— Może powinnyśmy się trochę rozejrzeć po okolicy? — spytała cicho Argony, która skinęła głową. Wioska była ładnym, spokojnym miejscem. Mieszkańcy, wyjątkowo nieufni wobec intruzów nie chcieli mieć z nimi jakichkolwiek interakcji, a nawet gdyby, to bariera językowa była zdecydowanie zbyt duża, by przebić ją w ciągu kilkunastu minut. Bez większych postępów w zrozumieniu, co tak właściwie dzieje się dookoła, wróciły pod drzewo, na którym zniknął ich jedyny łącznik ze znanym im światem. Trzeba było przyznać, że mimo tego, że aktualnie obie z chęcią rozszarpałyby go na strzępy, to tym właśnie był Akiro Ori. Ich jedyną opcją, ostatnim ratunkiem. Dlatego też, gdy chłopak zszedł na dół, wraz z jakimś obcym mężczyzną, głowa Mafii Pectis powstrzymała chęć zobaczenia, jak jego mózg rozbryzgnie się po drzewie i po prostu uniosła brew.— Czyżby kolejna osoba zeszła udowodnić twoją niekompetencję? — spytała chłodno, unosząc brew. — Czy może twój uroczy koleżka jest nieco mądrzejszy od ciebie i jest w stanie udzielić nam odpowiedzi, jak mamy wrócić do siebie? — zignorowała ich, i zaczęła oglądać swoje paznokcie, jakby nie interesowało jej zbytnio nic poza nimi — Bo chyba zdajesz sobie sprawę z tego że z każdą minutą tutaj, cena za twoją głowę rośnie? I nie zatrzyma się, jeśli będziesz próbować znowu z nami grać, Ori — dodała, a jej głos niczym okruchy lodu wbiły się w chłopaka, aż się wzdrygnął. Dopiero po chwili zmierzyła go przenikliwym spojrzeniem. Nie wiedziała, czy wziął sobie jej słowa do serca, czy też zupełnie to zignorował (w co wątpiła).— To jest Faro — powiedział, jakby to miało im wyjaśnić cokolwiek — Mój dawny... kompan
— Cudownie — skomentowała — I co z tego?
(Argo?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz