– Nie mam pojęcia – przyznałam z westchnieniem. Camille prychnęła z dezaprobatą i odczepiła się ode mnie. Skorzystałam z okazji i uciekłam na kanapę. Położyłam się na brzuchu, twarzą w poduszkach. Mimowolnie odnotowałam, że pachniały Stevem. Jęknęłam, protestując, gdy Camille ostentacyjnie usiadła na moich nogach.
– Poszłabym na wesele – mruknęłam, przypominając sobie chłopaków z wieczoru kawalerskiego, których dziś obsługiwałam w pubie. – Dawno nie byłam na weselu. Wesela zawsze są super.
– No twoje ze Stevem też takie będzie – powiedziała Camille sugestywnie. Uniosłam się na łokciu.
– Camille Belcourt, ostrzegam cię...
– Dobra, dobra – prychnęła. – A co do wesela, to ja na przykład idę na bal... – zrobiła przerażoną minę. – Zaraz, który dzisiaj mamy?
– Czternasty?
Camille odetchnęła z ulgą.
– No, to idę na bal jutro.
– Idziesz na bal beze mnie? – Spojrzałam na nią z wyrzutem.
– Trzeba było pójść do Pectisu, nie moja wina, że Noctis ma wywalone na wszystkich. – Wzruszyła ramionami. Rzuciłam jej mordercze spojrzenie.
– Na pewno nie idziesz z osobą towarzyszącą – odgryzłam się. Camille westchnęła, kręcąc głową.
– Calia, to nie wesele.
– Gdybyś chciała, to byś mnie wzięła – prychnęłam, znów kładąc się na kanapie z miną obrażonego przedszkolaka. Belcourt uśmiechnęła się wrednie.
– Nie.
– A H A?!
Zrzuciłam ją z kanapy.
– Ała! – zaprotestowała.
– Dobrze –prychnęłam, podnosząc się z sofy. – Super. W takim razie robię konkurencyjną imprezę.
– A pożyczysz mi na bal tę swoją cudowną prześliczną sukienkę? – Brunetce aż zaświeciły się oczy, gdy patrzyła na mnie błagalnie z podłogi. Prychnęłam.
– Żałosne.
Jasne, że jej pożyczę.
(CAMILLE? W KOŃCU XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz