30 kwietnia 2016

Od Rin cd. Blacka

Wzięłam oddech. I spróbowałam się "sztucznie uśmiechnąć" 
- Skąd wiesz o WKN? - Zapytałam ponurym głosem, nie patrząc na twarz Blacka. Lekko prychnął.
- Co przez to rozumiesz? - odpowiedział zerkając na mnie. Czułam ciarki na plecach z niewiadomego powodu. Czy przez to, że na mnie patrzy? 
- Odpowiesz na moje pytanie? - Znów się zapytałam. Popatrzyłam lekko na Blacka. 
- Po co ci to?- odpowiedział z kpiącą nutą w głosie. Burknęłam pod nosem.
- WKN to organizacja dawnych władców terenów. Czuje, że chyba wiesz o co chodzi?! - odpowiedziałam zła. Chłopak patrzył przed siebie. Jakby z czymś rozmawiał, wywnioskowałam to po jego wyrazie twarzy. 
- Jeszcze chcesz coś wiedzieć, bo mam ciekawsze zajęcia. - skłamałam, była niemal dziewiętnasta, w piątek. Mogłabym mu powiedzieć, bo w końcu coś wiedział. Poprawiłam włosy i wyjęłam swój telefon. Sprawdziłam, czy nie miałam żadnych wiadomości. Zero. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Dziękuję za odnalezienie torebki Black. - Po czym wstałam i znów podziękowałam. Byłam lekko czerwona, bo od dawna nie rozmawiałam z chłopakiem. W pracy kobiety, znajome to jest tajne, bo można porozmawiać. 
Przez chwile się zamyślałam.
- Hallo? - odezwał się chyba uśmiechnięty chłopak.
(Black sorry, ale brak weny?)

Od Argony cd. Rori'ego

Z lewego korytarza rozległ się potworny huk.
- Co ten  debil narobił?! – mruknęłam do siebie, biegnąć w stronę źródła hałasu. Nie biegłam długo. Właściwie, ograniczyło się to do krótkiego sprintu i na mojej drodze pojawiła się ściana gruzu. Przez chwilę patrzyłam na nią niechętnie, po czym wezwałam mrok do rozsunięcia kamieni. Na próżno. Spróbowałam jeszcze raz i nic. Musi być magicznie zabezpieczona. Dziwne…
Wtem za swoimi plecami usłyszałam ciche kroki i charakterystyczny szczęk broni palnej.  Zza zasłony rozległ się bliżej niezidentyfikowany krzyk i na chwilę wszystko ucichło. Stałam w ciasnym zaułku. Ściany były proste. Warstwa gruzu spora. Moc nie działała. Zastanawiałam się, co jeszcze mogę zrobić. Jak dostać się do Rori’ego? 
Pojedyncze szelesty, dobiegające zza rogu nie wróżyły za dobrze. Spróbowałam jeszcze raz użyć mocy. Na próżno.
- Ręce do góry – zakomenderowała cicho postać, w kompletnie nie praktycznym pomarańczowym mundurze, patrząc na mnie wyzywająco. Sam wyzywający wzrok byłby raczej słabym argumentem, gdyby nie był poparty przez skierowane w moim kierunku lufy karabinów, trzymane przez prawdziwych żołnierzy. Zapewne nawet któryś ze specjalnych oddziałów SJEW-u. 
W milczeniu wykonałam polecenie. Bliższy z podwładnych Lary von Treskov opuścił broń i mnie obszukał, zabierając znalezioną przy mnie broń. Potem odpiął od paska bransoletkę i zapiął mi na szyi. Słyszałam o podobnym projekcie, którego celem było blokowanie wilczych zdolności, jednak jak dotąd testy nie powiodły się. Jak dotąd.
- Za co jestem aresztowana? – spytałam zuchwale. – Mogę usłyszeć swoje prawa?
W odpowiedzi otrzymałam tylko kuksańca pod żebra. Pani generał obróciła się na pięcie i pomaszerowała z powrotem. Popychana przez zbrojnych ruszyłam za nią. Jeśli dobrze to rozegram to prawa odnoga…
Mijając ją poczułam głęboki zawód. Stojący w niej białowłosy chłopak w masce gazowej i opierający się na karabinie wyglądał na zawiedzionego. Zawiesił na mnie tęskny wzrok. Nikt z mojej obstawy nie zwrócił na niego uwagi. Widocznie był tylko alternatywą, gdybyśmy z moim ochroniarzem wybrali drugą drogę. Ale skąd wiedzieli? Nawet my nie wiedzieliśmy do końca, dokąd idziemy. Nikt nie mógł nas zdradzić, choć… była jedna osoba. Aż ciarki mi przeszły po plecach. Korso mówił, że był członkiem ZUPA-y, zatem tak musiało być. Czy działał na dwa fronty? Nie chciałam dopuścić do siebie myśli o tym, że odpowiedź mogła być inna. Pragnęliśmy sojuszu, mamy przecież wspólne cele. Co chciałby osiągnąć…?
- Wsiadaj! – warknął SJEW-owiec, popychając mnie w kierunku przyczepy do motoru. Weszłam do środka, a on przypiął mnie za nadgarstek do stojącego obok pojazdu. Lara sprawdziła jeszcze jakieś kontrolki, odebrała salut od podwładnych i wsiadła na siodełko motoru i założyła gogle na oczy. Wyglądały dość archaicznie i przeleciało mi przez myśl, że w panujących tu ciemnościach musi niewiele widzieć. Z drugiej strony kto wie, jakim modyfikacją zostały wcześniej poddane?
Silnik warknął groźnie, a dźwięk poniósł się przez korytarze kopalni. Nie został tu wprowadzony dzisiaj. Usłyszelibyśmy. Ruszyła z zawrotną prędkością, zwarzywszy na szerokość tunelu. Pochyliłam się w moim kokpicie i modliłam się w duchu do wszystkich bogów, gdziekolwiek są, żeby wrąbała się w ścianę. Niestety nic takiego się nie stało i już kilka minut później gnaliśmy po pustych ulicach, obrzeży miasta. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, co się teraz dzieje z Rorim. Żyje? Zasypało go? Może go też złapali? Może to znów ta Ruda? Było nic nie mówić. Nie w tak niepewnych godzinach. Spojrzałam ukradkiem na moją oprawczynię. Jak zwykle nie była zbyt rozmowna, całkowicie poświęcała się zadaniu. Jej jasne włosy powiewały na wietrze. Chciałam jej zapytać, dokąd mnie wiezie, jednak zrobiłabym z siebie idiotę, próbując przekrzyczeć pęd wiatru. I tak wkrótce  się przekonam. 
Wkrótce wyjechaliśmy na bardziej ruchliwe ulice i Treskov musiała znacząco zwolnić, co najwyraźniej nie sprawiało jej przyjemności.  W miarę jak zbliżaliśmy się do centrum Areny 1 było jasne, dokąd mnie wiezie. W samym środku. Monumentalny i błyszczący, niczym kryształowa zbroja, chroniąca swego pana. Zatrzymaliśmy się dokładnie przed wejściem. Jakiś mężczyzna pośpieszył ku nam, zapewne by oznajmić „Tu nie wolno parkować!” jednak, widząc charakterystyczną postać pani generał, zamarł w pół kroku i wyprężył się sztywno na baczność, zwracając tym na siebie uwagę kilku przechodniów.  Lara nie zwróciła na niego kompletnie uwagi. Odpięła mnie od swojego pojazdu i poderwała do góry z dużą siłą. 
- Idziemy – rozkazała zwięźle.
- A jeśli się nie zgodzę? – spojrzałam na nią, zdobywając się na czarujący uśmiech.
Niemka wyjęła z kabury pistolet i przyłożyła mi do głowy.
- Idziemy – powtórzyła.
Westchnęłam, nie widząc sensu w spieraniu się z nią. Rori, mam nadzieję, że nic ci nie jest i już myślisz, jak mnie stąd wyrwać… Wzruszyłam ramionami i pomaszerowałam w kierunku budynku, starając się przy tym wyglądać na tyle dumnie, na ile umiałam. W brudnym ubraniu. Śmierdząc potem. Umazana węglem. Z włosami potarganymi wiatrem. Zaprawdę, żadna Alpha watahy nie wyglądała tak dostojnie, jak ja w tej chwili. Przeszliśmy przez ruchome drzwi, ochroniarze zerwali się ze swoich miejsc na posterunku do salutu, a pani na recepcji spojrzała zza okularów-połówek. Następnie pani generał skierowała nas do windy i bez wahania przycisnęła guzik z numerem 47. Winda ruszyła z cichym pyknięciem. Lara zamarła w bezruchu. Wychyliłam się nieco, by spojrzeć na jej twarz. Wszystkie plotki, jakie do tej pory usłyszałam o niej wydawały się prawdą najbardziej w takich właśnie momentach. 
Podnośnik zatrzymał się jeszcze na 31 piętrze i do środka wsiadł wysoki, uśmiechnięty uprzejmie, białowłosy mężczyzna. Treskov zasalutowała mu, a on odwzajemnił pozdrowienie, nie zmieniając wyrazu twarzy i stanął koło mnie. Poczułam się wyjątkowo niezręcznie. Siergiej Mielentij, Minister Obrony we własnej osobie. Ten, którego zdradziłam. 
- To nie twoje piętro Laro? – spytał, gdy po raz kolejny nasz transport zatrzymał się na 41. Kobieta zasalutowała i wyszła, pozostawiając nas samych w przytłaczającej ciszy. I tej emanującej od Siergieja aury mroku. Szczerze odetchnęła, gdy wreszcie wysiedliśmy z windy do surowego, betonowego korytarza, na którego ścianach wisiały jedynie oprawione w ramki przecudne motyle, przebite igłą. Właściwie zdziwił mnie brak przepychu i jakiejś jasnej, biurowej tapety i paneli z delikatnego drewna pod stopami. Także prostota mijanych przez nas drzwi, oznaczonych numerami od 3406, budziła we mnie niepokój. Wreszcie doszliśmy do końca korytarza i generał otworzył przede mną drzwi. Z uśmiechem wypuścił mnie na taras i zatrzasnął je za moimi plecami. Zimny wiatr owiał moją twarz, jeszcze bardziej rozburzając moje włosy. Targając jego, elegancko ułożonymi i przylizanymi. Stał tam, przy samej barierce, z rękami założonymi za plecami.
***
- Hm? – spytał Lorem, świecąc latarką po oczach blondyna.
- Opuść tą latarkę, Argo! – warknął Rori. – Miałaś…
Mężczyzna wykonał polecenie i spojrzenia obu chłopaków się spotkały.
- Rori – zdziwił się niebiesko włosy. Był pewny, że Piętno zabierze go ze sobą. Tymczasem pozostawiła go tutaj, samego i gdzieś umknęła.
- No nie, czy naprawdę jestem tak ważną personą? Powiedz, lepiej czy wiesz, gdzie moja towarzyszka – mężczyzna wykonał gwałtowny krok do przodu i chwycił dryblasa za fraki, co jednak nie robiło takiego wrażenia, z powodu sporej różnicy wzrostów. Lorem rozłożył ręce w obronnym geście. Nie chciał walczyć z tym nieznajomym. Musiał przecież nazajutrz wrócić do pracy, najlepiej w jak najbardziej normalnym stanie, zważywszy na to, że ostatnio i tak podpadł tym „projektem” z Anthonym.
- Nie wiem… ja tylko to zostawiam… - wyciągnął z kieszeni zaszyfrowaną wiadomość. 
(Rori? A to się porobiło :P Słuchaj, jak masz jakąś wizje Rudej to daj znać, bo ja ją plączę w moje sprawy, a ona może mieć coś np. z przeszłością Szajbusa i klapa…)

29 kwietnia 2016

Od Blacka cd. Rin

Wraz z teraźniejszą "rodziną" i Shiro przeprowadziliśmy się do nowego miasta, zamieszkaliśmy w pierwszej arenie. Ja i Shiro mieszkaliśmy razem w domu, kupionym przez rodziców, a oni sami mieszkają w innej części areny. Następnego dnia do pokoju przyszedł Shiro, by mnie obudzić, gdy wstałem okazało się, że jest koło południa. Po śniadaniu obraliśmy się i wyszliśmy na miasto, w jednej z uliczek zauważyliśmy grupę graficiarzy, rozmawiali o jakieś organizacji, zwanej WKN. Gdy tylko mnie zauważyli, rozproszyli się.
- Black co myślisz...?
- Słyszałem kiedyś o tej organizacji, podobno chcą się pozbyć ludzi z tych terenów.
Shiro był zdziwiony odpowiedzią swojego właściciela, po chwili minęła nas biegnącą dziewczyna, następnie wbiegła inna dziewczyna. Dziewczyna szybko przeprosiła i pobiegła.
- Shiro, znajdź tą pierwsza dziewczynę i odbierz jej torebkę, a ja pójdę za tą drugą.
- Okej.
Dogoniłem dziewczynę dopiero w parku usiadła na ławce, wtedy przybiegł do mnie Shiro z torebka. Podeszliśmy do dziewczyny i usiedliśmy obok niej, a ona na nas spojrzała.
- Przepraszam, czy to czasem nie jest twoje?
Spytałem pokazując torebkę, a dziewczynie od razu poprawił się humor.
- Tak! Gdzie ja znaleźliście?
- Mój Brat, Shiro, złapał dziewczynę i postanowiliśmy oddać zgub, wiec proszę.
- Dziękuję.
Dziewczyna zaczęła sprawdzać, czy wszystko jest.
- Na szczęście wszystko jest. Mogę wiedzieć jak się nazywasz?
- Black, a to mój brat Shiro. Wiesz może coś o WKN?
(Rin)

"Nie daj się łatwo pokonać, chyba że robisz to po to by przeciwnika znokałtować."

Imię i Nazwisko:  Black Blood
Pseudonim: Czarny Kot
Płeć: mężczyzna
Orientacja: biseksualny
Wiek: 19 lat
Żywioł: Kataklizm i koszmar
Cechy charakteru: Black na pierwszy rzut oka wydaje się być wrednym i tak większość myśli, tylko dlatego, że "pochodzi z dobrego domu". Czarny kot to bardzo żywiołowy basior. Nie można określić jego charakteru, gdyż dla każdego ma inny stosunek. Dla obcych jest nieufny, czasem agresywny, nieczuły, nieogarnięty (niepozytywnie), bezczelny, wrogi, natomiast dla znajomych jest obojętny, nawet miły. Wobec przyjaciół jest zabawny, nieogarnięty (pozytywnie), miły, zawsze potrafi każdego pocieszyć, nigdy nie jest wredny, chyba że podczas kłótni (ale i tak się powstrzymuje). Gdy dojdzie do walki nic go nie powstrzyma od zwycięstwa. Ogólnie jest silny, szybki, niezwykle skoczny i zwinny.
Potrafi kłamać na zawołanie, przebiegły manipulant jak i kieszonkowiec oraz złodziej.
Jak kogoś kocha to szczerze, choć czasem lubi się bawić. Ma lekko zrytą psychikę, ale mimo to jest w miarę normalny jak każdy. Kocha straszyć innych, czasem robi krzywdę nie w pełnej świadomie. Często mu się nudzi, ale raczej nic z tym nie robi, lekki romantyk. O bliskie osoby dba.
Aparycja: Black jako człowiek jest dość wysoki, dobrze zbudowany, umięśniony. Jego włoscy są kruczoczarne, a oczy zielone. Chodzi w czarnej bluzkę w luźnych spodniach z przyczepionym do nich łańcuchem. W prawym uchu ma ok. 5 kolczyków, na lewym nadgarstku, od wewnętrznej strony, tatuaż w kształcie krzyża, ma również naszyjnik z krzyżem.
Jako wilk ma czarno-szarege futro, oczy zielone, z połyskiem czerwieni. W prawym uchu ma kolczyki, a na szyi obrożę z pewną miksturą, która nigdy się nie kończy, a szkło nawet nie zostanie draśnięte. Na prawej łapie ma zawieszony krzyż i oplecione wokół niej bandaże, tak samo na początku ogona. Ma wydłużone kły i pazury które są bardzo ostre i potrafią się w połowie schować.
Praca: Jest za bogaty by pracować
Stanowisko: Alchemick
Historia: No więc chcecie poznać historię Blacka, to proszę. Black był jednym z synów alfy Watahy Błękitnego Śniegu. Chodź brzmi to pięknie, ta wataha miała jeszcze jedna część, zwaną Krwawą Pełnią. Były to wilki wysoko położone, wszyscy mieli do nich szacunek, nawet niektóre smoki. Pewnego dnia zaatakowały ich dziwne istoty, zaczęły niszczyć wszystko, wyłąpały chyba wszystkich prócz Blaca, to oni nazwali go kotem. Las stanął w płomieniach, wszystko co żyło, zaczęło uciekać. W tym całym chaosie Black zauważył małego smoka, który nie miał sił, by się ruszyć. Basior szybko ruszył w stronę smoczka, podniósł go, a wtedy w ich stronę upadło zapalone drzewo i zraniło wilka. Następnego dnia ogień został całkowicie stłumiony przez deszcz, który padał przez całą noc. Później smok do niego się przywiązał, po paru dniach wylądowali w ludzkim domu dziecka. Stamtąd zaadoptowała ich bardzo bogata rodzina, a tak właściwie tylko Blacka, ale zgodził się wtedy kiedy wzięli też Shiro. Później wszystko jakoś zleciało.
Moce:

  • Kotaklizm (ta moc pozwala wszystko niszczyć)
  • Koszmers (po pierwesz wnika do twojej głowy i pokazuje ci twój koszmar albo przenosi je w rzeczywistość, jako iluzje)
  • Zamrożenie czasu na max. 20min 
  • Powiązanie z Shiro

Umiejętności i zainteresowania:  Black jest zwinny jak mało kto, potrafi wyskoczyć na 3m w górę. Czarny kot interesuje się wszystkim po kolei.
Partner/ka: Nie ma
Zauroczony/a w: brak
Rodzina: Mineri - macocha
Dereg - ojczym
Rzeczy: krzyżyk widać go na wilczym zdjęciu. Sztylet
Talizman: -
Miejsce zamieszkania: Dom Arean 1
Ciekawostki:
  • Jest w 1/6 wilkiem, 1/3 wampirem, reszta to kot.
  • Lubi słodycze
  • Nielubi karmelu, pająków
Towarzysz: Shiro
Inne zdjęcia: brak
Kontakt: yuki22

Shiro

Imię: Shiro
Rasa: smok
Wiek:18 lat
Cechy charakteru: Shiro ma szacunek do Blacka i nie ograniczone zaufanie, choć to nie znaczy, że nie ma własnego zdania.
Historia: Black znalazł Shiro podczas pożaru w lesie. Uratował go przed śmiercią, okazało się że Shiro jest sierota przez co jest bezbronny. Czarny kot postanowił się nim zając. Gdy młody podrósł, zrozumiał wszystko co się stało i ot tamtej pory jest jego towarzyszem. 
Moce i umiejętności:
Telepatia dwukierunkowa z Bkackiem
Zianie magicznym i zwykłym ogniem
Zmienokrztałtność np: taki, taki
Właściciel: Black

27 kwietnia 2016

Od Mitsuki - M&K: Konsekwencje

     Deski obijające ściany wydały głuchy jęk, gdy uderzyły w nie skrzydła otwartych zamaszyście drzwi.Wściekłe kroki Korso poniosły się po herbaciarni. A zaraz za nimi huk wywracanego stolika.
     - Hej! - zawołała Mitsuki. - Nie musisz od razu tu wszystkiego demolować!
     Chłopak gwałtownie obrócił się do niej. W jego oczach płonął gniew. Wskazał na nią palcem i otworzył usta do obelgi, lecz nic nie powiedział. Pokręcił głową i machnął ręką. Dziewczyna natychmiast pojęła, że jej uwaga nie była na miejscu. Chciała się zaraz zreflektować, ale wtedy on szepnął cicho:
     - Wytłumacz mi to.
     Wybita z rytmu, przekrzywiła głowę, patrząc na niego tępo.
     - Co mam ci wytłumaczyć?
     - To co się stało.
     - Ale... przecież wszystko widziałeś... byłeś tam.. o co ci chodzi?
     - Wytłumacz mi, dlaczego to się znowu dzieje! - krzyknął nagle. Mitsuki zadrżała. - Kolejny raz tracimy tylu naszych. Wszystkie te życia, przyjaciele, rodzina, ich historie, wszystko to w piach!
     - Tak już jest... Nie udało się im...
     - Nie udało się im? Ilu to już wilkom się nie udało?! Odkąd przybyłem do watahy, pożegnaliśmy już z setkę osób. Idź do Lorema po kronikę i sobie policz, jak nie wierzysz!
     - Korso, przecież wiem. Też widzę, jak nowi przychodzą, a potem giną. To już u nas normalne. Nie rozumiem, czemu się tak przejąłeś. I tak z większością się nie przyjaźnisz.
     - Mogę ich nawet nie lubić, ale to moja wataha, moja rodzina. - Podszedł bliżej Mitsuki. - Myślisz, że na nikim mi nie zależy? Że siedzę z dala od was, bo tak już mam? Czyżbyś już zapomniała?
     Odwrócił się, podszedł do baru i oparł o niego.
     - Do watahy zaprosił mnie Doctor. - Jego głos zaczynał drżeć. - Potem namówił, żebym zgłosił się na Wyprawę. Tam zaprzyjaźniłem się z Akumą, z Shailene, z Anastasią, z Assumi... była tam Aria... Powiedz mi, gdzie oni teraz są?
     Jego dłonie zacisnęły się na brzegu stolika.
     - Gdy tylko się do kogoś zbliżę, zaraz znajdzie się jakiś sukinsyn, który mi go odbierze. Mam tego serdecznie dość.
     Mitsuki patrzyła na basiora z wielkim zaciekawieniem. Nie była to jej wymarzona scena otwartego serca, ale pierwszy raz Korso otwierał się przed nią. Nie tyle jednak się z tego cieszyła, co raczej czekała, czy wreszcie jej kompan powie na tyle dużo, by mogła go rozgryźć.
     Lecz on rozbił bańkę jej marzeń.
     - W najbliższym czasie znowu mogą się tu pojawić nasi "koledzy" z ZOMO - westchnął. - Lepiej będzie, jeśli przez parę dni nie będziesz za bardzo się pokazywać... Zajmij się w tym czasie papierami, w porządku?
     Dziewczyna skinęła, choć z widocznym grymasem niechęci na twarzy. Gdy wychodziła z głównego pomieszczenia herbaciarni, zatrzymała się jeszcze i odwróciła do Korso.
     - Co to jest "ZOMO"?
     Chłopak spojrzał na nią jak na ducha. Otworzył usta, ale nic nie powiedział.

22 kwietnia 2016

Od Anthony'ego cd Lorema

Chłopiec spogląda na swojego towarzysza szeroko otwartymi, roziskrzonymi oczami. Wodzi wzrokiem od twarzy Lorema, do kartki. Nagle Anthony prostuje się jak struna i rozgląda się uważnie dookoła, a jego twarz wykrzywia chytry uśmiech. Przypomina chochlika, któremu przyszedł do głowy niebezpieczny pomysł. Przesuwa się na koniec stołka, niemal się z niego zsuwając.
Pochyla się nad skrawkiem papieru, lustrując go uważnie. Przez oblicze chłopca przebiegają różne emocje, jakby nie mógł się na żadną zdecydować.
Niemal zapomniał o swoich pączkach.
Jego palce nerwowo bębnią po blacie.
- Mogę? - Pyta, wskazując na pożółkły papier. Lorem krzywi się, najwidoczniej wyobrażając sobie, najrozmaitsze scenariusze, ale kiwa głową.
- No więc... - Anthony śmieje się nerwowo. - Ten delikatnie łuszczący się papier i subtelne pajęcze pismo zdecydowanie nie ułatwiają odczytania tego czegoś.
Mężczyzna wzrusza ramionami.
- Nawet gdybyś dał radę to odszyfrować, prawdopodobnie byś nie zrozumiał. To nie nasz język.
Młodzieniec wydaje z siebie dziwny dźwięk. Skryba odnosi wrażenie, że chłopiec zaraz uniesie się i zacznie lewitować pod sufitem cukierni.
- Rozumiesz go?
- Nie do końca. Nie wiem nawet, co to za alfabet i czy to w ogóle są jakieś słowa.
- Szyfr! - Wyrywa się Anthony'emu odrobinę za głośno. Parę osób, siedzących przy najbliższych stolikach, odwraca się ku nim. Lorem otwiera usta, ale niemal w tym samym momencie świergocze elektroniczny dzwonek przy drzwiach i do środka bezdźwięcznie wsuwa się młoda para. Nie wyglądają jakoś specjalnie podejrzanie, ale po dłuższych oględzinach można stwierdzić, że coś jest w nich nie tak. Niska dziewczyna rozgląda się, jakby szukała wolnego miejsca. Uśmiecha się radośnie, ale w tym uśmiechu jest coś sztucznego. Jej towarzysz obejmuje ją, ale sprawia to wrażenie jakby w każdej chwili gotów był ją udusić. Albo rzucić pod nogi uciekających.
Skryba dostrzega kątem oka, jak kartka zsuwa się z ławki i trafia do wewnętrznej kieszeni płaszcza Anthony'ego. Jeśli nawet zirytowała to poufałość, nie daje tego po sobie poznać.
Spojrzenie dziewczyny ślizga się po klientach cukierni i chłopiec mógłby przysiąc, że zatrzymuje się na ich dwójce o dwie lub trzy sekundy za długo.
Młodzieniec rzuca ostrzegawcze spojrzenie swojemu towarzyszowi.
- Musimy rozszyfrować ten zaszyfrowany szyfr. - Rzuca, w jego mniemaniu, na tyle cicho, żeby nikt poza Skrybą nie usłyszał.
(Lorem? Wybacz, że tak długo)

Od Ashury cd. Erny

Nigdy nie lubiłam tłumów, ci wszyscy ludzie byli bardzo irytujący oraz zazwyczaj sprawiali problem. Oczywiście teraz nie było inaczej. Nie dość, że ledwo udało mi się wyrwać z tej rzeźni, jaką była jatka w domu alfy, tak teraz musiałam brnąć samotnie przez ten tłum, by jak najszybciej dotrzeć do mojego domu. Jakimś cudem udało mi się przeżyć, nawet mnie nie drasnęli! Ale nie wszyscy mieli takie szczęście. Mijałam kolejnych przechodniów, niektórzy rozmawiali przez telefon, inni przemieszczali się w większych grupkach. Starałam się iść tuż przy ścianie budynków. Byłam sama, no cóż, to był mój wybór, by samotnie dowlec się do domu. O tak, chciałam wziąć gorącą kąpiel, zjeść coś i się zrelaksować. Nie mogłam doczekać się tej ciszy, panującej u mnie w domu, bez odgłosów świszczących pocisków czy rozkazów wydawanych przez żołnierzy SJEW’u. Chociaż nie, wcześniej bym się zabunkrowała, tak, dobry pomysł, może w przyszłości zamieszkam w bunkrze? Co chwila rozglądałam się uważnie naokoło, po tych wszystkich wydarzeniach, odnosiłam wrażenie, że zagrożenie czyha na każdym kroku. Idąc tak, w pewnym momencie ujrzałam dziewczynę powłóczącą nogami, zmierzała w moim kierunku. Już ją gdzieś widziałam. Ach, jeśli się nie myliłam, była członkinią watahy, widziałam ją tuż przy alfie jeszcze dzisiejszego dnia. Nie byłam pewna czy mnie pozna, właściwie nigdy nie zamieniłyśmy słowa, no cóż, tak jest, jak się jest aspołecznym leniem, żyjącym jedynie w domu pomiędzy stosem pudełek ciastek. Jeszcze kilka minut temu miałam wrażenie, że to ja wyglądam źle, teraz jednak zmieniłam zdanie. Erna, o ile nie pomyliłam jej imienia, była cała przemoczona, włosy miała potargane, a na ubraniach można było dostrzec małe ślady krwi. Sam wyraz jej twarzy jasno mówił „bez kija nie podchodź”. Po chwili chyba ona również mnie zauważyła, ponieważ zaczęła ukradkiem mi się przyglądać. Dziewczyna delikatnym, prawie niezauważalnym ruchem ręki wskazała niewielką uliczkę. Skręciłyśmy w nią obie i bez słowa przeszłyśmy kawałek, aż skryłyśmy się w cieniu. Wtedy dziewczyna się odezwała.
- Jestem Erna, kojarzysz mnie? – zapytała półgłosem dziewczyna, jakby obawiając się czegoś.
Kiwnęłam głową.
- Ashura, potrzebujesz pomocy?
Głupie pytanie, dziewczyna od razu ożywiła się, gdy zaproponowałam jej pomoc.
- No, przydałby się.
Spojrzałam w stronę wylotu uliczki i poczekałam, aż nikt nie będzie szedł, w odpowiednim momencie pstryknęłam palcami, a już kilka sekund później stałyśmy obie niedaleko mojego domu.
- Gdzie jesteśmy? – zapytała nieco podejrzliwie dziewczyna.
- U mnie w domu.
Skinęła głową, wspólnie powlokłyśmy się w kierunku wejścia. Otworzyłam drzwi i wpuściłam dziewczynę do środka. Od razu opadła na krzesło pod ścianą i odetchnęła głęboko. Ja w tym czasie zabrałam się za zamykanie drzwi, najpierw na klucz, później jeszcze na zasówkę, a na koniec podważyłam klamkę krzesłem. Świetnie, będę miała traumę do końca życia i nigdy nie wyjdę z domu.
- Mogę skorzystać z łazienki? – zapytała dziewczyna, przerywając niezręczną ciszę.
- Tak, zaprowadzić cię, czy sama się odnajdziesz?
Dziewczyna wstała z krzesła i machnęła ręką.
- Na górze?
Skinęłam głową. Erna zaczęła wspinać się po schodach. Po kilku minutach usłyszałam szum wody. Przez chwile zastanawiałam się, czy gdybym była u kogoś obcego w domu po raz pierwszy, to poszłabym się wykąpać, ale w sytuacji takiej jak ta, raczej bym się nad tym zbytnio nie rozwodziła. Właśnie, kąpiel, gorąca woda, na samą myśl zrobiło mi się przyjemniej. Oh, jak to dobrze być posiadaczem trzech łazienek! Poszłam na piętro, z sypialny wzięłam czyste ubrania, i wskoczyłam pod ciepły prysznic. Cudoooownieee. Stałam bez ruchu kilka minut. Po kwadransie wygramoliłam się z łazienki, świeża i pachnąca. Pozbyłam się tego potu i brudu po ucieczce. W czystych ubraniach zeszłam do kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
(Erna? Padło na ciebie, zostaniesz moja ofiarą do opowiadań :') )

21 kwietnia 2016

Od Lorema cd. Miris

- Czym jesteś? – spytałem, patrząc białowłosej prosto w oczy.  Wyglądała na nieco zdziwioną bezpośredniością pytania. Upiła łyk herbaty, nim odpowiedziała.
- Co to wogóle za pytanie? – spytała po namyśle, nieco nieufnie. Wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok, nieco zmieszany.
- Rzadko ludzie mają takie zdolności – odparłem wymijająco.
- Nie jesteś członkiem WKN-u? – zapytała niespodziewanie dziewczyna. Spojrzałem na nią nagle czujnie.
- A ty jesteś? – Jeśli tak, to nie jest dobrze. Na razie pomiędzy naszymi organizacjami układa się całkiem dobrze, jednak po całej ZUP-ie krążą różne pogłoski, a naczelnicy poszczególnych elementów zdaja się tylko to potwierdzać. Nie jest dobrze zadawać się z… tymi istotami. – Zmiennokształtny…
- Nic takiego nie powiedziałam. – Dziewczyna postawiła kubek na stoliku i spojrzała na mnie wyzywająco. Widać i ona wyczuła zmianę mojego nastawienia. Cóż, równie dobrze możemy udać, że nic takiego się nie stało.
- Rozumiem. – Skinąłem głową. – Jesteś Kiriokinetyczką?
- Co? – Najwyraźniej ten termin był obcy dziewczynie.
- Obniżanie temperatury – wyjaśniłem zwięźle. – Rodzaj psychokinezy.
- Ah… tak. Myślę, że to może być to – przyznała dziewczyna niepewnie. Wiedziałem, że straciła do mnie zaufanie. Szkoda. Wstałem i poszedłem w kierunku kuchni, by poszukać w lodówce czegoś, co pomogłoby nieco rozgrzać atmosferę. Przeglądnąłem puste pułki i z westchnieniem wyjąłem do połowy pusty garnek rosołu. Przez kilka sekund stałem, wpatrzony w złocisty płyn. W sumie… mi zawsze poprawia humor. Spojrzałem z ukosa na gościa. Lubi czy nie lubi, oto jest pytanie… Wzruszyłem do siebie ramionami i nalałem wywaru do dwóch kubków, po czym wstawiłem do mikrofalówki. Już po chwili postawiłem je przed dziewczyną i utkwiłem w niej wzrok z wyczekiwaniem.
(Miris?)

Od Vincenta cd. Ashury

  Wziąłem jej parasolkę i uniosłem na tyle wysoko, aby żadne z nas nie zmokło. Dostałem wezwanie na stację Areny 2, gdzie miał przyjechać jakiś zastępca, czy ktoś taki Leniniewskiego. Nikt specjalnie ważny, ale miałem ostatnio deficyt zaufania u prezydenta przez różne akcje, więc dostawałem same najgorsze roboty.
- Mam robotę do wykonania, a jak zobaczą, że idę z tobą mogą mnie wylać, więc nie wiem, czy to, żebyś ze mną szła, było dobrym pomysłem.
- Oj tam, chyba nie robisz nic aż takiego, żebym nie mogła przy tym być - machnęła ręką.
- Mam do eskortowania dość ważnego polityka - odparłem.
- To tłumaczy twój stój. Wiedziałam, że nie nosisz go, dlatego, że lubisz! Nikt nie skazywałby się na takie katusze z własnej woli - zaśmiała się.
- Nie dziwi cię moja praca? - zapytałem nieco zdziwiony. - Na ogół ludzie dziwią się, że taka osoba jak ja ma taką funkcję. A poza tym, garnitury są wygodne, gdy już się do nich przyzwyczaisz.
- Słyszałam o, o wiele dziwniejszych robotach, niż pilnowanie ważniaków w garniakach - wzruszyła ramionami. - Poza tym, co miałeś na myśli poprzez „taka osoba jak ja“?
- Mwah. Nieistotne.
- Jak już coś mówisz, to chociaż skończ - mruknęła nieco poirytowana.
- Mówię, że nieważne. Jesteśmy już obok stacji, a ja dalej nie wiem, co zrobić, żeby mnie z pracy nie wywalili. Jakieś pomysły?
(Ashura? Wybacz mi te trzy miesiące i długość ;_;)