13 grudnia 2014

Wbijaj!

Na naszego nowego bloga o nazwie:

Od Scourge'a do Leah

Maszerowaliśmy w milczeniu. W końcu nie wytrzymałem i spytałem:
- Jaka jest twoja przeszłość?
Spojrzała na mnie dziwnie.
- Czemu chcesz to wiedzieć? - była nieufna. 
Westchnąłem.
- Zazdroszczę wilkom, które coś pamiętają z młodszych lat. Ja nawet nie pamiętam, kiedy się urodziłem. Datę narodzin uznałem, kiedy się obudziłem.- spojrzała na mnie ze współczuciem. -W następny piątek mam "urodziny".
- Opisz mi dokładnie dzień, w którym się obudziłeś. -starała się mi pomóc.
- Hmm... Jedyny taki szczegół, który utknął mi w pamięci, to ślady krwi na śniegu. A później ruszyłem w las i wędrowałem prawie dwa lata.
- Ślady krwi... - myślała gorączkowo.- Może wdałeś się w jakąś bójkę i walnąłeś się łbem w drzewo?
- Może tak było. Obudziłem się pod drzewem i poszłem...
- Poszedłem - poprawiła mnie szybko.
- Poszedłem za śladami i znalazłem martwego wilka w kałuży krwi, jednak on niczego mi nie przypomniał.
- Aha... -mruknęła.
- A jaka jest twoja przeszłość? - powtórnie spytałem Leah.
(Leah?)

Urodziny Veeli!

Wszystkiego najlepszego Viken!
Szczęścia, bo na Tytaniku mieli zdrowie!

Od Leah do Scourge'a

Byłam wściekła na niego. Ostrożnie się podkradłam i wskoczyłam mu na grzbiet. Chwilę później leżała na plecach, a ja górowałam.
- I co ty na to?
Basior powoli wstał.
- Ech... a wiem, kto ma zaszczyt mnie atakować?
- Leah. A kto miał zaszczyt mnie zmusić do powrotu?
- Scourge.
- Skoro się znamy, możemy już się rozejść- już zawracałam, jednak Scourge ma inne plany.
- Czekaj!- krzyknął. Odwróciłam się.- Jestem nowy w watasze i chciałbym lepiej poznać jej tereny...
- Masz  pecha. Też jestem nowa - odpowiedziałam.
- Och... - gdy zobaczyłam smutek na jego pysku, zrobiło mi się go żal.
- Chociaż moglibyśmy sobie tak pospacerować. Co mi tam szkodzi. - basioro od razu poweselał. Ruszyliśmy przed siebie.
(Scourge?)

Od Nicoli do Brennedith

Samantha spojrzała na mnie ze zdumieniem,a później spytała:
- Czyli tą całą godzinę ćwiczyłyście? 
- No...tak... zapomniałyśmy się... - odpowiedziałam.
- Ja napotkałam ją później- rzekła Brennedith. - Wcześniej... sobie drzemałam.
Chciała powiedzieć coś innego, ale w porę ugryzła się w język. Próbowałam czytać w jej myślach. Bez skutku. 
- Brenn, jak czujesz się na pozycji wojownika? - spytała Sam.
Czerwona wadera chwilę się zadumała.
- Hmm... Te treningi były straszne na początku. Przynajmniej dla niektórych.
- A ty uwielbiałaś ćwi... - nie dokończyłam, bo walnęła mnie łapą w głowę.
- Za co?!
- Należało ci się - odpowiedziała z przekąsem.
- Spokój!- uspokoiła nas Samantha.
- Może się przejdziemy? - zaproponowałam.
- Co ty na to? - czarna wadera zwróciła pysk w stronę czerwonej.
A czemu nie?
Ruszyłyśmy w głąb lasu.
(Brennedith?)

12 grudnia 2014

Od Neji'ego do Tsunade

- I co z tego? - zapatrzyłem się beznamiętnie w fale podmywające brzeg - Wielu znacznie droższych mojej duszy pochłonęły wody oceanu, a mimo to żadne z nich jeszcze do mnie nie przyszło. Więc twoja tułaczka musi być kłamstwem.
- Wątpię - Tsunade skrzywiła się również spoglądając na fale - Nie rozumiem tylko, dlaczego jesteś taki zimny? Mówisz dziwne rzeczy, robisz jeszcze dziwniejsze, a przy tym podczas walki...
- Więc zauważyłaś - stwierdziłem bardziej niż zapytałem
  Skinęła głową.
- Wytłumaczysz mi wreszcie o co chodzi? - zapytała spokojnie, choć w jej głosie mogłem wyczuć ciekawość
- Nie jestem wilkiem... to znaczy człowiekiem - powiedziałem krótko 
- Więc czym...?
- Zabawką - oznajmiłem - Lalką. Marionetką. Nie mam serca, które mogłoby się wzruszyć losem tamtego basiora ani układu zdolnego przetrawić posiłek. To tyle. Nic wielkiego.
  Dalej siedziałem nieruchomo nie patrząc na waderę. Zapewne moje słowa nie wywarły na niej tak wielkiego wrażenia jakie mogłyby wywrzeć na kogoś innego. A mimo to czekałem na reakcję. Jednak ta nie nadchodziła.
- Ale to nie jest powód, byś krzywdził w ten sposób innych - wyszeptała i wstała z miejsca
  Powolnym krokiem ruszyła w kierunku nory. Odprowadziłem ją spojrzeniem. Może źle zacząłem? Skoro chcę pozostać w tej watasze muszę się nauczyć funkcjonować jak oni. Westchnąłem i zacząłem ściągać ubranie...
***
  Następnego ranka, gdy Erna się obudziła zastała już gotowy gulasz z zająca. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i nadal niezbyt przychylnie. Śniadanie zjedliśmy w milczeniu, brudząc sobie całe ręce i twarze gęstą cieczą, którą spożywaliśmy z płaskich kamieni.
- Wyłowiłem jego ciało - oznajmiłem beznamiętnie - I położyłem przed norą.
(Erna?)

Od Tsunade do Neji'ego

Podniosłam wzrok na puste oczy chłopaka.
- Tsunade - Powiedziałam wbrew mojej woli.
Wstałam z ziemi i otrzepałam się z kurzu. Nie wiedziałam co się dzieje. Moje wspomnienia mieszały się. Z jednej strony byłam Erną, z drugiej - Tsunade. Podczas gdy Erna zastanawia się kim jest Tsunade, Tsunade zastanawia się kim jest Erna. 
- Neji - Powtórzyłam imię chłopaka. 
Zerknęłam na moje ręce, następnie spróbowałam spojrzeć na stopy, ale utrudniał mi to ogromny biust.
- Co się stało? - Zapytał Neji, a może Bezimienny?
- Nie mam pojęcia. - Odpowiedziałam zdezorientowana tak samo jak on.
Rozejrzałam się. Przyszłam tutaj szukać alphy. Zajrzałam do jaskini Mixi, ale nie było jej tam. Ponownie spojrzałam na Neji'ego. Postanowiłam wrócić do mojej jaskini. Neji poszedł za mną. Przy progu wciąż leżały ciała dwóch wilków. Oni się nie zmienili. Wzięłam poszarpaną Rainbow i zaniosłam ją nad klif. Nie było to łatwe, ale rzuciłam ją do morza. Zdrajcom nie należy się pogrzeb. Spojrzałam na moje ręce. Ohydnie poplamione krwią. Chwilę później nad klif przyszedł Neji i bez słowa zrzucił Fidigusa. Nie zdążyłam nawet zareagować, kiedy jego ciało z wielkim hukiem spotkało się z wodą. 
- Za co? - Szepnęłam i spojrzałam na towarzysza z wyrzutem. - On nie był zdrajcą. 
Neji spojrzał na mnie beznamiętnie i pokiwał głową. Mógłby chociaż udawać skruchę. Zbiegłam na plażę i obmyłam ręce. Usiadłam na piasku. Słysząc kroki, odwróciłam się. Neji usiadł obok mnie.
- Wiesz co właśnie zrobiłeś? - Zapytałam. - Zaprzepaściłeś jego szanse na pobyt w świecie umarłych. Ciała zmarłych należą do Hadesu, a wiec i do ziemi. Nie do wody. Przez nas pewnie przez wieki będzie się błąkał po świecie. 

Od Akumy do Veeli

- Jestem Akuma - powiedziałem spoglądając to na lśniącą, niebieską waderę, to na stojącą opodal Shai - Masz do mnie jakąś sprawę?
  Wadera zaczęła wyglądać na zakłopotaną. Zupełnie nie rozumiem o co jej chodziło. Jeśli potrzebowała pomocy powinna to jasno powiedzieć, a nie robić podchody. Chyba, że to Shailene ją podpuszcza. Spojrzałem w kierunku ciemniejszej wadery i odchrząknąłem.
- Co to za jedna? - zapytałem - Wygląda jakby zapomniała po co tu jest, Shai.
- Ja chciałam tylko się przywitać - stwierdziła - Shai powiedziała, że pozna mnie z kilkoma wilkami...
- Rozumiem. - skinąłem głową i ponownie spojrzałem na irytująco piękną waderę - I pomyślałaś, że jestem dobrą osobą do przedstawienia przybyszom Shai? Naprawdę? Pamiętasz jak się skończyło nasze pierwsze spotkanie?
- To było dawno i nieprawda - stwierdziła wadera podchodząc - Zresztą od tamtego czasu zmieniłeś się. To znaczy jesteś jeszcze większym idiotą.
- Dzięki za komplement - uśmiechnąłem się przelotnie, ale zaraz na mój pysk powrócił poważny wyraz - To co?
(Veela? Shailene?)

Od Doctora do Mixi

- Maggie zabrała je ze sobą... - powiedziałem ponuro patrząc na waderę - Nikt nie wie dokąd. Sądząc po jej zachowaniu zapewne zaszyje się w jakiejś grocie i będzie się opiekować ukochanym, aż do swojej śmierci. Trauma po takim wydarzeniu jest niewyobrażalna i niebezpieczna w skutkach, szczególnie dla tak kruchej i delikatnej istoty jak Maggie.
- Rozumiem - stwierdziła Mixi, nadal powstrzymując się od płaczu - Czyli nic już nie możemy zrobić? 
- Absolutnie nic... - potwierdził Korso
  Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu, każde pogrążone we własnych czarnych myślach. Wreszcie przemówiła Mixi:
- Nie warto tak stać. Co się stało to się nie odstanie, nic nie poradzimy
  Przytaknęliśmy w milczeniu i porozumieliśmy spojrzeniem. Żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę, ale i żadne nie chciało być w tym momencie.
- Możemy dla oderwania na chwilę od rzeczywistości polecieć gdzieś moją TARDIS - zaproponowałem nieśmiało
  Zarówno Korso, jak i Mixi spojrzeli na mnie lekko zdziwieni.
- Co masz na myśli?
- Gdzieś w czasie, przestrzeni... gdzie chcecie... 
(Korso? Mixi?)

Od Arii do Roswella

- Kłamiesz... -szepnęłam, zwieszając niespodziewanie głowę - Musisz kłamać. Mixi by tego nie zrobiła. Znam ją...
- Na tyle dobrze, by być tego pewną? - zapytał spokojnie, cały czas emanując zimnym spokojem, w przeciwieństwie do mnie
- Ja... - zamilkłam.
  Skąd mogło mi przyjść do głowy, że tak dobrze znam Alphę? Przecież nie spędzamy ze sobą zbyt wiele czasu, od dawna nie rozmawiałyśmy. Znam ją...? 
- Sama widzisz...
  Ruszyłem w jego kierunku ze spuszczoną głową. Skoro Mixi kazała mu to zrobić to widocznie miała ku temu jakiś powód, którego nie mogłam dojrzeć. Ale czemu? Po co? Nie mogła jej zwyczajnie wygnać? Widać nie... to pewnie była jedyna opcja, to musiała być jedyna opcja! Minęłam basiora bez słowa, nie patrząc na niego. Po mnie na kamiennej posadzce pozostały krwawe ślady, jakby nie on, lecz ja była zabójcą. Kawałek za jaskinią zatrzymałam się jeszcze i krzyknęłam do basiora:
- Bądź przynajmniej tak dobry i wsadź jej do pyska złotą Drahmę! - i ruszyłam w dalszą drogę, donikąd.
  Chciałam pójść do kogoś, wyżalić się, ale uświadomiłam sobie, że nie mam do kogo... tak na prawdę nie znałam zbyt wielu członków watahy bliżej, mimo że starałam się z każdym zamienić przynajmniej słówko. Teraz byłam sama. Oczywiście mogłam pójść do Akumy... stary, dobry Aku... ale i on nie mógłby mi zbytnio pomóc. W końcu jest zabójcą. Ern... gdyby mój ukochany ogar żył... mój maluszek, mój piesek... dlaczego go nie ma? Dlaczego się jakoś... no nie wiem, nie odrodził?
  Nim się obejrzałam siedziałam nad jeziorem Narcyza i wpatrywałam się we własne odbicie. Nic nie mąciło tafli wody, więc dokładnie mogłam widzieć mój mały pyszczek z kryształowymi oczami, oraz splamione krwią futro. Gdy tak tępo wpatrywałam się w ten obraz w pewnym momencie zdawało mi się nawet, że oczy postaci w odbiciu błyszczą się niespodziewaną czerwienią, potem jednak efekt zniknął. A przy mnie pojawił się Roswell.
- Czego chcesz? - mnie samą zdziwił ton mojego głosu, twardy i ostry, jakby należący do kogoś innego
(Roswell? Sr, że musiałeś gonić za mną po lesie, ale nw jak inaczej cb spotkać xd)