30 lipca 2017

Od Camille cd. Calii

-Poproszę maskę - powiedziałam, wyciągając z jej ręki szary przedmiot z dziurami na oczy i założyłam go. Na niego założyłam kaptur. Przejrzałam się w lustrze, wiszącym w przedpokoju.
-Wyglądam jak rasowy recydywista - powiedziałam z zadowoleniem.
-Ej! - usłyszałam, a potem zobaczyłam jak Cal wchodzi do przedpokoju. - Gotowa? - zapytała.
-Jak zawsze - odrzekłam. Wyszłyśmy z mieszkania Ace i skierowałyśmy się w stronę sądu. - ie mogą nas złapać. Za wszelką cenę - powiedziałam, gdy stanęłyśmy przed tylnym wejściem.
-Dlaczego? - zapytała Cal.
-Pracuję tutaj. To znaczy niekoniecznie w tym dokładnie miejscu, ale jestem prawnikiem. Myślę, że uniknęłabym kary, ale sprawę trudno byłoby wyciszyć.
-Rozumiem. Zobaczymy, co da się zrobić.
-I jeszcze jedno. Jeżeli spotkamy się z jakimiś strażnikami, którzy są tam na pewno, to, broń Boże, ich nie zabijaj. Zostaw to mnie.
-Ale...
-Zaufaj mi - przerwałam - to musi być szybka i czysta akcja. - po chwili wahania Cal skinęła głową.
-Dobrze, niech będzie. Jedziemy z tym - podeszła do drzwi i włożyła w nie wytrychy i po chwili drzwi się otworzyły. Nacisnęła klamkę i  przemknęłyśmy na drugą stronę, zamykając je za sobą.
-Lasery - mruknęła Ace. - Rób to, co ja. - uniosła nogę i przeszła nad jednym z czujników, ominęła dwa kolejne pełznąc po ziemi. Starałam się jak najwierniej naśladować jej ruchy. Tuż przy wyjściu wyprostowała się i chciała przejść dalej, ale złapałam ją za ramię. Na przejściu czujników było z pięć. Wszystkie wisiały po lewej stronie, przez co trudno było je wypatrzyć.
-Masz lusterko? - spytałam. Skinęła głową i podała mi je. Ja wyjęłam swoje i zasłoniłam najniższe czujniki. Pokazałam Ace ruchem głowy, żeby przeszła na drugą stronę. Potem przejęła lusterka ode mnie i ja uczyniłam to samo.
-Było blisko - powiedziałam, gdy obie byłyśmy już bezpieczne.
-Tiaaa... Teraz do archiwum.

(Cal? Włamik lvl master XD)

Od Calii cd. Camille

– Zaczynamy od archiwum sądowego – oznajmiłam, zgarniając z szafki piżamę.
– Więc co robisz? – zapytała, opierając się o komodę.
– Idę się umyć. A potem przespać.
– Ale...
– Cam – uniosłam rękę – te archiwa leżą tam od około siedmiu lat. Jeszcze jedną noc mogą poczekać. Nie będę włamywać się do sądu z zamykającymi się oczami – powiedziałam, wkładając Lizzy do terrarium. Brunetka wydęła wargi jak naburmuszone dziecko.
– Chcesz piżamę? – zapytałam z uśmiechem. W końcu Camille dała za wygraną i skinęła głową.
– Ale ja się myję pierwsza – oznajmiła, łapiąc rzucone przeze mnie ubrania.
– Zapomnij – prychnęłam i pobiegłam do łazienki. Umyłam się szybko, a gdy wyszłam, pokazałam Camille skąd ma wziąć poduszkę i koc.
– Pobudka o trzeciej – oznajmiłam. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.

***

Budzik zadzwonił równo o trzeciej. Za oknem było jeszcze ciemno, więc wstanie nie sprawiło mi większego problemu. Ubrałam się w czarne rurki i golf w tym samym kolorze. Włożyłam nikab do torby i nakarmiłam jaszczurkę. Poszłam do kuchni, chcąc przygotować sobie śniadanie. Camille jeszcze spała, więc nie starałam się zachowywać cicho.
– Boże, kobieto, zamknij się – jęknęła, zakrywając uszy poduszką. – Chcę spać.
– A ja chcę się włamać do sądu bez większych problemów – oznajmiłam. – Więc rusz cztery litery i zbieraj się.
Brunetka natychmiast się ożywiła, wzięła swoje rzeczy i zniknęła za drzwiami łazienki. Zdążyłam przeżuć dwie kanapki, zanim otworzyły się z powrotem. Dziewczyna była ubrana podobnie do mnie. Przynajmniej kolorystycznie.
– Masz coś na głowę? – zapytałam.
– Kaszkietówkę – oznajmiła śmiertelnie poważnie, zabierając mi z talerza dwie kanapki i składając je.
– Ej! – zaprotestowałam, a potem westchnęłam ze zrezygnowaniem. – Chcesz nikab czy maskę?

(Cam? Nikab czy maska, bby? :3)

Od Camille cd. Calii

Ruszyłyśmy w stronę metra. Kupiłyśmy bilety i wsiadłyśmy do metra jadącego do areny pierwszej. Wsiadłyśmy blisko centrum i Calia poprowadziła mnie do swojego mieszkania. Było ładnie urządzone i przestronne.  Pochwaliłam je, co zostało skwitowane krótkim "Dzięki". Kobieta wyszła na chwilę z salonu, po czym wróciła z mapą Ainelysnart przyklejoną na korkowej podkładce oraz pudełkiem z kolorowymi pinezkami.
-Skąd masz taką mapę?  - zapytałam zdumiona.
-Taka praca - skwitowała. - Weźmy się do roboty.  - Skinęłam głową. 
-Więc tak - zaczęłam,  sięgając po pinezki - Pobicie Char miało miejsce tutaj - zaznaczyłam to miejsce czarnym znacznikiem. To samo zrobiłam z innymi pobiciami. Ostatnie przestępstwo - tajemnicze morderstwo zaznaczyłam na czerwono.
-Co o tym sadzisz? - zapytałam,  patrząc na mapę oznaczoną kilkunastoma pinezkami.
-No nie wiem - Calia zamyśliła się nieco - pobicia mają miejsce w zupełnie różnych częściach miasta, pozornie ze sobą niezwiązanych.  Ale muszą mieć jakiś wspólny algorytm. Może dotyczy życia mordercy?  Albo Takamoto?
-Będziemy musiały to sprawdzić. Tylko gdzie? 
-Jeżeli chodzi o Jurija,  to jego akta mogą znajdować się w jego domu. Albo gdzieś w sądowych archiwach - Skinęłam głową.
-Trzeba się tym zająć. Jeżeli udałoby nam się je zdobyć,  może domyślimy się,  gdzie będzie miało miejsce kolejne przestępstwo.
-I może uda nam się złapać sprawcę. - wtrąciła Calia. Wyciągnęłam rękę w jej stronę i uśmiechnęłam się.
-Wchodzisz w to, Cal?
Jej wargi również rozciągnęły się w uśmiechu i uścisnęła moją dłoń.
-To dość jasne,  Cam.

(Cal? Robimy włam XD ;3)

29 lipca 2017

Od Calii cd. Camille

– Jak można tak skrzywdzić dziecko? – westchnęłam. – Dzięki za pomoc, Stevie – uśmiechnęłam się do przyjaciela.
– Ej Cal, a co z moją zapłatą? – przypomniał się.
– Racja. Czego oczekujesz?
– Płacisz za nasze drinki dwie następne kolejki – uśmiechnął się triumfalnie, a ja zrobiłam teatralnie zbolałą minę.
– No dobra – westchnęłam. – Będę liczyć na większe napiwki. Trzymaj się, Steve.
– Do zobaczenia, Cal. I uważaj na swoją morderczą przyjaciółkę – pożegnał nas z uśmiechem. Razem z Camille wyszłyśmy z pubu.
– Gdzie teraz? – zapytała brunetka.
- Cel podróży się nie zmienił – oznajmiłam z uśmiechem. – Do mnie.
– Nie boisz się zapraszać mnie do domu? – parsknęła dziewczyna.
– Nie powiedziałabym, że się boję – powiedziałam po chwili zastanowienia. – Aczkolwiek robię to niechętnie. Mimo wszystko, na mieście na razie nic nie zdziałamy. A ja muszę sobie wszystko rozpisać, może coś znajdę.
– Masz w domu mapę przestępstw? – zapytała Camille sarkastycznie, a ja uśmiechnęłam się lekko.
– A żebyś wiedziała.

(Cam? Zróbmy razem mapę przestępstw XD!)

Od Camille cd. Calii

-Po drodze zadzwonimy do Steve'a - powiedziała Calia. Pokręciłam głową.
-Lepiej będzie się z nim spotkać twarzą w twarz. - Po chwili wahania Ace skinęła głową - Łatwiej komuś grozić - dodałam pół żartem, pół serio. - To jest ten barman z twojego baru, tak? - skinęła głową. Na szczęście miałyśmy dość blisko, więc po kilkunastu minutach już siedziałyśmy przy barze, na wysokich krzesłach, czekając aż do nas podejdzie. Po chwili poczułam jak moja torebka lekko się rusza, a gdy tam zerknęłam zobaczyłam lekko wystający, zielony ogonek.
-Twoja jaszczurka próbuje mnie okraść - stwierdziłam, wyciągając ją delikatnie z torebki, uprzednio wyjmując z jej łapek kilka monet. Calia wyglądała na zdziwioną
-Przepraszam - wykrztusiła - Zwykle jest bardziej dyskretna. - Wzięła jaszczurkę, a ja parsknęłam śmiechem.
-Naprawdę? - wydusiłam między atakami niepowstrzymanego chichotu - "Przepraszam, zwykle jest bardziej dyskretna"? To tak jakbyś przepraszała mnie za to, że przerwano mi czynność spokojnego siedzenia, niedyskrecją twojego pupila, a nie za fakt, że mnie okrada. - Chichotałam dalej. Na ustach Ace wykwitł uśmiech, po czym dołączyła do mnie.
-Fakt - i dalej śmiałyśmy się jak wariatki. Po chwili podszedł do nas barman. Dopiero wtedy spoważniałyśmy.
-Ace? Co ty tu rob...
-Ja tutaj zadaję pytania - przerwałam mu. - Mamy do ciebie kilka pytań. Spokojnie, twoja pomoc zostanie nagrodzona, Steve. - Jego twarz stężała. - Kim był Jurij Takamoto? - zapytałam cicho. Mężczyzna nieco się rozluźnił.
-Ach, to! Myślałem, że każecie mi podać hasło do konta bankowego albo coś równie strasznego.
-Mów.
-Już, już - mężczyzna zaczął czyścić szklanki. - Jurij Takamoto zmarł szesnastego września 2025 roku. Popełnił samobójstwo.
-To tyle? - spojrzałam na niego wyczekująco.
-Tak - wiem, że skłamał.
-Gadaj. Albo zagramy w dziesięcinę bez kart, z góry zakładając moją wygraną.
-Kilka miesięcy później jego żona wniosła pozew sądowy. Oskarżyła Leniniewskiego o zabójstwo męża i domagała się odszkodowania w wysokości kilku miliardów dolarów.
-Ooo - wtrąciła się Calia - Babka miała rozmach.
-W każdym razie, jak się pewnie domyślacie, przegrała.
-Pamiętasz może jak się nazywała? - zapytałam.
-Kisasi Takamoto. Imię dość adekwatne do rozprawy.
Zerknęłam na Calia, po czym rzuciłam bardziej do siebie niż do niej:
-"Kisasi" to po suahili "zemsta".

(Cal? Pilnuj swojej Lizzy! ;D)

Od Calii cd. Camille

– Że co? – zapytałam zdziwiona. – Pokaż mi to.
Brunetka podała mi telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam czarno-białe zdjęcie, imię i nazwisko oraz datę zgonu.
– Przecież to zeszła dekada – mruknęłam. – To dlatego go nie kojarzę. 
– A ja mimo wszystko tak. 
 – Nie wiem, może ma jakąś rodzinę? – zastanowiłam się. Wyjęłam swój telefon i weszłam w aplikację szpiegowską. – Takamoto? – zapytałam, zawieszając palce nad klawiaturą. Brunetka skinęła głową, a ja wpisałam nazwisko. – Szukamy żyjących, prawda? – uśmiechnęłam się. 
– No chyba że ściągniesz demony do gadania z duchami – parsknęła. 
– Okej, no to mamy trójkę. Akama Takamoto, lat osiemdziesiąt dwa, Mirij Takamoto, lat pięćdziesiąt osiem i Marie Takamoto, lat dwadzieścia cztery – oznajmiłam, przewijając zdjęcia. 
– Znasz adres? – zapytała Camille, wychylając się, by zobaczyć ekran. Pokręciłam przecząco głową. – To w ogóle wygląda tak, jakby nie byli nigdzie zameldowani. 
Moja towarzyszka zmarszczyła brwi.
– To możliwe? Zaśmiałam się krótko. 
– Teoretycznie nie, ale w tej pracy już mnie nic nie zdziwi. Jakie ludzie potrafią mieć wtyki, to czasem trochę przerażające – powiedziałam. 
– Więc co robimy? Raczej nie sądzę, że to ktoś od nich. 
 – Masz rację, to byłoby za proste. Raczej nikt nie jest tak głupi. Co nie znaczy, że nie musimy z nimi porozmawiać. Może znają kogoś, kto postanowiłby niejako wskrzesić naszego Jurija. Camille pokiwała wolno głową i dopiła swój likier. 
 – To gdzie idziemy? – zapytała. Zastanowiłam się chwilę.
 – Do mnie – postanowiłam. – Może nawet nie będzie konieczności rozmawiania z pozostałymi Takamoto. 
 – Co masz zamiar zrobić? 
– zapytała dziewczyna podejrzliwie, rzucając na stolik kilka srebnych monet. 
– Najpierw wrócić do domu. Po drodze zadzwonimy do Stevena.

(Camille? Kolejna osoba, która powie nam wszystko o wszystkim, co z nas za Holmesy) XDD

Od Camille cd. Calii

Poszłyśmy razem w stronę najbliższej restauracji. Usiadłyśmy tam i złożyłyśmy zamówienie. Między nami panowała cisza. Zdałam sobie sprawę, że tuż po pożegnaniu z Karpaiem, Calia zwróciła się do mnie "Cam". Było to w gruncie rzeczy całkiem miłe. Wyjęłam na chwilę telefon i zobaczyłam, że mam nowe wiadomości od Eliasa. Przeczytałam je, czując coraz większy niepokój. Wtedy przyszła kelnerka z naszym zamówieniem. Położyła przede mną szklankę z gorącą czekoladą z likierem wiśniowym, a przed Ace wylądował karmelowe latte. Kobieta upiła łyk i spojrzała na mnie wyczekująco.
-No więc tak - zaczęłam - Po pierwsze. Liczę na jakieś dziękuję.
-Za co niby?
-Przez twoje "umiejętności" karciane - wykonałam cudzysłów w powietrzu - Musiałam całować Tego faceta. Pachniał jak koza - zauważyłam dramatycznie. Calia parsknęła śmiechem.
-No to dziękuję - powiedziała, nadal chichocząc - I przepraszam, że musiałaś całować faceta, który pachniał jak koza.
-Nie ma za co. Bywało gorzej - spoważniałam.- Nazwisko "Takamoto" z niewiadomych powodów wydaje mi się znajome. - Calia dała mi znak, bym mówiła dalej -  Jest jeszcze jedna rzecz. Wygląda na to, że pobicie Char, w związku z którym cię wynajęłam, nie jest jedynym. Było ich jeszcze kilka. Coraz poważniejsze. W ostatnim zginął człowiek. Dostałam instrukcje, by rozwiązać tę zagadkę. Dalej liczę na twoją pomoc - Szafir już zaczęła otwierać usta, ale przerwałam jej - Oczywiście zapłata również ulegnie zwiększeniu. - Kobieta miała minę kota, który otrzymał spory kawałek łososia, nie spodziewając się niczego dobrego ze strony właściciela.
-Świetnie - skwitowała. Znowu sięgnęłam po telefon. Wyszukałam na nim nazwisko Jurija. Moja twarz musiała mieć naprawdę dziwny wyraz, bo Ace zapytała:
-Co się stało?
-Okazało się, że osoba o takim nazwisku nie żyje.
-...
(Cal? Wiesz, co robić :D)

Od Calii cd. Camille

– Wyprowadź go – poleciłam brunetce. Ta spojrzała na mnie wzrokiem, który odczytałam jako "nie ty tu rządzisz". Przewróciłam oczami. – Nie mamy na to czasu – szepnęłam. – Po prostu idź. Skręć tutaj – powiedziałam i znaleźliśmy się w  ciemnym zakątku.
– Informacje, Joshi – rzuciłam wesoło. – Przegrałeś.
– Oszukiwałyście – warknął.
– Mówiłam ci, że jest w tej branży od niedawna – zwróciłam się do brunetki, a ta parsknęła śmiechem. – No gadaj.
– Słuchaj, nie obchodzi mnie, jak gość się nazywa. Dopóki płaci, jest dobrze – oznajmił chłopak. Był całkiem młody, jak na niezłego najemnika. Nie dałabym mu więcej niż dziewiętnaście lat.
– Zdajesz sobie sprawę, że za bardzo nie masz wyjścia, prawda? – zapytałam retorycznie. – Znajdujesz się w ciemnym zaułku z najemnikiem i mafiozą, przy czym obie są uzbrojone, a ty – wyjęłam mu zza pasa pistolet i nóż z rękawa – nie bardzo – dokończyłam. – Masz, jakby to powiedzieć – zastanowiłam się – nóż na gardle.
– Jesteś szpiegiem – oznajmił. – I nieźle kręcisz na rynku. Łapiesz się nawet na pierwszą dziesiątkę, Szafirze. Marzę o takim wyniku.
– A dziękuję, ale nie zwiedziesz mnie pochwałami. Dostałam zlecenie. Zlecenie wykonam. Dlatego gadaj, kto cię wynajął – rozkazałam, przysuwając się do chłopaka tak, że prawie stykaliśmy się nosami. Joshua przełknął nerwowo ślinę. Zdecydowanie był nowy w branży.
– Jurij Takamoto – szepnął po chwili. Zmierzyłam go wzrokiem. – Nic więcej nie wiem, tak się przedstawił – zaczął się bronić chłopak.
– Puść go, złotko – zwróciłam się do Camille.
– Och, mogę mu chociaż walnąć tatuażyk na pamiątkę? – uśmiechnęła się sadystycznie, przyciskając mocniej scyzoryk.
– Nie – przewróciłam oczami. – Po prostu go puść. Nie jest nam już potrzebny.
– Ja wciąż to słyszę – oznajmił Joshua.
– Nikt się nie może dowiedzieć o tej rozmowie – powiedziałam poważnie.
– A co z tego będę miał? – zapytał chytrze.
– Przelew – uśmiechnęłam się.
–Stoi. Chcesz numer konta?
– Sama go zdobędę – zaśmiałam się. – Spoko, dostaniesz swoją kasę. Ja dotrzymuję słowa.
– Nie wątpię – chłopak wyciągnął rękę w moją stronę, a ja uścisnęłam ją.
– Uczysz się, młody – stwierdziłam z uśmiechem. – Jeszcze będą z ciebie najemnicy. Do następnego – skinęłam głową. – Chodź, Cam.
– Taak, musimy odbyć poważną rozmowę.

(Cam, dawaj poważną rozmowę XDD)

28 lipca 2017

Od Camille cd. Calii

-Nie mogę przegrać. - spojrzałam na nią z powątpiewaniem. Najwyżej trzeba będzie jej dopomóc. Rozejrzałam się po sali. Miała kilka stołów do gry, większość zajętych, jednak niewiele poza tym.
-Patrz, to on - usłyszałam głos Ace. Spojrzałam na wejście do pubu. Stał tam mężczyzna ubrany na czarno. Jednak jego twarz zdecydowanie była tą, którą widziałam na zdjęciu. Calia wstała i podeszła do niego
-Czego chcesz? - zapytał, patrząc na nią badawczym wzrokiem.
-Jak to czego? Grać. Słyszałam, że jesteś całkiem dobry w tego typu... rozrywki.
-To dość jasne. Ale jesteś pewna? Że dasz mi radę? Draw Poker jest zdecydowanie moją grą.
-Tak, chcę. Ale nie będzie to gra na pieniądze.
-Nie? - oboje ściszyli głos, ustalając warunki tejże umowy. Po chwili oboje podeszli do stołu, przy którym już chwilę później pojawił się młody rozdający.
-Jakie zasady? - spytał tylko nieco znudzonym głosem. Czy oni tu wszyscy mają znudzone głosy?
-Po sześćdziesiąt żetonów, do stracenia ich przez jedną ze stron. - rozdający kiwnął głową i zabrał się do rozdawania. Po pięć kart trafiło do każdej ze stron. Obejrzeli swoje karty, a mimika obojga nie zmieniła się nawet o milimetr. Joshua zabrał się do otwierania puli:
-Otwieram na pięciu - powiedział, dając na środek stołu pięć żetonów. Przyglądałam się ich grze jak najdalej to było możliwe. Jeżeli potrzebna byłaby moja pomoc, Karpai nie mógł połączyć mnie z Calią.
-Dorzucam dwadzieścia.
-Daję dwadzieścia pięć.
-Jeszcze dziesięć - powiedziała Calia, po czym zaległa cisza. Rozdający ogłosił:
-Koniec licytacji. Czy chcecie wymienić karty?
-Nie - odpowiedzieli równocześnie.
-W takim razie, odsłaniajcie.
-Poker - oznajmiła z zadowoleniem Calia, kładąc karty na stół.
-Przykro mi, kochana - Joshua położył swoje karty i uśmiechnął się tryumfalnie. - Poker królewski. - Zagarnął żetony na swoją stronę. Cholera. Kolejną rundę, a mianowicie dwadzieścia sztonów Ace straciła w starciu Stritu z Fulem. Zostało jej dziesięć żetonów. Wtedy postanowiłam interweniować. Podeszłam do rozdającego, nie, niemalże rzuciłam się u na szyję.
-Rozdaj dziewczynie królewskiego - szepnęłam wprost do jego ucha, korzystając ze swojej mocy. Potem cmoknęłam go w policzek. Odeszłam, zostawiając chłopaka czerwonego jak piwonia. Stanęłam daleko od stołu, pilnując wyjścia.
-Wygrałam! - usłyszałam okrzyk Calii, zagarniając w swoją stronę wszystkie żetony. Głupiec Karpai zagrał vabank. Nie można być zbyt pewnym wygranej. Joshua zbladł i rzucił się do wyjścia. Złapałam go za kołnierz i przycisnęłam błyskawicznie wyjęty scyzoryk do gardła.
-Quo vadis, Karpai? - zapytałam cicho - O ile moja Szafir wymiata w pokera, to ja świetnie gram w dziesięcinę. Jeśli chcesz, w to także zagramy.
(Calia? Zajmijmy się nim XD)

Od Calii cd. Camille

– Za to ty w tym stroju raczej nikogo nie uwiedziesz. – Brunetka spojrzała na mnie sceptycznie.
– Przebrałaś się w ogóle? 
– Nope – powiedziałam wesoło, siadając przy jednym z wolnych stolików. – Ale za to wiem jak wygląda nasz Joshua. Znaczy... Prawdopodobnie. 
Camille uniosła brwi pytająco, a ja podałam jej wydruk ze zdjęciem. 
– Skąd to masz? – zapytała z niedowierzaniem. 
– Ściśle tajny portal z najemnikami. Zapytaj swojego szefa – zaśmiałam się, widząc jej minę. 
– Twarz wydaje mi się znajoma – mruknęła dziewczyna, patrząc na zdjęcie. 
– Mnie nie – odparłam. – Gość jest nowy w branży. 
– Dobry wieczór, podać coś? – podeszła do nas znudzona kelnerka. 
– Mojito poproszę – powiedziałam machinalnie i spojrzałam pytająco na moją towarzyszkę. 
– Eee... Dwa razy – rzuciła, wciąż przyglądając się zdjęciu i nawet nie przenosząc wzroku na kelnerkę. – Jak myślisz, kiedy przyjdzie? – zapytała mnie, gdy dziewczyna odeszła. 
– Joshua? Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Za godzinę, może dwie. Zwykle wtedy w pubach jest największy ruch.
 Zaczęłam rozglądać się po pubie. Wyłapałam parę znajomych twarzy, głównie szpiegów i najemników
– Co zrobimy, gdy już przyjdzie? – zapytała Camille, patrząc na mnie przenikliwie. – Zmusimy do rozmowy na zapleczu? Mam pistolet. 
– Żartujesz chyba, oczywiście, że nie – zaśmiałam się. – Nie zmusimy szanującego się najemnika do wygadania, kto był jego zleceniodawcą za pomocą siły. 
– Więc co? – warknęła dziewczyna. 
– Spokojnie, złotko, nie miałam na celu cię urazić – zapewniłam z uśmiechem. 
– Lubisz hazard? 
– Nie przepadam. – Zmarszczyła brwi. 
– Czyli ja będę grać – westchnęłam. 
– W co? 
– W pokera – postanowiłam. – Gość wygląda na takiego, który lubi karty. 
– Co będzie jak przegrasz? – zapytała Camille, a ja spojrzałam jej w oczy. 
– Nie mogę przegrać. 

(Cam, sweetheart? Grajmy w pokera otak)