Obudziłam się w chwili, w której dzień ustępował miejsca nocy. Przy próbie wstania niektóre części mojego ciała przeszył ból. Skupiałam się więc na pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Nora, dość ciemna, duszna, podłoga wyłożona niezgrabnie skrojonymi deskami. Pewien element wystroju szczególnie przykuł moją uwagę. Potężna, drewniana skrzynia. Gdybym mogła, przeszukałabym ją, ale nie miałam siły się podnieść. Spojrzałam w prawo. Obok mnie trochę siedział, trochę leżał zanurzony snem basior. Powoli zaczynałam kojarzyć fakty. River, atak, moje omdlenie. Najpewniej przywlókł mnie tu. Nie byłam pewna co do tej nory. Nie była zaniedbana, tym bardziej opuszczona. W pewnej chwili usłyszałam szmer przy wejściu, podłogę rozświetliło światło latarni.
Do nory wszedł potężny mężczyzna. Miał lekko grabaty nos, ciemnozielony kaszkiet. Jego twarz zwieńczała szeroka szczęka częściowo zasłonięta długą, siwą brodą. Wyglądał na człowieka starego, zmęczonego życiem, ale jednocześnie życzliwego i dobrego. Poczułam, że nie ma potrzeby się go obawiać. Trąciłam łapą Rivera.
(River?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz