Podeszłam kilka kroków do tajemniczego stworzenia, jednocześnie zachowując rozsądny dystans. Powoli się do niego zbliżałam, a jedyne co robił, to wodził za mną wzrokiem.
- Co to jest? I o co chodzi z tą całą twoją mroczną mocą? - Zapytałam.
- Nie wiem! - odpadł River wyraźnie zdenerwowany.
Przyjechałam łapą po głowie stworka, a on zatrząsł tułowiem, dając mi do zrozumienia, że spodobało mu się to. Znaczy się, tak sądzę.
- Lepiej stąd chodźmy. - zaproponowałam.
- Gdzie? W twoim stanie?
- Ale nie czuję się tu bezpiecznie.
- A gdzie niby czujesz się bezpiecznie?
- W watasze.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie zdołamy tam dojść?
- Chcesz powiedzieć, że tu zginiemy?
- Nie! - Zaprzeczył szybko basior. - A przynajmniej nie tu.
- To żeś mi dodał otuchy.
Wymieniliśmy pogodne uśmiechy, ale kiedy zastanowiłam się głębiej nad jego słowami, mój pysk zbladł. Jeżeli do watahy jest daleko, to padniemy po drodze z głodu, z wycieńczenia, ewentualnie coś nas rozszarpie. Jednak pozostając tutaj również skazujemy się na śmierć.
- Idziemy. - Oznajmiłam.
River nie protestował. Wyszliśmy z jaskini, przy czym ja zdążyłam się potknąć kilka razy. W pewnej chwili coś otarło się o moją nogę. Spojrzałam w dół. Razem ze mną raźno maszerował mały stworek z jaskini.
- On idzie z nami? - Podniosłam głowę i skierowałem wzrok na Rivera.
- Może jest częścią zagadki.
- Tak więc sądzę, że powinien trzymać się bardziej ciebie, niż mnie. To raczej zagadka twojego życia.
(River? I chyba nie muszę pisać za co chcę przeprosić)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz