Dalej czułam na swoich policzkach łzy. Wprawdzie już
otworzyłam oczy, ale dalej mi z nich ciekły łzy. Widziałam tylko Camille, ale
nie byłyśmy w jej domu. Na pewno było to inne miejsce. Ale jej obecność
działała na mnie uspokajająco. Jeszcze jak trzymała mnie za rękę to już nie
bałam się tego miejsca tak bardzo. Chociaż i tak się bałam… Gdzie byłyśmy?
Jeszcze chwilę temu pamiętam, jak byłyśmy w domu. Camille spała i lekko mnie
tuliła. Ja też się do niej zaczęłam tulić.
Pomieszczenie było małe, dużo w nim było bieli. Przy próbie
wtulenia się troszkę mocniej w Camille poczułam szarpnięcie – była to
aparatura, do której ktoś mnie podłączył. Czyli… byłam w szpitalu? Miałam tylko
nadzieję, że Camille ze mną zostanie... Nie dałabym tu sama rady. I bez tego
boję się, ale obecność dziewczyny pomaga mi się uspokoić. A przynajmniej dzięki
niej tu wytrzymuję. Wtulałam się w nią dalej, a swój ogon owinęłam wokół niej,
ale ostrożnie, by jej nie obudzić. Spokoju nie dawało mi tylko to, że słyszałam
zmieszane głosy wielu ludzi wokoło. Różne, ale były głośne. Wydawało mi się, że
wokoło nas ktoś jest, choć nikogo nie widziałam. To spowodowało, że wtuliłam
się mocniej. Poczułam jeszcze jak Camille się budzi.
- Jak ci się spało, kruszynko? – szepnęła.
Przetarłam tylko oczy z resztek łez, po czym odpowiedziałam:
- D-dobrze…
Tak naprawdę nie chciałam jej martwić. Nie powiedziałam jej
wszystkiego, bałam się, że przeze mnie się znowu gorzej poczuje. Chociaż nie
mogłam ukryć tego, że moje oczy jeszcze są przeszklone.
(CAMILLE?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz