Wydałam z siebie najbardziej żałosny jęk na jaki mnie było stać i spojrzałam na Calię z miną zbitego szczeniaczka.
- No weeeeź. - mruknęłam, uśmiechając się do niej słodko. - Nie bądź takaaaaa. A w ogóle zreflektowałam się - kiedy ta impreza? - dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Sobota? Myślę, że w sobotę - rzuciła. Na widok błysku ducha organizacji w moich oczach szybko zaczęła protestować:
- Onienienienie, Camille - rzuciła stanowczo - Nawet. O. Tym. Nie. Myśl. - ale ja już zdecydowałam.
- Zaproszę wszystkich, których znam! - zerwałam się z miejsca, już w myślach planując jak udekoruję mieszkanie przyjaciółki. - Kupię piñatę! Albo dwie! Albo dziesięć! I tancerki! Trzeba koniecznie ściągnąć tancerki! Znam takie jedne, fajne, fajne - wyciągnęłam telefon i zaczęłam zapisywać wszystko, co musiałam zrobić. - Do soboty strasznie mało czasu, ale ja sobie nie poradzę, no ja?! - rozkręcałam się w swoich planach, co jakiś czas zerkając na Calię, której twarz stawała się coraz bardziej biała, aż w końcu przybrała odcień kredy. Zatrzymałam się na chwilę, by spytać:
- Cal, mam zrobić to sama? Jakoś niewyraźnie wyglądasz...
- Camille - rzuciła w odpowiedzi. - to miała być domówka. Tylko skromna d o m ó w k a. Tam nie ma tancerek. Ani piñat. Ani nawet połowy tych rzeczy, które wymieniałaś. Nawet ich nazw nie jestem w stanie powtórzyć nie mówiąc już o wyjaśnieniu co to jest. A nawet jeśli są, to na pewno nie w TAKIEJ ilości.
- A-ale - zająknęłam się - Nawet tortów nie chcesz?
- Cam. Zajmę się tym - ugięłam się pod jej twardym spojrzeniem.
- Dobra, dobra. Rozumiem - rzuciłam, siadając na kanapie i zakładając ręce jak obrażony pięciolatek.
- Ale sukienkę mogę ci pożyczyć - rzuciła w końcu pojednawczo Calia. Na moją twarz wypłynął triumfalny uśmiech
- No! - odparłam jedynie - Przynajmniej tyle.
- No weeeeź. - mruknęłam, uśmiechając się do niej słodko. - Nie bądź takaaaaa. A w ogóle zreflektowałam się - kiedy ta impreza? - dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Sobota? Myślę, że w sobotę - rzuciła. Na widok błysku ducha organizacji w moich oczach szybko zaczęła protestować:
- Onienienienie, Camille - rzuciła stanowczo - Nawet. O. Tym. Nie. Myśl. - ale ja już zdecydowałam.
- Zaproszę wszystkich, których znam! - zerwałam się z miejsca, już w myślach planując jak udekoruję mieszkanie przyjaciółki. - Kupię piñatę! Albo dwie! Albo dziesięć! I tancerki! Trzeba koniecznie ściągnąć tancerki! Znam takie jedne, fajne, fajne - wyciągnęłam telefon i zaczęłam zapisywać wszystko, co musiałam zrobić. - Do soboty strasznie mało czasu, ale ja sobie nie poradzę, no ja?! - rozkręcałam się w swoich planach, co jakiś czas zerkając na Calię, której twarz stawała się coraz bardziej biała, aż w końcu przybrała odcień kredy. Zatrzymałam się na chwilę, by spytać:
- Cal, mam zrobić to sama? Jakoś niewyraźnie wyglądasz...
- Camille - rzuciła w odpowiedzi. - to miała być domówka. Tylko skromna d o m ó w k a. Tam nie ma tancerek. Ani piñat. Ani nawet połowy tych rzeczy, które wymieniałaś. Nawet ich nazw nie jestem w stanie powtórzyć nie mówiąc już o wyjaśnieniu co to jest. A nawet jeśli są, to na pewno nie w TAKIEJ ilości.
- A-ale - zająknęłam się - Nawet tortów nie chcesz?
- Cam. Zajmę się tym - ugięłam się pod jej twardym spojrzeniem.
- Dobra, dobra. Rozumiem - rzuciłam, siadając na kanapie i zakładając ręce jak obrażony pięciolatek.
- Ale sukienkę mogę ci pożyczyć - rzuciła w końcu pojednawczo Calia. Na moją twarz wypłynął triumfalny uśmiech
- No! - odparłam jedynie - Przynajmniej tyle.
(Cal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz