- Ostatnio często odpowiadam za rzeczy przed Alphą - mruknąłem pogodnie, zaplatając ręce na karku. Zegarmistrz rzucił mi ponure spojrzenie. Nie specjalnie było mu do śmiechu.
- Dobrze, to prowadźcie nas, gdzie tam chcecie. - powiedział Somnatis, po czym szakalica poprowadziła nas do swojego alfy. Przeszliśmy kawał drogi po piasku, aż dotarliśmy do budynku, który przypominał dawną świątynię za czasów światłości Egiptu. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się tam, gdzie akurat znajdywał, a raczej znajdywała się alfa, samica szakala, która nas tu przyprowadziła podeszła do swojej alfy i wszystko jej powiedziała, co widocznie ją zdenerwowało. Gdy ta uniosła laskę do góry zbliżyłem się szybko do Somnatisa i pociągnąłem go lekko w dół, by się skłonił.
- A więc to wasz członek watahy otworzył zamknięte bramy i jest posiadaczem ukradzionego medalion należącego do Niregio. - powiedział, podchodząc do nas, skądś już ją kojarzyłem. Somnatis coś do niej powiedział, niestety nie zarejestrowałem tego, bo pochłonięty byłem swoimi myślami. Po chwili podniosłem się widząc, że jest rozzłoszczona. Zasłoniłem głowę ręką, podnosząc tym samym gardę, a jej laska uderzyła prosto w blok.
- Już się tak nie złość Mirodeli layd. - patrzyłem ze spokojem na jej psyk, który na me słowa ukazał lekki zaskoczenie. - Może omówimy to przy egipskich szachach? - zaproponowałem, a ona zabrała laskę, ukazując dosyć sine miejsce po uderzeniu nią.
- Niech Ci będzie. Zostawcie nas. - powiedziała i większość wyszła, a Som mógł podnieść spokojniej już głowę. Przeszliśmy do pomieszczenia za kotarą i usiedliśmy przy stole, na którym były szachy, a wokół nas było sporo jedzenia.
- Może się poczęstujecie. - powiedziała, pokazując dłonią jedzenie.
- Podziękujemy. - odparłem przyjacielskim tonem i spojrzałem na Somnatisa, by niczego tu nie ruszał.
- To co, tradycyjnie? - spytałem rozmieszczając pionki podobne do tych z japońskiego shogii.
- Wiec co mam z wami zrobić? - mówiła doniosłym tonem.
- Wypuścić. Nie należymy do tej samej watahy, on jest samotnym wilkiem, ale naszym znajomym i ze względu na mojego przyjaciela chciałbym, byś pozwoliła im opuścić grobowiec.
- Nie ma nic za darmo kochany. - zrobiła ruch, na który po chwili odpowiedziałem. - Chce twojego czarnego węża. - powiedziała, wskazując na mnie palcem.
- Wiesz, że nie jestem w stanie sie go wyzbyć.
- Ale królowa już tak.
- Ale jej tu niema. - Powiedziałem, a po chwili poczułem ukucie, a do pomieszczenia weszła kobieta o czarnych kręconych włosach, aż do ziemi i czerwonych wężowych oczach oraz śladami łusek na policzkach
- Poznaj rodzicielkę królowej. - spojrzałem na nią lekko przymrożonymi oczami.
- Tak grasz? - spojrzałem na Somiego. - Po grze i od wyniku.
(Somi wybacz za czas T.T)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz