Zegarmistrz był właśnie w samym środku naprawy wyjątkowo delikatnego serca małego zegarka kieszonkowego, gdy zadzwonił telefon. Pęseta, którą właśnie trzymał w dłoni wyślizgnęła mu się z palców i wpadła w sam środek skomplikowanego mechanizmu, naruszając jego strukturę. Mężczyzna ułożył usta w nieme "ups" po czym odwrócił się na pięcie i pognał do telefonu. Treść wiadomości, którą przekazał mu przyjaciel zupełnie go zaskoczyła. Nie ostatnio nie spotykał wielu posiadaczy genu, nie będących w Watasze. Zastanawiając się, kim może być nieznajomy wrócił do pracy.
Gdy zadzwonił dzwonek nad drzwiami, Somniatis właśnie kończył naprawianie uprzednio zniszczonego urządzenia. Delikatnie wyciągnął pęsetę i uniósł głowę, spoglądając na wchodzących. Wyjął chusteczkę z kieszeni i otarł w nią palce, wychodząc zza kontuaru i z szczerym uśmiechem zmierzając w stronę przybyłych.
- Dobrze cię znowu widzieć, Akiro. – Schował chusteczkę i uścisnął dłoń chłopaka. – A my się jeszcze nie poznaliśmy. Somniatis Tenebris, Zegarmistrz i gospodarz tego skromnego przybytku. – To mówiąc zatoczył szerokie koło ręką. – Miło mi pana poznać. – Czarnowłosy wyciągnął dłoń w stronę nieznajomego.
- Jestem Gabriel – odparł zwięźle, ściskając dłoń Zegarmistrza.
- Pokaż mu to – rzucił niedbale Akiro, opierając się wygodnie o blat kasy. Przybysz sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej niewielki przedmiot. Podał go Somniatisowi, który delikatnie chwycił łańcuszek w dwa palce.
- Dawno takich nie widziałem – stwierdził, oglądając medalion ze wszystkich stron. – Gdy byłem dzieckiem były bardzo popularne. Mój Alpha nosił podobny, z tym że tamten był z kości. Ten musi być młodszy. Mogę go wziąć na chwilę? – spojrzał pytająco na Gabriela. Chłopak miał nietęgą minę i widać było, że nie chce się rozstawać z naszyjnikiem. – Jeśli go zbadam będę w stanie ci więcej powiedzieć o twoich rodzicach. Bo po to przyszliście, prawda? – Zegarmistrz spojrzał na swojego przyjaciela, który uśmiechnął się i rozłożył ramiona.
- Niech będzie – zadecydował niechętnie właściciel wisiora.
Somniatis położył medalion na dłoni i zamknął go w niej. Spojrzał na drzwi do sklepu. Potem na Akiro.
- Możesz zająć się sklepem? Muszę pójść z Gabrielem na zaplecze.
- Jasne. Spodziewasz się kogoś?
- Nikogo szczególnego – Mężczyzna już szedł w stronę drzwi do dalszej części warsztatu - choć istnieje możliwość, że zjawi się Trevor z zegarem ściennym. Narzekał ostatnio, że spóźnia się o trzy minuty.
Akiro pokiwał głową, a Zegarmistrz uśmiechnął się po czym razem z Garielem zniknęli na zapleczu. Przez długi korytarz przeszli do składziku, który mężczyzna zwykł nazywać swoim pokojem. Somniatis zrzucił z kanapy do kartonowego pudła kawałki zębatek, sprężynek, blaszek i wskazówek oraz bliżej nieokreślonego złomu.
- Usiądź, nie jest wcale taka niewygodna, na jaką wygląda. – Czarnowłosy poklepał wyblakłą kapę i sam wykonał swoje polecenie. Nieco nieufnie przybysz uczynił to samo.
- Dobrze, zobaczmy – mruknął Zegarmistrz, wyciągając przed siebie dłoń, na której spoczywał nieruchomo medalion. Zamknął oczy. Wokół jego ręki w powietrzu zaczęły się kreślić świetlistą kreską okręgi i linie, dziwne, mistycznie wyglądające symbole i figury geometryczne różnych kształtów poruszały się żywo, jakby szukając swojego miejsca w tym rozgardiaszu. Po chwili wszystko zgasło, a Somniatis spojrzał na Gabriela. Jego niebieskie oko lśniło dziwnym blaskiem.
- Młody, około stu trzydziestu lat. I nie jest stąd. Powiedziałbym, że środkowo-wschodnia Europa. Srebro 32%, żelazo 67%, 1% inne materiały. Słabo nasączony magią, ewidentnie wilczą.