Od Jamesa cd. Lucii
Dyżur w klinice nie należał do najłatwiejszych, jednak z racji na swoją rękę von Alwas mógł sobie pozwolić na nieco mniej pracy niż zwykle. Cieszył się z pracy, pozwalającej mu uwolnić głowę od dziwnych, smutnych lub po prostu natrętnych myśli. Dopiero gdy wychodził z budynku, porządnie wymęczony, jego telefon rozdzwonił się w kieszeni. Zdrową ręką sięgnął po aparat, przesunął palcem po dotykowym ekranie i przyłożył do ucha.
— Słucham? — spytał chłodno.
— Panie von Alwas — usłyszał po drugiej stronie donośny głos. — Mam nadzieję, że nadal rozważa pan sprawę współpracy z nami? — a więc o to chodziło. Firma jego rozmówcy zajmowała się produkcją różnych medycznych akcesoriów, a James miał nadzieję że zechcą się z nim dogadać. Wszystko na to wskazywało, ale... mogło być różnie.
— Oczywiście — odparł uprzejmie. — Miałem nadzieję gościć pana u siebie za dwa tygodnie w sobotni wieczór. Powiedzmy o szóstej? Pański doradca również będzie mile widziany — uściślił.
— Cudownie. Mam nadzieje poznać pańską uroczą drugą połówkę. Do widzenia panu! — rozłączył się, zanim generał zdążył choćby zareagować. Skamieniał na samą myśl o tym. Nie miał pojęcia skąd w głowie jego przyszłego sojusznika wzięła się ta myśl, jaką plotkę usłyszał, jednak... rozczarowanie go byłoby wysoce nie na miejscu. Kłamstwa i wymówki byłyby zbyt oczywiste. Westchnął cicho, wsiadając do samochodu. Było jasne, że potrzebował osoby na ten jeden wieczór, kogoś przynajmniej przeciętnego wyglądem. Kogoś, kto nie zrujnuje całej jego pracy. Nie miał wielu znajomych, więc nie było wielu możliwości. Niemal uderzył głową w kierownicę, gdy pojawił się w niej pomysł zupełnie szalony, będący jednak jedyną deską ratunku. Pomysł ów miał obco brzmiące imię i nazwisko.
Lucia Parfavro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz