Nie byłam specjalnie zaskoczona jego pytaniem. Jeśli ja wiem, on też powinien, jeśli tego tylko chce. Jednak w jego oczach wyczuwałam pewnego rodzaju... strach.
- No... nie pamiętam dokładnie... - powiedziałam.
Zinder wpatrywał się w horyzont. Słońce na tle różowego nieba chowało się za wodą w oddali. Mimowolnie zamknęłam oczy. W głowie pokazywały mi się różne obrazy. Jeden z nich przedstawiał płonącą stodołę, a obok niej cztery wystraszone szczeniaki. Był to jakby ucinek z filmu. Wśród czterech szczeniaków wyróżniał się jeden. To byłam ja. Małe szare stworzonko z blado żółtą grzywką opadającą mu na nosek i zasłaniając oko. Wtedy z nikąd dochodziły dźwięki. Rzarząca się stodoła
powoli znikała w płomieniach ognia. Obraz zaczął się poruszać, aż przeobrazil się w... fragment, fragment mojego życia. Wszystko było bardzo przygnębiające i smutne. Ogień powoli zbliżał się do szczeniąt. Wtedy oparzył jednego z nich zarz obok oka. Błyskawicznie otworzyłam oczy.
- Ale chyba mam trójkę rodzeństwa... - łzy napływały mi do oczu.
Zinder spojrzał na mnie wzrokiem ,, będzie dobrze ". U jego boku czułam się bezpieczniej. Nie chciałam nic więcej mówić.
- Nie użalajmy się nad sobą... - przetarłam oczy. - To kiedy go ostatnio widziałeś... no tego twojego brata? - zapytałam usmiechając się.
Jeszcze raz spojrzałam na zachodzące słońce.
( Zinder? Miłych wakacji )
No to masz duuużo odpisywania...
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz