16 sierpnia 2019

Od Lorema cd. Tiffany

Nagły wybuch dziewczynki zupełnie zaskoczył Lorema, którego fala emocji uderzyła jak młot, zupełnie pozbawiając tchu i dosłownie rzucając na kolana. Wściekłe wycie i szczęk pazurów, po czym nagły huk przy drzwiach pomogły mu nieco wrócić do zmysłów. 
- Skrybo? - Aligator pochylił się nad jasnowłosym, który jednak wstał o własnych siłach, nie przyjmując od niego pomocy. - Szlag by to, przez nią upuściłem peta. Ta mała to jego, co? Furiatka.
  Lorem pokiwał głową w milczeniu. Próbował zebrać myśli. Mógł pozwolić małej odejść, skoro tego właśnie chciała. Nie był w żaden sposób zobowiązany, by się nią opiekować. Ale ten Zegarmistrz... kiedyś to imię obiło mu się o uszy. Cóż, być może dobrze byłoby go odnaleźć i zająć się nim. Dla podziemia i jego Pana. Mężczyzna wyjął powoli z kieszonki długopis i beznamiętnie sprawdził zawartość zielonego tuszu w jego wnętrzu. 
- Zadzwonię po SJEW - mruknął wielki pluszak, a jego zabawkowe łapy zawisły bezwładnie wzdłuż jego tułowia.
- Nie trzeba - Lorem spojrzał na niego lodowato. - Sam się nią zajmę.
- Jak sobie chcesz. - Łapy Aligatora ponownie wypełniły się, a ramiona poruszyły lekko. - Tylko uważaj na siebie, stary kundlu. Twoja pańcia cię nie ochroni przed wilkiem.
  Jasnowłosy w odpowiedzi włożył ponownie długopis do kieszonki i bez pożegnania ruszył do wejścia. 
- A niech to! Potargała je! Jak mamę kocham, będę je teraz przez tą cizię pół nocy zaszywał. Psia krew! - odprowadził go do wyjścia głos gospodarza Daligatora.

[...]Chlupot butów mężczyzny w kanałach rozbrzmiewał jednostajnie, niosąc się echem pustymi rurami. Były już kompletnie przemoczone, jednak wydawało się mu to nie przeszkadzać. Doskonale znał kanały, każdy ich załom, każdą ziejącą ciemnością przepaść, każdy zalany sektor. To dawało mu sporą przewagę nad wilczycą, która mimo swojej prędkości biegła na oślep. W amoku zdawała się nie zwracać na nic uwagi. Część mchu ze ścian na zakrętach była otarta, a mokre krople szlamu bardzo powoli spływały bo bokach rur z powrotem do swojego koryta. Kilka razy mężczyźnie udało się nawet trafić na krótki, twardy włos, jednak jego zdolności łowieckie pozwalały mu jedynie na mgliste przypuszczenie, że jest wilczy.
  Wiedział jednak, że się zbliża. Na skraju świadomości czuł ciche, natrętne buczenie, jakby mucha czy komar latała gdzieś w pobliżu. Jeszcze nie dość blisko, by pozbyć się jej szybkim klaśnięciem obu dłoni, jednak blisko. 
  Prawdziwy łowca poczułby zapewne ekscytację. Lorem jednak nie czuł nic, poza pustką. Co dokładnie zamierzał zrobić, gdy już ją znajdzie? Sam nie był pewien. Zapewne to samo, co robił dotychczas. Będzie ją za sobą ciągnął, aż nie odnajdą Zegarmistrza. To nie był dobry plan i mężczyzna miał tego świadomość. Jednak nie był specjalistą od wymyślania dobrych planów. Zwykle inny mówili mu, co ma zrobić. Teraz musiał się tym zająć sam. 
  Jakiś zapach zakręcił mu mocniej w nosie. Wciągnął nim jeszcze raz powietrze i ku swojemu zdziwieniu rozpoznał znajomą woń. Przyśpieszył kroku. Była blisko. Wyciągnął z kieszeni długopis - zwykłą jednorazówkę, jakich pełno w marketach. Jego wąska źrenica zwęziła się jeszcze bardziej, gdy zmierzał w kierunku celu.
(Tiffany?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz