam jakieś pół_godziny.
- Proszę podać dane.
- Enuki Blood, lat 16 szesnaście. (W opowiadaniach liczby na ogół pisze się słownie.)
- Proszę wejść do środka-.
 Weszłam do środka-, gdzie pobrali mi krew po czym wypuścili-(Co wypuścili? Wygłodniałe lwy?)
 Po tym wszystkim wróciłam do parku-,_gdzie się wyłożyłam na trawie i zasnęłam. Obudził mnie głos mężczyzny, gdy otworzyłam oczy okazało się że jest z SJEWu.
- Pani Enuki?
- Tak.
- Proszę z nami-. (Jeden facet mówi w liczbie mnogiej? No, ok, co kto woli...)
Mężczyzna zaprowadził mnie do samochodu-, gdzie czekał kierowca.
Weszłam do środka-, po czym ruszyliśmy. Po paru godzinach wyszliśmy (wysiedliśmy?) z samochodu i weszliśmy do ogromnego budynku. Zamknęli mnie w jakimś pokoju do którego wyszedł jakiś gościu. (Jakiś gościu...)
-_Dobry.
-_Dobry. (Dobry. Jak oficjalnie... nie przesadzasz aby?)
- Więc pani się zwie Enuki. (Nie zaczyna się zdania od "więc", lepiej brzmiałoby "zwie się".)
- Tak.
- Co paniomą tu wprowadziło. (Z tego co wiem to wprowadził ją tu ten dziwny mężczyzna od SJEWu. Chyba, że chodziło o "sprowadziło".)
- Szukam członka rodziny, mieszka w 4 okręgu Arenie i zwie się Yuna.
- Rozumiem-, proszę wypełnić te dokumenty, a my pomożemy ją odnaleźć.
 Wypełniłam dokumenty-, po czym miałam czas wolny i zwiedzałam budynek. (Przyszłam na komisariat złożyć zeznanie i tak po prostu go sobie zwiedzam, nieco nielogiczne, prawda?) Po godzinie włóczenia się po budynku dowiedziałam się gdzie Yuna mieszka i ruszyłam w jej kierunku.

Z innych błędów, które dobrze byłoby poprawić to: wprowadzić do dialogu narratora, NIE stawiać spacji przed przecinkami i kropkami oraz używać synonimów, tak by w dialogu nie było na przykład dwa razy pod rząd "dobry". Teraz pora na błędy w fabule - SJEW nie pomaga wilkom, tylko je zabija/wsadza do więzień/przeprowadza na nich eksperymenty. Tyle ode mnie, szczerze mówiąc nieźle się bawiłam poprawiając to i dodam, że to mały prezencik dla Ookami na święta. ^^"  

Od Hikaru cd. Ookaminoishi

Nie mogliśmy wiele zrobić by nie rzucać się w oczy aż tak jak robiliśmy to do tej pory. Zresztą nie miało to już większego sensu, bo SJEW i tak już wiedział gdzie jesteśmy. Słońce już dawno schowało się za wieżowcami i wcześniej różowe niebo przybrało teraz ciemnofioletowy kolor. Miło, że zginę chociaż w całkiem niezłą pogodę. W sumie teraz był najgorszy czas - już nie dzień, czyli nie czas dla mnie, ale również nie noc, czyli też nie do końca czas Ookami. 

- Raczej nie mamy większych szans - westchnąłem siadając na ziemi. - Ale spoko, z ich więzień łatwo uciec.
- I masz zamiar tak po prostu tam sobie siedzieć? - warknęła na mnie dziewczyna.
- Owszem - odparłem wyciągając z kieszeni gumy do żucia. - Chcesz?
Nie widziałem jej twarzy, ale wydawało mi się, że przewróciła oczami. W tym momencie zza roku wyłoniło się kilku członków SJEWu.
- W sumie miło, że będę mógł zostać wsadzony do więzienia wraz z tak uroczą osóbką - zaśmiałem się z wyczuwalną ironią. - No, ewentualnie zginiemy razem.
SJEW zbliżał się coraz bardziej, Ookami przybrała pozycję do walki, a ja wciąż siedziałem oparty o ścianę żując gumę.
(Ookami ma chère? Wybacz mi, że musiałaś oczekiwać na odpis prawie dwa miesiące... A co do owego strażnika, to była to sytuacja kryzysowa XD)

Od Mixi cd. Yuny

  Siedziałam w kawiarni z mocną kawą, laptopem i telefonem w dłoni. Mój szef właśnie oznajmił mi, że w tego Sylwestra mam prowadzić program podsumowujący wydarzenia politycznie minionego roku. Czyli w tym roku nici z imprezy Sylwestrowej...
  W tym momencie wyczułam w okolicy wilczą krew. Rozejrzałam się, żeby sprawdzić czy to nie ktoś od nas, ale nie dostrzegłam nikogo znajomego. Kto to mógł być? Nikt z osób siedzących w kawiarni nie wyglądał podejrzanie, ot przeciętni mieszkańcy Ainelysnart. I jak mam teraz rozpoznać kto z nich ma Wilczy Gen?
  Chyba będę musiała czekać aż ta osoba wyjdzie, żeby móc wyczuć oddalenie się tego zapachu. Zmarnuję na to pół dnia... Zaczęłam przeglądać strony internetowe, jednak nasz "wspaniały" prezydent nie zrobił ostatnio nic "wspaniałego", więc znajdowałam tylko informacje sprzed kilku dni.
  Minęło pół godziny z kawiarni wyszła niska czarnowłosa dziewczyna i zapach wilka również zaczął się oddalać. Zapłaciłam pośpiesznie, zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam za nią. Była jakieś sto metrów przede mną, więc musiałam niemalże biec, żeby nie stracić jej z oczu. Gdyby nie to, że jestem oficjalną przedstawicielką telewizyjną premiera rzuciłabym się za nią biegiem, ale gdyby zobaczył to któryś z "czarnych" Leniniewskiego mogłabym pożegnać się z pracą.
- Zaczekaj! - zawołałam w pewnym momencie.
  Dziewczyna zatrzymała się i odwróciła. Pewnie wiedziała, że za nią idę, bo nie kryłam się jakoś specjalnie. Zrównałam się z nią.
- Jest sprawa... Ważna. Jednak nie jest to temat do luźnej pogawędki w środku miasta, chodź ze mną.
(Yuna?)

"Nie kupisz mnie drogimi prezentami, ale za jedno kocham cię i jestem skłonny oddać ci cały świat."

Imię i Nazwisko: Shimer Mesoshimota
Pseudonim: Shim, Shimerek (używane przez jego mamusię)
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Heteroseksualny
Wiek: 18 (nieśmiertelny)
Żywioł: Światło
Cechy charakteru: Shimer - to bardzo porywczy i sadystyczny chłopak. Zawsze próbuje we wszystkim być lepszy od siostry. W dzieciństwie był uczony, że musi dbać sam o siebie, bo inaczej zginie... Dlatego teraz bardzo mu przeszkadza, gdy ktoś się o niego troszczy. Shimer zawsze ulega jakiejkolwiek prośbie Shiny i czuje się bardzo nieswojo, gdy siostry przy nim nie ma. Shim żywi bardzo dużą nienawiść do swojego ojca. Za wszelką cenę, chce pokazać mu, że jest od niego silniejszy. Chłopak zawsze jest bardzo pewny siebie i wierzy, że wszystko mu się uda. Gdy miał 14 lat wpadł w złe towarzystwo. Zaczął robić wszystko, co najgorsze. Pić, palić, ćpać... Jednak niedawno trochę przystopował. Przez tamte wydarzenia teraz bardzo chętnie łamie wszystkie możliwe zasady. Te lata sprawiły, że nauczył się kraść. Ostatnio robi to tylko dla przyjemności. Na co dzień Shim jest bardzo leniwy i nie robi zupełnie nic.
Aparycja: Gdy jest w postaci człowieka ma żółte włosy i niebieski pasemek na nich. Oczy ma fioletowo- żółte. Tak jak jego wilcza postać na szyi ma naszyjnik z fiolką z żółtym świecącym płynem. Ubrany jest niedbale. Ma nieduży tatuaż na plecach przedstawiający wilka. Na prawej ręce ma czarną opaskę. W postaci wilka ma dwa ogony. Żółte jarzące światłem oczy. Jego grzywka jest szara z żółtymi paskami. Futro jest szare z pomarańczowymi oraz żółtymi plamami. Ma czarną opaskę na szyi z żółtymi szczegółami.
Praca: Architekt wnętrz
Stanowisko: Łucznik
Historia: Jego historia nie jest tragiczna. Urodził się zdrowy. Zaraz po nim urodziła się jego siostra Shina. Mama była nadopiekuńcza. Shim'a i Shinę traktowała tak samo. Ojciec uczył go, że musi dbać sam o siebie bo zginie. Po tym jak ojciec zdradził matkę i on to widział jako jedyny z rodziny. Chciał to powiedzieć mamie. Ale ojciec mu groził, że jeśli to powie, to wtedy stanie się coś złego. Nie powiedział tego. Gdy już wyznał zdradę, mama Shima mu wybaczyła. Od tamtej pory ojciec traktował go bardzo surowo. Shim żywi do swego ojca wielką nienawiść. Jak miał 14 lat wpadł w złe towarzystwo i zaczął ćpać, palić pić. Nauczył się kraść i coraz większą przyjemność czerpał z skradzionej rzeczy.
Moce:
  • Panuje nad żywiołem światła
  • Może być przez 5/10 minut niewidzialny (zależy ile ma energii i siły)
  • Może utworzyć kulę obronną
  • Może zmienić się na krótko w gryfa
Umiejętności i zainteresowania: Interesuje się sztuką, techniką i architekturą. Pięknie maluje chociaż mama go do tego zniechęca nie wiedzieć czemu, on i tak to robi.
Partnerka: Było parę... Ale nawet ich nie pamięta więc szuka.
Zauroczony w: Na razie w nikim
Rodzina:

  • Mama Meyuki Mesoshimota
  • Tata Saruki Mesoshimota
  • Siostra Shina Mesoshimota
Talizman: Nosi Talizman "Jasnego Światła". Ten talizman ma zawarty w sobie świecący żółty płyn. Ma właściwości leczące. Leczy tylko w ciężkich sytuacjach
Miejsce zamieszkania: Arena 1, taki nieduży dom. 
Ciekawostki:
  • Lubi muzykę.
  • Bardzo nie lubi hałasów np: krzyków dzieci.
Towarzysz: Nie posiada.
Inne zdjęcia: brak.
Kontakt: olioleksy

28 grudnia 2015

Od Melo cd Justice

(cd. tego)
- Jakieś propozycje?
- Hmm... Uciekać?
To wszystko działo się tak szybko... Popatrzyłam na flakonik, który Just ściskała w ręce. Ciekawe do czego służy... Ignorując bardzo słabą sytuację, w której znalazłyśmy zapytałam:
- Do czego to służy? 
- Latam...
- To świetnie! Mogę się ciebie złapać i możemy polecieć!
- Hm... 
- Ale skoro panujesz nad wodą, to dlaczego nie zapanujesz nad wodą w ich krwi?
- Może... 
Nagle do naszych uszu doszedł odgłos kroków. 
- To oni! Dawaj!
Justice zacisnęła powieki i stała się niemożliwa rzecz. Mężczyźni ścigający nas unieśli się lekko do góry, ale wystarczająco wysoko, aby nie móc chodzić. Just uderzyła nimi o barierkę i wyrzuciła ich na dół. Dało nam to krótką chwilę do ucieczki. Popędziłyśmy ile sił w nogach w dół schodów, a potem prostą drogą do kasyna. Gdy Justice dorwała się do motocyklu powiedziała:
- Gdzie mieszkasz?
- Arena 5.
- Ja tak samo.
Pojechałyśmy. Wolne od ochroniarzy, ale pewnie już widniejące w aktach. Więcej nie wychylę nosa za Arenę 5. Przynajmniej się postaram. W trakcie drogi do domu Justice zorientowałam się, że dziewczyna mieszka bliżej portu Colotno, niż Sitna. Nie przejęłam się tym, bo i tak to dobrze, że Just nie mieszka w jakieś krzykliwej ulicy, w której trudno się ukryć. Gdy zobaczyłam jej dom, aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Był ogromny i robił naprawdę duże wrażenie.
- No jesteśmy na miejscu – powiedziała uśmiechnięta Justice – Chodź.
(Justice?)

Od Vincenta cd. Ashury

Porządku w tym domu nie było i co do tego wątpliwości nie miałem, jednak wiedziałem, że gdybym ja miał czas (choć ostatnio miałem go aż nadto) to mój dom prawdopodobnie prezentowałby się jeszcze gorzej. Podszedłem do katan i przyjrzałem się im. Były w naprawdę dobrym stanie i gdyby nie wyraźny zakaz dotykania ich chętnie bym je przetestował.
- Ładnie tu masz - uśmiechnąłem się do niej.
Zapadła dość kłopotliwa cisza. Obejrzałem już katany dość dokładnie, jednak nie wiedziałem jak przekazać to ich właścicielce, więc dalej udawałem, że się im przyglądam. Po kilku minutach oboje byliśmy nieźle zniecierpliwieni. Tak się kończy jeśli dwie osoby niezbyt przystosowane do kontaktów międzyludzkich lądują w jednym pomieszczeniu. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu poszukując czegoś na czym mógłbym zawiesić oko. Akurat tutaj takich rzeczy nie brakowało, nie chciałem jednak łamać zakazu.
(Ashura? Wybacz mi, naprawdę przepraszam za tę długość i czas oczekiwania. ;-;)

Od Awerego cd. Est

Spojrzałem na Nightmare'a. Wydawał się teraz większy, niż poprzednio. Zmieniłem się w wilka i skoczyłem ku niemu, co było błędem z mojej strony.  Smok poruszył nerwowo głową i strącił mnie z nozdrzy. Uderzyłem twardo głową o murek. Wydałem z siebie cichy jęk bólu i zamglonym wzrokiem wpatrywałem się w cień dwóch wader. Est i Tyks unikał ciosów ogona Nightmare'a, a ja wpatrywałem się na to bezczynnie.  Byłem po prostu zmęczony. Wstałem jednak po krótkiej chwili i znowu skoczyłem na smoka. Tym razem jednak Nightmare miał problem ze strąceniem mnie z pyska. Dostałem się do jego oczu i po chwili zmieniłem się w człowieka i wziąłem do ręki sztylet. Wbiłem sztylet do oka Nightmare'a, a ten zawył z bólu. Znowu zmieniłem się w wilka i skoczyłem do jego drugiego oka. Smok zwijał się z bólu i próbowała mnie znowu strącić. W ostatniej chwili skoczyłem na ziemię. Est widocznie była roztrzęsiona. Spojrzałem znacząco na moją siostrę. 
- Zabierz stąd Est. Zatrzymam tego gada.
- A-ale... - wychrypiała.
- Posłuchaj i tak nawaliłem! - przerwałem Tyksonie - Miałem cię pilnować i gówno z tego wyszło!  Przepraszam... ale muszę! 
Wziąłem sztylet i pobiegłem w przeciwnym kierunku niż Est i Tyks. Wziąłem głęboki wdech i krzyknąłem: 
- Tu jestem! Tutaj! Ty gadzie! Ty nędzna gnito!
- Ty...!!! - warknął Nightmare i zaatakował.
Zacząłem uskakiwać przed jego ciosami, ale smok był po prostu zbyt silny. W końcu musiałem polec. W pewnym momencie smok niespodziewanie złapał mnie za grzbiet i rzucił mną. Miałem pecha, gdyż trafiłem w skałę. Poczułem nieprzyjemny szczęk łamanych kości. Smok po raz kolejny zaatakował.  Chwycił mnie swoją paszczą. Poczułem piekielny ból w okolicy kręgosłupa. Zacisnąłem zęby. Wokół widziałem tylko krew. To koniec? Czy tak właśnie  skończę? Miałem tylko nadzieję, że odwróciłem uwagę smoka na dosyć długo.  Nightmare po chwili zorientował się, że nie ma z nim Est. Wściekły smok zostawił mnie w spokoju i pognał w stronę, w którą uciekły wadery. Zamknąłem oczy. 
(Est? Wybacz, że piszę do ciebie jako Awery, ale mam u niego ogromne braki i nie mam na dodatek z kim pisać xD)

Od Justice cd. Melo

- Nic ważnego. Wróci. - odpowiedziała Melo. Dopiero teraz miałam okazję przyjrzeć się dziewczynie. Nie wyróżniała się z tłumu, mimo iż w przeciwieństwie do mnie nie była ubrana elegancko.
- Ehh... - podrapałam się po karku. - Mogę ci jakoś zrekompensować te ulotki...? Trochę się źle z tym czuję. Może... - przerwałam, gdy poczułam na ramieniu czyjąś masywną dłoń.
- Przepraszam, czy mogłaby pani pójść razem z nami? - o wiele wyższy ode mnie mężczyzna w czarnym garniturze patrzył się na mnie zza przyciemnianych okularów. - Widziano panią bardzo blisko pana Scuma podczas tego przykrego wydarzenia.
- Niech to! - powiedziałam cicho. Chwyciłam moją chwilową towarzyszkę za rękę i wybiegłam z budynku. Słyszałam za sobą zaskoczony głos Melo. Odwróciłam się za siebie. Ten sam mężczyzna znalazł sobie kumpli i teraz goniło nas jakoś 6 ochroniarzy.
Wbiegłam nadal trzymając Parker za rękę do następnego budynku. Przez chwilę stałam w miejscu szukając schodów przeciwpożarowych, przy okazji pozwalając Melo trochę odpocząć. Gdy już je odnalazłam, wbiegłam ciągnąc brązowowłosą po schodach.
Gdy wbiegłyśmy już na dach, w końcu ją puściłam. Ta zaskoczona oparła się rękami o kolana i pozwoliła ciału trochę odpocząć.
- Hmm... - zaczęłam się zastanawiać. Nie wiedziałam czy ufać tej dziewczynie. W zadumie patrzyłam to na nią, to na mój amulet. Mogłabym rozwinąć skrzydła, podlecieć nimi blisko tego kasyna i wsiąść na mój motocykl. Mogłabym ich również jakoś zaatakować pistoletami lub igłami... Tylko jest jeden problem. Rozwinąć skrzydła...?
- Justice... - powiedziała dziewczyna, która chyba już odpoczęła. - Co teraz?
- Przepraszam za to, że cię w to wciągnęłam. Jakieś propozycje?
(Melo?)

Od Alexandra cd. Ashury

Popatrzyłem w stronę drzwi wyjściowych, gdzie przybiegł trzeci ochroniarz.
- Ta, ewakuować - powiedziałem. - Tylko jak?
Po chwili usłyszałem głos kobiety, której przed chwilą dałem rubiny.
- Nie uciekniecie nam!
- Co to ma znaczyć?! - krzyknąłem. - Przecież nie my ukradliśmy te rubiny, idiotko!
Kobieta milczała. Widziałem, że jest zła, pewnie za tą idiotkę. Prawda boli, pomyślałem. Spojrzałem na Ashurę i zapytałem:
- To jak? Wiesz, jak stąd uciec?
- Może się przebijemy przez ochroniarzy - odparła.
Wtem do środka wbiegło kilkoro policjantów. Wszyscy wyciągnęli pistolety i namierzyli na nas.
- Powodzenia - powiedziałem.
Po chwili wpadłem na pewien pomysł. Rozluźniłem mięśnie i skupiłem się.
- Co ty odwalasz? - zapytała Ashura.
- Morda - mruknąłem.
- Poddajcie się! I tak nie uciekniecie! - krzyknął jeden z policjantów.
- Morda!
Nastała cisza. Jak dobrze, pomyślałem zamykając oczy. Wszyscy patrzyli zdziwieni na mnie. Gdy gwałtownie je otworzyłem, niby znikąd pojawiła się gęsta mgła. Policjanci byli zdezorientowani, nie wiedzieli, co robić.  Jeden krzyczał coś do drugiego. Chwyciłem Ashurę za rękaw i powiedziałem:
- Teraz, otwórz portal.
- Dokąd? - zapytała.
- Nie wiem, do parku.
Dziewczyna otworzyła portal, do którego wskoczyliśmy. Po chwili znaleźliśmy się w parku.
- Czemu akurat tutaj? -  spytała się Ashura.
- Po naszej ucieczce gliny stwierdzą, że  nie uciekliśmy daleko. Będą przez dłuższy czas szukać nas w okolicy. Ten park nasze szczęście znajduje się daleko. Po za tym lubię go. A teraz chodźmy do starej altany.
- Po co?
- Po gówno, po prostu chodź.
Ruszyłem w stronę altany. Dziewczyna poszła za mną.
(Ashura?)

Od Adrianne

Dzień jak co dzień. Obudziłam się w jednym z nowszych bloków. Niedawno jacyś ludzie wystawili to mieszkanie na sprzedaż i nikt jak na razie tu nie przychodzi. Parter i brak kamer wewnątrz i zewnątrz budynku też się chwali.
Wstałam i założyłam kremową sukienkę w granatowe grochy, którą wczoraj wieczorem położyłam na drewnianym krześle w przestronnej sypialni. Full wypas. Przeszłam do kuchni i wyciągnęłam z aluminiowego chlebaka kawałek kajzerki.
- Meh, sucha...
Jeszcze tylko do łazienki i na miasto. Czas załatwić sobie jakieś buty, bo zaczyna się robić chłodno.
Dwie przecznice dalej jest jakaś galeria, więc ją odwiedziłam. Nie obyło się bez biegania, ale cóż, takie życie.
Weszłam do martens'a, bo chyba jako jedyny ze sklepów nie miał czujników przy wyjściu. Złapałam czarne kozaki i schowałam się za jedną z półek. Szybko oderwałam wszystkie metki, wcisnęłam je do innych butów, założyłam kozaki i jakby nigdy nic oglądałam dalej prezentowane na wystawie produkty. Po kilku chwilach wyszłam. Dziwne, za zwyczaj zwracają uwagę na to, że przychodzi się w innych butach albo bez nich. No cóż, ich strata.
Wyszłam z centrum handlowego i poszłam jeszcze w jedno miejsce.
- En, jak miło, że do nas zawitałaś! - odezwał się jeden z facetów.
- Mason, potrzebuję informacji. Jack mówił, że mają mi mieszkanie sprzedać.
- A, tak racja. JACK!
Zza ściany w rozwalonym bliźniaku wyszedł przysadzisty mężczyzna.
- Mała! Miło cię znowu widzieć skarbie. Czego ci potrzeba?
- Słyszałam, że masz info od właścicieli wynajmu. Co wiesz?
- Ah, o to chodzi. Wiesz, że cię uwielbiam, ale nie rozdaję informacji na prawo i lewo za darmo, tym bardziej, że ci na nich zależy.
- Słuchaj! Wiesz, że nic nie mam! Potrzebuję wiedzieć, żeby na czas się stamtąd zmyć! Nie mogę trafić do więzienia!
- Skarbie, ciebie najwyżej wsadzą do poprawczaka albo dadzą ci rodzinę zastępczą i kuratora. Lub dom dziecka w co wątpię. Zaraz kończysz osiemnaście lat En. Musisz się ogarnąć. Mogę ci pomóc znaleźć robotę.
- Nie chcę żadnej roboty. Chcę tylko wiedzieć kiedy wprowadzają się nowi właściciele.
- Dobrze Mała. Ale to jest ostatni raz kiedy udzielam ci informacji za darmo.
- Dziękuję. I nie oszukuj się. Przecież oboje wiemy, że to nie jest ostatni raz - uśmiechnęłam się i poklepałam staruszka po ramieniu - a teraz gadaj.
- Masz jeszcze tydzień. Małżeństwo z dwójką dzieci przyjeżdża czwartego stycznia.
- Ok. Jeszcze raz dzięki. Trzymajcie się!
Już chciałam wyjść kiedy drogę zagrodził mi jakiś młody, bardzo wysoki chłopak, którego nie znałam.
- En, poznaj Mike'a. To nasz nowy wspólnik. Ja za kilka dni wyjeżdżam, więc to on będzie twoim informatorem.
- A-ahha...
Lekko się odsunęłam i wybiegłam na dwór. To nie na moje nerwy.
Jeszcze tydzień. Do tego czasu trzeba będzie ogarnąć coś nowego. Ławka w parku nie wchodzi w grę, bo jest już za zimno.
Idąc ulicą poczułam znajomy, choć bardzo rzadko wyczuwany przeze mnie zapach. Wilczy gen. W tej okolicy nie spotykam się z nim często. Poszłam za wonią, ciągnięta ciekawością. Już od kilku miesięcy nie spotkałam, żadnego wilka, a jeśli już, to nie był przyjaźnie nastawiony.
Weszłam w ciemniejszy zaułek, w którym było wejście do pub'u. Otworzyłam drzwi zza których wyleciała dusząca chmura dymu papierosowego.
- Fu. Nie wchodzę tam.
Zawróciłam i miałam już zrobić pierwszy krok w stronę ulicy kiedy przede mną stanął adresat wilczej woni.
(Ktoś?)

27 grudnia 2015

"Co cię nie zabije, to cię wkurzy"

Imię i Nazwisko: Adrienne Dae
Pseudonim: Di lub En. Różnie bywało. Zdrobnieniem od jej imienia jest Ada, ale go nie używa. Często wśród znajomych znana jako Mała lub Lie.
Płeć: Kobieta
Orientacja: biseksualna
Wiek: 17 lat.
Żywioł: Cień
Cechy charakteru: Tą dziewczynę trudno jest rozgryźć. Jako, że wychowywała się praktycznie sama umie poradzić sobie właściwie w każdej sytuacji. Chociaż na pierwszy rzut oka wygląda na miłą dziewczynkę w sukience przy drugim może być już kimś innym. Zazwyczaj jest miła i tolerancyjna. Nie lubi rzucać się w oczy, ale raczej wtapiać się w tłum. Jeśli ktoś zajdzie jej za skórę jest zawzięta i mściwa. Potrafi na prawdę długo nie zapominać o nieprzyjemnych przeżyciach, a przez to nie odpuszcza łatwo osobom, które do takowych doprowadziły. Jest krytyczna wobec siebie i innych. Szanuje tylko tych, którzy szanują ją. Jest szczera do bólu i nie boi się konsekwencji takiego postępowania. Jest mistrzynią przekrętów. Nie przez przypadek nazywają się Lie. Kłamie jakby nigdy nic. Jak gdyby mówiła całą prawdę o czymś co na prawdę się wydarzyło, a w rzeczywistości całą historię zmyśliła od początku do samego końca na poczekaniu. Ma też lepszą stronę. Na osobności, kiedy jest sama ze sobą potrafi być w głębi małym dzieckiem. Uwielbia urocze rzeczy (czytaj: jednorożce, puchate króliczki, itp.). Jest bardzo kreatywna i wrażliwa.
Aparycja: Jako człowiek jest to drobna i lekko umięśniona dziewczyna. Ma jakieś 165 centymetrów wzrostu. Naturalnie ma czarne włosy obcięte krótko, ale farbuje je na granatowo. Ma ciemnoniebieskie oczy i długie rzęsy. Jej ciepły uśmiech przyciąga kiedy chłodny, przenikliwy wzrok jednocześnie odpycha. Lubi chodzić w sukienkach i wygodnych butach (buty nosi rzadko).
Jako wilk jest średnich rozmiarów jak na samicę. Ma czarne futro, a na ogonie i wewnątrz uszu błękitno granatowe. Wnętrze łap również jest ciemnoniebieskie. Na jej pysku i grzbiecie pojawiają się złote plamy, a jej oczy jaśnieją. Ma niezwykle białe zęby.
Praca: bezrobotna. Nie miała jeszcze czasu czegoś dla siebie znaleźć.
Stanowisko: Łącznik
Historia: I tutaj zaczyna robić się ciekawie. Urodziła się w mieszanej rodzinie. Jej ojciec posiadał wilczy gen, a matka nie. Tata nie powiedział żonie o swojej tajemnicy, swoim dziedzictwie. Dowiedziała się o tym dopiero w dniu ślubu. Przeraziło ją to, więc zawiadomiła władze. Nie wiedząc co robić z czworonożnym mężem zostawiła go policji, ale on na szczęście uciekł. Di miała wtedy jakieś 4 lata, więc nie pamięta wszystkiego zbyt dobrze. Matka nie pomyślała nawet o tym, że jej córka mogła odziedziczyć wilczy gen. Wychowywała ją do czternastego roku życia. Potem En uciekła łudząc się, że odnajdzie ojca (dziecinne marzenia).
Trafiła do domu dziecka. Kłamiąc o swoim wieku udało jej się wyjść z niego dwa lata później. Przez ostatni rok pasożytowała na ludziach z sąsiedztwa, sama nie pałając chęcią do pracy. Zwykle nie fatygowała się, żeby zapłacić za nocleg. Wkradała się przez okna do moteli i mieszkań do wynajęcia. W cieplejsze noce sypiała pod gołym niebem. Można więc powiedzieć, że była po prostu bezdomną. Może czas się w reszcie ustatkować?
Moce: 

  • Panowanie nad swoim żywiołem.
  • Telekineza.
  • Sobowtór – za pomocą swojego żywiołu może stworzyć swojego sobowtóra. Niestety przez to, że jest „zrobiony” z cienia nie jest on namacalny. Jeśli chce się go dotknąć rozpływa się w powietrzu.
  • Iluzja – używając tej mocy otacza coś swojego rodzaju mgłą. Inni widzą wtedy to „coś” inaczej lub w ogóle tego nie widzą.

Umiejętności i zainteresowania: Jak już wcześniej było wspomniane, Di jest wręcz nieprzeciętnie genialnym kłamcą. Jak to mówią: im więcej szczegółów, tym kłamstwo wiarygodniejsze. En zawsze trzyma się tej zasady. Jednym tchem wygłasza przejmujące historie, które, nie oszukujmy się, nieczęsto są prawdą. Jest bardzo zwinna i szybko biega, dzięki czemu jest też sprawnym złodziejem. Niestety często używa tych umiejętności. Już nie raz sprzedawcy gonili ją z bronią. Jako wilk nie ma w niej nic specjalnego. Być może dlatego, że bardzo rzadko używa tej formy.
Nie ma wielu zainteresowań. Jednym z nich jest na pewno czytanie. Uwielbia to. To, że nie posiada żadnej książki w niczym nie przeszkadza. I o dziwo ich nie kradnie. Na szczęście w okolicy zawsze znajdzie się jakaś biblioteka publiczna. Uwielbia też, co może zabrzmieć banalnie w ustach dziewczyny, ubrania. Mianowicie sukienki. Często wydaje na nie wszystkie pieniądze, które uda jej się zdobyć. Nie nosi innych ubrań. No może jeszcze bieliznę. Zazwyczaj łazi bez butów.
Partner: Może kiedyś…
Zauroczona w: Na razie chyba nikt.
Rodzina: Ojciec pewnie tłucze się gdzieś z glinami, a matka nie zadała sobie nawet trudu, żeby znaleźć ją po ucieczce. Chyba.
Przedmioty: Nóż
Talizman: -
Miejsce zamieszkania: Zwykle mieszka w mieszkaniach wystawionych na sprzedaż lub nocuje w motelach w granicach Areny 1.
Ciekawostki:

  • kocha wszystkie zwierzęta.
  • boi się ciemności.
  • nie pali i nie pije alkoholu.
  • nie lubi towarzystwa obcych.

Towarzysz: -
Inne zdjęcia: -
Kontakt: finka12

Od Erny cd. Chizuru

Stałam i obserwowałam całą sytuację. Nawet cieszę się, że nie zostałam do tego wciągnięta. Nie miałam zamiaru gościć w moim mieszkaniu obcych ludzi. Odchrząknęłam, żeby zwrócić na siebie ich uwagę, niestety bez skutku. Spojrzałam na rozgwieżdżone niebo. Na szczęście nie było wielu chmur, więc gwiazdy były wyraźnie widoczne. Zawiał zimniejszy wiatr. Po ramionach przeszedł mi dreszcz.
- Nie chcę być niemiła, ale możecie ruszyć dupy? Jest mi zimno! - Krzyknęłam zniecierpliwiona.
Narcyza spojrzała na mnie spode łba.
- To najpierw wymyśl jak nas rozłączyć. - Krzyknęła czerwona ze złości.
- Nożyce do metalu, idźcie do szpitala, stopcie metal, cokolwiek!
Dzięki ci Zeusie, że to nie był mój problem. Jakbym miała chodzić przypięta do jakiegoś popieprzonego chłopaka, to bym chyba popełniła samobójstwo.
Po krótkiej chwili ciszy, stwierdziłam że ich zostawię. Miło było spotkać Narcyzę, ale chyba czas iść do domu. Zrobiłam kilka kroków, ale usłyszałam jej krzyk.
- Poczekaj! I tak idziemy w tę samą stronę!
Spojrzałam na nią. Szła szybko ciągnąc za sobą... jak mu tam... Chizuru?
Zrównałam z nią krok.
- To jak ci się życie układa? - Zapytałam niepewnie.
- Mi czy jej? - Odezwał się Chizuru.
- Zamknij się! - Krzyknęła Narcyza i odwróciła wzrok w moją stronę. - Ogólnie rzecz biorąc dobrze. Zabijam na zlecenie i takie tam.
- Mhm.

(Narcyza? Chizuru?)

Od Chizuru cd. Narcyzy

- Strzelam focha. - Oznajmiłam i udałam się pod najbliższą ścianę. Niech wiedzą, że do szczęścia ich nie potrzebuje. One najwyraźniej nawet nie zwrócił uwagi na mój akt buntu, bo dalej se gadały jak gdyby nic. - Dobrze mi tu bez was. - Krzyknęłam tak, aby na pewno usłyszały. Niech wiedzą, że się bawię znakomicie. Kopnęłam jakiś kamień, który przeturał się kilka metrów i zatrzymał. Gdzie ja w ogóle jestem?! Rozejrzałam się. Po prawo budynek, po lewo budynek, z przodu uliczka, z tyłu ta wredna kwiaciarnia i Erna. Zdecydowanie się zgubiłam, nie mam pieniędzy ani właściwie niczego...  - Kwiatek! Mogę u ciebie przenocować? - Spytałam zaczynając iść w ich stronę. Jakżeby inaczej powiedziałam to na tyle głośno, by każda z przechodzących koło nas osób to usłyszała. Oczywiście również nie zwracałam uwagi na fakt, że przerwałam im dyskusję.
- Nie. - Kwiaciarnia mnie nie polubiła. Co wredny chwast. A żeby mszyce dostała.
- No ładnie proszę... Tylko jedną noc się przekimam! - Złożyłam rece w błagalnym geście.
- Powiedziałam, że nie. - Chyba chciała mnie kopnąć...  Znów...  No w każdym razie chciała, bo jej nie pykło. Na szczęście.
- Sztop. Po co tyle agresji? Masz problemy emocjonalne? Chodźmy do twojego domu zrobisz herbatę i pogadamy o tym. - Chyba powoli zaczynała mieć powyżej uszu tej rozmowy.
- Daj już... Co ty wyprawiasz?! - A zareagowała tak, bo właśnie użyłam kajdanek, które jakiś cudem znałam w kieszeni. Spięłam jej rękę i moją.  Przynajmniej się mnie tak łatwo nie pozbędzie.
- Jesteśmy jednością. To jak mogę się u ciebie przekimać? - Cały czas głupi uśmiech nie schodził mi z twarzy, przez co chyba Narcyza coraz bardziej traciła wiarę w ludzkość.
- Gdzie masz kluczyk? - Spytała, próbując ściągnąć kajdanki ze swojej ręki jednak jej wysiłek był daremny.
- Kluczyk? Nie mam. - I przy tych słowach prawie straciłam najcenniejszą dla mnie rzecz. Twarz! Gdyby się nie uchyliła było by nie fajnie. Ona jest serio brutalna ;-; Chciała mnie zabić. Bogu dzięki.... A no tak...  Ja jestem bogiem...  Nie ważne...
- Chwaście nie zabijaj! To nie moja wina! Chociaż...  Może moja, ale daruj życie! - Chyba nadal analizowała fakt nazwania ja chwastem... No wypsnęło mi się.  Jako, że cały czas milczała, zresztą ta druga też przyglądała się całej sytuacji jak głupia. - Wieje chłodem... - I nie było to dwuznaczne stwierdzenie, bo akurat zrobiło się zimno. Nie miałam wyboru musiałam się jej uczepić. Jakoś nocka na ulicy mi się nie marzy!
(Narcyza? Erna?)

Od Ashury cd. Alexandra

- Moim zdaniem to zły pomysł. Niby jak masz zamiar to zrobić?
- Pójdziemy tam, do tego banku i wręczymy im woreczek mówiąc: Proszę bardzo, pańska zguba. Dadzą na nagrodę. Koniec. Do widzenia. Wychodzimy. 
- Nie wiem czy to wypali. Zaraz nas się uczepią i zaczną zadawać masę pytań. Skąd to mamy? Gdzie to znaleźliśmy? Co im wtedy powiemy?
- Żeby się odwalili od nas - odpowiedział lekko zirytowany Alex.
- Świetna technika. Naprawdę. A później przylezą ochroniarze i co? Im też każesz się odwalić?
- Jeśli zajdzie taka potrzeba.
Nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać. Wstałam z kanapy i podeszłam w stronę drzwi. Zaczęłam zakładać buty. Spojrzałam w stronę Alexa. On również powoli zaczął się ubierać. Wyszliśmy z mieszkania. Poczekałam, aż chłopak je zamknie i zeszliśmy po schodach w dół. Na zewnątrz zaczynało się ściemniać. Spojrzałam na zegarek, było mocno po dwudziestej. 
- O której zamykają ten bank?
- Dwudziesta pierwsza lub dwudziesta pierwsza pięćdziesiąt. 
- Długo się do niego idzie? 
- Plus minus dziesięć minut. 
Szybkim krokiem ruszyliśmy chodnikiem w stronę banku. Cały czas szłam za Alexem nie wiedząc jak dokładnie tam dojść. Weszliśmy do środka przez masywne, brązowe drzwi. O tej godzinie w środku było zaledwie kilka osób. Stanęliśmy w kolejce do drugiego okienka, bo ta wydawała się być najkrótsza. Gdy dopchnęliśmy się do pracownicy banku, Alex wyciągnął woreczek i położył go na ladzie. Otworzył go i pokazał ekspedientce jego zawartość. Spojrzała na nas ze zdziwieniem i wyciągnęła rękę po worek. Alexander szybkim ruchem złapał go wcześniej. Kobieta przyjrzała nam się bacznie.
- T-to są rubiny skradzione z naszego banku kilka tygodni temu. Skąd je macie?
- Zbieg okoliczności - odpowiedział szybko chłopak - wdałem się w bójkę z jakimiś podejrzanymi typami i tak do mnie trafiły.
- Świetnie, że się wreszcie odnalazły. To byłaby ogromna strata finansowa dla naszego banku. A teraz mi je oddaj.
- A co z nagrodą?
- Zaraz dam wam kartkę gdzie wpiszecie swoje dane. Po zwróceniu nam rubinów wyślemy nagrodę pocztą - spojrzała na nas wyczekująco. Zaczęła stukać długopisem o blat - rubiny - powiedziała ostro.
- Przepraszam na chwile, muszę porozmawiać z kolegą - powiedziałam szybko i odciągnęłam Alexandra na stronę. 
- To się źle zapowiada. Nie powinniśmy podawać im naszych danych. Co jeśli zadzwonią na policję? Co wtedy zrobisz?
- Z drugiej strony jeśli im ich nie oddamy również zawiadomią policję. Sytuacja patowa. Wole jednak zaryzykować i oddać im te rubiny. 
- Rób jak uważasz, ale nie licz, że powiem tej babie jak się nazywam. Ona jest jakaś taka dziwna. Patrz, cały czas gapi się w naszą stronę. 
Alexander mnie jednak nie słuchał. Już szedł w stronę okienka. Podbiegłam do niego. Stanęliśmy przy okienku, a chłopak podał kobiecie woreczek. Ta wysunęła kartkę i podała nam długopis. Alex wpisał się i oddał kartkę pracownicy. Pokiwała przecząco głową i wskazała mnie długopisem.
- Ty też.
- O nie. Kategorycznie odmawiam. Nie wpiszę się tu. Nie. 
- Musisz! Widzę, że masz coś wspólnego z tymi rubinami i tym chłopakiem. Może też jesteś w to zamieszana? Wpisuj się. 
- Ashura? – spojrzałam na Alexa. Wskazywał na drzwi zagrodzone teraz przez dwóch ochroniarzy. Nie wiedziałam czy to tylko moje urojenie, ale z oddali słychać było dźwięk syren policyjnych. Złapałam za kartkę. Trzeba się stąd szybko ewakuować. 
(Alexander?)

25 grudnia 2015

Zaległości 25.12

Ho, ho, ho! Zgadnijcie kto wrócił :3! I niosę ze sobą worek pełeeen... zaległości.

Lecimy z tematem.
Czerwone wilczki:

Awery: 9.11
Casprin: 4.11
Chitoge: 29.10
Chizuru: 9.11
Erna: 3.11
Hikaru: 5.11
Justice: 11.11
Melo: 12.11
Mixi: 27.10
Narcyza: 24.11
Ookaminoishi: 10.11
Ryu: 23.11
Vincent: 1.11

Żółte wilczki:

Elizabeth: 28.11
Xavier: 26.11 wygl


Nie wygląda to fajnie. Rozumiem, że święta i w ogóle... ale do świąt było dużo czasu, patrząc na te daty (październik, wczesny listopad)...
Lepiej szybko nadróbcie braki. Bo inaczej wiecie... nie tylko wasze nicki będą czerwone... 


Wesołych świąt! 
~Kashari 

24 grudnia 2015

Od Alexandra c.d Ashury

Spojrzałem krzywo na dziewczynę. Ale ona jest upierdliwa, pomyślałem. 
- Czemu aż tak zależy ci na worku? - zapytałem.
- Nie chcesz mi pokazać jego zawartości, więc pomyślałam, że to coś wartościowego - odparła Ashura z szerokim uśmiechem na twarzy.
Byłem zmieszany. Teraz to na pewno nie odpuści. Po chwili przewróciłem oczami  i usiadłem na kanapie jak najdalej d dziewczyny. Ona widząc to przysunęła się odrobinę do mnie.
- Wcale nie jesteś podobny do swojego ojca - rzekła.
- To nie jest mój ojciec tylko wujek - odparłem ponuro.
Położyłem nogi na stoliku i niepewnie wyciągnąłem z kieszeni woreczek, po czym zacząłem go oglądać z każdej strony. Po chwili zauważyłem, że moja nogawka spodni lekko się podwinęła, przez co było widać protezę. Szybko więc położyłem nogi na podłodze. Ashura popatrzyła na moją lewą nogę. Potem jej wzrok był utkwiony na woreczku.
- To jak? - zapytała. - Pokażesz?
- Dobra - odparłem po chwili wahania.
Rzuciłem worek w stronę Ashury, która go zręcznie złapała.
- Tylko żebym później nie miał przez ciebie kłopotów - mruknąłem. 
Dziewczyna otworzyła woreczek i zajrzała do środku. Jej oczy błysnęły. Po chwili wyciągnęła jeden z rubinów i zaczęła się jemu uważnie przyglądać.
- Prawdziwe? - zapytała.
- Nie, sztuczne - odparłem złośliwie.
- Ukradłeś?
- Nie, nie, to znaczy...
Nastała cisza. Ashura spojrzała na mnie podejrzliwie. 
- Znalazłem je i wiem, że są skradzione - powiedziałem po chwili.
Wyciągnąłem z kieszeni papier zgnieciony w kulkę, po czym go rozwinąłem. Było to ogłoszenie z pobliskiego jubilera dotyczące rubinów. Podałem kartkę dziewczynie.
- "Znalazcę czeka nagroda" - przeczytała na głos Ashura. - Czemu ich nie oddasz?
- Po moim wyglądzie mogą stwierdzić, że to ja je ukradłem - odpowiedziałem. - A prócz tego te kamienie są sporo warte.
Uśmiechnąłem się chytrze. Po chwili jednak zpoważniałem. Wykorzystałem moment, kiedy Ashura chowała rubin to woreczka i zabrałem jej go.
- A twój wujek wie o rubinach? - zapytała dziewczyna. 
- No coś ty? - odparłem. - Wie jedynie, że ktoś je ukradł. Raz nawet poruszył ten temat. Mówił, iż jeśli on znajdzie złodzieja, to go tak załatwi, że już więcej nie będzie kradł.
- Ale tobie by chyba nic nie zrobił.
- Ta, jasne. Może gdybym był jego synem, to by się skończyło na surowej karze. A tak?
Wzruszyłem ramionami, po czym schowałem woreczek do kieszeni.
- W sumie teraz to byś mogła mi pomóc oddać to. Podzielilibyśmy się  nagrodą - powiedziałem.
(Ashura?)

23 grudnia 2015

Od Ashury cd. Alexandra

Wzruszyłam ramionami i poprosiłam kelnerkę. Rachunek wydawał się sięgać podłogi, ale przewidziałam, że na jedzenie wydam naprawdę dużo pieniędzy. Zapłaciłam i razem z Alexandrem wyszłam na zewnątrz. Złapałam go pod rękę i szybkim krokiem ruszyłam chodnikiem. Skręciłam w jedną z mniejszych uliczek. Rozejrzałam się, czy nikt nie idzie. Otworzyłam portal i zanim Alexander zdołał cokolwiek powiedzieć wepchnęłam go na drugą stronę. Znaleźliśmy się na dachu jednego z pobliskich wieżowców. Strasznie tu wiało. Zdezorientowany Alexander co chwila odgarniał włosy opadające na jego twarz. Uśmiechnęłam się złośliwie.
- No i jak? Tutaj nikogo niema - wrzasnęłam próbując przekrzyczeć szum wiatru.
- Odbiło ci?! Zabierz mnie stąd! Natychmiast! – darł się chłopak.
Zaśmiałam się. Otworzyłam kolejny portal, a Alexander od razu przez niego przeszedł. 
Jakie było jego zdziwienie, gdy znalazł się na arenie ósmej. Pojawiłam się tuż obok niego i odciągnęłam na bok. Stanęliśmy pod ścianą z dala od tłumu. Klepnęłam Alexa w plecy z zadowoleniem.
- I? 
- Nie no, ja tu z tobą nie wyrobie. Zabierz mnie powrotem na arenę pierwszą i daj mi święty spokój. Nie pokaże ci zawartości woreczka. Masz się ode mnie odczepić. Rób co chcesz, bylebyś tylko odstawiła mnie tam gdzie chcę i sobie poszła. Rozumiesz?
Pokręciłam głową.
- Chciałeś znaleźć się w miejscu gdzie nikogo nie ma - zabrałam cię na dach. Chciałeś znaleźć się w miejscu, gdzie są jacyś ludzie. Proszę bardzo, tu masz ich pod dostatkiem. Kłamałeś, że pokażesz mi zawartość woreczka. Nie lubię być okłamywana. 
Chłopak spojrzał na mnie spode łba. Mimo to zabrałam go na tyły jednego z mniejszych stoisk i otworzyłam kolejny portal. Znaleźliśmy się znów na arenie pierwszej. Zanim się obejrzałam chłopak już uciekał. Popędziłam za nim. Po chwili zwolnił. Rozejrzał się naokoło i nie zauważając mnie szybkim krokiem ruszył dalej. 
~~~~
Stałam przed drzwiami do mieszkania. Wcześniej postanowiłam, że nie będę się wysilać i go gonić, a po prostu dowiem się gdzie mieszka. Zapukałam. Drzwi po woli się uchyliły. Stał w nich mężczyzna w średnim wieku. 
- Dzień dobry – przywitałam się grzecznie - czy zastałam Alexandra?
- Ach, tak. Jesteś jego znajomą? - odpowiedział mężczyzna uśmiechając się szeroko - proszę, wejdź.
Po chwili pojawił się Alexander. Widząc mnie wykrzywił twarz w grymasie. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Staliśmy chwile w ciszy, którą przerwał mężczyzna.
- Alexandrze, muszę na chwile wyjść - powiedział zakładając płaszcz - zajmij się gościem.
Mężczyzna wyszedł zostawiając nas samych. Bez słowa usiadłam na kanapie. Założyłam ręce i wyszczerzyłam zęby.
- Czy to miejsce ci pasuje?
(Alexander?)

Od Roriego cd Tyks

- No i bomba. Dawno mnie tam nie było - uśmiechnąłem się i ruszyłem do wyjścia z lasu, po kilku sekundach zorientowałem się, że Tyks za mną nie idzie, odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na dziewczynę wpatrującą się w miejsce gdzie jeszcze niedawno było nasze obozowisko - Idziesz?
Dopiero teraz wyrwałem dziewczynę z transu:
- Tak - odpowiedziała i zaczęła iść w moją stronę.
Już razem wyszliśmy z lasu i zmierzaliśmy przez jakieś pole w stronę ulicy. W połowie drogi, na jezdni stworzyłem ciemno granatowe Subaru WRX STI moje ulubione. Gdy już byliśmy prawie przy aucie wyczarowałem kluczyki i usłyszałem za nami jakieś głosy. Odruchowo się odwróciłem a w mojej dłoni pojawił się czarny Glock 17, a w kieszeni bluzy kilka magazynków 9 mm do tej właśnie broni. Zobaczyłem dwóch gości zmierzających w naszą stronę, jeden z policyjnym karabinem samopowtarzalnym, a drugi z Desert Eagle tym takim złotym. Zawsze mi się podobały Desert Eagle. Ale wracając do rzeczywistości, podałem dziewczynie klucze i poleciłem żeby pobiegła do samochodu i go otworzyła, następnie się do niego zapakowała i odjechała w jak najszybszym tempie. Lecz, kto by się tego spodziewał, zaprotestowała i powiedziała, że mi pomoże z nimi.
- Sprawa wygląda nie za dobrze, więc bierz auto i zmykaj - mruknąłem, byli coraz bliżej
- Nie strugaj bohatera - powiedziała i stanęła gotowa do walki, kończył mi się czas
- Spadaj - warknąłem i spojrzałem jej w oczy błagalnie, kobieta jęknęła zdziwiona, lecz dalej stała - No już - ponagliłem
- Odpalę silnik i na ciebie zaczekam - rzuciła, odchodząc - Masz przyjść - dodała po chwili, lecz ja już zacząłem do nich strzelać.
Po moich pierwszych strzałach z lasu zaczęli wychodzić inni. Po co ich aż tylu? Rozpętała się krwawa jatka, wymyśliłem kawałek ściany i oparłem się o nią plecami. Byłem skierowany prosto na auto. Strzały ucichły. Przypatrzyłem się autu, nie miało ani jednej dziury po kuli... ale dla świętego spokoju sprawiłem, aby szyby i karoseria były kuloodporne. W tym momencie dostrzegłem Tyks siedzącą w środku, ona otworzyła okno.
- Rori! - wrzasnęła - Rusz się
Przeładowałem broń, miałem ostatni magazynek. Cholera. Wychyliłem się zza muru i zacząłem do nich strzelać jednocześnie się cofając. Udało mi się ustrzelić kolejnego, a w chwili gdy jego ciało padło na ziemię dostałem w ramie. Zachwiałem się i ledwo utrzymałem w pionie.
- Kuźwa no - mruknąłem i rzuciłem w ich stronę granat odłamkowy, sobie pod nogi dymny i zacząłem biec w stronę auta.
Złapałem się w miejsce trafienia i ostatkiem sił dopadłem do auta. Oparłem się o bagażnik i usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi pojazdu
- Nawet nie wysiadaj - warknąłem i wymyśliłem czystą założoną już bluzę żeby moja towarzyszka nie zobaczyła, że krwawię. Pośpiesznie wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon po asfaltowej nawierzchni - Miałaś odjechać - mruknąłem i zacisnąłem dłonie na kierownicy, ból ramienia wytrącał mnie ze skupienia
- Oszalałeś? Miałam cię zostawić? - spojrzała na mnie
- Miałaś się ratować - naciskałem i zacisnąłem zęby z bólu - Zapnij pas.
Cały czas nie mogłem się skupić, ale o dziwo jechałem prosto i tak w ogóle od kiedy ja umiem prowadzić samochód? Czołgiem jeździłem, nawet motorem, ale samochodem jeszcze nigdy. Dobrze wiedzieć. W połowie drogi musiałem zrobić postój.
- Trzymaj - powiedziałem półgłosem i rzuciłem jaj na kolana zwinięty rulon banknotów - Kilkanaście tysiaków. Zapasy do areny ósmej.
Wysiadłem z samochodu i trzasnąłem drzwiami. Nie mogłem wytrzymać ciągłego pulsowania w ramieniu i myśli, że w tamtym miejscu mam zagnieżdżony ołów. Gorzej będzie jak rana zarośnie i trza będzie wycinać. Zmieniłem bluzę i zjechałem plecami po drzewie. Tyks też miała pomysł! Siedziała w tym aucie zamiast odjechać. A jak bym dostał w łeb to co? Zabrali by się za nią... pokręciłem głową, nie chciałem nawet o tym myśleć. Miałem ochotę zamknąć oczy i iść spać. Byłem wykończony. Sklejaniem Tyks, strzelaniną i teraz tym wykrwawianiem się. Już miałem wstać gdy nade mną stanęła owa dziewczyna. Podniosłem na nią przepraszający wzrok
- Nie chciałem być niemiły - powiedziałem cicho i chwiejnie się podniosłem, następnie przytuliłem dziewczynę i zacisnąłem z bólu powieki - Przepraszam cię.

(Tyks? Wykrwawiam się... znaczy chyba i tylko tak troszeczkę bardzo xd )