- Na pewno nie chcesz odpocząć? - spytała Rita zmartwionym głosem
- Na pewno - mruknąłem - więc, aż tyle mieliście przeze mnie kłopotów?
- Nie nazwała bym tego kłopotami - uśmiechnęła się lekko pogubiona - No a... jak twoja noga? Zrosła się odpowiednio, czy dla zabawy kuśtykasz?
- Dla zabawy - podrapałem się po karku
- Co ty z nią zrobiłeś?
- Miałem mały wypadek przy pracy - już mieliśmy wracać do Argony, ale zatrzymał nas właściciel gospody i gestem ręki kazał iść za sobą
- Za niedługo się stąd zabieramy, nie będziemy już stwarzać kłopotów - powiedziałem jak tylko stanęliśmy przy ladzie.
- Mam dla was propozycję - uśmiechnął się wycierając jakieś kufle, jak bym miał uszy to bym je nastawił
- Jaką? - spytałem po chwili wahania
- Słyszałem, że wasza główna kryjówka została odkryta - podniósł na mnie wzrok, a potem wrócił do swojego zajęcia - Mamy wolne piętra, jakbyście potrzebowali schronienia znajdziecie je tu
- Ale przecież nie lubi pan wilków - zgromił mnie wzrokiem
- Ciszej chłopcze. Nie lubiłem. Wilki zabrały mi wszystko na co tak długo pracowałem, pracę, dom, przyjaciół, rodzinę. Byłem przekonany, że wszyscy z Wilczym Genem to potwory, ale wy jesteście inni - uśmiechnął się smutno
- Nawet jeśli, nie wiem czy można panu zaufać, czy pan nas nie wyda - powiedziałem podejrzliwie
- Czy zrobiłem to do tej pory? - pokręciłem głową - Więc widzisz, myślę, że można mi zaufać. Przekonałem się do was, przez twoją siostrę. Długo rozmawialiśmy i wszystko mi powiedziała - spojrzałem surowym wzrokiem na Ritę - Spokojnie, te informacje są bezpieczne.
- Jakbyśmy mieli się tu wprowadzić... tak czy inaczej nie mogę o tym decydować. Nie jestem nikim ważnym, ja tylko pilnuję pleców naszej alfy.
- Dobrze więc, porozmawiaj z nią. Ja poczekam - westchnął i zniknął na zapleczu
- Muszę o tym powiedzieć Argo - ucieszyłem się i już miałem wychodzić, gdy Rita zagrodziła mi drogę
- Nie powinieneś tyle chodzić, może wrócisz do łóżka? - uśmiechnęła się i zaoferowała swoje ramie
- Nie. Muszę porozmawiać z Argoną i trochę potrenować - Młoda widząc mój upór odpuściła i otworzyła przede mną drzwi.
Wróciliśmy na miejsce gdzie powinna być czarnowłosa, ale jej tam nie było.
- A ta gdzie? - spytałem zdziwiony i lekko zaniepokojony
- Może poszła do łazienki? - Rita próbowała być śmieszna
- Przestań, jak coś o tym wiesz - warknąłem, a coś pod moimi stopami zaszeleściło. Spojrzałem w dół i zobaczyłem otwarty zeszyt z wyjaśnieniami od alfy - No chyba nie... - warknąłem i zmieniłem się w wilka, witaj ciemności - Znajdę ją, a jak o tym wiedziałaś - dziewczyna przeskoczyła nerwowo z nogi na nogę
- Nic o tym nie wiem - powiedziała dość przekonująco, zawarczałem i zdjąłem opaskę, zacząłem węszyć. Poczułem dość wyraźny zapach wilka, zmieniła się? - Nawet za mną nie idź - mruknąłem i zobaczyłem w powietrzu unoszącą się mgiełkę - Mam cię
- Myślę, że nie powinieneś iść, jeszcze do końca nie wyzdrowiałeś - podniosła głos
- Nie myśl, że cie posłucham. To moja praca - spojrzałem w jej stronę i skłoniłem łeb - Niedługo wrócę. Razem z moją alfą.
Zerwałem się do biegu i od razu tego pożałowałem, ból w tylnej łapie nasilał się z każdym krokiem. Starałem się go ignorować i pędziłem dalej. Pod dłuższym czasie, gdy poczułem, iż powietrze stało się mniej czyste postanowiłem schować skrzydła. Dalej podążałem za coraz mniej intensywnym zapachem. Nie mogę jej zgubić! Zatrzymałem się na chwilę, przed sobą poczułem coś dziwnego. Coś czego tam nie powinno być. Przeszukałem wzrokiem przestrzeń przed sobą i zobaczyłem dookoła kogoś zimną aurę. Aurę skupienia, ale też nienawiści. Patrzył na mnie. Usłyszałem dźwięk odblokowywanej broni. SJEW, lepiej być nie mogło. Zjeżyłem się i położyłem po sobie uszy, zacząłem cicho warczeć - to tylko ostrzeżenie, uważaj sobie koleś.
- Zmiataj stąd kundlu - mruknął i posłał ostrzegawczą salwę. Kundlu?! Zacząłem głośniej warczeć, a on tym razem trafił mnie w łapę i bok z prawej strony, mimowolnie zaskomlałem - Powiedziałem! Poszedł! - kretyn, zrobiłem w tył zwrot i kulejąc oddaliłem się od człowieka
Po dłuższej chwili krążenia po dróżkach, stwierdziłem, że podejdę z innej strony. Kawałek dalej idąc w tym samym kierunku co wcześniej, uderzyłem się pyskiem w jakąś przeszkodę. A to co? - spytałem siebie w myślach. Zbadałem przedmiot łapą, był długi, nie dało się go przejść, ani przeskoczyć (co też próbowałem). Ściana? Mur?
- Czas na małe porządki - szepnąłem i przejechałem pazurami po ścianie, robiąc sobie małą dziurkę. Potrząsnąłem łapą w celu anulowania mocy. Mur ustąpił i zmienił się w proch, przez chwilę obserwowałem ciepło uciekające z pyłów. Z transu wyrwały mnie dopiero czyjeś głosy, zniżyłem łeb i przecisnąłem się przez dziurę. Znowu zacząłem węszyć znajomy mi zapach, zmieszany z masą innych ulicznych wyziewów. Dopiero po dłuższym czasie z powrotem go wyczułem, bez zastanowienia ruszyłem dalej kulejąc jego śladem. Po kilkunastu wpadnięciach w ściany, kubły na śmieci, lub ludzi wreszcie dotarłem do mało zaludnionej okolicy. Tu zapach był zdecydowanie silniejszy. Zmieniłem się w człowieka, a wszystkie kolory, kontury i światła uderzyły we mnie z całą siłą. Wymyśliłem papierosa, odpaliłem go i zacząłem się rozglądać za Argoną. Jest! Podążała ulicą, przemykając cieniami. Starała się być nie zauważona, postanowiłem iść za nią i na razie tylko obserwować. Jak by coś się działo, po prostu wkroczę i pobawię się w bohatera, pojawiającego się znikąd. Na spokojnie sobie wypaliłem, przygotowałem pistolet, który schowałem do kabury przypiętej do pasa spodni no i zabandażowałem krwawiące przedramię. Założyłem szarobrązową bluzę z kapturem, który naciągnąłem na głowę. Argona się zatrzymała. Chyba dotarliśmy. Przysunąłem się do niej, uprzednio rozglądając się po okolicy. Sprawdziła parę razy telefon i budynek przed nami. Teraz stałem tuż za jej plecami. Przez głowę przemknęła mi myśl, że łatwo było by ją teraz zlikwidować. Co to w ogóle za pomysł?! Ogarnij się jełopie, przecież już nie zabijasz wilków, sam nim jesteś! Poza tym to jest Argo, przecież nic jej nie zrobię, wręcz przeciwnie- oddam za nią życie. Tak czy inaczej powinna się bardziej skupiać na otoczeniu, jeszcze czego, przecież nie będę jej pouczał. Warknąłem na siebie w myślach, a dziewczyna postąpiła krok do przodu. Złapałem ja za rękę i pociągnąłem w tył. Dziewczyna chciała się wyszarpnąć, ale zobaczyła moją twarz wystającą spod kaptura.
- Skąd się tu wziąłeś? – nie ukrywała zdziwienia – Miałeś odpoczywać pod okiem Rity!
- Tak no cóż, jej oko się ze mnie sturlało. Co ty sobie myślałaś, że dam ci całą zabawę zabrać dla siebie? - podrapałem się po karku - Poza tym martwiłem się, że w coś się wpakujesz. Gdzie jesteśmy? - spojrzałem na szyld budynku przed nami - Burdel? Nie wiedziałem, że lubisz takie miejscówki. Trzeba było od razu powiedzieć to bym z tobą poszedł albo dałbym ci trochę kasy - zaśmiałem się i dostałem z pięści w ramie
- Nie wydurniaj się i wracaj do swojej siostry - warknęła
- Argo noooo. Nie ma takiej opcji. ZAPOMNIJ. Nie puszcze cie samej, nawet jeśli jesteś tu dla przyjemności - wyszczerzyłem się w uśmiechu, a czarnowłosa zjechała mnie wzrokiem - Więc po co tu przyszłaś, skoro nie w celach zabicia czasu? - dziewczyna podała mi parę kartek - Co to? - zacząłem je przeglądać
- Tu mnie zaprowadziła wskazówka - odpowiedziała dalej zirytowanym głosem i zaciągnęła się powietrzem - Śmierdzisz krwią, jak się tu dostałeś?
- Szybko - odpowiedziałem beznamiętnie, podając jej papiery, coś mnie zakuło w żebrach. Zacisnąłem zęby i zmarszczyłem brwi
- Jesteś pewny, że nic ci nie jest? - spojrzała na mnie podejrzliwie
- Jestem - odwróciłem wzrok - Idziemy? - dziewczyna patrzyła na mnie jeszcze chwilę, po czym ruszyła przed siebie. Podążyłem w jej ślady lekko kulejąc.
Głupia klimatyzacja - warknąłem w myślach, jak tylko sobie przypomniałem z jakiego powodu kuleję na nogę. Zostaliśmy wpuszczeni do budynku przez ochroniarza, w czarnym garniturze. Do naszych uszu docierała głośna muzyka. Pomieszczenie było duże, zadymione i śmierdziało w nim alkoholem i fajkami.
- Czego szukamy? - spytałem przekrzykując się przez dudniące bassy
- Nie wiem, wiadomości? Gdzie idziesz? - spytała podążając za mną. Skierowałem się do baru i usiadłem na stoliku, czarnowłosa zrobiła to samo - Co robisz?
- No cześć - uśmiechnąłem się do barmanki, nachyliłem się do niej - Zdrajca dwa razy - dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła na zapleczu
- Co ty? - przerwałem Argonie gestem ręki, a kobieta do nas wróciła, podała nam dwa drinki i podsunęła zgiętą kartkę
- Na nasz koszt - mrugnęła do mnie i zniknęła. Schowałem karteczkę do kieszeni i duszkiem wypiłem drinka
- Będziesz piła? - dziewczyna pokręciła głową, więc wypiłem i jej trunek - Chodź - uśmiechnąłem się i już miałem wstać, gdy podeszła do nas kobieta w stringach i biustonoszu
- Cześć przystojniaku, może pokazać ci trochę magii? - zagadała, a ja zerknąłem na Argonę
- Może innym razem - odmówiłem z uśmiechem i wstałem - Właśnie wychodzimy - kiwnąłem na alfę głową, a ta ruszyła za mną
Jak tylko znaleźliśmy się na ulicy i odeszliśmy kawałek, dałem jej kartkę.
- Skąd wiedziałeś? - spytała zabierając list ode mnie
- Też kiedyś tak odbierałem pocztę - zaśmiałem się krótko
- "Zdrajca dwa razy"? - kontynuowała
- Twój pseudonim, prawda? - uśmiechnąłem się półgębkiem i ruszyłem przed siebie, kobieta podążała obok
- Rori - spojrzałem na nią - twoja ręka - mruknęła i złapała mnie za nadgarstek, chciałem się wyrwać ale wzmocniła uścisk - Ściągnij bluzę - warknęła
- Jak chcesz, żebym się rozebrał, proszę cię bardzo, ale w jakimś innym miejscu - uśmiechnąłem się zakłopotany i dostałem w łeb
- Już - spojrzała mi w oczy, była mocno wkurzona i... hym... zmartwiona? Nie chcąc dłużej wystawiać na próbę jej nerwów ściągnąłem zielonoszare okrycie, a oczom dziewczyny ukazała się zakrwawiona koszulka i bandaż przesiąknięty krwią - Co znowu zrobiłeś? - pociągnęła mnie do jakiegoś zaułka i postawiła pod ścianą - Kilka bandaży, woda utleniona i gaza. Teraz - dalej była zirytowana. Wymyśliłem owe rzeczy i podałem dziewczynie - Ściągnij koszulkę, zajmę się tym.
- Nic mi nie jest, poza tym mówiłem, że w odpowiedniejszym miejscu - zgromiła mnie wzrokiem, ściągnąłem koszulkę, dziewczyna podała mi większość rzeczy i zaczęła opatrywać mi ramie. Spojrzałem na swoje ciało, zauważyłem kilka nowych sznyt, uśmiechnąłem się na ten widok.
- Blizny i tatuaże, serio można by cię pomylić z pierwszym lepszym zbirem - prychnąłem śmiechem - Nie ruszaj się - ściągnęła brwi - Skąd tego tyle?
- Jeśli chodzi o blizny? Trzymajmy się wersji, że byłem dość nieostrożny - czy skłamałem? Cóż, nie do końca. Ja po prostu lubię ryzyko i jestem lekkomyślny. Bardzo lekkomyślny.
- A ta prawdziwa wersja? - ciągnęła dalej, kończąc zawiązywać bandaż na moim przedramieniu
- Jestem masochistą, lubię adrenalinę i wpadać w kłopoty - podałem czarnowłosej kolejny bandaż, a ona zaczęła majstrować przy moim boku. Lunął deszcz, przysunąłem dziewczynę do siebie i obróciłem nas tak, że ona stała pod daszkiem. Lodowate krople rozbijały się na mojej głowie, karku i ramionach. Mógłbym na nią patrzeć godzinami, a żeby czas się zatrzymał. Żeby nie trzeba było, za niczym gonić, prowadzić wojen z SJEW'em. Żyć normalnie, być zaakceptowanym takim jakim się już jest.
- Przeziębisz się - uśmiechnęła się pod nosem, ale szybko spoważniała i wciągnęła mnie też pod metalową osłonę nad naszymi głowami, odchrząknęła - Jak to się stało?
- O właśnie! - przypomniałem sobie, a właściwie dopiero teraz o tym pomyślałem - No bo, jak zniknęłaś to zmieniłem się w wilka - ścisnęła mocniej bandaż, a ja syknąłem z bólu
- Ciszej - szepnęła
- Jasne jasne. I nie uwierzysz co się stało.
- No, co się stało? - westchnęła
- Pamiętałem co robiłem wcześniej i co miałem zrobić. To samo po zmianie w człowieka - znowu ścisnęła bandaż - A-ał!
- Nie kręć się - mruknęła - Cieszę się. Nigdy tak nie miałeś? - pokręciłem głową - To może oznaczać, że twój organizm wreszcie zaczyna w pełni przyswajać Wilczy Gen, lub też może to mieć związek z twoją śpiączką. Możliwe, że Gen przez to, iż byłeś w krytycznym stanie mocniej związał się z twoim DNA - zacząłem się zastanawiać czy może to mieć jakiś związek z tym zdjęciem blokady przez dziadka. A może to był tylko sen? - Po drodze opowiesz mi resztę. Możemy już iść?
- Em... pada - wskazałem dłonią na ziemie poza daszkiem. Krople z głośnym szumem odbijały się od blachy nad naszymi głowami i od chodnika.
- To co? Przecież się nie rozpuścisz - wyszła na deszcz - No chodź - pociągnęła mnie za rękę, a ja się uśmiechnąłem
- Mam pomysł - i wymyśliłem parasolkę - Ta-dam
- Może najpierw byś się ubrał? - spojrzała na mój goły tors
- Nie jest mi zimno - powiedziałem robiąc słodką minkę
- Jak dziecko - opuściła głowę i zaczęła poruszać ramionami, dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że się śmieje. Jak podniosła wzrok już miałem na sobie czarną skórzaną kurtkę, a drugą podobną zarzuciłem jej na ramiona
- Lepiej? - uśmiechnąłem się
- Tak - odpowiedziała ubierając swoją
- Więc chodźmy - tym razem przez mur przeszliśmy bez przeszkód, ot wymyśliłem dwie przepustki dzięki, którym nas przepuścili. Dopiero po powrocie na arenę 6, alfa ponownie zaczęła temat. Tym razem bardziej poważna i zdecydowana.
- Co zrobiłeś? Rany wyglądają jak po kulach - zauważyła
- Jako wilk podszedłem zbyt blisko wejścia gdzie stał SJEW'owiec i myślał, że jestem jakimś psem, a ja zacząłem na niego warczeć więc otworzył ogień - powiedziałem na jednym wdechu - z grubsza to tyle.
- Idiota - mruknęła - Tak w ogóle po co wracamy na arenę 6.
- Właśnie o tym też chciałem ci powiedzieć. Gospodarz powiedział, że ze względu na to, iż nie mamy głównej siedziby, bo nas odkryli przez moją głupotę... Zaproponował swoją gospodę, ale nie mogłem zdecydować za ciebie - podrapałem się po karku - Co ty na to, żeby stworzyć tam nasz nowy azyl? Pokombinował bym z jakąś barierą tłumiącą wilczy zapach i byli byśmy bezpieczni.
- Nie wiem czy można mu ufać. Poza tym do tej gospody przychodzą ludzie z zewnątrz, jeśli się dowiedzą i to się rozniesie, będziemy zgubieni - powiedziała mocno nad czymś się zastanawiając
- Temu facetowi... jak mu tam? Mortimer, no to jemu można ufać. Przecież nie wydał nas, a mógł - zauważyłem - Zastanów się nad tym i pamiętaj, żeby z nim o tym porozmawiać.
Weszliśmy do lasu, żeby przejść na skróty, ale coś mi nie pasowało. Coś było ewidentnie nie tak jak powinno. Zatrzymałem się i wsłuchałem w otoczenie.
- Słyszysz? - mruknąłem z zamkniętymi oczami
- Tak, jesteśmy otoczeni - odpowiedziała
- Będzie zabawa - uśmiechnąłem się do siebie i złapałem Argonę za rękę - Chodź. Wiem, że nie mogę przy tobie walczyć, ale mam pomysł jak obejść to zabezpieczenie - czarnowłosa zrobiła pytającą minę - Zobaczysz - poprowadziłem ją kawałek dalej i zamknąłem w specjalnej kuli blokującej moce i odporną na wszelkie ataki. Tylko ja mogłem ją rozbić.
- Co ty robisz? - spytała zdenerwowana
- Czas na małą rozgrzewkę - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem wcześniej przygotowany pistolet - w tym czasie możesz przeczytać swój list - uśmiechnąłem się i stanąłem do niej plecami z pistoletem przy klatce piersiowej
- Rori, masz mnie natychmiast stąd wypuścić! - krzyknęła - Słyszysz?! Nie możesz się znowu narazić. To nie może się kończyć jak ostatnio! I tak już jesteś mocno poturbowany!
- Nic mi nie będzie. Przeszedłem szkolenie, o tu - odwróciłem się do niej i dotknąłem lufą skroni
- Rori, śniłeś! To były sny, nie mogłeś przejść szkolenia w swojej głowie! Tego nie da się wyjaśnić naukowo! - warknęła stojąc koło mnie, ale dalej w kuli.
- Jesteś taka słodka jak mówisz w naukowym języku i starasz się wszystko naukowo wyjaśnić. To jedna z rzeczy, które w tobie uwielbiam - ktoś przyłożył mi lufę do pleców. Przeturlałem się i strzeliłem mu w kolano, przypadkiem upadając wystrzelił parę kul w kierunku Argony, ale wszystkie rozprysły się na kuli- Rozmawiam gnoju - strzeliłem mu w głowę i już się nie ruszał - Teraz pozwól spełnić mi mój obowiązek. Ochrony naszej alfy.
- Przestań. Mówisz jakby to było pożegnanie - zauważyła niespokojnie
- To nie jest pożegnanie. Przecież nie dam się kilku SJEW'owcom - zachwiałem się od strzału w lewe ramie, kucnąłem i z precyzją chirurga oddałem strzał między oczy - Ałć, ja tu prowadzę konwersacje! - Z lasu wyszło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn i kobiet. Teraz mogłem zobaczyć, a nie tylko poczuć, że jesteśmy otoczeni - dobra skoro tak chcecie, dokończę tą rozmowę później. Najpierw się wami zajmę.
- Wypuść mnie, pomogę ci! - ciągnęła dalej
- Jak cię wypuszczę będę musiał ich przenieść, razem ze mną, do środka mojej głowy. Nie pomieszczę tylu durniów, moja łepetyna tego nie wytrzyma. Poza tym jeśli ich stąd zabiorę, to może ich przyjść więcej, a co w tedy będzie z tobą? Nie dam cię skrzywdzić. NIKOMU. Jasne? No, a teraz oglądaj jakiego masz świetnego ochroniarza - uśmiechnąłem się na parę sekund i zacząłem strzelać.
Padali jeden po drugim, ale ciągle ich przybywało. Przewroty i granaty lecące ich stronę niewiele pomagały. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i przywalił kolba karabinu w tył głowy, padłem na ziemię i zakręciło mi się w głowie. Z nosa poszła krew. O nie, żeby tylko bariera ochronna Argusi nie powiedziała "Pa pa" i zniknęła. Muszę się skupić, przeciwnik już celował do mnie z karabinu. Wymyśliłem nóż do rzucania i z całej siły cisnąłem nim w faceta stojącego nade mną. Złapałem jego pistolet i wymyśliłem sobie grubą metalową osłonę. Oparłem się o nią plecami i strzelałem przed siebie. Przeciwnicy padali jak kawki, ale nie zrażali się ciągle rosnącą liczbą ofiar w ich szeregach. Wręcz przeciwnie, atakowali to coraz większymi i zacieklejszymi grupami. Byłem już zmęczony, potłuczony, poobijany i poharatany od walki, która się dłużyła i dłużyła. Kątem oka zobaczyłem, że alfa próbuje przebić kule nożem który miała gdzieś schowany. Niestety jej to nie wychodziło. Wtem ktoś zaszedł mnie od tyłu i powalił, wykręcił mi ręce na plecy i przystawił nóż do gardła. Ktoś inny zaczął strzelać w barierę, a później starał się ją przebić nożem. Głupek.
- Nie uda ci się - mruknąłem dumny, że udało mi się tak idealnie wymyślić tą kulę. Szybko jednak przeszła mi duma bo na barierze pojawiła się rysa. Ścisnęło mnie za gardło. Czyli jednak nie była taka idealna. Argo nie może się nic stać - Radzę wam to zostawić - warknąłem, a jakiś SJEW'owiec się zaśmiał - Sami tego chcieliście, koniec dawania forów! Zmieniłem się w wilka i od razu przystąpiłem do działania.
Wgryzłem się w szyję tego co mnie trzymał. Poczułem w pysku metalowy posmak krwi, przeciwnik padł a ja od razu ściągnąłem bandaż z oczu. Zobaczyłem aurę SJEW'owca stojącego przy kuli. Była inna, niż jakakolwiek wcześniej. Krwisto czerwona, po chwili gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności dało się zobaczyć ciepło jego ciała i wyraźne kontury postaci?. Nie mogłem się tym jednak nacieszyć, czy nawet nadziwić. Coś mnie na niego pchało. Jakaś dziwna i nieznana dotąd siła, gniew. Furia. Skoczyłem mu do gardła i je rozszarpałem. To samo z kilkunastoma innymi osobnikami, zostali pozbawieni niektórych kończyn, rozerwani na strzępy. Zabijałem jak jakaś maszyna, żadna racjonalna myśl nie mogła się przedrzeć, przez chęć zlikwidowania, pozbycia się ich. Wszystkich. Gdy osoby w okolicy już się nie pojawiały poczułem znajomy, ale tak obcy w tej chwili zapach. Skierowałem się w jego stronę. Rozpędziłem się i skoczyłem. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła a wszystko jakby zwolniło. Stałem na kimś, przyszpilając go do ziemi, warcząc przeraźliwie i patrząc w miejsce gdzie była twarz mojej ofiary. Poczułem zdziwienie zmieszane z niepokojem, aż biły od tej osoby. Przez chwilę nawet pojawił się strach i żal, ale tylko na chwilę. Czułem się taki, wściekły i pozbawiony jakiegokolwiek innego celu niż zabicie wszystkiego na tej planecie. Ta osoba coś mówiła. Krzyczała. Do mnie? Na mnie? Do kogoś innego? Może wołała o pomoc? Nie potrafiłem zrozumieć żadnego słowa. Chciałem przegryźć jej tętnicę. Rozerwać, zniszczyć każdą żyjącą w niej komórkę. Nagle to wszystko się skończyło. Jak nożem uciął. Powrócił zdrowy rozsądek. Dotarło do mnie jak bardzo zagubiony się czuję, taki brudny no i obolały. Dało się poczuć coś jeszcze. Zapach. Czyjś dotyk. Ktoś mnie obejmował i gładził po grzbiecie. Znajomy zapach. Argony? Odskoczyłem jak poparzony wrzątkiem i wylądowałem na ziemi. Siedząc w postaci człowieka, kolory i światło uderzyły tak szybko i tak nagle, że zbierało mi się na wymioty. Argona też usiadła, i patrzyła na mnie. Szybko wytarła coś z twarzy. Łzy? Płakała? Nie, to nie możliwe... Co się stało? Czemu przytulała mnie, moją wilczą postać. Rozejrzałem się, zbity z tropu. Co się tak właściwie stało? Wszędzie walały się różne części ciął, zwłoki, a trawa tylko miejscami była zielona. Jaka sieczka. Zakręciło mi się w głowie, padłem na plecy i ciężko oddychałem. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak zmęczony, zakłopotany i obolały. Naraz!
- Co się stało?- łzy same cisnęły mi się do oczu, czułem się jakbym nie spał od miesięcy czy nawet wieków. Argona uklękła przy mnie
- Nic nie pamiętasz? - zdziwiła się, ona też była lekko roztrzęsiona
- Czułem tylko gniew ogarniający całego mnie. Chęć zabicia wszystkiego - przerwałem i zdałem sobie z czegoś sprawę - Chciałem zabić ciebie - głos mi się załamał, usiadłem i spojrzałem na dziewczynę - Proszę powiedz, że to był tylko sen, że to nadal jest sen - mówiłem cały drżąc, podkuliłem nogi i schowałem głowę między kolanami - No bo przecież to nie może być prawda. Nigdy bym cie nie skrzywdził. Rori głupek. Głupek, głupek, głupek.
- No już. Nic się nie stało. Chciałeś się tylko pochwalić jaki jesteś świetny w boju i mnie powaliłeś - skłamała płynnie
- To nie prawda. Ja... chciałem cię zabić... Jestem taki zmęczony - oczy same mi się zamykały, ale coś usłyszałem, stanąłem chwiejnie przed Argoną, wymyśliłem byle jaki pistolet i wycelowałem w drzewo przed nami - Kto i czego chce! Nie mam nastroju do żartów!
Zza drzewa wyszedł mężczyzna. Jego twarz wyglądała dość młodo, miał fioletowe włosy o białych końcówkach a na czubku głowy były czarne. Włosy opadały mu na czoło i zakrywały lewe oko. To na widoku zaś biło ostrą zielenią. Miał ciemnofioletową skórzaną kurtkę bez prawego rękawa, która miała kaptur. Ten zaś był naciągnięty na głowę. Bok rękawa był ozdobiony białym lub srebrnymi paskami z jakiegoś metalu, na ramieniu zaś było koło. Założony miał, biały podkoszulek na który opadał nieśmiertelnik chłopaka. Miał czarne spodnie a w obu dłoniach trzymał karabiny MP 5.
- A ty coś za jeden? - warknąłem i wymierzyłem do niego z pistoletu, on także do mnie celował - Chcesz skończyć jak inni? Zmiataj stąd mały - głos znowu mi się załamał - Kolejny SJEW'owiec?
- I tak i nie - odpowiedział
- Jeśli chcesz dostać moją alfe, najpierw zabij mnie - mruknąłem
- Nie przyszedłem tu po nią. Nie teraz. Nie ja. Oni - wskazał karabinami na kilku poległych - byli tu, żeby odebrać jej życie. Wam. Ja jestem tu tylko po ciebie, tleniony blondasie.
- Kim jestem? Chcesz oberwać mały? - podszedłem do niego dalej celując z broni, jednak nie miałem palca na spuście. W wojsku mnie uczyli, żeby nie dawać palca na spust chyba, że jest się pewnym strzału. Nie chciałem do niego strzelać, więc palec wskazujący leżał na broni w kierunku lufy. Jeszcze nie chciałem go zabić. Stanąłem przed chłopakiem i zachwiałem się.
- Spójrz na siebie Rori. Marnie wyglądasz, mógł bym cię teraz z łatwością zabić - to mówiąc podciął mnie i wylądowałem na ziemi, chłopak uniósł lufy swoich broni do góry - ale masz szczęście - kopnął mnie w ręce a broń, którą znowu wymierzyłem w jego klatkę piersiową wyleciała poza mój zasięg - Nie lubię prostych zwycięstw. Jestem Sora, niedługo znów się spotkamy mój mały braciszku - uśmiechnął się przebiegle, oparł bronie na ramionach i zaczął odchodzić w tylko sobie znanym kierunku.
Argona pomogła mi się podnieść.
- Wracajmy do tej gospody - powiedziała i przeniosła większość mojego ciężaru na siebie, chciałem zaprotestować, ale nie pozwoliła mi dojść do słowa - jesteś naprawdę jak dziecko typu "ja sam!" - mruknęła
Po mojej głowie kołatało się mnóstwo myśli, kim jest ten cały Sora, skąd mnie zna i czemu wpadłem w jakiś głupi szał. Te pytania były niczym, delikatnym wiatrem muskającym moje obolałe ciało. Zaś był powód, dlaczego byłem teraz taki zły. Zły na siebie. Na to coś czym się stałem. Chciałem zranić, a może nawet zabić tak ważną dla mnie osobę. Jak mogłem. Jak śmiałem. Powinna się mnie teraz pozbyć. Jestem niebezpieczny, dla otoczenia, dla watahy. Dla niej. Jestem taki wycieńczony, taki pozbawiony energii do życia, oddałbym teraz dużo, żeby chociaż na chwilę się kimnąć.
- Dlaczego czuję się taki zły, bez duszy. Czuje się jak śmieć - spytałem chyba sam siebie
Odpowiedzi nie usłyszałem.
- Płakałaś? - zatrzymałem się i opadłem o drzewo - Dlaczego mnie przytuliłaś? - zjechałem po pniu drzewa i patrzyłem tępo przed siebie.
(Argono? Odpowiesz Roriemu? Tak czy siak nie zapomnij przemyśleć oferty Mortimera. Jak się zgodzisz Rori zajmie się wystrojem wnętrz default smiley xd )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz