- Czyli mam te robotę? - uśmiechnąłem się krzywo, a Argona skinęła głową.
Podniosłą się z kanapy i ruszyła do kuchni. Grzecznie podreptałem za nią, przecież mam jej pilnować. Nie ukrywam, że bardzo mi to odpowiada. W progu zatrzymała się i odwróciła do mnie sprawiając, że prawie na nią wpadłem.
- Ja pogadam z Mixi o tym co ustaliliśmy, a ty chwile poczekaj - powiedziała i weszła do pomieszczenia, a ja za nią - Rori, daj mi chwilę
- Przecież mam cię pilnować... znaczy ochraniać - mój głos był dość poważny
- Ale tu mi nic nie grozi. Zresztą obiecałeś siostrze, że z nią pogadasz jak ze mną skończysz. Lepiej do niej idź niech się bardziej nie irytuje - skończyła, wypchnęła mnie z pokoju i zamknęła mi drzwi przed nosem
- Jasne szefowo, ale uważaj - wydarłem się przez drzwi i zacząłem zmierzać do wyjścia z domu.
Faktycznie, zapomniałem o Ricie. Dziwne. Ledwo otworzyłem drzwi i siostra od razu rzuciła się do tulenia nie dając mi nawet oddychać. Jasne teraz będzie miła, słodka i takie tam pierdoły.
- Myślałam, że nigdy nie skończycie. Stęskniłam się za tobą - powiedziała i wspięła się na palce żeby spojrzeć mi w oczy
- Tak? - objąłem ją w biodrach i przysunąłem do siebie - A nie chciałaś mi odgryźć głowy? - mruknąłem z chytrym uśmieszkiem
- Oj to było na żarty, co ty nie znasz się? - spochmurniała - Wiesz, bo pomyślałam, że jak teraz z nią pogadasz to wyjaśnisz jej, że jestem dla ciebie najważniejsza i w tedy nawet bym ci pozwoliła z nią wychodzić. Od czasu do czasu oczywiście - zaczęła mi kreślić kółka na barku - Bo jestem prawda?
- Co jesteś? - spytałem lekko zbity z tropu
- No czy jestem dla ciebie najważniejsza - powtórzyła dalej słodkim głosikiem
Odwróciłem się i oparłem siostrę plecami o ścianę, nad jej głową oparłem rękę, a drugą trzymałem jej biodro.
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? - mruknąłem jej do ucha. Zrobiłem to tylko dlatego, bo sam nie znałem odpowiedzi. W ten sposób się speszy i nie będzie chciała ze mną gadać. Nielubi jak jej tak robię. Wiem to strasznie wredne i te sprawy, ale inaczej znowu będzie się wściekać.
- No... - odwróciła wzrok, a ja uniosłem kącik ust - W sumie nie musisz mówić, chyba znam odpowiedź - odepchnęła mnie ręką i ruszyła przed siebie - Idę do domu, jak skończysz się zabawiać to wróć chociaż cały i przed weekendem - dodała i zniknęła za rogiem
W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Argona. Na moją twarz z powrotem wpłynął pewny siebie uśmieszek.
- To gdzie idziemy szefowo? - oparłem rękę obok framugi drzwi, a drugą schowałem do kieszeni
- Szukamy Somniatisa - odparła i przewróciła oczami
- Jakieś sugestie gdzie możemy zacząć? - kobieta zamknęła drzwi i ruszyła do przodu
- Pytałam Mixi gdzie dobrze było by zacząć poszukiwania i podała mi kilka miejsc. W ostateczności mamy iść do herbaciarni Korso, akurat po drodze nam.
Chodziliśmy cały dzień, byliśmy chyba w pięciu różnych miejscach i gościa ani śladu. Zaczynało się ściemniać, a nam zostało ostatnie wyjście. Korso czy jak mu tam było. Zmierzaliśmy właśnie zaułkiem, jak to powiedziała Argona, skrótem. Nie wiem czy to taki skrót ta uliczka się wije i ciągnie w nieskończoność.
- Daleko jeszcze do tej herbaciarni? - spytałem i założyłem ręce za głowę
- Właściwie to tutaj, gołąbeczki - zaśmiał się jakiś napakowany typek i wyszedł z cienia, brwi podjechały mi do góry
- Serio? - prychnąłem - Ale masz jakieś wsparcie? - mina mi zrzedła kiedy zza mężczyzny wyszło kilku przydupasów - Czyli, że masz - podrapałem się po karku
- Rori pamiętasz co ci mówiłam w salonie? - Argona pociągnęła mnie za ramie zmuszając do spojrzenia na nią
- Coś tam kojarzę. Że nie mogę się koło ciebie bić, coś takiego?
- Prawie dobrze...
- Spoko, toooo ja zaraz wracam - puściłem jej oczko i spojrzałem na bandziorów - Tylko tylu was jest? To trochę nie sprawiedliwe. Już mi was żal. A teraz witam w mojej bajce - jak ja lubię dużo gadać.
Przeniosłem przydupasów i ich szefuńcia do mojej głowy. Wybrałem scenerię jakiegoś opustoszałego baru. Ubrany byłem, jak to u mnie w głowie bywa, w długi czarny płaszcz z którego zawsze wyciągam najrozmaitsze rzeczy do robienia ałć, glany i poobdzierane spodnie, do tego ćwiekowane rękawiczki i okularki przeciwsłoneczne. Zapaliłem papierosa i z rozbawieniem patrzyłem na zdezorientowanych przeciwników.
- Skończyliście podziwiać krajobrazy? Wiem, trochę słabe, ale wiecie jak to jest - pojawiłem się zaraz przed ich szefem, który zląkł się mojej teleportacji, lecz sprawnie to ukrył - No budżet mi podcięli - zaśmiałem się i pojawiłem się na ladzie. To co zabawimy się? - Wyciągnąłem zza pleców dwururkę i załadowałem ją.
Przeskoczyłem na stół koło zgromadzonych i zacząłem strzelać. Więc tak liczymy, jeden bandzior, dwa bandziory... psia jucha zgubiłem się. No dobra został szef, w którego o dziwo nic nie wchodziło. Uuuuu to taka walka z bossem, tak? Jak w grach komputerowych? Spokojnie mam coś i na niego. Ale chwila co jest grane czemu dookoła niego jest niebieski obłok? Jak się bliżej przyjrzeć to, tak to jest szkło. Lewitujące szkło którego bynajmniej nie wymyśliłem sobie ja. Więc kto? Chyba, że ten typek wie jak się przede mną bronić, tylko skąd? Skopałem już tyle tyłków, że wszystkie poszkodowane duszyczki złożyły się na jakiś tomik i wydaje się go każdemu nowemu niegrzecznemu chłopcu? Dobre. Ciekawe ile na tym zarabiają... z zadumy wyrwał mnie potężny kopniak w klatkę piersiową. No to jest źle. Typek pojawił się koło mnie, złapał mnie za gardło i cisnął mną o ladę. Z całej siły przywaliłem plecami, z płuc wyleciało mi całe powietrze. Taa... czyżbym przegrywał? Nieeee. To nie możliwe. Normalnie to tak, ale nie u mnie. To je moje pole i te sprawy. Podniosłem się podpierając stołka barowego i roztarłem miejsce w które mnie kopnął. To nie było miłe. Wyciągnąłem z rękawa długi metalowy pręt. Zacząłem biec w stronę przeciwnika i chwile przed nim wyskoczyłem, aby zaatakować z góry. Zamachnąłem się i już miałem wyprowadzić cios gdy wróg złapał za moją broń i wygiął mi rękę. No może nie było to takie hym... mądre, ale przecież nie ja jestem od myślenia. Teraz leżałem pod nim, a na jego obu rękach pojawiły się kamienne kastety. Będzie bolało jak czegoś szybko nie wymyślę. No i się stało, z całej siły uderzył w lewe żebro, potem prawe i tak na zmianę. Nie wiedzieć dlaczego nie mogłem się przeteleportować w inne miejsce. Na chwilę dał mi spokój i się podniósł. Gdy sprawdził, że nie wstaje w jego dłoni pojawił się karabin maszynowy, który wycelował prosto w moją głowę. Tak skończę? Na krótko ta myśl zagościła w mojej głowie, bo wypchnął ją potworny ból żeber. Z nosa poszła mi krew. Aha dostałem pierwsze ostrzeżenie, że już zbyt długo jestem w swojej głowie. Dobra trzeba z nim skończyć, z całej siły kopnąłem pistolet, mężczyzna go nie utrzymał i dostał w twarz. Ups, tak mi przykro. Szybko się podniosłem i wyciągnąłem z kieszeni płaszcza samoprzylepną bombę, przymocowałem ją do jego pleców, przechyliłem jeden ze stołów i skryłem się za nim. Sekundę po tym usłyszałem wybuch i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Drugie ostrzeżenie. Wybuch zmiótł mnie pod ścianę i niefortunnie uderzyłem bokiem o ścianę. Z bólu prawie mnie zemdliło. Nawet nie miałem siły wstawać, a oczy same mi się zamykały. Ostatni raz spojrzałem na pobojowisko i z nieukrywaną radością ujrzałem szkielet bossa. Poziom zakończony. Chyba wybrałem bombę o troszeczkę za dużym polu rażenia, ale i tak jest świetnie. Zamknąłem oczy i wróciłem do normalnego świata. Wszystko wirowało, ledwo udało mi się znaleźć ścianę i się po niej osunąć. Nie wiem ile to trwało w mojej głowie ale tu nie było mnie max 10 min. Gdy wszystko przestało się kręcić zobaczyłem klęczącą obok mnie Argonę. Z nosa znowu poleciała mi krew. Jak dobrze, że żebra tylko bolą, a nie są tak połamane jak w mojej głowie - uśmiechnąłem się w myślach
- Ta dam - wysiliłem się na radosny głos i wytarłem wierzchem dłoni krew znad wargi - Daj mi chwile i zaraz idziemy dalej - mruknąłem, nadal nie wiedziałem dlaczego z tym gościem było mi tak ciężko się rozprawić. Może on miał jakieś super moce w tym świecie, a co dopiero tam. Tak czy inaczej nikt się o tym nie powinien dowiedzieć... Spojrzałem na Argo. A zwłaszcza ona. Na razie.
(Argono? Troszku długie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz