Zabrali mnie do jakiejś jamy pełnej nietoperzy i obrzydliwych wilko-podobnych stworzeń. Wędrowaliśmy tak przez pewien czas, do chwili gdy nie zrzucili mnie z swoich barków na ziemię. Moje rude futro straciwszy swój blask zmatowało do brunatnej barwy. Łapy były 'związane' żywą krwią, która z każdym moim kolejnym ruchem zmniejszała dopływ krwi do moich kończyn.
W pewnej chwili liny puściły, a moje łapy znów dostały krew. Wstałam jak nietrzeźwa. Moje łapy przeszywał okropny ból. Jednak gdy trochę je rozruszałam wróciły do dawnej sprawności. Jednak nie nacieszyłam się długo wolnością.
Za sobą usłyszałam ryki. Szybko się odwróciłam w stronę dźwięków. Za mną stały 3 wilkołaki, jak można je tak nazwać. Wygląd wilka i futro pozlepiane krwią nadawały obrzydliwego wrażenia. Dwoje z nich miało otwarte rany, które mogłyby być śmiertelne. A jednak żyli.
Ryk dobiegł z drugiej strony. Nie długo trzeba było, abym się zorientowała, że zostałam przez nie okrążona. Ketsurui'ego ani jego brata nie było.
- Rui nam przyniósł ładną waderkę. - powiedział jeden, po czym zaczął się do mnie zbliżać. Kuląc uszy i pokazując zęby nie zrobiłam na nim wrażenia. Usiadłam więc ciągle mając postawę do ataku. Był blisko. ZA BLISKO. Jednak wiedziałam, że wszystkie te zmiechy są ode mnie potężniejsze. Zaczął się o mnie ocierać. Odgoniłam go nagłym szarpnięciem. Zaczęły podchodzić kolejne.
Cholera...
(Ketsurui?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz