7 marca 2015

Od Satoshi'ego do Tenebrae

Cd. tego

Treść  Powoli otworzyłem oczy i nasłuchiwałem ptaków. Piękną melodie przerwały skoki wadery.
- Czy coś się stało? - spytałem podchodząc pod skalną półkę - Wiesz przecież, że nie musisz się mnie bać?
Wadera powoli zeskoczyła na ziemię i stanęła przy wejściu wpatrując się w bajeczny wschód słońca.
- Piękny, czyż nie? - powiedziała.
- Tak... Daj mi chwilę, ogarnę legowisko.
- Kiedy byłam mała, z rodzicami zawsze spoglądaliśmy rano i wieczorem w niebo. Podobno był to jakiś rytuał, ale nie wiedziałam o co dokładnie w nim chodzi. Ostatniego dnia lata, gdy rodzice nie spoglądali w niebo, zaczęła się wojna i... już nigdy ich nie zobaczyłam. - wadera położyła się i zaczęła płakać.
- Współczuję ci. - podszedłem i usiadłem obok wadery - W mojej starej watasze nie było wojny, ale za to była, że tak ujmę, inwazja mutantów. Jednymi z nich, byli niestety moi rodzice. Uciekłem więc w poszukiwaniu nowej watahy i schronienia. - po opowiedzianej już historii pobiegłem na polanę wykąpać się w zimnej rzece.
(Tenebare?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz