- Jeszcze tylko kawałek. Korso jest medykiem i na pewno da radę zająć twoimi obrażeniami. Możesz wstać? - byłam bardzo zatroskana. Przez ostatnie 10 minut bezwładne ciało Roriego leżało na ziemi, a sam chłopak krzywił się i wiercił. Potem pociekła krew. Nie mogłam nic zrobić i to mnie strasznie zdenerwowało.
- Jeszcze chwilkę... - mruknął. Oddychał ciężko, jednak wydawało się, że nic mu nie jest. Ale nie mogłam mieć pewności, jak wyglądają obrażenia otrzymane z wnętrza głowy... na dodatek z wnętrza, w którym można zginąć.
Rori zaczął zbierać się z ziemi, więc pomogłam mu się podnieść i ofiarowałam moje ramię, by się na nim wsparł, ale z uśmiechem odmówił. Stanął o własnych siłach i zapytał:
- To gdzie tak herbaciarnia? Nie mów, że na prawdę tu!
- Może nie tu, tam - wskazałam niewielki szyld z napisem "Herbaciarnia"
Podeszliśmy do wejścia żwawym krokiem, przy czym chłopak dalej nie wyglądał najlepiej, ale było widać, że jego męska duma nie zniesie pomocy kobiety. Weszliśmy do wnętrza budynku, wprost w królestwo herbaty i sziszy. Wyjęłam z kieszeni arafatkę i zawiązałam ja sobie tak, by zasłaniała usta. Blondyn patrzył na to ze zdziwieniem, ale nie skomentował. Za to stojący za ladą białowłosy chłopak nie omieszkał.
- Czy to napad? Jeśli tak to źle trafiliście - oznajmił, nie przerywając wycierania filiżanki po herbacie. - Dziś mamy tylko herbatę i sziszę.
- Nie wygłupiaj się - mruknęłam, podchodząc do lady. - Wiesz jak nienawidzę wszelkich używek, prócz herbaty.
- Wiem, wiem. A ten pan za tobą to kto? No, no, Argo, od kiedy ty się zadajesz z takimi gorylami? - zdziwił się. Co prawda to prawda, Rori miał dość nieintelektualną powierzchowność.
- A od kiedy to interesuje cię, z kim się zadaję? - Uniosłam brwi. - Mogę się zadawać z kim chcę.
- Cześć, jestem Gorylem - Rori pomachał ręką niemal przed twarzą Korso. - Ale mogę być też Łosiem czy Kornikiem.
- Do rzeczy - mruknęłam. Towarzystwo Korso wybitnie mi nie odpowiadało. Nie wiedziałam jak się zachować, byłam świadoma więzi, jakie połączyły go z moją wcześniejszą formą, których ja nie odwzajemniałam. - Mógłbyś obejrzeć obrażenia...
- Nie ma już potrzeby - przerwał mi masywny chłopak. - Już wszystko gra.
- Ktoś was zaatakował? - spytał poważnie Korso z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Trzeba było od razu do mnie przyjść. To moja dzielnica i nikt nie będzie rozrabiał na moim podwórku.
- Już załatwiliśmy tą sprawę... chodzi o coś innego. - Pochyliłam się do białowłosego i konspiracyjnym szeptem wyjaśniłam sytuację.
Pokiwał ze zrozumieniem głową i rozejrzał się po gościach. Spod lady wyjął jakiś mały przedmiot, a gdy położył go na ladzie, okazało się, że jest to mały kryształek w kształcie misternie wykutej głowy wilka.
- Żuraw przy stoliku, koło okna. Jeansy dzwony, koszula w czerwoną kratę, konwersy. Pije czarną herbatę. Jeśli mu to pokażecie, będzie wiedział, że jesteście ode mnie.
Podziękowałam skinieniem głowy i wzięłam do ręki kamyczek. Odchodząc od lady Rori zapytał mnie jeszcze czym jest "Żuraw", jednak nie odpowiedziałam. Bez słowa przysiedliśmy się do stolika wskazanej osoby. Chłopak drgnął i odstawił naczynie na stół, nie przestając jednak patrzeć w okno. Dłoń mu drżała, razem ze złotą bransoletą na nadgarstku.
- Wiem czego chcecie - powiedział cicho - jednak ja nic nie powiem. Tutaj nikt wam nic nie powie. Nawet jeśli udało się wam zastraszyć właściciela to żaden z nas nie da się zastraszyć.
Rori zaczął kaszleć, tłumiąc śmiech. Spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem. Czarnowłosa terrorystka i masywny, wytatuowany ochroniarz... artysta musiał nas wziąć za jakichś gangsterów! Położyłam na stole brylancik i przedstawiłam się.
- Jestem Alphą Watahy Krwawej Nocy, a to jest mój... strażnik, Rori. Chcemy nawiązać kontakt z ZUPA'ą. Dotychczas my organizowaliśmy operacje sobie, a wy sobie i szło nam dość słabo, jednak gdyby połączyć siły bym może udałoby nam się pokonać rząd.
Dopiero teraz Żuraw spojrzał na nas nieufnie. Leżący nas stoliku kryształ obejrzał, jednak nie przekonał go on do końca.
- Nie mogliście nawiązać kontaktu poprzez Zegarmistrza? - spytał, przyglądając się nam uważnie.
- A myślisz, że nie próbowaliśmy? - wtrącił blondyn. - Ten basior jest 100 razy bardziej nieuchwytny, niż powiew wiatru w polu.
Artysta zmieszał się. Byłam pewna, że coś o tym wiedział.
- Faktycznie, ostatnio trudno go złapać... - przyznał. - Nazywam się Seledyn. Powiedzcie, czego dokładnie ode mnie oczekujecie.
- Chcemy rozmawiać z waszym przywódcą - oznajmiłam zdecydowanie.
Ramiona mężczyzny zaczęły drżeć, jednak dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że on chichocze.
- I jak chcecie to zrobić? - spytał z niedowierzaniem. - Nikt chyba nie wie, kim on jest. Wszystkie rozkazy otrzymujemy listownie przez Zegarmistrza, jednak od zaginięcia tego ostatniego wogle nie mieliśmy kontaktów z założycielem. A t y chcesz się z nim spotkać?
- Argono, chyba powinniśmy się zbierać - Rori klepnął mnie w ramie i wskazał drzwi. Stało w nich dwóch mężczyzn po cywilnemu, jednak z ich postawy nie ulegało wątpliwości, czym się zajmują.
- Musieli wykryć, że użyłeś magii w tamtym zaułku - mruknęłam, chwytając ze stolika klejnocik.
(Rori?^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz