Czarnowłosa tak bardzo chciała, żeby to nie wydarzyło się naprawdę. Somniatis jej tu umierał, a korytarz ciągnął się niemiłosiernie. Jakimś cudem udało jej się przejść z mężczyzną kilka metrów, ale wiedziała, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to czarnowłosy umrze. Zawaliła na całej linii, i w dodatku na jego oczach zabiła.
Na jej usta cisnęło się jedno pytanie: daleko jeszcze? Straciła już poczucie czasu. Ile oni szli? Ile jeszcze mają przejść?
W końcu zauważyła - światło. U góry. Łażenie po tych wstrętnych korytarzach w końcu miało się zakończyć. Tytania przyśpieszyła trochę i zostawiła na chwilę swojego opiekuna, aby mogła zająć się próbą otworzenia włazu, z którego mogli się wydostać. Po chwili w końcu udało jej się wydostać na powierzchnię. Rozejrzała się sprawdzając, czy aby nikt na nich nie czeka. Zastanawiała się, czy aby nie zostawić w tunelu na chwilę Atisa i nie pobiec po pomoc. Z drugiej jednak strony, jak go dorwą, to będzie mogiła.
Nagle coś upadło dosłownie przed twarzą małej Tiffany. Fragment ludzkiej ręki. Po chwili przed nią pojawił się przystojny, czarnowłosy mężczyzna dźwigający worek, z którego przeciekała czerwona ciecz, plamiąc chodnik.
- Suń dupę, małolacie! - Betha watahy zrzucił z pleców worek i wyciągnął czarnowłosą, aby tylko sam mógł się wcisnąć do włazu.
Zdziwiona Tiffany rozejrzała się i ujrzała grupkę uzbrojonych mężczyzn. Zatkała właz i usiadła na nim, a widząc zbliżających się policjantów, skuliła się, aby wyglądała na przerażoną dziewczynkę. Członkowie SJEWu ominęli ją szerokim łukiem.
Kiedy zagrożenie minęło, dziewczynka wróciła do tunelu, gdzie jej opiekun dyskutował na jakiś temat z Bethą watahy.
<Atisiu? Od dzisiaj więcej pisania. POKAŻMY, ŻE WKN TO WIECZNA WATAHA! T^T>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz