Otrząsnęłam się z transu. Podniosłam wzrok i ujrzałam demona. Skąd on się tu wziął? Przecież chwilę temu był tu tylko mały posążek.
Spojrzałam na moich towarzyszy - Iverna i Mordimera, a potem znów na demona. Nie wyglądał na przyjaznego.
Jego pierwszym celem był basior, który wyglądał na zdezorientowanego, acz dumnego z siebie.
Iverno poniósł mierne obrażenia, choć w połączeniu z tymi, które miał już wcześniej nie wyglądało to najlepiej. Nie miałam czasu by próbować go uzdrawiać, bowiem w moją stronę leciała już kula ognia. Odskoczyłam w ostatniej chwili, choć płomienie lekko nadpaliły mi sierść.
- Leć po pomoc młody! - krzyknęłam w panice do Mordimera.
Szczeniak pognał w stronę jaskiń. Zostałam tylko ja i Iverno, dwa wilki, żeby pokonać istotę tak potężną. Jeśli zginę, kto będzie za mną płakał? Czy Iverno obwiniałby się za moją śmierć? A może nie będzie miał okazji?
Skoncentrowałam w sobie energię i obmyśliłam skromny plan. Zerknęłam kontem oka na Iverno. Szykował się do ataku.
Ruszyliśmy w tym samym czasie. Basior podleciał i okrążył demona, który kilka razy nieudolnie próbował go schwytać. Chyba zakręciło mu się w głowie. Cel stał się jasny - zdezorientować i jednocześnie osłabić wroga. Wywołałam miejscowe trzęsienie ziemi. Demon upadł, choć wiadome było, że niedługo i tak wstanie.
(Iverno? Ktoś, kto przybył z pomocą?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz