Burzące się we mnie już od dłuższego czasu emocje zaczynały wyrywać mi się spod kontroli. Tylko resztka mojej silnej woli trzymała mnie w ryzach. Miałem ochotę rozerwać waderę na strzępy. A jednocześnie tak bardzo chciałem uciec gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie zostałbym sam na sam z moim bólem.
Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. Musiałem się uspokoić. Zacząłem liczyć do dziesięciu.
Jeden. Słyszę zdziwionego Doctora.
Dwa. Krzyczy coś do Argony.
Trzy. Nie skupiłem się na słowach.
Cztery. To nie jest teraz ważne.
Pięć. Cisza.
Sześć. Serce spowalnia swój rytm.
Siedem. Oddech wraca do normy.
Osiem. Rozluźniam zaciśniętą szczękę.
Dziewięć. Czuję, jak mi lepiej.
Dziesięć. Otwieram oczy.
Spojrzałem na nich. Doctor zdawał się wyczekiwać odpowiedzi Argony, ona zaś spoglądała z ciekawością na mnie. Zebrałem w sobie myśli i powoli powiedziałem:
- Chodźmy obejrzeć to miejsce.
Oboje popatrzyli na mnie jak na wariata. Staliśmy tak sobie chwilę w ciszy, aż w końcu wadera wymamrotała:
- Nie... nie zapytasz, dlaczego tu zostaję?
- A czy to coś zmieni? - rzuciłem i ruszyłem przed siebie. W kierunku miejsca, które kiedyś było moim domem.
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz